Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2014, 13:20   #150
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Paranoiczne piekło zniknęło. Jego miejsce na powrót zajęła długo wyczekiwana normalność oceanicznego rejsu. Czy była owym “dryfem”...a może tak naprawdę Julia zwariowała i cały upiorny epizod rozegrał się tylko wewnątrz jej głowy?
- Boże, co ja zrobiłam? - wyszeptała pobladłymi wargami, odsuwając się w panice od Rodrigueza. Leżący w pościeli mężczyzna w niczym nie przypomniał szaleńca, który jeszcze przed chwilą chciał nakarmić ją ludzkim mięsem. Był taki... zwyczajny. Potrafiła powiedzieć o nim wszystko: co lubi, co go denerwuje, czego się obawia. Dziesiątki razy zasypiała obok niego, nie musząc się o nic martwić.
A teraz go zabiła...w koszmarze czy na jawie, nieważne. Zrobiła to bez litości, konsekwentnie. Została mordercą i nic nie mogło tego zmienić.
Rzucone do tyłu ręce napotkały pustkę i dziewczyna zleciała na podłogę, razem z poznaczoną rdzawymi zaciekami kołdrą.

Rozpacz i wyrzuty sumienia darły pazurami ochłap w klatce piersiowej, niegdyś będący jej sercem. Gorące, pełne goryczy łzy potoczyły się dwiema strugami po policzkach rozmazując smugi krwi i skapnęły na pomiętą bluzkę, barwiąc ją na różowo. Metaliczny odór rzeźni kręcił w nosie. Julia dobrze pamiętała radość i podniecenie, towarzyszące momentowi ataku. Dzikie pożądanie i chęć, by uderzyć jeszcze raz i jeszcze raz. Posmakować krwi, wgryźć się w drgające spazmatycznie ciało.
- Tak mi przykro, Diego - załkała, gramoląc się z powrotem na łóżko. Musiała coś zrobić, jakoś się przygotować na powrót do koszmaru. Bez broni, otoczona przez potwory i szaleńców, miała marne szanse na przeżycie.
Odwróciła głowę, nie mogąc znieść oskarżającego spojrzenia ciemnych oczu. Na ślepo sunęła dłonią po nieruchomym ciele aż napotkała na swojej drodze przeklęty nóż. Zdrętwiałe palce zacisnęły się na śliskiej od posoki rączce i szarpnęły.

Ostrze wysuwało się powoli, ociężale, a każdemu uwolnionemu centymetrowi towarzyszył coraz głośniejszy płacz. W końcu dziewczyna zaczęła wrzeszczeć głośno i żałośnie. Krzyk wibrował w powietrzu, niosąc ze sobą ból i poczucie straty. Nieartykułowany sprzeciw wobec niesprawiedliwości, mający na celu zagłuszenie winy.
- Lo siento...bebé. Lo siento mucho - wydusiła z siebie i wstała się na równe nogi, trzęsąc się niczym w gorączce. Omiotła wzrokiem pokój, szukając czegokolwiek, co mogłoby się jej przydać. Skoro kosa przeskoczyła razem z nią do drugiej rzeczywistości, może inne przedmioty zareagują podobnie.

Pokój wyglądał zwyczajnie, tak jak go zapamiętała.Nie było w nim nic, co by nie pasowało do wystroju kabiny pieczołowicie aranżowanego przez speców od wizerunku “DESTINY”.

Nagły spazm zgiął ciało Julii, posyłając ją na kolana. Szloch przerodził się w opętańczy chichot. Ni jak nie potrafiła opanować targających nią emocji. W jednej sekundzie rozpacz paraliżowała wszystkie mięśnie dziewczyny, w następnej olbrzymia ulga wręcz rozsadzała ją od środka. Podpełzła do stojącej obok łóżka szafki, wyciągając pokrwawioną dłoń w kierunku szuflady. Tylko idiota nie wykorzystałby danej od losu okazji, musiała działać szybko. Zagadką pozostawało ile czasu spędzi jeszcze w normalnym świecie. Tym razem zaopatrzy się chociaż w wodoodporne źródło światła i jakiś alkohol. Alkohol jest dobry - tłumi wyrzuty sumienia, pozwala jakoś przeć przed siebie mimo przeciwności losu.

Ogarnij się, kurwa! Naćpałaś się i zabiłaś Diego ty głupia szmato! Piekłem się nie wykręcaj, to wszystko twoja wina! - cienki, nienawistny głosik wewnątrz jej głowy darł się niemiłosiernie. Julia olała go, woląc przygotować się na najgorsze. Z całego serca starała się uwierzyć w dualizm rzeczywistości. Dodatkowe wątpliwości były jej do szczęścia niepotrzebne.

