Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2014, 03:42   #45
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
We współpracy z Sayane

Kaledon

Rozmo
wa pod wrotami prowadzącymi do góry była burzliwa, lecz nie trwała długo. Wierzeje rozwarły się - niestety tylko dla krasnoludów. Jehan nie znał się na podziemnej polityce, ale najwyraźniej brak króla ucinał wszystkie kontakty ze światem zewnętrznym, a mieszkańcy Mitrylowej Hali zostali wpuszczeni jedynie dlatego, że strażnicy obawiali się politycznych implikacji zatrzaśnięcia im drzwi przed nosami. Jak daleko wgłąb góry zdołają dojść - to już inna sprawa.

Natomiast Jehan został na zewnątrz sam jak palec. Spalone sadyby po drodze nie zachęcały do noclegu, a obity tyłek i marne umiejętności - do galopu z powrotem do Ybn. Musiał radzić sobie inaczej. Na szczęście strażnicy nie mieli zamiaru pozostawiać go na pastwę losu gdy wyłuszczył im swój problem. Co prawda do zapadnięcia zmroku musiał szwędać się wraz z koniem po okolicy i nie przeszkadzać krasnoludom w wykonywaniu ich pracy (co, z braku gości, polegało głównie na gapieniu się przed siebie), jednakże potem został przez nich zaproszony do niewielkiej strażnicy wewnątrz góry, zaraz za potężnymi wierzejami. Nie było tam luksusów - średniej wielkości komnata z dwiema pryczami, dużym kominkiem, stojakiem na broń, skrzynią, stołem i krzesłami, malutka kuchnia i wychodek. Przechodząc przez bramę Jehan zauważył stojący na podwyższeniu olbrzymi róg - jego dźwięk z pewnością zaalarmowałby nie tylko najbliższe posterunki, ale i całą górę. Kobyłkę przywiązał nieopodal - jeden z brodaczy podstawił jej wiadro wody, ale Amnijczyk miał niejasne wrażenie, że rankiem każą mu po swoim wierzchowcu posprzątać.

- Jeszcze raz dziękuję - odezwał się Jehan, sadowiąc tyłek na zydlu - i moje kondolencje z powodu śmierci waszego Króla. Jak to się stało? Nie domagał na zdrowiu ostatnimi czasy?

- Królowi nic nie dolegało. Valin Thunderstone był jednym z naszych najznamienitszych wojowników i cieszył się doskonałym zdrowiem - sztywno rzekł krasnolud we wspólnej mowie. Akcent miał twardy, ale dało się go zrozumieć. Najwyraźniej uznał, że Jehan nie zna krasnoludzkiego wystarczajaco dobrze, skoro nie wyciągnął wniosków z rozmowie przy bramie. - Zabiła go banshee w czasie ataku nieumarłych zeszłego dnia.

- Banshee - powtórzył głucho Amnijczyk. - Więc i u was zmarli nie chcieli grzecznie spać w grobach? Ybn Corbeth miało ten sam problem, podczas zaćmienia i w nocy. Zawodząca Kobieta i tam zawitała. Źle się dzieje, oj źle. Tylko dlaczego?

Krasnolud wzruszył ramionami i dolał sobie grzanego piwa.
- O tym już debatować kapłanom, nie nam.

- Prawda - chłopak pokiwał głową. - Zastanawia mnie jednak fakt, jak banshee zdołała zabić waszego Króla i jak nieumarli sforsowali bramę. To naprawdę wielka i imponująca brama, więc mniemam, że macie gdzieś w środku nekropolię. Mylę się?

- Oczywiście, że sforsowali, widziałeś przecież gruz zamiast bramy - sarkastycznie rzucił drugi ze strażników. - A nasi kapłani są takie lebiody, że nawet grobów poświęcić nie umieją. Wasi na cmentarzach nie tańczyli?

- Daj pokój - machnął ręką pierwszy. - Dziwa się dzieją, to i każdy głupieje. Oczywiście, że nieumarli nie sforsowali niczego, a kamienie w grobowcach nawet nie drgnęły. Ale duchom i innym zmartwychwstałym bez cielesnej powłoki drzwi i ściany w niczym nie przeszkadzają. Poza tym szyby wentylacyjne czy kominy również zapewniły im dostęp. A z takimi to już tylko albo czarami, albo zaklętą bronią walczyć, więc… - zrobił nieokreślony gest. - Król walczył dzielnie i w zasadzie to on bronił swoich strażników, ale… - Jehanowi wydało się, że pośród gęstych kędziorów brody zobaczył łzę.

- Za poległych - Jehan uniósł kufel piwa, nie mogąc znaleźć lepszej odpowiedzi - i za Króla.

Krasnoludy dołączyły do jehanowego toastu. Piwo przyjemnie grzało, rozlewając ciepło po całym ciele. Jehan z trunków wolał wino, ale jego szczęście było już prawdopodobnie na wyczerpaniu i nie zamierzał wybrzydzać. Zdecydowanie wolał spać w strażnicy, niż na zewnątrz.

- Niespokojne czasy - odezwał się Amnijczyk, cytując ulubione powiedzenie ludzi, gdy coś zaburzało rutynę. - W Ybn Corbeth, jak mówiłem, tak samo. Zmarli wstali z grobów. Nawet Ojciec Założyciel nie spał spokojnie i zjawił się z ostrzeżeniem. Przepowiednie, proroctwa, nie na mój to rozum. Słyszeliście kiedyś o Królach Gór? Bo ja z całą pewnością nie, nie licząc rozmów o was, panowie krasnoludy.

- Hehe, pochlebca - zarechotał drugi ze strażników - a nawet się nie przedstawił.

- Wybaczcie nietakt
- odparł chłopak. - Jehan Lachance.
- Mam nadzieję, że nasz król nie będzie się nikomu objawiał, jeno spocznie w pokoju, choć był on prawdziwym królem, nawet jeśli tylko tej góry - smętnie westchnął pierwszy. - O innych nie słyszeliśmy.

- Krasnoludy z Mitrylowej Hali będą miały używanie - burknął pierwszy. - Burdel się teraz zrobił i tyla.


* * *


Na szlaku

Jehan spał w nocy jak zabity, odsypiając tę ostatnią, niemalże w całości nieprzespaną. Nie przeszkadzał mu ani chłód, ani hałas - zwłaszcza, gdy zmęczenie i lekki rausz zaczęły dawać się we znaki. Obudził się na krótko po wschodzie słońca, jak to miał w zwyczaju. Może i strażnica nie miała okien, ale jehanowy zegar biologiczny działał jak należy. Wyplątawszy się z płaszcza robiącego za kołdrę, zjadł skromne śniadanie, skorzystał z wychodka, posprzątał po colbertowej kobyłce i ruszył w drogę powrotną do Ybn Corbeth, uprzednio dziękując gospodarzom za nocleg.

Jehanowi samotna podróż nie za bardzo pasowała, nie wiedzieć czemu. Zgubić, się nie zgubi, pamięć miał dobrą i uważnie notował trasę poprzedniego dnia. Słońce wisiało na niebie, więc zmartwychwstańców raczej nie napotka. Jedynym zagrożeniem były zbójnicze bandy, ale wspomniani zmartwychwstańcy zapewne zajęli się nimi nocą. Mimo wszystko Amnijczyk czuł się jakoś nieswojo podczas jazdy.

Ostatnimi czasy szczęście nie za bardzo mu dopisywało.
 
Aro jest offline