Hej ho, hej ho!
Na trolla by się szło!
Walka z trollem była bardzo przyjemna, gdy się o niej słuchało - w opowieściach bardów, przy kuflu piwa, przy ogniu trzaskającym na kominku. Trzaskające kości, rozwalane głowy, łamiące się miecze... Ale oko w oko z trollem? To już było znacznie mniej wesołe.
Na dodatek trolla poprzedzała całkiem spora grupka orków i innych stworów, z którymi walka z pewnością była trudniejsza, niż z goblinami, czy jeszcze mniejszym paskudztwem - snotlingami.
Łatwiej trafić, ale trudniej zabić. Czy to się w jakiś sposób wyrównywało?
Ale w tym momencie to nie był jego, Lotara problem. Jeszcze.
Przeszedł kilka kroków i wszedł do warowni.
- Chwytać za tarcze, brać miecze w dłonie - zwrócił się do tych, którzy zajmowali się rannymi - nawet jeśli to dla was pierwszy raz i ledwo wiecie, za który koniec chwyta się miecz. Jak tu się który ork czy inne paskudztwo przebije, tylko my możemy mu przeszkodzić w zmasakrowaniu rannych.
Miał cichą nadzieję, że tak się nie stanie, ale... brak opieki zabije jednego rannego, góra dwóch, zaś wściekły ork wykończy wszystkich, bez wyjątku.
Oczywiście w ramach dbania o rannych mógłby kazać zamknąć wrota i zabarykadować się od środka, ale trzeba było dać innym szansę na ewentualne wycofanie się. |