Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2014, 15:38   #353
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Małe sceny, wielkiego aktu

Gort &Surokaze


Elf po spotkaniu z wróżką kierował się dalej w stronę królewskich komnat. Nie spotkał po drodze nikogo kto mógłby go zatrzymać, zwykli strażnicy nie byli bowiem wyzwaniem dla bohatera. Długouchy minął zniszczone przez walkę Calamitiego i Rufusa pokoje. Na chwile przystanął, widząc ciało pokonanego rycerza. Mimo, że pozbawione głowy, to rozpoznawalne przez ogromny złamany miecz i charakterystyczną zbroje.
Ktoś ubiegł Surokaze w pozbawieniu wojownika życia, zaś ilość fioletowej żrącej mazi na ziemi, nasuwał wnioski, kto to był.
Elf westchnął i ruszył dalej, po cichu miał nadzieje że Haru i Eli nic nie jest, wszak wyrwał się przed szereg zostawiając kobiety na statku.

Kiedy szermierz wiatru wpadł do królewskich komnat, zastał naprawdę dziwny widok. Czerwona energetyczna klatka, więziła czarnoskórego pirata. Twarz Gorta, była wręcz rozpłaszczona na energetycznym murze, jak gdyby ten chciał się przez niego przecisnąć całą swoja siłą. Kiedy tylko pirat dostrzegł długouchego, zaczął walić o ścianę i wrzeszczeć coś – jednak elf widział jedynie ruch jego ust. Dźwięk był całkowicie wytłumiony.
Ruchem nogi Surokaze roztarł jedna z run które znajdowały się na ziemi, co sprawiło, że ściana rozpadła się od razu.
Gort z rykiem wypadł z powrotem do komnat, z jego sylwetki bił wręcz namacalny gniew. Czarnoskóry już chciał ruszyć biegiem za swym wrogiem, którego wyczuwał gdzieś głęboko pod nimi. Zapewne schodził do lochów.
Jednak wtedy cała sale wypełnił głos tego, który zniewolił i upokorzył Gorta. Królewski doradca rozpoczął swoja wielka mowę…

Calamity


Richter zmęczony walką ledwo wciągnął się na motor. Pokręcił przypadkowymi pokrętłami i powciskał guziki. W pewnym momencie, klapka z boku maszyny odskoczyła, ukazując błyszczącą boska łzę.
Jednak nim pancerna dłoń zdążyła jej dotknąć, maszyna ruszyła. Calamity powiewał za motorem niczym chorągiewka, ledwo trzymając się pojazdu, który pędził niczym sam Hermes. Wiatr wciskał jedyne oko Calamitiego w czaszkę, a kości zdawały się trzeszczeć od nacisku. Czyżby tak czuł się Faust w czasie swych szarż?
Cudem udało się rycerzowi wcisnąć hamulec, co zaowocowało przerzuceniem go przez kierownicę. Rąbnął o jakieś drzwi, a następnie o zastawioną butelkami szafkę.
W mgnieniu oka znalazł się w drugiej części zamku… prędkość maszyny nie miała sobie równych. Płyny ściekały po jego ciele i powoli zrastającej się zbroi. Czuł jak ból powoli ustępuje… powoli uniósł wzrok by wytrzeszczyć swe jedyne oko. Trafił do pracowni zamkowego alchemika, a rąbnowszy w szafkę z miksturami zażywał właśnie przymusowej kąpieli w miksturach uzdrawiających.
Czasem ma się szczęście.
Oko jednak nie miało zamiar się odtworzyć, będzie to jego pamiątka po walce z Rufusem, rycerzem który zginął za swe rządze. Richter siedział oddychając coraz płynniej, gdy nagle całe pomieszczenie wypełnił głos doradcy króla…

BlackBerry


Haru dyszała ciężko. Jej miecz spływał krwią, a oba ostrza dzierżone przez Eli były w podobnym stanie. Kobiety opierały się o siebie plecami, a załoganci Gorta otaczali je ciasnym kręgiem. Oczy rzezimieszków były puste, zaś z ciała wyrastały dziwne macki i narośle. Żyły pulsowały niczym przed wybuchem na czołach i ramionach oprychów, z których ust ciekła fioletowawa ślina.
Jeden z nich znowu skoczył. Kobiety rozproszyły się, przepuszczając go między sobą tak, że jego piącha trafiła w innego z osiłków po drugiej stronie. Głowa trafionego eksplodowała na kawałki od siły uderzenia, jednak ten nie upadł na ziemię. Zaczął jedynie trochę bardziej kiwać się na boki, zaciskając swoje ożylone łapska.
- Wytrzymałość na wysokim poziomie, nie potrzeba mózgu do funkcjonowania. Chociaż wcześniej też radzili sobie bez niego. –głos Nino, który siedział pod ścianą przeszedł się po sali. Różowowłosy zapisał cos w swoim notatniku, stukając się ołówkiem o zęby. – Dalszy problem z poprawnym wykonywaniem rozkazów, wzrost siły wyższy niż przewidziany. Uwaga warta zanotowania. –mówił dalej do siebie, powoli wracając do pisania.

