Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2014, 20:02   #19
Carloss
 
Reputacja: 1 Carloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputację
Wspólny post z psionik

Chłopak z zainteresowaniem patrzył się na mężczyznę w czasie jego wywodu. Gdy ten skończył, Will chwilę pomyślał i odparł:
- Też chciałbym to wiedzieć - westchnął chłopak - Barney zniknął około 2 tygodni temu podczas przeszukiwania magazynów. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Szukaliśmy go wszędzie i nic... Jego krótkofalówka też cały czas milczy.
Will smutno wziął długi łyk z kufla, po czym otarł usta rękawem.
- Jakbyś dowiedział się gdzie może być, daj znać - dodał - chętnie usłyszę od niego kilka słów wyjaśnienia…
- Hmm - mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w Willa, po czym spokojnym ruchem sięgnął po kufel
- A zatem zaiste znasz go osobiście. To Twój pracodawca? - bardziej stwierdzenie niż pytanie. Zresztą, nieznajomy odpowiedział sobie sam - gdyby był przyjacielem, nie siedziałbyś tutaj czekając na tę piękność, tylko chodził po magazynach i go szukał. Zatem zatrudnił cię do pomocy? Magazyny musiały być faktycznie ważne skoro zszedł tam z kimś z Vegas. - nieznajomy mówił do siebie, ale Will doskonale wiedział kto jest adresatem jego słów.
- Krótkofalówka działa na krótki dystans, jest tłumiona przez grube ściany. - nieznajomy kontynuował swój wywód przerywany łykiem piwa- Jeśli utknął w jakimś przejściu, to skazałeś go na śmierć. - Kropka. Ot tak, proste stwierdzenie faktu jakby rozmawiał o pogodzie. Za tym stwierdzeniem jednak kryło się ostrze, które miało przejść pod fintą i ugodzić rozmówcę. Teraz należało je wyjąć: Spojrzał Willowi prosto w oczy:
- Czy skazałeś tego hibernusa na śmierć?
Chłopak był pełen podziwu wobec bystrości swojego rozmówcy. Większość ludzi bezkrytycznie przyjmowała wszystko co powiedział, nawet gdy twierdził, że znajdują się obecnie w Londynie.
Słuchając starszego mężczyzny, na twarzy Willa coraz bardziej malował się smutek, rozgoryczenie, a pod koniec nawet gniew.
- Reszta cały czas go szuka - rzucił gniewnie - ale jakbyś nie wiedział, człowiek musi coś jeść... Zresztą nie wiemy czy faktycznie coś mu się stało, czy zwyczajnie nas wyrolował i uciekł - dodał spokojniej
Chłopak wziął łyk piwa, pomilczał chwilę i uspokoił się do końca.
- Jestem Will - powiedział odstawiając piwo i wyciągając do starszego człowieka rękę.
- John - mężczyzna uśmiechnął się lekko podając rękę.
- Doskonale, w takim razie pomogę Wam w poszukiwaniach. Każda para rąk się przyda.

Chłopak spojrzał chłodno na swojego rozmówce. Jeśli typ myślał, że zaprowadzi go na ich wyspę, to grubo się mylił. Może jeszcze da mapę gdzie są ich magazyny i dokładny spis co w nich jest?
- Myślę, że 15 osób jest wystarczające do szukania jednego człowieka - rzucił ostro - Jak na razie masz interes do Barneya, a jego nie ma. Mi tam jesteś po cholerę. Jeśli Barney się odnajdzie, dam Ci znać - jestem w mieście co kilka dni. Ale póki co nie jesteś mile widziany na wyspie.
Po wypowiedzeniu ostatnich słów Will popatrzył Johnowi głęboko w oczy udając twardziela, w głowie jednak był już na pięterku razem z Marlą. Wrodzony entuzjazm nawet nie daje mu pomyśleć, że mógłby starca nie przekonać do swoich racji. Ot - trzeba rzucić kilka słów, zrobić odpowiednią minę i po sprawie - jak zawsze.
- Najwidoczniej zaczeliśmy ze złej strony - odpowiedział John uśmiechając się lekko - Po tym co powiedziałeś, mam prawo uważać, że zabiłeś i ograbiłeś Barney’a. - powiedział powoli, spokojnie, jakby rozmawiał o zeszłorocznym śniegu - Zastanów się dobrze, kto przy zdrowych zmysłach zostawiałby “wyrolowanych” ludzi na tej wyspie? I odpowiedz sobie na pytania ilu łowców głów jesteś w stanie przechytrzyć? Ilu zacznie zadawać pytania zanim zacznie strzelać i czy naprawdę warto niszczyć sobie swoją reputację w tej pięknej mieścinie?
- Mnie zależy na odnalezieniu tego człowieka i chuj mnie obchodzi czym handlujesz, skąd to masz i czy jest tego więcej. O ile nie jest to robione nad zwłokami faceta, którego szukam. A patrząc na ilość przyjezdnych, która wydaje się być zainteresowana Tobą i Twoim handlem, stawiam pociski przeciw łuskom, że będziesz mieć bardziej niemiłe spotkania niż rozmowa ze mną. Od ciebie zależy to, po której stronie stanę.

- Twoja groźna mina nie robi na mnie wrażenia, tym bardziej, że nienaturalnie długie utrzymywanie kontaktu wzrokowego jest rekompensatą braku szczerości w wypowiadanych słówach. - blondyn uśmiechnął się, klepiąc lekko rozmówcę po ramieniu. Kiedyś, w czasach przedwojennych były takie mądre podręczniki, w których ten gest był opisany jako gest władzy. John nie miał dostępu do tych podręczników, ale podobnie jak Will po prostu wiedział jak subtelnie i naturalnie posługiwać się mową ciała.
- Puścmy więc w niepamięć to małe nieporozumienie i powiedz, gdzie mogę znaleźć Barney’a, hm?
Chłopak z niedowierzaniem uniósł brwi ledwo powstrzymując się od śmiechu. Ostatnie 2 zdania do żywego przypomniało mu znajomego z Vegas – przedwojennego psychiatrę. Ten, pozbawiony dotychczasowego dochodu, tak samo próbował wcisnął podobny kit wszystkim swoim znajomym.

Will z klepnął nieznajomego w ramię dalej kręcąc głową i szczerząc się jak głupi. Następnie chłopak wstał i podszedł do stolika przy którym siedziała Claire. Uspokajając się przez te kilka metrów chłopak stanął obok jej stolika i chrząknął cicho by zwrócić jej uwagę.
- Znowu chcesz za kilka jabłek ograbić mnie ze wszystkich pieniędzy? – spytał uśmiechając się miło – Zaraz powinien wrócić Baba ze swojej małej wycieczki. Ja muszę jeszcze załatwić jedną rzecz i jak wrócę, to będziesz sobie mogła zabrać nawet moje ostatnie buty, w porządku? – znów uśmiechnął się i puścił do staruszki oczko.

Nie czekając na odpowiedź chłopak podszedł do stojącej tyłem do niego Marli i delikatnie musnął jej ramię by zwrócić jej uwagę.
- W moim pokoju jest za mało wódki – powiedział z rosyjskim akcentem gdy dziewczyna się odwróciła. Zaskoczenie i zmieszanie jakie widniało na jej twarzy przekonało chłopaka, że kit o widoku na morze był zdecydowanie gorszy – Zamawiałem 15 litrów, a jest tylko 12! Zresztą zobacz sama – kontynuował, po czym złapał ją za rękę i zaprowadził na górę.

Gdy zamknął za nimi drzwi, przysunął się do dziewczyny tak, że ta oparła się plecami o drzwi. Patrząc w jej figlarnie błyszczące oczy, chwycił kosmyk jej brązowych włosów w palce i owijając go wokół nich szepnął.
- Wreszcie zostaliśmy sami, da?
 
Carloss jest offline