Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2014, 23:28   #127
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Mówiłem Ci głąbie, żebyś nie strzelał – odezwał się w krzakach drugi głos. – Nie widzisz pacanie, że to nasi.
- Ale zdało mi się, że ten na przodzie lekko zmieniony jest. Przecie na oczy od paru lat słabuje, to i gorzej widzę – odpowiedział łucznik.
- To jak gorzej widzisz, za inną robotę się weź, a nie z łuku szyj. Wybaczcie popędliwość. Już tam do was lezę – z krzaków wychyliła się najpierw pękata, futrzana czapa, za nią postrzępiona broda i na końcu jej posiadacz, ubrany w wyprawiony kożuch i pocerowane portki. Dopiero teraz rozpoznali w nim Edmunda, węglarza, który miał swoje mielerze nieopodal wsi i zaopatrywał Behemsdorf w opał. Można było podejrzewać, że ten co strzelał to Rufus, nie do końca rozgarnięty bratanek i pomocnik węglarza.

- Wybaczcie to nieporozumienie – Edmund nerwowo miął ściągniętą z głowy czapę. – Ale teraz tyle tu mutantów łazi, że o pomyłkę nietrudno. Samiśmy nie tak dawno dwóch odmieńców ubili. Ich ciała tam, w jar rzucone. A tu, pod waszymi nogami ich krew jeszcze dobrze nie zastygła. Mnie się widzi, że oni do kopalni lezą. Rufus, a podejdź no tu!

Z zarośli wyszedł wysoki, nieproporcjonalnie zbudowany chłopak, o wielkiej głowie i długaśnych rękach. Uzbrojony był w łuk i siekierę. Na grzbiecie nosił pobrudzony sadzą kaftan. Przykrótkie spodnie o wystrzępionych nogawkach kończyły się w połowie łydek, a na wielkich stopach miał filcowe łapcie. Ukłonił się i machnął ręką na powitanie.
- Alem strzelił, co? A gdybym trafił to jeden z was już byłby trup – powiedział i zaśmiał się głupawo. Jednak natychmiast umilkł, gdy Edmund spojrzał groźnie w jego stronę.

- Pewnie na zwiad idziecie – mówił dalej węglarz. – Mutanci drogą i leśnymi scieżynami do kopalni się pchają, jeden Taal raczy wiedzieć po co. Drwale z Behemsdorfu, ci co ostrzeżeni zostali, do wsi przez Długie Łąki wracają. A do tych, co ostrzeżenie nie dotarło, nie ma pewnie po co iść. Ale wam powiem, że chyba już wszystkie mutanciny przelazły. Teraz ich w kopalni musi być jak mrówków.
- Więcej niż palców u nogi lewej – wtrącił Rufus, ale znów umilkł pod karcącym spojrzeniem wuja.
- My do kopalni nie idziemy – wyglądało na to, że węglarze zbierają się do powrotu do lasu. – Nam droga gdzie indziej wypada. Uważajcie tylko, bo wyżej, na stokach Sowiej Góry często wielkie dziki można spotkać. I mutantów, hehe.

W wciąż siąpiącym deszczu i wiejącym, zimnymi podmuchami wietrze drużyna pięła się w górę, ku kopalni, coraz bardziej stromym podejściem. Wciąż widać było, że niegdyś droga do kopalni była dobrze utrzymana przez krasnoludy i szeroka na tyle, że zmieściłby się na niej wóz z urobkiem. Teraz jednak pomiędzy kamieniami wyrosły drzewa i traktem ciężko było przejść, nawet pieszo. W wielu miejscach widać było ślady przejścia band mutantów i zwierzoludzi – połamane gałęzie, zadeptane krzaki, odciski stóp i ekskrementy.

Dopiero z zapadnięciem zmroku, gdy już złorzeczyli na to, że noc będą musieli spędzić pod gołym niebem, dostrzegli przed sobą porośnięte lasem ruiny. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami.

Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni. Żadnych odmieńców nie było widać. Tylko z krzaków rosnących na zwałach kamieni, będących niegdyś krasnoludzką budowlą stojącą po lewej stronie placu, dobiegały jakieś stłumione chrząknięcia i mlaskanie.
 
xeper jest offline