Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2014, 22:33   #54
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
I gdzie utracona moralność? JD pochwycił swoją Matkę w ramiona i gdy poczuł w nozdrzach zapach krwi, wnet pojawiła się gorączka i chęć spijania. Aż do końca, do ostatniej kropli. Mary była taka bezbronna… w tej chwili najbardziej podatna na atak. Zapewne wykorzystałby ten fakt, gdyby nie obecność Marcusa stojącego obok oraz… resztki przyzwoitości.

Kiedy tak bardzo się zmienił? JD już nie wiedział, czy swoje pobudki przypisywać wampirzej naturze, czy może była to jedynie wymówka… i tylko siebie mógł winić. Wraz z dawnym życiem zostawił za sobą wszelkie zasady oraz człowieczeństwo, bo to opłacało się. Oswobodzony niczym pies, który zerwał się ze smyczy. Jednak… nie wiedział, jak zawrócić. Czuł, że jest w środku zimny i jakikolwiek przejaw uczuć z jego strony był jedynie projekcją umysłu, naśladowaniem przeszłości. Nie obchodziło go nic, prócz Głodu, a pomaganie Archontowi, próby odnalezienia prawdy o Cassie… to bardziej przypominało hobby, niebezpieczną rozrywkę odciągającą od tego, co liczyło się najbardziej - czyli Vitae.

Mary w jego ramionach oraz spokojny ton Marcusa, który wspominał o technologii Sabatu… to zbudziło złość oraz chęć ochrony wampirzycy. Może jednak nie zmienił się jeszcze w kompletnego potwora? Choć moment nie był odpowiedni, Ashford autentycznie ucieszył się, że mu zależy i wtedy… przypomniał sobie o więzi krwi. Uczucie mogło być sztuczne, lecz JD miał nadzieję, że tak nie jest i uznał, że musi wierzyć w jego autentyczność, aby nie utracić resztek balansu psychicznego.

Zdecydował się mówić językiem Gangrela - a więc odnosić się nie do zdrowia Mary, lecz zachowania dobrej kondycji pocisku. Umiejętne jego usunięcie wyszłoby jej na dobre, więc należało pójść tym tropem.

- Trzeba wyjąć kulę - zgodził się z Marcusem. - Ale do niczego się nam nie przyda, jeżeli zniszczymy ją w trakcie wyjmowania. Nie wiemy co to jest, ani jakie może mieć zabezpieczenia. Dłonią tego nie usuniesz, bo sam się… popieczesz. Potrzebne są narzędzia, najlepiej cienkie i ostre.

"Oraz chirurg", dodał w myślach. Nie sądził jednak, że istnieje choć cień szansy, by Marcus zgodził się przetransportować Mary z tej dziczy do miejskiego szpitala. Poza tym nie było na to czasu.

- Przyniesiesz nasze bagaże? Powinno znaleźć się coś odpowiedniego… A ja w tym czasie przy niej zostanę. Gdy wyzdrowieje, mamy większe szanse odzyskać Małego Johna z nią, niż bez niej.

"A tak naprawdę, gdy tylko wyzdrowiejesz, Mary, spierdalamy za ocean. To nie jest robota dla nas", rzekł w duchu.

Marcus uśmiechnął się tajemniczo, rozchylając poły kurtki, czy raczej kombinezonu, jaki miał na sobie. Wbrew pozorom, ten gest nie przywodził na myśl zboczeńca z parku. Może to wyraz oczu Gangrela, a może powaga chwili.

- Wszystko czego nam trzeba, mam tutaj. Na szczęście - wyjaśnił.

Ashfordowi nie do końca spodobała się ta odpowiedź. Nie był pewny, co właściwie Marcus miał na myśli - czy twierdził, że on sam wystarczy do wyjęcia kuli, czy może skrywał pęsety i szczypce gdzieś pod tym kombinezonem.

- A co ty o tym sądzisz? - JD skierował pytanie do Mary.

- Ten sukinsyn... - wampirzyca mówiła z trudem, wyraźnie cierpiąc katusze. - ...ma trzy doktoraty z medycyny... pozwól mu... ale jak zacznie mnie macać... zabij.

- Właściwie to cztery już - dopowiedział z wyraźną dumą Marcus. - To co? Skończymy gadać i weźmiemy się do pracy? Rozumiem, że kula weszła przez plecy. JD, rozbierz proszę naszą wstydliwą pacjentkę od pasa w górę i usadź w jaskini. Niestety, bez światła sobie nie poradzę, dlatego lepiej żebyśmy się schowali przed ciekawskimi oczami.

- Ale jak nas ktoś znajdzie... - próbowała protestować Mary.

- Ryzyko zawodowe, maleńka. Bez tego nie usunę tej kuli całej... Jeśli to w ogóle kulę przypomina.

JD trochę rozluźnił się. Jeżeli Mary miała siłę na wstydliwość i protesty, to jej stan nie był tragiczny i powinna przetrwać operację. Na szczęście wątpliwa sterylność narzędzi oraz inne czynniki ryzyka nie groziły wampirzycy, tak jak mogłyby grozić śmiertelnikowi. W dodatku Marcus okazał się prawdopodobnie jednym z najbardziej kompetentnych osób do wykonania zabiegu. Wszystko dobrze się układało.

Brujah podniósł wampirzycę i pomógł jej przejść do miejsca wskazanego przez Linda. Podniósł nogawkę swoich spodni i wydobył ostry nóż, który przed wyruszeniem w podróż przezornie przywiązał do łydki. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że metal jest zimny w dotyku… po czym przypomniał sobie, że już nie miało go co ogrzewać. JD zastanowił się, czy przyzwyczai się do specyfiki swojego wampirzego ciała, po czym przeciął narzędziem czarny podkoszulek na całej jego długości. Usunął materiał wraz z dużą częścią skrzepniętej krwi, która się do niego przykleiła, a następnie obejrzał ranę. Wyglądała makabrycznie. Ashford uświadomił sobie, że ktoś inny na miejscu Mary wrzeszczałby z bólu przez cały ten czas - wampirzyca jednak nie dawała po sobie poznać cierpienia.

- Po wszystkim będziesz mogła napić się z osłów - obiecał. - To lepsze, niż nic. Może chcesz, bym poszukał ci jakichś dzikich kun…? - zapytał uprzejmie, choć nie uśmiechało mu się gonić w tym momencie za górską zwierzyną.

- Dam sobie... radę - odpowiedziała krótko. Patrzyła morderczym wzrokiem na potomka, gdy ten ją rozbierał, ale nie powiedziała niczego.

W tym czasie Marcus zainstalował prowizoryczną lampę z latarki nad swoją głową. Usadowił się za plecami byłej żony. Bez śladu emocji na twarzy wyciągał zza pazuchy jakieś szczypce, skalpel i dziwne narzędzie przypominające skrzyżowanie wyciskacza do czosnku i nożyczek.

- Trzymaj ją z przodu za ramiona. Musisz być gotowy ją przycisnąć do ziemi, gdy zacznie się wiercić - poinstruował.

JD skinął głową. Zapowiadało się piekło. Zacisnął dłonie na Mary, ale uzmysłowił sobie, że jeżeli wampirzyca naprawdę będzie chciała się wyrwać, nie będzie w stanie jej przeszkodzić.

- Jak to wygląda? - zapytał Marcusa, nie oczekując optymistycznej odpowiedzi.

- Jak pokruszona łopatka - odpowiedział tamten beznamiętnie.

Matka, choć cała się trzęsła, a na jej czole pojawiły się prawdziwe krople potu, nie próbowała się wyrywać. Zamknęła tylko oczy, wbiła palce (dosłownie!) w skałę i mamrotała coś, co brzmiało jak zlepek przekleństw z rożnych języków.

- Oho... jest nasza niunieczka - niemal radośnie wykrzyknął Gangrel.

Widok ściekającej po plecach kobiety krwi zdawał się nie robić na nim wrażenia, choć Ashforda już sam zapach vitae kusił i mamił.

- Trzymaj ją teraz mocno - dodał mężczyzna, zmieniając narzędzia i poprawiając latarkę.

JD posłuchał Marcusa, zastanawiając się, czy morfina mogłaby pomóc Mary. Uznał, że po wszystkim zapyta, jak działają substancje psychoaktywne na wampirów - i czy w ogóle działają. Teraz nie było na to czasu.

- Tak dobrze? - zapytał.
 
Ombrose jest offline