Marek “Mark” Czyżewski - uśmiechnięty, krótkościęty brunet
Ruszył z Nat do kuchni. Objął ją prowadząc jedną ręką a w drugiej tzymając tę torbę z płynnym kieliszkiem chleba. Podobało mu się jak przylgnęła do niego. Podszedł do lodówki i otworzył ją. Gdy uklęknął i włożył pierwszą butelkę zgasło światło. W całym domu. - Ojj... Te stare domy... I burze... - mruknął cicho. Chwilę go korciło by poszpanić i powkładać sprzęt do środka po ciemku ale wówczas po ciemku natknął się dłonią na jej nogę. Przytrzymał chwilę dłoń na jej ciepłej, gładkiej skórze nim rzekł. - Nat... Możesz wziąc telefon i poświecić? Bo ciemno i nic nie widać... - na dowód przesuną dłonią trochę wyżej. Miała całkiem niezłe nogi... I równie przyjemne w dotyku...
Zapaliłe w końcu telefon akurat jak bładził dłonią w okolicach kolana i przesuwał ją wyżej. Światło mimo, że rozproszone i słabe z ekranu telefonu na moment oślepiło go po tak krótkiej nawet chwili w ciemnosciach. Odruchowo zmrużył oczy i zasłonił je ręką. - Dzięki... Weź poświeć tu niżej jak możesz... - rzekł cicho. Wznowił przekładanie alku do lodówki. Wciąż siedząc na podłodze zatrzymał sie dopiero przy ostatniej butelce. - Żubrówka - przeczytał po polsku. Wyspiarze akurat ten wyraz mogli wymówić mniej - więcej poprawnie a przynajmniej go kojarzyli no ale skoro miał tu kogoś kto to doceni... - Nat... Chodź... - złapał ją delikatnie za dłoń i pociągnął. Opadła lekko ku niemu i teraz oboje siedzieli na podłodze w bladym świetle jej telefonu. Odkręcił korek i wciągnął zapach głeboko w nozdrza. Tutaj rzadko go było stać by sobie kupić butelkę wódki ot tak jak na cywilizowanego człowieka przystało. Poza tym z kim niby miałby ją pić? A jak większości ludzi z jego pokolenia wódka, alkohol i imprezy z nimi związane wiązały mu się na ogół z pozytywnymi wspomnieniami. Więc i siła rzeczy tak się czuł i teraz.
Przechylił teraz butelczynę i wziął łyka. - Yes! To jest to! - rzachnął się gdy alk przeszedł mu słodziutko przez gardło. - Spróbuj... - usmiechnął się podając jej otwartą butelkę. Widząc jej wahanie dodał znów się usmiechająć - No spróbuj... Nie ważne ile ważne by się przemóc... By być w kręgu, by być jedną z nas... Taka tradycja jest u nas w bandzie. Pojedziesz ze mną to ci pokażę... - rzekł zachęcająco. W końcu dała się namówić i łyknęła. W dość zabawny dla niego sposób się potem wykrzywiła tą swoją dziewczęcą twarzyczkę. - Zuch dziewczyna! Nie siara cię gdzieś zabarać... - roześmiał się. Odgarnął jej też włosy z czoła bo w jednym ręku trzymała butelkę a drugą zasłaniała usta. Korzystając z okazji zawinął jej ten kosmyk za ucho, i przejechał palcem po samym rombku ucha. Tu już światło nie siegałow więc do dyspozycji miał tylko dotyk. Bawił się chwilę delikatnie podrażniając jej ucho aż w końcu powoli zjechał dłonią niżej. Był właśnie w połowie szyi gdy wróciło światło. - Kurwa... - mruknął cicho niezadowolony.
Zawahał się gdy butelka wróciła do jego dłoni ale nie schował jej z resztą kolezanek w lodówce. Chwilę się oboje kręcili po kuchni bo oczywiście Wyspiarze mieli tradycje picia alkocholi ale nie wódki. Więc w przeciętnym irlandzkim domu kieliszki do wódki były towarem deficytowym. - Nie no weź... Jakby w Polsce ktoś kieliszków nie miał w domu... - sam pomysł w ogóle z natury wydawał mu się niedorzeczny. Polska rodzina bez wódki w tle... Akurat... No a przynajmniej nie w jego otoczeniu...
W końću sobie jednak poradzili. Zgarnęli szklanki do szkockiej jakieś wino i łiskacza. W ruch poszły driniacze z coli albo czyse wino. Mark nie mógł się przemóc by niszczyć klasyczny polski smak sławnej na cały świat wódki w jakimś nedznym driniaczu. Schował więc butelkę do lodówki w oczekiwaniu na następną okazję.
Skończyli też przy kominku w living roomie. Mark wchodząc zgasił światło i okazało się, że jak się nazawla koców i narzut na podłogę to przy kominku się całkiem jasno i ciepło robi. Żywy ogień zaś dawał niepowtarzalną atmosferę spokoju i bezpieczeństwa. Alk również zrobił swoje i już wkrótce zrobiło się całkiem przyjemnie i gorąco. Nie mógł wytrzymać i w końcu pozbył się bluzy i został tylko w podkoszulku.
Sam podkoszulek był w jego dominujących barwach czyli czerni. Wyglądał na jakiś zdobyczny czy kupny z jakiegoś koncertu albo zlotu i z wybitą datą z zeszłego lata. Sprawiła mu przyjemnosć gdy go o to spytała. Znów potoczyła się opowieść jak był na jakimś konwencie gier. Sam grał w mnóstwo róznych planszówek, karcianek i bitewniaków ale najbardziej utkwiła mu w pamięci jedna gdzie właśnie znowu grał swoimi Rogasiami. Dobrą chwilę nawijał o Khorgorze Rzeźniku o tym jak go wybrał i czemu jest taki zajebisty, i jaka ma niepowtarzalną armię i w ogóle jak dał popalić przeciwnikowi który grał lesniakami. No i jak zarobił krzywe spojrzenia od organizatorów bo przecież nowa armia to nowy produkt więc najlepiej by wygrywała a przynajmniej nie przegrywała a tu wpada Mark z jakimiś cieniasami którymi nikt nie gra i łoi nowowmodną elitę... No ale w końcu to tylko gra i wyglądało, że miał bardzo miłe wspomnienia z tej imprezy. - Za zwycięstwo! - wzniósł toast stukając się z nią pekatą, kwadratowatą szklanicą z ciemnym płynem. - A ty Nat? Jakie gry lubisz? Znasz jakieś co moglibyśmy teraz zagrać? - spytał na nią patrząc na jej twarz w połowie oświetloną ciepła aurą przez płomienie w połowie pogrążoną w mroku. - Wiesz co Nat... Wyglądasz teraz cholernie erpegowo... - mruknął jakby w zamyśleniu lekko przymrużając oczy i poruszając nozdrzami. Tak siedząc na podłodze przy kominku wcale nie trudno było sobie wyobrazić, że są jakimś postaciami z z jakiejś gry. Zwłaszcza w takim starym domu. Pasowało jak ulał. |