Życie jest przewrotne. Do takiej refleksji doszedł Gundram który zmoknięty przesiadywał pod rozłożystym konarem starego dębu w ciemną noc. Jeszcze kilka dni temu wygrzewał tyłek w karczmie, a teraz miał zakaz wstępu do miasta i świat przed sobą. Z całej tej sytuacji wyszedł całkiem pomyślnie, w sakiewce wciąż wesoło pobrzękiwały monety, ciała chroniła nowiuteńka zbroja, a w plecaku? Nie lada gratka.
Opryszek z błyskiem w oku wyciągnął z tobołu dwa nagie miecze, i to właśnie w tym momencie gdy reszta drużyny nieporadnie strugała drewniane dzidy krzywymi finkami. - Mieczów ci u nas dostatek, tylko co ja zrobię z tym jednym co mi ciąży he? - przy czym znacząco postukiwał płazem o płaz - kto mi za to da, co mi za to da? Licytujcie się bo się rozmyślę. Pieniądze mnie nie interesują. - Nie mógł się doczekać co też wymyślą jego kompani, liczył że będzie wesoło.
Niezależnie od tego co się w lesie wydarzyło, o świcie hałas przyciągnął ich do małej leśnej osady w której na placu zebrała się gawiedź by obejrzeć ścięcie głowy. Gundram miał dość krwi na dłuższy czas, zamierzał trochę odpocząć i przed południem wyruszyć w dalszą drogę, do najbliższej wioski nad rzeką, z której mógłby spłynąć w głąb Imperium.
Gdy postawny mężczyzna zwrócił się do nich z pytaniem, dłuższy czas nic nie mówił, spoglądając na jego poplamiony krwią strój. Gdy już się zebrał rzekł: - Podróżujemy, nie zabawimy długo. Gdzie mogę kupić prowiant i piwa w bukłaku? Którędy do rzeki? |