Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2014, 20:45   #22
DrNikt
 
DrNikt's Avatar
 
Reputacja: 1 DrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie cośDrNikt ma w sobie coś
Nikt tak dobrze jak ruscy nie wiedział jak przygotować się do mroźnej zimowej nocy. Garaż dla łódki który jak domyślali się jego nowi lokatorzy był niegdyś częścią czyjejś letniej rezydencji. Okazał się najsolidniejszą konstrukcją z całego przybytku. Jak wydedukował wojskowy technik, trwałość budynku wynikała zapewne z tego że szkielet nośny był niegdyś przystosowany do przenoszenia na systemie bloczków i linek łodzi, motorówki lub małego jachtu. Zapewne ta cecha pozwoliła mu we względnie nie naruszonym stanie przetrwać próbę czasu. Naprawili przesuwne drzwi, rozstawili ostrzegacze “grzechotki” i zebrali drewno na ogrzanie się w nocy. Oficer wszystkie te czynności odznaczał na swojej liście, a wynikało z niej że następnym krokiem jest przeprowadzenie szerszego zwiadu. Major doskonale znał możliwości swoje i sierżanta, choć to właśnie jego zespołowi zlecono tak trudne zadanie jak zwiad za tak głęboko za liniami wroga, wiedział że nie są trepami ze specnazu którzy najchętniej zamaskowali by się pod śniegiem, i przeprowadzali zwiad nie zauważeni, nie zostawiając śladów. Miał też świadomość że ich dwójka dysponuje wachlarzem niezbędnych tu w Ameryce umiejętności bez których żaden odział komandosów by sobie tu nie poradził na dłuższą metę. Musieli więc przeprowadzać zwiad “mniej skrycie”, licząc nawet na nawiązanie kontaktu z lokalną ludnością.. Logika nakazywała im udać się w głąb lądu śladami które dostrzegli wczesnej, będąc jeszcze na lodzie. Wzięli więc cały swój dobytek, wszak wiata ma być jedynie schronieniem na noc nie zamierzali zostawić tam potencjalnym przychodniom swoich tobołków. Ślady, co również zauważyli jeszcze wcześniej, na lodzie kierowały się w stronę osady po drugiej stronie jeziora, a na lądzie prowadziły przez las w jakąś przesiekę, może drogę. Z bronią w ręku ruszyli przed siebie.

Ostry, zimny wiatr cichł miedzy drzewami lasu, bujając lekko ich koronami. Raz na jakiś czas dwóm żołdakom zdawało się usłyszeć jakieś zwierzę, jakiś trzask, a czasem porostu trzeszczący pod naciskiem konar sosny. Szli niespiesznie, i bacznie obserwowali okolicę. Choć jak na las przystało dużo nie widzieli. Ostre podmuchy nie kuły już w twarz, jednak padający śnieg nie poprawiał ich zdolności obserwacji. Po kilkuset metrach spacerku wgłąb lasu Diemientij zatrzymał się sugerując gestem to samo Siergiejowi, ten bez namysłu także to uczynił.
-Uwidział Ty te ślady? Tak idę i patrzę i się głowie, szto eto może być - rzekł major wskazując na trop odciśnięty miedzy płozami sań.
Siergiej obrzucił krytycznym spojrzeniem wskazane przez Majora ślady które budziły lekki niepokój i ciekawość. Mimo to żołnierz zrobił nieco obojętną minę i odrzekł spokojnie.
- Ja wiżu wiżu, ale nie znaju szto takoi śliedy zostawia. W każdym razie tak o musi być udomowione.
- Ło uwidzisz?! Trafna uwaga, a ja się głupio martwię-Diemienij faktycznie wydał się sierżantowi spokojniejszy, kontynuował ale już z rozbawieniem -[i]Ale jak trzy paluchy czy to może szpony? To by wychodziło ili to kaijeś wielgachne ptaszysko. Nu ale strusie to we Awstralii a nie w Ameryce, prawda? Zresztą ptasi zaprzęg? Szto te jankesy?
-Hehehe.. - Roześmiał się Siergiej. - Major to mógłby straszyć dzieci. Zwierzęta nie magą mutować tak bystro! Eto nie Zona! A to.. - żołnierz wskazał na ślady w śniegu. -.. to nie “pijawka”. Myślę że to mogą być jakieś specjalne płazy, wykonane przez mechanika, nakładane na nogę. W ostateczności jakaś proteza, ja widjeł ich mnogo w Detroit. Eto musi być jeden silny facet, bo ślady są pajedyńcze. Równoi twiordy chłop co Siergiej. - pokręcił głową i parsknął śmiechem sam sobie pod nosem, poprawiając uszankę. - Jankeski, strusi zaprzęg..

- Skazisz, eto czelawiek? Takoj kak Ty? -Odpowiedział równie rozbawiony dowódca wyciągając manierkę spod kurtki - Tolka sanie mienia potrzebne i ja torze budu mieć zaprzęg. Nu i cobyśmy nie zmarźli.

- Ja wiżu, Major ma charaszoi nastroj sjegodnia! - rzucił Siergiej, podchwytując gre słowną dowódcy.

-Nu charoszyj charoszyj. Ale nam nada iść, póki slońce świeci

Obaj stuknęli się piersiówkami, wychylając po naprawę głębokim, i z synchronizacją godną kompani reprezentacyjnej zakręcili je i schowali za pazuchami. Znów ruszyli dalej w głąb lasu. Atmosfera tajemnicy mimo wszystko szybko ostudziła jednak ich pogodne humory. Szli jak by wolniej, uważniej się rozglądając, jak by przeczuwali że w powietrzu wisi jakaś nie miła niespodzianka.
 
DrNikt jest offline