Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2014, 22:29   #95
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teodor Wuornoos


Ile czasu spędzili na łodzi płynąc podziemną rzeką? Nie wiedział. Stracił rachubę czasu. W każdym razie… zapalniczki, które z trudem rozświetlały mroki panujące w tych jaskiniach miały coraz bardziej migotliwy płomień. Cholera… trzeba było wziąć jakieś latarki.
Poparzenia nadal bolały, ale nie był to jedyny problem. Płynęli podwodną rzeką, więc było zimno i wilgotno… Coraz zimniej i coraz wilgotniej. Z początku było to dobre, ale potem owo zimno stawało się coraz bardziej dojmujące. I płynęli w głąb jaskiń coraz bardziej… zmęczeni.
Ziąb przenikał przez ich ciała, czyniąc oboje bardziej sennymi. Teodor wiedział co to oznacza… umrą z zimna. Jeden z najmniej bolesnych zgonów, ale jednak zgon.
Niemniej nie mieli wyboru. Rzeka wydawała się ciągnąć w nieskończoność. I po prawdzie nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Jeszcze bardziej nie zdziwiłby się gdyby rzeka się zapętliła… to by bowiem tłumaczyło czemu kolejne jaskinie przez które przepływali były niemal identyczne. Co prawda taka odpowiedź nasuwała by kolejne odpowiedzi. Ale… kilka godzin temu próbował zastrzelić swego sobowtóra… w tej chwili Teodor mógłby nawet uwierzyć w Roswell.
Joan La Sall osunęła się na dno łodzi i skuliła. Może nawet zasnęła. Z jednej strony był to dobry znak… odpoczynek zregeneruje jej siły. Z drugiej… chłód dawał się coraz bardziej we znaki. To mógł być sen z którego ona się już nie obudzi.
Czyżby to był koniec? Czyżby byli skazani na wieczne błąkanie się po...


Schody… wykute w ścianie jaskini, prowadzące w górę schody. Nie wyglądały zbyt zachęcająco. I prowadziły w nieznaną ciemność. Z drugiej zaś strony… czy mieli jakiś wybór?

Emma Durand


Obudziła się gdzieś w środku “nocy”... o ile w tym świecie istniała noc. Było na pewno ciemno i było bardzo cicho. Jej obrońca zasnął snem sprawiedliwych. I jak tu czuć się bezpiecznym?
Z drugiej strony oboje wiele przeszli. A on… starał się tak bardzo być przy niej i chronić ją. Było ciemno, było cicho… a w niej jeszcze nie zanikły echa niedawnych wydarzeń, gdy...


...dźwięk fletu przerwał ciszę. Dźwięk rezonujący dziwnym echem. Dźwięk… wręcz nieludzki, upiorny choć i piękny zarazem. Skąd pochodził? Trudno było stwierdzić. Odbijał się echem wśród budynków.
A i ciężko było Emmie przebić wzrokiem panujące ciemności. Do tego miała wrażenie, że ta muzyka ją uwodzi… wręcz ciągnie ku sobie. Ale może tylko efekt jej zmęczenia i wydarzeń tego dnia. Może…
Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w owe dźwięki.
Nie.
Była pewna, że ta tęskna pieśń nie jest skierowana do niej. Była też pewna że ów grajek jest gdzieś w pobliżu. Tylko kim był? Ocaleniem czy zagrożeniem?
I… czemu Gerald się nie budził. Czemu jego oddech był miarowy i spokojny i nienaturalnie jednostajny?
Czemu jego ciało… wydawało się ciężkie i bez życia. Jakby było pustą skorupą, a nie żywym człowiekiem?
Po plecach Emmy spłynął zimny pot. Co tu się do cholery działo?

Michael Montblanc


Był bezpieczny… w wymarłym mieście.
Był bezpieczny… na obecną chwilę.
Był bezpieczny… jak długo?
Był… zabłąkany. Biegł bez celu i powodu, raz chowając się przed wielkim skrzydlatym cieniem… unoszącym się nad miastem. Cieniem orła, czy anioła? Cokolwiek to było… wydawało się wystarczająco duże, by nie zaczepiać tego stworzenia, Michael miał i bez tego dość kłopotów.
Miasto było ponure, szare… ciche. Od czasu do czasu głośny wrzask lub palba z broni palnej przerywały tę ciszę. Dźwięki zamierały zbyt szybko, a echo sprawiało, że lokalizacja ich źródła była niemożliwa.
Michael szedł więc przez miasto patrząc na wymarłe ulice, na zasuszone martwe zwłoki, na rozbite szyby. Jedyny żywy wśród morza martwych. Jedyny.
Czy utknął tu na zawsze, czy będzie musiał ukrywać się do końca swego życia, ścigany przez jedne potwory i paktujący z drugimi, czy… to jego koniec?
Nie. To nie może być przecież rzeczywistość. Przecież to nie ma sensu!
Bijąc się z myślami i lękami, które nasuwała mu otaczająca rzeczywistość dopiero po dłuższej chwili zauważył, że… robiło ciemno. A i on sam robił się zmęczony. Tylko gdzie tu się…
Kolejna uliczka, kolejna zmiana scenerii.

[MEDIA]http://www.urbanghostsmedia.com/home/twamoran/urbanghostsmedia.com/wp-content/uploads/2011/06/abandoned-movie-theater.jpg[/MEDIA]

Stary zniszczony budynek kina. Ale nie byle jakiego kina. Pierwszy jego debiut poza rodzinnym miastem odbył się w nim Tyle że wtedy ten budynek wyglądał kwitnąco. A teraz.. ten tutaj był jego wrakiem.
Michael podszedł ostrożnie do tego miejsca. Przyjrzał się drzwiom wejściowym… były zabite butwiejącymi deskami. Widniał też obok nich afisz ostatniego wyświetlanego tu filmu.


Faust Goethe’go… To musiało coś znaczyć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline