Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2014, 22:34   #31
Nimitz
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Kliknij w miniaturkę


Murphy Mc’Manus

Murphy ruszył na zwiedzanie domu. Zdawało się, że wszyscy, a właściwie prawie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Jedynie w salonie, na kocach przed kominkiem zobaczył leżących Nataly i Marka rozmawiających o czymś przyciszonymi głosami. Murhpy poszedł dalej, nie chcąc przeszkadzać szepczączej parze.
Najbliższymi pomieszczeniami, do których wcześniej jedynie zajrzał były kuchnia i jadalnia, do pozostałych pomieszczeń zdawały się prowadzić schody. Murphy ruszył w stronę kuchni, miejsca, w którym przebywał jedynie przestraszywszy starszą panią.
Stare dębowe drzwi otworzyły się z cichym jęknięciem zawiasów i zanim zdołał zapalić światło, pomieszczenie na moment rozświetlone zostało przez światło błyskawicy, która musiała uderzyć w niedalekiej odległości.
Już po chwili samotna żarówka oświeciła żółtym poblaskiem staromodne pomieszczenie. Brązowe ceramiczne kafelki na ścianach i staromodny biały piec po prawej stronie.


W głębi pomieszczenia znajdowało się dwoje drzwi, a ówczesną jasność spowodowaną przez błyskawicę tłumaczyły przeszklone drzwi wychodzące na podwórze i ganek.

Murphy szedł powoli zastanawiając się co go może czekać. Był delikatnie pobudzony a sam dom mógłby przyprawiać o dreszcze, lecz nie jego. Widział w życiu wiele, i nie raz nie dwa życie stawiało mu różne przeszkody na drodze. Zawsze sobie jednak radził. Tajemniczość domu sprawiała jednak, że miał ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o nim. Nie żeby był typem inteligenta, spedzającego dnie na wertowaniu książek. Po prostu aura domu oraz nastrój jaki się udzielał jego towarzyszom ,sprawił że McManus wpadł na ciekawy plan. Pierw jednak musiał poznać dokładnie dom i rozkład pomieszczeń.
Delikatnie jarząca się żółtym światłem żarówka idealnie nadawała się by do filmów grozy klasy C,na samą myśl o tym Irlandczyk się uśmiechnął . Podszedł do pieca chcąc sprawdzić czy da się go zapalić, by następnie podejść do przeszklonych drzwi by móc rozejrzeć się przez nie. Być może coś tam czaiło się. Prawie zaśmiał się na tą absurdalną myśl.*
Piec na pierwszy rzut oka, zdawał się być mężczyźnie całkowicie sprawny. Choć ciężko było ocenić to osobie, która przez większą część życia korzystała z wygodnych kuchenek gazowych. Otworzył klapkę, której otwór prowadził do miejsca, w którym prawdopoodnie układalo się drewno na opał.
Żółte światło żarówki zamrygało delikatnie gdy coś długiego i szarego wyskoczyło na niego wprost z ciemności pieca. Gdy odskoczył od niego, odrobinę przestraszony, zza jednej z szaf wyskoczył ogromny rudy kot i dopadł jego napastnika.

-Pierdolone szczurzysko.... - mruknął pod nosem McManus a potem uśmiechnął się do kota, który trzymał zdobycz w pysku -Dobra kicia..Widzę, że i ty lubisz nocne zabawy - rzekł szeptem do kota
Serce przez chwilę zaczęło bić szybciej ale po chwili już wszystko wróciło do normy. Widać było, że ten dom skrywa wiele tajemnic i lokatorów. Ponownie uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny.
Kot spojrzał się na niego parą mądrych niebieskich oczu wyraźnie zadowolony, jednak chwycił swoją zdobycz mocniej i potruchtał na bok kuchni by ją spałaszować.
Wyglądając przez przeszklone drzwi Murphy zobaczył niespokojne jezioro, którego brzegi były wystarczająco blisko budynku tak, że mógł podejrzewać, iż po bardziej śnieżnych zimach mogły one dochodzić aż pod sam dom. Po lewej stronie dojrzał nie wielki budynek skryty teraz mroku nocy. Jednak poszczególne kształty roślin czy innych mniejszych obiektów były w tych ciemnościach trudne do rozróżnienia.

Dom. To przykuło uwagę McManusa, który stwierdził że jutro rano będzie musiał go nawiedzić. Teraz jednak postanowił dalej kontynuować swoją wędrówkę i skierował się ku drzwiom. Pierw otworzył jedne a potem drugie, powodowany ciekawością co się za nimi kryje.*

Za pierwszymi drzwiami, kryło się małe pomieszczenie, mężczyzna próbował dłonią wymacać włącznik, jednak ciężko było takowy znaleźć. Nie zraziło go to jednak, który ostrożnie, po omacku zrobił pierwszy krok do środka, ówcześnie upewniając się stopą czy nie ma przed nim jakiegoś spadku, jednak podłoga zdawała się być prosta. Po chwili do jednej nogi dołączyła druga i coś uderzyło go lekko w twarz.