Haru i Eli kiwnęły sobie głowami. Zniknęły w jednej chwili, pojawiając się przy geniuszu. Nino nie zdążył nawet mrugnąć, gdy trzy ostrza przeszyły jego ciało. Krew splamiła jego biała suknię, a oczy zgasły kiedy głowa opadła bezwładnie na ramię.
- To chyba czwarty raz jak mnie zabiłyście? – zainteresował się drugi z naukowców, który z kolejnym klonem kręcili się przy stole starego gnoma. Wąsaty maluch związany dziwnym lepkim sznurem, leżał w kącie pomieszczenia. Miotał się wściekły, gdy dwóch Nino z zażenowaniem patrzyło na jego próbki co chwile zrzucając mikstury na ziemię. Lata pracy gnomiego pustelnika właśnie były niszczone na jego oczach.
- Dla tego przygotowałem lepsza wersje siebie! –dodał ,wesoły, gdy ciało przebite ostrzami zaczęło lekko bulgotać. Kobiety odskoczyły od truchła, które powoli unosiło się w górę. Oczy klona ponownie błysnęły życiem, nogi wydłużyły się, zaczynały rozłączać na coraz więcej grubych fioletowych macek. Skrzydła pozbawione piór, które były nieodłącznym elementem stroju Nino, rozłożyły się szerzej. Biały materiał połączył je w błony na których niczym pąki kwiatów, otwierały się olbrzymie oczy.


Zmutowany klon górował teraz w pomieszczeniu, z rozłożonymi ramionami kierując się w stronę kobiet.
- A więc… –uśmiechnięta twarz przemienionego Nino wyszczerzyła się w uśmiechu. – zostaniecie moimi obiektami badawczymi?

Wspomnienia kluczem do wiedzy

Faust


Ten którego włosy były koloru złota, a uzębienie straciło swoja symetryczną równowagę, zanurzał się w zdobytych wspomnieniach. Było to niczym oglądanie filmu w kinie, spektaklu który mógł wyjaśnić Faustowi istotę sytuacji których był elementem.

~*~

Królewski doradca stał nad rozłożoną mapą. Obok niego znajdował się pokonany matematyk. Był o wiele chudszy i jak gdyby mniej dziki, niż w momencie w którym Faust przebił jego serce. Czyżby szaleństwo dało mu właśnie pierwotną siłę, której pożądało słabe ciało urzędnika?
- Mamy za mało ludzi by zrobić przewrót. –mruknął sprawca całego zamieszania obserwując rozłożone na stole sztandary. – Jeżeli dobrze by to rozplanować, udało by się nam zabić króla, ale nie utrzymalibyśmy kontroli w państwie. Zwłaszcza, że zapewne Ci najsłynniejsi jak rycerz Calamity czy tez królewski pirat Gort, wsparliby go w walce. –westchnął odpalając kolejnego papierosa.
- Czekanie nam nie sprzyja. Jeżeli król umrze z przyczyn naturalnych, jego dziedzic przejmie tron. Jego tak łatwo nie zwiedziemy, szybko zorientuje się iż chcemy go obalić. – matematyk przedstawił kolejny problem.
Przez chwile panowało milczenie, przerywane jedynie cichym wypuszczaniem dymu papierosowego z płuc. Mężczyźni wpatrzeni byli w mapę, tocząc w myślach boje i analizy. Dopiero cichy plusk od strony lustra i cichy chichot, sprawił że nagle odwrócili się.
- Shihihihi spiskowcy w celu przejęcia władzy. Jakie to nostalgiczne. Shihihihi. – Mirro powoli wychodził ze szklanej tafli. Czarny płaszcz rozlał się po posadzce.

- Kim jesteś? – doradca króla od razu uformował w ręce runę. Zmrużył nieufnie oczy, celując prosto w maskę Mirro.
- Shihihi, nikim kto mógłby wam zagrozić. –uspokoił pradawny byt. – Shihih pomóc też nie mogę. Jednak zawsze można dać radę. Shihihi. – głowa Mirro okręciła się dookoła, gdy ten obserwował doradcę. – Nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy planujecie takie wspaniałe zamieszanie, Shihihihi. Dla tego teraz przejdę tym pokojem, a kto wie, może coś przypadkiem mi wypadnie? Shihihi. Może zbiegiem okoliczności wam to pomoże? Shihih. – Mirro sunął w stronę drzwi z sali. Oniemiała dwójka obserwowała go, nawet w momencie gdy spod szaty wypadła jakaś stara gruba księga.
- Shihihi, do zobaczenia. –pożegnał się tajemniczy gość, znikając za drzwiami.

Doradca króla dopiero po dłuższej chwili podniósł książkę, przewracając kilka kartek. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Matematyk zobaczył zaś tytuł wyryty na skórze złotymi literami.

Narodziny Boga


~*~


Dwójka osobników znajdowała się w podziemiach. Doradca wyglądał na zadowolonego.
- Wszystko idzie dobrym tokiem. Nasi ludzie rozpowiedzieli plotki o Szaleństwie, inni udając zarażonych wymordowali kilka wiosek. Ludzie zaczynają wierzyć w chorobę. – relacjonował ten który zgłębił tajniki liczb. Doradca słuchał go, jednak większość uwagi poświęcał czemu co unosiło się nad okrytym runami stołem.
Kula ciemności, wielkości winogrona, która zdawała się pulsować lekko. Gdyby jednak lepiej się przyjrzeć, można by dostrzec malutkie czarne tętnice, oraz płyn obracający się wewnątrz tego dziwnego obiektu. To było miniaturowe serce.
- Nigdy nie sądziłem, że Bogowie rodzą się w taki sposób.- mruknął zafascynowany. – Sami nadają sobie kształt …serce choroby… tak to do niego pasuje.
- Jesteś pewien, że będzie go można kontrolować gdy urośnie w siłę? Póki co jest ledwie iskrą, nie dziwne, że ty i Hakai macie nad nim władzę. To jednak Bóg Szaleństwa… może być nieokiełznany. – matematyk wyraził swoją niepewność.
- Spokojnie wezwałem już naszych bohaterów, dzięki nim wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem. – uspokoił go doradca, obserwując rosnące wolno serce.
~*~

- Tak proste, a tak genialne. –mruczał do siebie matematyk, obserwując z zamkowego okna, jak grupa wybranych herosów rusza w swoja podróż. – Wysłać jednostki potężne, by ich własna wiara i siła przyspieszyła rozwój serca. Przetestować na nich działanie choroby oraz wpływ na niezwykłe osobistości, by na koniec wykorzystać je do opanowania Boga. Teraz musimy tylko czekać, by tutaj wrócili by odkryć, że to nasza sprawka. Jeżeli ludzie wierzą, że bóg jest szalony, to szalonym będzie. Jednak gdy uwierzą w to, że szaleństwo zostało okiełznane… sami pozwolą nam go kontrolować. – uśmiech wykwitł na jego coraz bardziej prymitywnej twarzy. – Ten zakapturzony jegomość dał nam w ręce najpotężniejsza z broni. Po co komu być królem, gdy można władać bóstwem. –dodał odchodząc od okna.

~*~

Faust otworzył oczy. Teraz wszystko było jasne, motywy jak i plan ich wrogów. Strażnik wiedział też gdzie jest serce szaleństwa. Nowonarodzony Bóg znajdował się pod zamkiem, w starych królewskich grobowcach. Tam miało więc mieć miejsce ostateczne starcie z szaleństwem.
Kiedy wrócił do świata rzeczywistego, doradca króla zaczął realizować ostatni fragment swego planu. Jego głos wypełnił cały zamek i miasto.

Przemowa

Wszyscy


Głos mężczyzny który zdawał się być swoistym mistrzem intrygi tej opowieści, wypełnił cała stolice. Magicznie wzmocniony wybudził ludzi, którzy powoli wychodzili na ulicę by wysłuchać tego, który od wielu lat dbał o ich losy.
- Mieszkańcy Lukrozu! W końcu po wielu tygodniach oczekiwania powrócili nasi bohaterowie, grupa herosów która naraziła własne życie tylko po to, by móc wam pomóc. Wielu z nich przypłaciło ta wyprawę życiem, jednak garstka powróciła w chwale. Przynieśli ze sobą zaś to czego wszyscy pragniemy, lekarstwo na zarazę która toczy kontynentem. Szaleństwo może zostać wyleczone, okiełznane raz na zawsze! – jego słowa wywołały lawiną krzyków radości, wiwaty i oklaski. Łzy ciekły z oczu obywateli, niektórzy padali na kolana dziękując za to bogom.
- Jednak zapłacili za to wysoka cenę. By stworzyć lekarstwo, oddali wszystkie swe zdrowe zmysły. Im już nie jesteśmy wstanie pomóc. Zaatakowali zamek i zabili waszego króla. Jednak udało się nam ich pojmać, jutro dla ich własnego dobra zostaną straceni, zaś chwała i poświęcenie którego się podjęli nie zostanie zapomniane. Od dziś nie musimy już żyć w strachu, możemy założyć chorobie kaganiec! – po tych słowach jego głos ucichł.

Coś pod zamkiem zawibrowało, nie tylko Gort to poczuł. Każdy z herosów na chwilę doświadczył gęsiej skórki na plecach. Cos uderzało miarowo pod ziemią, niczym podniecone serce.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline