Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2014, 09:27   #15
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Konkrety, konkrety. Lubił gdy ktoś liczył się z jego zdaniem. Lubił gdy zamiast dywagować, planować i zwyczajnie pierdolić przechodziło się do działania. Rozmowę z Barneyem skwitował drobnym uśmieszkiem, tak rzadko pojawiającym się na jego gębie ostatnimi czasy, oraz szybkim skinięciem głowy. Pozostało szybko się przygotować i ruszyć w drogę. Mołotow czuł we krwi, że coś się święci. Stał obok nogi swego pana gapiąc się na niego jakby Vinc miał zaraz wyciągnąć kawałek wołowiny, od czasu do czasu poruszając się energicznie jakby chciał zwrócić na siebie uwagę i powiedzieć "jestem gotowy, chodźmy!". Pietrow nie miał zbyt wielu rzeczy w swoim dobytku. Łuk, strażacki toporek, jednego gnata, którego nazwy nawet nie znał, kilka drobnych gadżetów potrzebnych do życia w podróży i wierne, zmutowane psisko. Od kiedy na stałe zagnieździli się w bunkrze pies stracił swój entuzjazm, chodził przytłumiony i tylko zmieniał miejsca drzemki na chłodnej, betonowej posadzce.

-Co się gapisz stary druhu?- spytał Mołotowa unosząc brew. Bydle wielkości szarego wilka siedziało nieustannie wpatrując się w poczynania swego pana. Vinc usiadł na swoim "posłaniu" biorąc kilka wdechów. Od wielu dni nie był na zewnątrz, a miał już swój wiek. Jeśli straci dryg będzie kompletnie bezużyteczny kompanom. Niby nieustannie, w każdej wolnej chwili ustawiał sobie prowizoryczną tarczę z kilku zbitych razem desek i strzelał z łuku, lecz to nie było to samo. Tu był w pełni sił, nie naciskany stresem powodowanym napiętą sytuacją.
-Ruszamy?- spytał a pies zaskomlał w odpowiedzi. Vinc skinął głową i wstał. Strażacki toporek, z którym się nie rozstawał wetknął za pasa, jak zwykle. Kołczan z strzałami był na miejscu. Złapał łuk oparty o ścianę i ruszyli w drogę.


Gdy wyszedł na zewnątrz odetchnął z ulgą. Zimny wiatr od razu musnął jego twarz, prawie zrzucając z głowy kapelusz, który Vinc tylko lekko nałożył na głowę. Na jego twarzy pojawił się prawdziwie szczery uśmiech. Mołotow skakał po śnieżnych zaspach jakby był jakąś sarną czy innym parzystokopytnym bydlęciem.
-Chodź pojebie. Mamy robotę.- rzucił do psa. Mołotow stanął w miejscu spoglądając ciekawsko na swego pana po czym radośnie dokicał do nogi Pietrowa. ~Ślady. Wszędzie ślady...~ pomyślał na widok odbitych stóp czarnoskórego mutanta. Wyznaczały trasę na wschód, lecz i prowadziły do bunkra. Po jakimś czasie w końcu dotarł na wybrzeże. Była tu opuszczona osada, lecz aktualnie ktoś postanowił zasiedlić ją na nowo.

Vinc przykucnął za zasypanym śniegiem krzakiem przyglądając się dwójce osobników. Pracowali szybko i intensywnie. Vinc nie rozglądał się dookoła. Miał ogromny atut w postaci Mołotowa. Pies dużo żarł i miał smrodliwe gazy, ale żadna z jego wad nie przeważała nad zaletami w postaci genialnego słuchu czy wyczulonego węchu. Człek wiedział, że nikt go od tyłu nie zajdzie cichaczem, gdyż pies od razu coś by dostrzegł usłyszał lub wyczuł informując o tym pana.
Mężczyzna wziął głęboki wdech. Przez chwilę bił się z myślami czy nie podejść bliżej, lecz rozsądek a może po prostu strach o własne życie zwyciężyły i pół Rus, pół amerykanin ruszył wartko z powrotem do bunkra. Miał zamiar zdać Barneyowi dokładny raport i trza było zdecydować co dalej.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline