Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2014, 14:17   #10
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Książę nalegał by wyruszyli niezwłocznie. W końcu nie można pozwolić by Guido le Beau zanadto się oddalił. Zarządca dopilnował by zwrócono im cały dobytek, który przy nich znaleziono. Grim dostał więc swoją księgę, a Degnir miecz na którym mu tak bardzo zależało. Berwikowi zaś zwrócono cenne przedmioty, które udało mu się znaleźć w nawiedzonym domostwie. Zaprowadzono ich następnie do stajni gdzie każdemu przydzielono konia. Jak się wkrótce okazało ich przewodnikiem miał być rycerz, który przedstawił się jako Groubert. Był to niezwykle ponury i małomówny mężczyzna, porozumiewający się za pomocą pomruków i półsłówek. Przedstawiony bohaterom nie powiedział nawet dzień dobry, tylko wsiadł na konia i rzucił za siebie "jedziemy", po czym ruszył stępa. Śmiałkowie musieli się pośpieszyć z wsiadaniem, żeby nie zgubić swego przewodnika. Najgorzej w tym względzie miał Degnir, który tylko z pomocą zydla dosięgnął w końcu strzemienia.

Droga przedstawiała się pięknie. Letnie słońce ogrzewało przyjemnie wędrowców. Nie było upału a na niebie przesuwały się z wolna białe chmurki. Droga wiodła jak strzelił na południe. Niewysokie wzgórza ustąpiły z czasem miejsca rozległej równinie. Dalej na południe wjechali w las po przejechaniu którego ukazały im się mury jakiegoś miasta. Groubert poinformował ich, że właśnie dotarli do Merton. Nie chciał jednak słyszeć o postoju i nalegał, by jak najszybciej przejechać miasto i ruszyć dalej. Dopiero stanowcza postawa Berwika, który miał przecież trochę dobra do spieniężenia sprawiła, że rycerz ustąpił, choć bardzo niechętnie. Kupcy u których próbował sprzedać łupy patrzyli na niego podejrzliwie i nie bardzo chcieli płacić, ale widząc podróżującego z nimi bretońskiego rycerza nieco łagodzili swoje podejście. Ostatecznie udało mu się wszystko sprzedać za połowę wartości. To i tak sukces. Zgarnął całe sześćdziesiąt pięć złotych ecu. Za namową Degnira zaopatrzyli się w bukłaki i prowiant na tydzień oraz specyfiki niezbędne do praktyki medycznej. Zapłacili za wszystko trzy ecu i dziesięć szylingów. Można było ruszać dalej.

Po przejechaniu Merton jechali dalej równiną pokrytą polami uprawnymi i pastwiskami. Mijali z rzadka pozdrawiających ich chłopów i niewielkie wioski. Pod koniec dnia pogoda zaczęła się psuć. Niebo zasnuły ciemne chmury a rozlegające się od czasu do czasu grzmoty zwiastowały nadciągającą burzę. Groubert niespokojnie spoglądał w niebo, ale wkrótce się uspokoił bo na horyzoncie pojawił się ostrokół kolejnej osady.

- Portsall- rzucił za siebie- Popas. Znajdziemy jakąś karczmę.

Poszukiwania nie trwały długo, bo w centrum osady znajdował się interesujący ich budynek. Śmiałkowie zauważyli niemałe zamieszanie przy wejściu. Stał tam powóz z którego właśnie wynoszono mnóstwo bagaży. Było pełno służby. Z trudem dopchaliście się do stajni by powierzyć stajennemu wasze konie. We wnętrzu gospody rozgardiasz był nie mniejszy. Służący wnosili na piętro bagaże, natomiast gospodarz dyskutował o czymś zawzięcie ze skrybą, który miał przy pasie nader wypchaną sakiewkę. W końcu karczmarz znalazł dla was nieco czasu.

- Witajcie!- powiedział przepraszającym tonem- Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać, ale jak widzicie, mamy wielce szlachetnych gości. Markiza Blaise d'Arod zaszczyciła nas swą obecnością i musimy poczynić jeszcze wiele przygotowań. Prawdę mówiąc, sam nie wiem od czego mam zacząć. Chcecie wynająć pokój? Co ja plotę, oczywiście, że chcecie! Wybaczcie mi jeszcze raz, to zajmie tylko chwileczkę.

