Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2014, 20:23   #336
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie urok...
Nafaszerowany strzałami truposz lazł do przodu jak głupi, jakby stopniowa zamiana w jeża w niiczym mu nie przeszkadzała. Na szczęście pomysł Dietricha z łańcuchem okazał się trafny, i przy wydatnej pomocy niebios udało się pozbyć czarnego jak węgiel potwora, a parę uderzeń serca później pozbawiony głowy Ulfhednar zwalił się na ziemię.
Teraz trzeba było jeszcze zadbać o własne głowy... A Konrad głowę by dał, że Gomrund ma rację, że trzeba uciekać. Zamek drżał w posadach, zaczynał się walić, a Konrada niezbyt obchodziło, czy powodem jest gniew bogów, trzęsienie ziemi, czy szczuroludzie, podkopujący w pocie czoła fundamenty.
Uciekać - jak najszybciej i jak najdalej - tak nakazywał rozsądek.

Gdyby Konrad był sam, zapewne dałby sobie radę. Lina przywiązana do łańcucha, łańcuch wyrzucony za okno... w parę chwil Konrad byłby daleko, w wodzie. A tak...
Julita na szczęście otworzyła oczy i chociaż stale wyglądała na oszołomioną, zaczynała jakby rozumieć, co się dzieje dokoła.
- No już, wstawaj. - Konrad spróbował podnieść Julitę. Udało mu się to za drugim razem. - Wstawaj - powtórzył, tym razem niepotrzebnie - i idziemy.
Nie dodał "bo się wszystko wali nam na głowy", bo uznał, że taka zachęta nie jest do niczego potrzebna.

Krok, drugi, trzeci... Julita zatoczyła się, ale, jakimś cudem, ustała na nogach.
Cóż z tego, skoro dwa kroki później nie raczyła zauważyć schodów i o mały włos znalazłaby się na parterze w nad wyraz przyspieszonym tempie.

- Ostrożnie, uważaj. - Konrad podtrzymał ją w ostatniej chwili. - Przypomnij sobie, jak się schodzi po schodach.

Julita spojrzała najpierw na Konrada, a potem pod nogi.
- Nic nie piłam, kapitanie - powiedziała nieco niewyraźnie. - Przysięgam... - dodała, usiłując podnieść rękę, co zaowocowało kolejnym zachwianiem się.
- Wiem, wiem - zapewnił ją Konrad. - A teraz idziemy. Trochę tu nierówno, ale dasz radę.

Najtrudniejszy, jak powiadają, jest pierwszy krok.
Bzdura kompletna.
Z pierwszym jeszcze jakoś poszło, ale po dwudziestym kroku (i stopniu równocześnie) Konrad miał dosyć i Julity, i schodów. I zamku.
- Nigdy więcej schodów! - mruknął niechętnie, w duchu postanawiając przez najbliższy rok trzymać się z daleka od wszelakich schodów.
- Nigdy więcej - zgodziła się z nim Julita, która po raz kolejny źle postawiła nogę i omal nie zleciała, pociągając za sobą i Konrada.

W końcu jednak znaleźli się na parterze.
- Poczekaj chwilkę na mnie - powiedział Konrad. - Nigdzie nie odchodź - dodał.
- Tak jest, kapitanie. - Julita spróbowała niezbyt udanie zasalutować.

Musieli i tak poczekać na Gomrunda i Dietricha, o Sylwii i jej wielbicielu nie wspominając. Można było wykorzystać te kilka chwil i zaopiekować się kilkoma drobiazgami, które z pewnością wolałyby trafić do Konradowego plecaka, niż przepaść pod gruzami zamku.
Wielka srebrna patera, z której z pewnym żalem musiał zrzucić jedzenie, oraz dwa trójramienne świeczniki z jeszcze szlachetniejszego kruszcu zmieniły właściciela, stając się częścią rekompensaty za zatopiony "Świt".

Zdążył wrócić akurat by podtrzymać osuwającą się na podłogę Sylwię. I zobaczyć Gomrunda, targającego bagaż w postaci Dietricha.
- Chodź, Julitko, idziemy dalej - powiedział, po czym ruszyli dalej, w stronę wyjścia.
 
Kerm jest offline