Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2014, 19:09   #47
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Burro wziął więc kociołek, czajnik i mniejszy z garnków oraz bukłak i poszedł za wielkoludem. Oj nabiegał się biedak, bo jeden krok Grzmota to tak z jedenaście i pół kroków Burrowych, ale z uwagi na okoliczności przyrody dbał by nie zostać w tyle, tak mocno jak umiał. Skutkiem czego zasapał się, spocił już po paru chwilach. Na szczęście Węgielek poprowadził ich do jeziorka jak po sznurku.
Burro zastanawiał się po drodze, cóż im dalej robić. Nie za bardzo sam wiedział gdzie są i jak daleko od tej wieży do miejsca wskazanego na mapie. Przypuszczał że Wiedźma będzie lepiej się na tym wyznawać w końcu ona wyglądała z całej czeredy na najbardziej… leśną? No ale na samą myśl że miałby przerwać jej medytację sucho mu się w ustach robiło i wspominał jej sękatą lagę. A więc małe kroczki… Znajdą wodę, upichci coś, zjedzą, odpoczną i ruszą rano dalej. Wcześnie rano. Bardzo wcześnie rano, do słonka, o co sam kucharz zadba już to sobie obiecał w duchu.
Tymczasem skupił się na tych mniejszych kroczkach. Przecież obiecał pożeraczowi serc gulasz, więc nie może skrewić. Zerknął pod górę na wielkoluda. Nie no… w zasadzie tego, że sam skończyłby w kotle to się nie bał… Ale wolałby żeby gulasz wyszedł w porządku. Tak więc robił rachunek w duszy. Mam mięsko, suszone zioła, sól i wodę. Hem, hmmm… do zagęszczenia sosu miękisz z półbochenka chleba, który miał w plecaku nada się w sam raz. Masełko do podsmażenia mięska też się znajdzie. Łasice są łykowate? No niby skąd mam wiedzieć, zobaczy się jak to wyjdzie w praniu…
Nad jeziorkiem szybko ponapełniał wszystkie naczynia i sam napił się do wiwatu. No a potem zaczęły się problemy. Grzmot znalazł mech, ale że rana była na barku, sam nie mógł dobrze jej zaopatrzyć. No a jak zwrócił się z tym do Burra, to zaczęły się problemy właśnie. Z metrażem i logistyką. Grzmot się schylił, Burro stanął na palcach… i brakło pół metra. Trzeba było klęknąć, ale to niewygodne… No, zeszło im chwilę.
Kucharz umył dokładnie jeszcze ręce i już mieli odchodzić, kiedy zobaczył nad brzegiem jeziorka znajome zielsko.
- Baerlauch, jak mówią khazadzi! - krzyknął radośnie. - Znaczy, czosnek niedźwiedzi!
Dodał już ciszej pod karcącym spojrzeniem wielkoluda.
- Idealny, bracie, do dziczyzny. Bo łasica to dziczyzna, nie? W każdym razie nada się. Oj myślałem że będzie bieda z tym gulaszem, ale teraz już jesteśmy w domu!
Klęknął i zabrał się do zbierania i czyszczenia bulw oraz zbierania aromatycznych listków. Uwinął się szybko i mogli wracać, Burro w zdecydowanie lepszym humorze.
- Przydałoby się przewietrzyć mięso, ale nie ma co marudzić, czosnek i duszenie powinno załatwić sprawę. - Mruknął Var, czuł się kiepsko, wręcz fatalnie, była najwyższa pora skończyć z heroizmem, dać się dokładnie połatać, odpocząć i aż do wyjścia z lasu nie chować miecza lub korbacza ani na chwilę. Zastanowił się dłuższą chwilę i sięgnął po fiolkę, którą dostał od paladynki. Obawiał się że to była niestety to ta chwila, która nie pozwalała na zwłokę.
Niziołek zaniepokoił się lekko, bo wielkolud jakiś taki białawy się zrobił. Spojrzał znowu pod górę.
- Nie zemdlejesz mi tu, co? Bo sam to nawet twojej ręki bym nie podniósł… - sięgnął za pazuchę i wyciągnął drugą fiolkę.
- Może łyknij dwie od razu, hm? Ja nie wyznaję się na tym za bardzo ale może to ma jakieś limity wagowe czy coś?

- Nie, nie zemdleję, powinno być dobrze, a co do limitów? Nie mam pojęcia, zdaje się że łasica mnie chapsnęła mocniej niż mi się zdawało. Koniec z równymi szansami, teraz wszystko idzie pod miecz lub korbacz. Miksturę lepiej zostawić na krytyczną sytuację. - Powiedział siląc się na spokój goliat.
Niziołek pokiwał głową i schował naczynko z niebieskawym płynem na miejsce.
- Pewnie masz rację. Emm, korbacz to to takie z łańcuchem, prawda? - zerknął na wielką broń i przezornie zmienił temat. - Do rana odpoczniesz i dzięki sztuczkom z butelki powinno wszystko być w porządku. Musimy przecież tego Albusa znaleźć szybko, bo nie wiadomo jak tam w Ybn ludkowie się trzymają.
Jak na zawołanie jakiś dziki zwierz zawył w okolicy, a kucharzowi mało serce nie stanęło. Kociołek z wodą jako największy przezornie wręczył wielkoludowi, ale z garnka sporo wody wychlapało się na ściółkę. Burro odchrząknął nerwowo, rozglądając się szybko.
- Chodźmy może szybciej, co? Ten tego… głodny się robię.
- Możemy przyspieszyć, tylko czy nadążysz? - Rzucił Var odrobinę szybciej stawiając kroki.
- Postaram się - obiecał kucharz dzieląc uwagę na przebieranie nogami w tempie wyścigowym i baczenie by w ogóle coś wody w garnku zostało.
 
Harard jest offline