Kolejnych kilka minut upływa wam na obserwacji korowodu służących, których gospodarz kieruje do pokojów markizy. W końcu wrócił do waszego stolika.
- Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Zapowiada się ciężka noc. Może coś do picia?

Po odebraniu zamówienia karczmarz na chwilę znikł na zapleczu. Niedługo potem pojawiły się dziewki służebne niosące po kuflu piwa i miski ze strawą.

Zauważyliście, że przy sąsiednim stoliku siedzi jakiś wysoki i muskularny mężczyzna i siłuje się na rękę ze zbrojnymi markizy. Walka toczy się o złote monety. Pozostali zbrojni stoją wokół i głośno dopingują popijając piwo z kufli.

Grimowi i Berwikowi udaje się wyciągnąć ze sług markizy, że zmierza ona na zamek Lyonesse by poddać się osądowi księcia w jakiejś sprawie prawnej. Ponoć oskarża się ją o zabicie szlachcica, który zginął na wystawianym przez nią balu. Nikt z otoczenia markizy nie wierzy w prawdziwość tych oskarżeń.

Chwilę później na zewnątrz rozpętuje się ulewa, a do środka wchodzą trzy zakapturzone postacie. Wieszają przemoknięte skórzane płaszcze przy kominku żeby obeschły, wynajmują pokój i siadają przy jednym ze stołów.

Z pietra schodzi lokaj w liberii i zwraca się do wysokiego mężczyzny siłującego się na rękę. Mówi mu, że markiza nakazuje mu iść na górę do swojego pokoju. Obawia się, że może dojść do kontuzji. Spytany o mężczyznę jeden ze sług markizy mówi, że jest on jej szampierzem i nazywa się Bruno Franke. Bruno nie zamierza porzucać zabawy i obrzuca lokaja stekiem wyzwisk. Ten pośpiesznie wycofuje się na górę. Po kilku minutach schodzi markiza i każe Brunowi iść spać, co szampierz z niechęcią robi.

Około dwudziestej pierwszej trzydzieści przyjeżdża kolejny powóz. Wysiada z niego młoda para i po wynajęciu pokoju od razu idą na górę. Jest jasne, że świata poza sobą nie widzą. Zapytani o nich woźnice mówią, że to nowożeńcy.

Po około pół godzinie z góry schodzi sługa markizy i każe służbie iść spać do sali wspólnej, gdyż o świcie mają ruszać. Ludzie markizy opuszczają salę biesiadną. W tym samym czasie z góry schodzi ów młodzian- nowożeniec. Podchodzi do niego jeden ze sług markizy i coś mówią. Niezbyt zadowolony młodzieniec zamawia butelkę wina i wraca na górę.

Dziesięć minut później do sali biesiadnej ponownie schodzi Bruno Franke. Szczerzy się od ucha do ucha i z udawaną bojaźliwością rozgląda się wypatrując sług markizy. Każe karczmarzowi podać sobie piwo i dolewać na bieżąco. Przysiada się do stolika woźniców i po chwili siłuje się z nimi na rękę. Jeden ze służących przynosi do stolika przy którym siedzi szampierz tacę z kuflami piwa. Jeden z woźniców sięga po kufel i pije, po czym zwala się jak długi na ziemię. Bruno mówi coś o pijakach ze słabą głową. Zauważacie, że jeden z ludzi karczmarza z bardzo nieszczęśliwą miną wychodzi po tym incydencie na zewnątrz.

Groubert uznaje, że wystarczy na dzisiaj tego siedzenia i idzie na górę. Na odchodne mówi.

- Idźcie spać jutro czeka nas ciężki dzień.

Z góry schodzi ubrany w koszulę nocną jeden z gości. Zamawia butelkę brandy i wraca na górę. W tym samym czasie jeden z "zakapturzonych" idzie na górę. Pozostali dwaj po kilku minutach robią to samo.
 
Ulli jest offline