Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2014, 18:40   #110
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Po uderzeniu w stalagmit próbowała od razu się podnosić, co niestety w przeliczeniu swoich możliwości kończyło się kolejnym zachwianiem się i upadkiem. Gdy ognisty czaromiot zbliżył się do niej, Tiara znowu była w pozycji półleżącej. Zaciętość, zaskoczenie, ból oraz bolesną niemożność pogodzenia się z wynikiem całej sytuacji, malowały się jej na twarzy. W końcu nie otrzymała tego, co chciała.

- Zjeżdżaj starcze - odwarknęła na tyle groźnie, by w ten sposób ukryć swoją jeszcze obecną niezdolność do poruszania się.

Bezradnie przytrzymując w nadgarstku ranną dłoń, skrzydlata zaczęła powoli się wycofywać, na tyle na ile było możliwe w jej pozycji. Zejść z drogi i ulokować się w jakimś neutralnym miejscu. Nim jednak sensownie się poruszyła obok maga stali krasnolud z kotką, wnikliwie przyglądając się harpii. Jeszcze przed tym jak wymyśliła, co im odszczekać została zaatakowana przez tego drugiego. Doskoczył jej i złapał za manatki, na co kobieta zareagowała zaskoczonym przeraźliwym skrzekiem. Nie wiedziała, czego się spodziewać, wiedziała, że musi się wyrwać. Dageon wielkimi i masywnymi krasnoludzkimi łapami trzymał ją w żelaznym zacisku. Zaczęła się bezskutecznie wyrywać. Sytuacja w jakiej się znalazła dotarła do niej dopiero po tym jak otrzymała pierwszy cios. Zaskoczenie nagle zmieniło się w przerażenie i panikę, zmieniając również jej skrzeki na coś, co przypominało skowyt bitego psa. Jej reakcja rzuciła się do wykorzystania wszystkiego, co mogło od niej oderwać wściekłego krasnoluda. Na zmianę szarpała, drapała, kopała, gryzła, czy wierzgała w dalszym ciągu w panice przeraźliwie skowycząc.

Dageon nie miał zamiaru odpuścić nawet w najmniejszym stopniu. Wymierzana kara zamieniła się na prawdziwy śmiertelny pojedynek, bez obecności ostrego uzbrojenia, co w cale dla niego nie robiło różnicy. Okładał i przytrzymywał w imieniu swoim. Przytrzymywał i okładał w imieniu wyśmianej rasy krasnoludzkiej. Drapieżna kobieta miałaby z nim wątpliwe szanse stojąc, a co dopiero będąc dociskana do parteru. Nie mogła się nawet odgryźć a cały szereg zadrapań i szram na Dageonie był dla niego kompletnie nie istotny. Okładał skrzydlatą kobietę bez pamięci wzniecając w powietrze setki kawałków pierza. Złamał i wyrwał pare piór gdy Tiara choć odrobinę odsunęła się od niego, łapiąc ją brutalniej i ciągnąc do siebie.

W tym czasie reszta swobodnie przyglądała się katowaniu kobiety. Eiwar z Urcharem ucięli sobie pogawędke. Czarnoksiężnik cieszył się z cudzej krzywdy i bólu. Kotka przyglądała się, by tylko wychwycić szansę przyrządzenia harpii na gorąco. Faugar natomiast mógł poczuć ulgę, że właśnie na jego oczach bezpieczeństwo w drużynie wzrasta eliminując Tiarę… Choć najpierw musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, czy skrzydlata zaliczała się do drużyny, którą miał chronić, czy już nie...

Diabelna zawziętość kobiety rozciągnęła proceder do jakieś minuty, po której nie miała już sił uciekać a jedynym, co jej zostało była obrona przed kamiennymi pięściami krasnoluda. Piskliwy skowyt cichł niepokojąco aż w końcu po jaskini rozchodził się tylko tępy odgłos uderzania. Po dłuższym czasie w końcu i on ucichł.

Dageon mógł być z siebie dumny. Masakrując harpię odpłacił przynajmniej w małym stopniu to, co chciał na początku. Gdy w końcu zlazł z niej i zabrał łapska mógł przyjrzeć się swojemu triumfowi. Pod jego niewielkimi nogami leżała pobita do nieprzytomności kobieta. Rzucona jak szmata w kąt i wiotka jak rozgotowana potrawka. Unoszące się wszędzie kawałki piór drażniły jego oddech a drobinki wlazły gdzie tylko mogły. Wojownik wyglądał jakby ktoś przyłożył mu małą pierzastą poduszką a cały urobek, wylezwszy z materiału, wgryzł mu się w bujną brodę, wąsy i włosy. Sam pierz nie pojawił się znikąd. Pokieraszowane, postrzępione, licznie połamane i wyrwane pióra zmieniły piękny piękny wizerunek w pobojowisko. Blask i wrodzona pewność siebie zostały stłumione przez niezliczone siniaki na ubrudzonym w sadzy ciele. Ciężko było znaleźć miejsce w którym krasnolud nie przyłożył ze wściekłością swojej pięści. W miejscach gdzie wbrew pozorom delikatna skóra nie wytrzymała uderzeń pojawiły się krwiste rozcięcia. Piękny kosztowny materiał jakieś kotary, który przysłaniał jej ciało, również stracił swój blask. Był przetarty, naderwany w wielu miejscach i również umorusany w pyle. Ozdobne łańcuszki opinające go przylegle do ciała nie wytrzymały i już w połowie przysłaniały to, co przysłaniały wcześniej. Cała porozcinana i sina twarz nie wyrażała już żadnych wcześniejszych emocji. Rozwarte usta i nawet niedomknięte, załzawione z bólu w całej okolicy, oczy.

Po zadaniu kontrolnego kopniaka w brzuch nie było żadnej reakcji poza porządanym tępym odgłosem i bezwiednym zabujaniem leżącego ciała.

Wygrał.
 
Proxy jest offline