Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2014, 22:09   #20
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
post we współpracy z MG

Max westchnął przeciągle. Jego nauczyciel potrafił być naprawdę zakutym łbem gdy tego chciał. Pewnie przed wojną tak właśnie szkolono agentów. Gibson też potrafił obstawać przy swoim więc jeszcze raz przedstawił rozmówcy swoje argumenty. – Słuchaj naprawdę powinniśmy przyjąć zlecenie na ten bunkier a odpuścić sobie Masakratora. Mutas ma agenta który jest na cztery łapy kuty. Patrz ile przy barze nawija. Po pierwsze jakoś go nie przegadamy a po drugie patrz po pierwsze. – najemnik uśmiechnął się by złagodzić ton swojej wypowiedzi. Spokojnie wysłuchał argumentów Roberta które jego zdaniem sprowadzały się do frazy „ ten plan jest zajebisty bo jest mój”. – Ok czyli tak chcesz odwalić gościa, zgarnąć muta i wystawiać go na walki zachowując konspirę. No stary chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś. Już widzę te plakaty. „ Mut kontra Godzilla! Max i Rob zapraszają! Agenci Dwójki sto procent jebanej zniżki". - uśmiech nie schodził z twarzy Maxa. Doskonale wiedział, że ktokolwiek inny na jego miejscu już byłby martwy. Prawdę powiedziawszy on sam też by się nie pierdolił tylko odwalił oponenta cztery zdania temu ale na tym właśnie polegała magia ich duetu byli wobec siebie absolutnie szczerzy i lojalni. – Więc tak, jak powiedziałeś, ja szczeniak nie mam szacunku do mądrości starszych - podjął Max wysłuchawszy standardowej pogadanki nr 5 „kiedyś było lepiej” – Jednak tak jak mówisz w planie z Mutsem coś może być ale potrzebujemy pośrednika by zachować anonimowość. Potem się z nim rozliczymy dwa razy dziewięć para w potylicę i zgarniemy gamble. Wracając jednak do sprawy z bunkrem to mówię ci to istna kupa gambli. – Gibson doskonale znał ten taniec krok w tył, dwa kroki do przodu tylko tak można było coś ugrać ze starym hegemońcem. Przynajmniej jeśli nie chciało się otrzymać zapłaty w kolana czy potylicę. – Skoro uważasz, że zaliczka jest tu niezbędna to OK pogadaj o niej z gościem albo ja to zrobię. Jeśli potrzebujesz dowodu gamblonośności to patrz. Max z chytrym uśmiechem zawołał przechodzącą kelnerkę -Hej Złotko, chodź tu! - gdy kelnerka podeszła zamaszyście kołysząc tym co miała najlepsze Max zapytał -Kto z tego bunkra na wyspie przychodzi tu na handel?.- W odpowiedzi dziewczyna wskazała na siedzącego przy barze Willa i pokrótce opisała wielkiego brzydkiego muta na kurzych nóżkach. Dodała, że kiedyś zjawiało się ich nieco więcej, jednak ostatnio pojawia się tylko ten oryginalny duet. Max z uśmiechem wręczył jej nabój .357 w zamian za fatygę. Laska podziękowała i zgrabnie unikając klepnięcia Roba odeszła do kolejnych spragnionych. Ten zaś tylko wzruszył ramionami i przypomniał, że od cwaniaka chce zaliczkę za to, że pójdziecie bo często się zdarza, że samo dotarcie do celu jest trudniejsze od samego celu. Poza tym gadka z Masakratorem jak go znajdą potrwa parę minut czy kwadrans a bunkier i ta Wyspa to jak sam Młody mówi. No i… Masakratora spotkał właśnie na Wyspie więc też może coś wiedzieć o tym bunkrze a jakby co to, widział go w akcji i zdecydowanie wolałby nie działać przeciw niemu… No a jak już to z dużą spluwą w garści. Tokował tak z dobre pięć minut rozglądając się leniwie po sali. W pewnym momencie odwrócił się do baru zawieszając na chwilę spojrzenie na pewnej parce. Gibson widział po wzroku kolegi, że coś go zaniepokoiło. Robert konspiracyjnie nachylił się nad stołem i wyszeptał – Widzisz tego ciecia przy barze, tego co wygląda jakby się ekwipował w koszarach Collinsa. Wiadomo co to znaczy. Trzeba na niego uważać bo może być jednym z psów posłanych za nami. A zabawki jakie ma wyglądają na fajne więc by nam się przydały zwłaszcza jak mielibyśmy leźć na tą wyspę i bunkier i w ogóle się przydały…
- Tak jak mnie uczyłeś jeśli są wątpliwości to ich niema. - wyszeptał konspiracyjnie Max - - Ile chcesz tej zaliczki? -Zapytał głośniej niby mimochodem obcinając gościa przy barze, następnie Gibson ponownie zniżył głos do szeptu. - Masz rację, pies. Obserwuj go na razie, odwalę go w nocy jak wyjdzie z knajpy. - Widząc niemą zgodę w oczach rozmówcy kontynuował dyskretnie obserwując zagrożenie. - To już wiesz co mut robił na wyspie. Jeśli siedzą na gamblowisku to raczej nie zechce ryzykować życia. - mina Maxa nie wyrażała niczego jednak Robert znający go od Małego wiedział, że najemnik intensywnie myśli. - Dwójka złapała nasz trop - wskazał głową bar - Masakrator ma agenta - ponownie wskazał ladę, tym razem drugi jej koniec. - Zróbmy tak, idźmy do tego bunkra, zawsze to lepsza pozycja obronna i większa szansa na gamble. Przyczaimy się też przed psami Colinsa. Drogę niech nam wygada ten Fury a potem jak by co to zabalujemy. - Gibson z uśmiechem poklepał karabin. Robert skinął głową i zamówił dwa browce. Obydwaj najemnicy siedzieli przez dłuższą chwilę sącząc swoje napoje i obserwując salę.

Max idąc się odlać rzucił okiem na bar. Za barmanem oprócz półek z alkoholem znajdowała się też półka z gamblami na handel. Jego wzrok przyciągnęła harmonijka ustna leżąca pośród innego barachła pozostawionego przez gości.



Zaciekawiony skinął na barmana – Co za nią chcesz? - Barman spojrzał na wskazany przedmiot i podrapał się po głowie. – Zagraj coś to ją wycenimy co? - zaproponował i widząc aprobujące skinienie klienta podał mu instrument. Max wziął głęboki wdech i spróbował zagrać zasłyszaną kiedyś w koszarach melodię.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ARMZBd0QaDk[/MEDIA]

Wyszło to lekko mówiąc średnio ale instrument spodobał się mu na tyle, że zdecydował się poświęcić kolejną pestkę .357. - Zabijać zawsze jest czym – pomyślał – a ileż można grać na samych nerwach. – zadowolony z siebie wrócił do stolika i wziął się, ku rozpaczy otoczenia, do szlifowania swojej melodii. Muzykowanie wciągnęło go do tego stopnia, że stracił poczucie czasu. Przerwał dopiero gdy zobaczył, że ich zakamuflowany przyjaciel opuszcza knajpę nie tylko ze swoją foczką ale i lokalną pałkarnią. Nowojorski szpicel bynajmniej nie wyglądał na aresztowanego. Trzeba było sprawdzić co knuje wróg. Max i Rob znowuż porozumieli się bez słów. Młodszy dźwignął się od stolika, zebrał swoje graty i ruszył za celem. Dopóki szli przez zamieszkałą część miasta obserwacja nie stanowiła większego problemu. Jednak poza obrębem osady zaczęły się schody. Max świadom poziomu swych umiejętności wolał utrzymywać cel na granicy wzroku stawiając bardziej na skryte podejście niż na stały kontakt wizualny. Ślady na śniegu i ukształtowanie terenu ułatwiały mu zadanie.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.

Ostatnio edytowane przez cb : 14-07-2014 o 07:02.
cb jest offline