Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2014, 16:04   #18
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Nie musieli maszerować długo aby trafić do zamieszkałego z grubsza centrum, które Sanders już wcześniej widział. Scott pamiętał dość charakterystyczny szyld baru, który - jak się okazało - tutejsi nazywali "Wesołym Łosiem". Nawet gdyby ktoś nie potrafił czytać przerośnięty zwierzak cieszył się jakby właśnie wjebał jakiegoś otyłego, pozbawionego promieniowania dzieciaka...

Przed barem Nicolette oraz Scott bez problemu spostrzegli ślady jakiegoś wielkiego jaszczura. Sanders podejrzewał, że gad musiał być w okolicy jeszcze dzisiaj. Kobieta zaskoczyła go znajomością tropienia określając mutanta jako humanoida, wysokiego i potężnego. Przechodzący przez ulicę mieszkańcy nie sprawiali jednak wrażenia spanikowanych.


Po wejściu do środka Sanders poczuł ulgę. Był w podróży od kilku dni i ani przez chwilę nie czuł takiego ciepła, nie otaczały go tak szczelnie chroniące przed wiatrem ściany. Miał ochotę usiąść, zjeść coś ciepłego, napić się i ogrzać. Zapewne to tutaj zatrzyma się na nocleg. Jego wzrok przyciągnęła zgrabna kelnerka, w czystym, białym fartuchu, która rozpalała kolejne świece i lampy przy stołach niezbyt licznych gości. Po odciągnięciu wzroku od krągłości kobiety Sanders milcząco skinął głową w stronę barmana. Gość wyglądał całkiem poczciwie - nie to co w mordowniach w jakich miał okazję nie raz bywać Scott.

Gości nie było wielu. Może jacyś lokalni, kilku podróżnych i dwóch cyngli. Jeden z nich miał wysłużone M16, a drugi całkiem fajnego Steyra. Rewolwerowiec od razu przypomniał sobie kaliber i kilka innych smaczków. Ostatnio trzymał takiego dobre dwa lata temu. No. Może wersję z nieco dłuższą lufą, ale o podobnej ergonomii.

- Dzień dobry państwu. Zapraszamy do środka. Coś państwo sobie życzą? - zapytała kulturalnie kelnerka podchodząc pospiesznie do dwójki nowych gości.

- Dzień dobry. - powiedział Scott kłaniając się lekko. - Pewnie zatrzymam się u was na noc i zjadłbym coś z chęcią, ale najpierw muszę dowiedzieć się kilku rzeczy. Pierwsze, gdzie znajdę jakiegoś reprezentanta prawa w Cheb? Jest tu jakiś szeryf czy ktoś w tym rodzaju? Mamy do niego naglącą sprawę nie cierpiącą zwłoki. - dodał rzucając wzrokiem na swoją towarzyszkę.

Dziewczyna słysząc Scotta wyraźnie się zaniepokoiła. Poinformowała go, że jest szeryf o imieniu Dalton i wytłumaczyła gdzie może znaleźć jego biuro. Błyskawicznie zapytała się czy coś się stało. Sanders zauważył, że się przejęła pierwszym życzeniem klienta nie na żarty. Nico z przyjemnością wciągnęła zapach jedzenia po czym westchnęła smutno.

- Dobra. Są priorytety. Może zanim szeryf zbierze ludzi zdążymy coś zjeść.

- Nie martw się, Nicolette. - powiedział Sanders spoglądając na swoją towarzyszkę po czym zwrócił się ku kelnerce. - Niech Pani posłucha. Sprawa wygląda na bardzo poważną i… chodzi tu z pewnością o bezpieczeństwo całej osady. Nie wiem czy widać, ale jestem człowiekiem, który byle czego nie nazywa “problemem”. - wojownik położył akcent na ostatnie słowo. - Z takim, niestety, mamy tu do czynienia. Jesteśmy w podróży od wielu dni i najchętniej teraz zjem coś ciepłego, wypiję coś innego niż uzdatniona WD Tabsem woda. Jak zależy Pani i innym mieszkańcom Cheb na bezpieczeństwie waszym i osady radzę pognać czym prędzej po szeryfa. Zrobiłbym to sam, ale… Jestem żołnierzem, nie gońcem. - Sanders wyglądał na bardzo poważnego, wręcz śmiertelnie. - Pozwoli Pani, że udam się do baru i porozmawiam z gospodarzem. - dodał po czym skinął głową i udał się w kierunku baru.

Nico starała się wyglądać spokojnie i poważnie. Po paru dniach na pemikanie marzyła o ciepłym posiłku. Przełknęła ślinę i podeszła razem ze Scottem do baru.

- Witam. - powiedział wojownik ściągając rękawice taktyczne i przyczepiając je do taktycznego pasa. - Jestem Scott. Od kilku dni jestem w podróży więc proszę coś ciepłego do jedzenia i nocleg. - po rozpięciu kurtki okazało się, że jego bluza taktyczna nie odstaje w rodzaju kamuflażu od reszty sprzętu. - Jak mówiłem Pańskiej pracownicy jestem w posiadaniu informacji ważnych dla obronności Cheb. Może Pan wysłać kogoś po szeryfa Daltona?

Barman również wydał się zaskoczony pytaniem zbrojnego o szeryfa. Bez ceregieli przedstawił się jako Rudy Jack i podał wojownikowi rękę. Wahał się co powinien zrobić. Interesowało go co się stało skoro ani Sanders ani Nicolette nie wyglądają na pobitych. Czekając na wyjaśnienia Jack pokazał gościom menu zilustrowane kredą na małej, zielonej tablicy. Ceny nie były niskie, ale Scottowi to zwisało. Za swoje usługi też sobie słono życzył o czym z pewnością nie zapomni gdyby miał pomóc w przyszłości Rudemu.

- Krótko mówiąc w kierunku osady może zmierzać na oko tuzin wojowników, których miała okazję poznać moja towarzyszka. - powiedział pokazując na Nico mężczyzna. - Ich psy pościgowe szły za nią aż w ruiny Cheb, ale ciekawość i mnie tam poniosła i pomogłem jej wybić kundle. To nie mój dom, nie moja okolica. Wy zastanówcie się czy tuzin może stanowić zagrożenie czy też można ich olać. Wiem, że tylu sprawnych ludzi mogłoby zrobić niezły bigos. Pogadajcie z Nicolette, a ja się przyjrzę menu. - dodał spokojnie, z lekkim uśmiechem Scott.

Wojownik początkowo przyglądał się menu, ale później zwrócił nieco większą uwagę na gości. Nie patrzał się na nich jakoś nachalnie, a po prostu zdawałoby się, że stara się rozeznać kto jest w barze. Kiedy światło parukrotnie zamigało nie zareagował widząc rozluźnienie innych gości przybytku Rudego. Nie bez uwagi strzelec przyjrzał się austriackiemu Augowi. Nie często widuje się taką giwerkę. Układ bullpup i krótka lufa nadawały mu dość egzotyczny wygląd.

Barman wyglądał na przekonanego. Od razu przywołał do siebie swoją urokliwą pracownicę i wysłał ją po szeryfa. Ta nieco marudziła, że powinna mieć przerwę, ale ostatecznie ubrała się grzecznie i wyszła. Jack zapytał czy Nico oraz Scott chcą wynająć pokój i coś zjeść. Wolne były pokoje jedno i dwuosobowe.

Scott bez zastanowienia wziął jednoosobowy pokój. Poza tym żarcie w postaci piersi z kurczaka i sporej ilości frytek. Do tego kielich miejscowego wina. Zapłacił 9 pocisków 7,62mm oraz 7 łusek po tym samym kalibrze. Lekko uśmiechnięty Jack polecił swojej obsłudze zrobić żarcie, a Sanders ruszył do stolika na miejscu rozbrajając się z niemal całego swojego arsenału. Ciekawe ilu miejscowych frajerów będzie próbowało odebrać mu jego gamble...


- Dobra. To ja wezmę rybę z frytkami. I pokój. - powiedziała Nico do barmana po czym ruszyła do stolika, przy którym siedział Sanders. - Za ile możemy się spodziewać szeryfa? - zapytała kładąc karabinek na stole. - Więc... Co Cię tu sprowadza?
 
Lechu jest offline