Gdzieś, z górnych pokładów usłyszała głośniejszy śmiech. Zdawał się wybijać ponad gwar głosów imprezowiczów, górować nad nimi, w jakiś sposób .. dominować. Nie wiedziała czemu, ale ten śmiech poruszył w niej jakąś strunę. Bała się go bardziej, niż krwi na swoich rękach i trupa Diego z rozprutym brzuchem tuż obok, w tym samym łóżku.

Gromki śmiech nabierał mocy. J.J. wydawało się, że osacza ją z każdej strony i wbija w zachlapany dywan. Zwinęła się w kulkę, przyciskając czoło do ud i podniosła ręce do uszu, jak gdyby bariera z krwi i kości mogła ochronić ją od źródła hałasu. Ukryć przed tym, co znajdowało się na górnym pokładzie.
“Piekło. Zimny wiatr. Mgła i coś, co w niej poluje. Zabija każdego, kto się tam pojawi” - słowa Rodrigueza powróciły do niej, zagłuszając na krótką chwilę złowieszczy rechot.
- Ciiicho...cicho, cicho, cicho, cicho…bo cię usłyszy. Bądź cicho - szeptała gorączkowo, z trudem powstrzymując krzyk rodzący się ponownie wewnątrz gardła. Musiała zachować ciszę, o ile chciała żyć.

Ostrożnie podniosła się wpierw na klęczki, potem dźwignęła na wpół sparaliżowane ciało i usiadła na brzegu łóżka, uparcie odwracając głowę. Na obecną chwilę nawet pobieżny rzut okiem na meksa był ponad jej siły. Zamiast tego skupiła się na poszukiwaniu latarki. Odkleiła lewą rękę od policzka i szarpnęła nią za uchwyt szuflady, modląc się w duchu o cud.

Latarki nie było.Cud nie nastąpił.

Czego ja się spodziewałam? - westchnęła w duchu. Może jeszcze powinna posłać stewarda po karabin maszynowy i śmigłowiec...ale spokojnie. Gdzieś, w którejś szafce na bank znajdowały się chociaż głupie zapałki. Obsługa musiała wpakować do apartamentów coś, co w razie awarii prądu pomoże pasażerom odnaleźć się w ciemności. Wszystko po kolei...byleby zbędnie nie panikować. Dość już paniki, która nie wnosi nic pożytecznego.

Siedzenie na dupie mijało się z celem. Samobójstwo również odpadało. Nawet gdyby uciekła w ten sposób daleko by nie zawędrowała. Coś mówiło jej, że prędzej zmieniłaby się w kolejne widmo niż znalazła się wśród chmurek i aniołków z harfami. Ze swoją imponującą listą grzechów prędzej trafiłaby do kotła vip w najgłębszym kręgu Piekła...czyli nie patrząc gdzieś na górnym pokładzie.

Paavo, musiała znaleźć Paavo. Znaleźć, przycisnąć i dowiedzieć się o co tu do ciężkiej cholery chodzi. Skąd wzięła się ta cała menażeria, żywcem wyjęta ze snu wariata. Najrozsądniejszym wyjściem pozostawała wycieczka do sektora obsługi. Według słów jednego z kanibali, tego z zachrypniętym głosem, właśnie tam zniknął koleś odpowiedzialny za masakrę ex-bandy Rodrigueza. Julia potrzebowała kogoś takiego - osoby z jajami zdolnej do obrony siebie i ewentulanie nadprogramowego balastu. We dwójkę zawsze raźniej...i bezpieczniej. Przydałoby się też przedrzeć do radiowęzła i nadać wiadomość dla reszty ocalonych. Ostrzec ich, by pod żadnym pozorem nie zbliżali się do tajemniczego “Piekła”.
- Dużo się tego robi - dziewczyna mruknęła z rezygnacją. Plan obrastał w kolejne podpunkty, knucie pozwalało zebrać się do kupy. W wolnej chwili przeanalizuje ponowie poszczególne części i wybierze to co najważniejsze.

Dryf mógł skończyć się w każdej chwili, marnowanie cennych sekund było ostatnim na co mogła sobie teraz pozwolić. Obróciła się w stronę trupa, zaciskając zębami dolną wargę. Ból ją otrzeźwił, przynajmniej przestała się mazać, a zaczęła myśleć. Przeskoki pomiędzy rzeczywistościami miały coś wspólnego z cholernym meksem i jego śmiercią. Julia odsunęła pokrwawioną pościel, obnażając ciało. Szukała jakichkolwiek anomalii, znaków i tatuaży, których wcześniej nie było.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline