Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2014, 22:21   #48
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mara, Thog, Shando

Tymczasem Mara, przycupnięta na progu wieży, nasłuchiwała w skupieniu nawoływań półorka. Po chwili nieśpiesznie, uzbrojona w pochodnię, ruszyła do wnętrza zabudowania wypatrując rzeczonych schodów. Ostrożnie stawiała kroki badając konsekwentnie podłogę piędź po piędzi. W końcu Thog spadł gdzieś poniżej jej poziomu a i stamtąd dochodził jego głos. Basowe buczenie półorka było coraz bliżej, aż w końcu mała stopa natrafiła na pustkę. Mara rozłyżyła ręce by złapać równowagę i spojrzała pod nogi, ale zobaczyła jedynie kamienną posadzkę. Widać iluzja rzucona na chatę była bardzo dokładka, a wejście dobrze ukryte przed niepożądanymi goścmi.

Dziewczyka nachyliła się nad miejscem gdzie stopy nie napotkały oporu badając dłońmi i szukając schodów. Zamknęła oczy i zdała się na dotyk. Ryzykowne to było i raz mało głową w dół nie poleciała, ale gdy zamieniła ręce na nogi to się udało. Krok za krokiem schodziła w dół, a gdy głowa znalazła się poniżej linii podłogi zobaczyła schody całkiem wyraźnie. Strzyga wyrósł tuż przy jej nogach ale nie wypuszczał się przezornie do przodu jakby z rozmysłem dziewczynce zostawił przeczesanie szlaku.

- Ale tchórz - fuknęła szeptem Mara i ruszyła w dół. Kiedy dostrzegła zarysy sylwetek uniosła wyżej pochodnię by mieć ogląd na piwnicę.

- Nic ci nie jest? - słowa skierowała do Thoga, który - co by nie gadać - rymnął piętro w dół robiąc niemały tumult. Elf przyciągnął jej uwagę na tyle, że śmiało podeszła bliziutko a do tego wspięła się lekko na palce i wyciągnęła szyję żeby nieznajomego oglądnąć.

- Białe włosy masz - zauważyła na głos tonem odkrywcy. - Jakby… siwe. Nie wydajesz się stary. To przez czary?

Oślepiony Naut osłonił dłonią oczy od ognia i skrzywił się z irytacją. W świetle pochodni jego hebanowa skóra błyszczała jak wypolerowana, a oczy rzucały czerwonawe refleksy.

- Nie. To wrodzone - odparł, odsuwając się kilka kroków i mrugając, by odzyskać ostrość widzenia. Pochodnia Mary zaskwierczała ostrzegawczo; niewiele jej już życia zostało.

- Was trupy tu nie męczą? - spytał Thog. - My przez umrzyków tu przyszli - nie zauważył, że chyba mówił zbyt wiele.

- Tutaj mysz sie nie prześlizgnie bez naszej wiedzy. O jakich umrzykach mówisz?

- Ty jesteś drowem - Mara zignorowała dyskusję i podsunęła się o te kilka kroków nazad w stronę elfa. Pochodnia dogasała a białowłosy jegomość nie reagował na nią zbyt przychylnie to i odłożyła ją na podłogę by dogorywała.

- Nie, kapeluszem.

- Słyszałam o was straszne historie - dziewczynka ciągnęła natarczywie, zupełnie niezrażona mrukliwym usposobieniem jegomościa. - Ponoć porywacie ludzkie dzieci, wędzicie w dymie a później peklujecie w soli co by mieć co jeść w zimie.

- Nie próbowałem, ale nigdy nie jest za późno by zacząć - odparł Naut, chyba nieco skonfundowany nieustraszoną postawą małej.

- Dzieci są kościste i niesmaczne - obeszła mężczyznę dookoła jakby postawiono przed nią conajmniej dwugłowe ciele. Gdy stanęła za plecami Nauta odważyła się nawet dotknąć jego włosów, a w zasadzie pociągnąć za jeden śnieżnobiały kosmyk. Zbliżyła też nos do jego ubrania i zaniuchała ciekawie. Elf pachniał jak stara biblioteka - kurzem, wyprawioną skórą i czymś jeszcze. Ten ostatni zapach niezbyt się Marze spodobał; kojarzył jej się ze Strzygą na polowaniu.

- Mam ci uciąć na pamiątkę? - drow wydawał się coraz bardziej rozbawiony tą konwersacją.

- Poproszę - dziewczynka pokiwała głową ucieszona jakby ktoś sprawił jej podarek. Jeśli elf żartował to najwyraźniej mała nie wychwyciła drugiego dna. - Są dość niezwykłe. Lubię niezwykłe rzeczy.


Naut spojrzał na Thoga jakby chciał się upewnić, że to ludzkie dziecko mówi serio, po czym stwierdził: To pożycz nóż. Ja swój do oprawiania niemowląt zostawiłem w kuchni.

Mara wyciągnęła zza paska mały sfatygowany kozik i podała go chwytając za ostrze.

- A ta kuchnia tu gdzieś jest? - rozejrzała się jakby się spodziewała, że to gdześ za rogiem. - Bo chyba bujasz z tymi dziećmi. Jak jakieś masz to pokaż.

- Wszystko w swoim czasie - zamruczał drow i spojrzał w górę. Powoli po schodach zszedł i calimshanin, ostrożnie stawiając stopy. Trwało to trochę, gdyż zostawił w obozie notkę dla Burro naskrobaną na kawałku kory, wątpił bowiem, by Var umiał czytać. Podszedł do drowa, złączył dłonie i na poły mnisią, na poły calimshańską modłą ukłonił się drowowi, jako gospodarzowi witającego ich w tym tajemniczym miejscu.

- Witaj. Nazywam się Shando Wishmaker i dziękuję za gościnę. Nie szukamy kłopotów, ale pomocy i wiedzy. - uprzejmość wyuczona w calimshańskim domu, gdzie nawet obelgi wypowiadało się ubrane w finezyjne frazy, silnie kontrastowała z odpychającym, pobliźnionym obliczem czarodzieja i jego szorstkim jak kamień szlifierski głosem.

- Witaj. Jestem Naut Kyor’Ol. Zapraszam - zrobił szeroki gest ręką, wskazując mrok korytarza, rozświetlany teraz już tylko magiczną lampą czarodzieja. - Czy nikt już do nas nie dołączy?

- Jeszcze trójka, ale muszą wrócić z nad strumienia. Proszę abyśmy zaczekali na nich - Shando ukłonił się lekko ponownie wypowiadając prośbę. Jako, że było tu dużo cieplej niż na zewnątrz, wyjął ręce z rękawów szuby i pozwolił jej opaść na plecy, niczym ciężkiej, futrzanej pelerynie.

Mara tymczasem wymownie wskazała na kozik, który wcześniej podała elfowi.

- Włosy - przypomniała zupełnie poważnie. - I jak już mamy czekać, opowiedz coś o Albusie. I o książce z ludzkiej skóry.

- A kto powiedział, że ja mam zamiar czekać? - spytał drow, szybko zaplatając krótki warkoczyk i zgrabnie obcinając go tępawym narzędziem. - Nie ma ich - ich strata. Opowieści będą w środku.

Mara odebrała kosmyk aby upchać go w jednej z małych sakiewek przy pasie.

- Dziekuję - odparła uprzejmie i poszła za drowem niemal depcząc mu po piętach, kawałek za nią trzymał się wilk niuchając nosem przy podłodze. Obejrzała się za Shando. - Ja idę skoro tak stawia sprawę.

- Nie zostawimy Cię samej - odparł Shando. Dzieci, pomyślał, mają chyba nadzwyczajne względy u bogów, bo gdyby uczciwie głupota szła w parze ze śmiałością, do dorosłości dożywałoby co pięćdziesiąte.

Chcąc nie chcąc grupa ruszyła na przód.
 
liliel jest offline