Morze… było piękne. Ale podróż nudna. W półmroku narastała frustracja, ale w jego przypadku zmieniała się w letarg. Skulony w swoim kącie półprzymkniętymi oczami obserwował sytuację. Nie mieszał się w sprzeczki, nie przechwalał ilością zabitych wrogów, nie opowiadał o bitwach, które stoczył… i nie wdawał się w bójki. Całą podróż wydawał się ospały i nieobecny… z wyjątkiem momentów, gdy czuł się zagrożony. Wtedy… wydawał się inny, szybszy i skupiony. Jak przyczajony drapieżnik.
Harep-Serap odetchnął pełną piersią i rozejrzał się po mieście. Półprzymknięte oczy powoli otwierały się szerzej. Z każdym krokiem leniwe ruchy jego ciała, stawały się energiczniejsze. Odżywał.
Podróż przez morze była dla niego snem… długim i męczącym. Ale jak każdy sen i ta podróż się zakończyła.
Miał już na sobie swój pancerz… Stary i zryty rysami, śladami dawnych bitew. Miał swój… miecz.
Ostrze które towarzyszyło mu w wielu bitwach. Broń którą zdobył kiedyś… gdzieś. Tyle bitew, tyle wojen jakie przeszedł, tyle potyczek. Z czasem wszystkie zaczęły się zlewać w jego wspomnieniach, w jedną wielką wojnę, której początek i koniec… a nawet cel, nie miał znaczenia. Ot jeden niekończący się ciąg rozlewu krwi.
Miecz zawirował w jego dłoni ostrze przecięło powietrze. Wszystko było z nim w porządku. Po tej małej inspekcji uzbrojenia ruszył w kierunku miasta.
Szczupły i dość niski, bardziej zwinny niż mocarny. Ale wojownik w każdym calu.Skupiony i czujny, rozglądający się po tym nieznanym mu miejscu i obcej kulturze.
A potem… ona zagadnęła. I nastąpiła wymiana.
Czerwona tabliczka… numer “24”. Harep-Serap co prawda nie miał nic przeciwko trzem dziewuchom z toporami, wszak… cóż…. w końcu różniły się od trzech mężczyzn z toporami tylko tym, że były zapewne ładniejsze. Ale… też nie zależało mu specjalnie na tym. A skoro ona chciała?
Harep-Serap obserwował ją jak odchodziła. Wodził za nią wzrokiem, przyglądając się temu z kim owa kobieta rozmawia, z kim się dogaduje. Z czego zrezygnował.
A co dostał? Tajemniczą tabliczkę i tajemniczą trójkę kompanów, kimkolwiek oni byli. Dla Harep-Serapa nie miało to znaczenia. Walczył i po stronie dzielnych obrońców niewinnych, jak i po stronie najeźdźców łupiących spokojne królestwa. Wojna nie zna dobra i zła. Takoż i on nie rozróżniał. Nie miało więc znaczenia, kim będą jego sojusznicy. On zrobi swoje.
Oparty o beczkę przez dłuższą chwilę obserwował ową kobietę z jego tabliczką, potem na moment przerzucił uwagę na mężczyznę o włosach… które przypominały mu dom. Tylko na chwilę. ostatecznie tęsknota za domem, była obcym mu uczuciem. Bardziej zwrócił jego uwagę brodaty hałaśliwy wojownik stojący dość blisko niego. Hałaśliwy i dość żywiołowy mimo swego wieku. Interesujący… bardziej niż człowiek przywodzący ulotne i mało znaczące wspomnienie miejsca, w którym się urodził.
Ruszył więc w końcu za nim do karczmy, by być może zagadać do niego. Być może… Wszak w karczmie mógł trafić na kogoś ciekawszego. A i po tej całej podróży należał mu się porządny posiłek.