Wiedziony instynktem McManus wystawił lewą nogę do przodu a obie ręce podążyły na wysokość twarzy, by po chwili wystrzeliły do przodu próbując złapać coś. Oczy lekko miał przymrużone by jak najszybciej przystosować wzrok do panującej w środku ciemności. Czoło lekko zmarszczyło się, a delikatny grymas zaciętości pojawił się na twarzy mężczyzny. Nie sądził że przyjdzie mu z czymś walczyć, nie sądził że coś mogło go zaatakować więc zaskoczenie próbował zwalczyć złością.

Murphy odruchowo zasłonił swoje oczy. Chwycił za przedmiot na oślep, w wyobraźnii widząc drugie, pokryte futrem ciałko zakończone długim nieprzyjemnym w dotyku ogonem. Jednak gdy tylko pociągnął, pokoik wypełnił się tym samym światłem starej żarówki, a sam ciągnął za łańcuszek, i miał wrażenie, że gdyby zrobił to odrobinę mocniej urwał by go całkowicie.

-Kurwa...bardzo zabawne - mruknął do siebie Murphy -Stary, i Tobie zaczęło się udzielać..

Woda z włosów delikatnie zaczęła spływać mu po czole, a on sam tylko kręcił głową. Sam nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się podejść. Jego wyobraźnia jednak nie była tak uboga jak mu się zdawało, co było dla mężczyzny lekkim zaskoczeniem. Uśmiechnął się sam do siebie, ciesząc się że żaden z uczestników nie widział tej sceny. Gdy pokoik wypełnił się światłem Irlandczyk wszedł do środka głębiej chcąc zbadać pomieszczenie.

Pokoik okazał się mały, a przy wszystkich ścianach znajdowały się półki, z podstawowymi , długoterminowymi składnikami żywieniowymi prawdopodobnie przygotowanymi na ich pobyt tutaj. Wszystko wskazywało na to, ze Murphy trafił do spiżarni.
Murphy obejrzał sobie wszystko dokładnie zastanawiając się co może ciekawego mu się przydać. Gdy już sobie wybrał to co będzie mu potrzebne udał się do następnych drzwi.
Podobnie jak przy poprzednim wejściu, i tutaj wszystko było spowite mrokiem, jedynie światło z kuchni oświetliło odrobinę kilka pierwszych schodów. Tutaj z łatwością udało się Murphy’emu trafić dłonią na przełącznik światła po prawej stronie tuż przy framudze, jednak gdy tylko je włączył pomieszczenie na chwilę rozbłysło, po czym zniknęło z głuchym, świadczącym o przepalonej żarówce pyknięciem. Przez ten ułamek chwili zdołał zobaczyć długie schody prawdopodobnie prowadzące do piwniczki. .
Tym razem McManus nie zamierzał iść na ślepo. Po cichu zaczął przeszukiwać szafki w kuchni aż odnalazł nie dopaloną świecę. Wyjął zapalniczkę z kieszeni i zapalił knot. Delikatny płomień rozbłysł oświetalając kuchnię. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył długimi schodami.

Jak w standardowym horrorze stopnie skrzypiały potępieńczo pod jego stopami. Ruszyłeś powoli w dół, podpierając się dłonią o zamokniętą ścianę. Mniej więcej gdy był przy środku, jedna z desek skrzypnęła ostrzegawczo jeszcze zanim oparł się na nią całym ciężarem ciała.
Schody nie były stabilne jak się okazało, na szczęście dawały radę utrzymywać ciężar Irlandczyka. Gdy tylko do jego uszu dobiegło skrzypnięcie kolejnej deski zatrzymał się. Przykucnął próbując za pomocą ognia zorietnować się co jest na dole. Być może nic tam nie było i szkoda było fatygi by tam schodzić.
Nikły płomień świecy nie oświetlił wiele. Widoczne były zaledwie półki z jakimiś szklanymi obiektami, może słoikami od których odbijał się rozedrgany płomyk. Podłoga zdawała się być jedynie zwykłym, ubitym piachem, bądź też zabrudzonym przez wiele lat i powodzi cementem, jakiś ciemniejszy obły kształt majaczył na granicy widoczności jednak większość spowijała ciemność.
Raz się żyje jak to mówią i powoli McManus zaczął schodzić w dół. Czuł się nie pewnie lecz stopy stawiał ostrożnie. Serce znów przyspieszyło swoje bicie, a on sam wziął głębszy oddech. Liczył się z tym że spierdoli się epicko na dół, ale cóż...jeśli chciał się zabawic odrobina ryzyka musiała być w to wliczona.
Stopień, który wcześniej jedynie jęknął, jął zapadać się pod jego ciężarem. Słyszał charakterystyczne chrupnięcie starego drewna i chwilę później jego noga zapadła się w nim. Łutem szczęścia upuścił świecę i przechylił ciężar ciała na tył lądując na siedzeniu na wcześniejszych schodkach. Dookoła niego była jedynie ciemność i linia światła zapalonego w kuchni opodal nad jego głową.
-Kurwa.. - zaklął i zaczął wygrzebywać się z dziury w którą wpadł. Robił to powoli i ostrożnie, by żadna drzazga nie weszła mu w ciało i nie poraniła go. Pierdolony dom. Wstał w końcu i podążył dalej na dół po ciemku trzymając się blisko ściany.
Jego stopy natrafiły na twardy grunt, jednak oczom ciężko było cokolwiek dojrzeć w panujących wokół ciemnościach. Intuicyjnie wiedziałeś gdzie znajdują się widziane wcześniej przedmioty. Drobny poblask gdzieś z okolic sufitu sugerował, że w pomieszczeniu znajdowało się okno jednak coś zakłócało swobodny przepływ światła. Dopiero po chwili zorientował się, że poblask zdawał się być zbyt jednolity i stały by pochodzić od błyskawicy. Wśród szumu wiatru i deszczu dosłyszał pomruk świadczący o tym, że pod domem stał włączony wehikuł.

McManus wyjął zapalniczkę z kieszeni i zapalił ją. Chciał przyjrzeć się lepiej temu miejscu a przede wszystkim znaleźć świeczkę. To było najważniejsze. Jakieś dźwięki..zajmie się nimi potem, poza tym musiało mu się to raczej przesłyszeć, bo co za idiota by w środku nocy przyjeżdżał na to zadupie.

Tuż przy nim znajdowały się półki, a na nich, przynajmniej na tych stojących najbliżej znajdowały się w większości puste słoiki. Spoglądając na podłogę pod schodami dojrzał ślad z wosku, który zostawiła świeczka upadając. Był on na brzegu jednego ze stopni i sugerował, że odbiła się ona od niego i poturlała się za schody. Po przygodzie ze szczurem sięganie w półmrok pod nimi nie wydawało się być najlepszym z pomysłów. Przywołując w myślach przekleństwa nachylił się próbując sięgnąć stopą pod schodami, jednak otwory nie dawały mu dużych możliwości manewru. McManus pokiwał głową niezadowolony i schylił się. Miał złe przeczucia ale on od urodzenia lubił kusić los. Kto nie ryzykuje ten nie je. Uklęknął z zapaloną zapalniczką i przeleciał nią przed sobą tak by móc zobaczyć gdzie dokładnie znajduje się świeczka, by już po chwili pewnym gestem chwycić ją w dłoń. Oświecił ogarek, z rozdrażnieniem stwierdziwszy, że cały został oblepiony piaskiem choć zdatny do użycia. Nie wiele myśląc podpalił go by móc lepiej widzieć pomieszczenie. Murphy zaczął rozglądać się dokładniej po nim. Zarys obłego kształtu, który jedynie częściowo widział wcześniej okazał się być nakrytą ciężką pokrywą studnią.


Powoli i ostrożnie przestawiał słoiki szukając za nimi czegoś wartościowszego niestety w nikłym świetle jakie posiadał poza nie dojrzał niczego co przykułoby jego uwagę na dłużej. W lewym rogu pomieszczenia dostrzegł szafeczkę, a po jej otwarciu stwierdził, że w rzędach leżały w niej ułożone pokryte grubą warstwą kurzu butelki. Udało mu się przejść do miejsca gdzie było okno i podciągnął się tak by móc zobaczyć co zza niego widać. Okienko było jednak zabite deskami i jedynie niewielki prześwit pozwalał na zerknięcie na zewnątrz jednak w połączeniu z brudem oblepiającym szybę ciężko było dostrzec cokolwiek konkretnego. I jedynie mógł stwierdzić, że albo ktoś kogo zdawało mu się słyszał wcześniej wyłączył silnik bądź też rzeczywiście wyobraźnia i pomruki natury szalejącej , podsycane ogólna atmosferą domu płatały mu figle. Wiedząc i mając świadomość, że pomieszczenie nic w sobie nie skrywa postanowił udać się na górę by sprawdzić pokoje na piętrze oraz znaleźć wejście na strych. Tak, liczył że tam znajdzie jakiejś odpowiednie rzeczy, które pomogą mu w realizacji jego małego planu.
Zobaczył, że zawracając ku drodze powrotnej, płomień świecy przez moment zadygotał nerwowo. Lekkie zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, a on sam na chwilę przystanął po czym ruszył do przodu. Trzymając się blisko ściany powoli wrócił, tym razem bez żadnych ekscesów, do kuchni. Gdy już w niej był udał się w kierunku schodów prowadzących na górę.

Kliknij w miniaturkę

Marek "Mark" Czyżewski


Marek wraz z Nataly leżeli w spokoju przy kominku. Dziewczyna czule przytuliła się do niego. Czuł delikatne ruchy dłonią, jakie wykonywała na jego klatce piersiowej. Westchnął.
Jego uwagę przykuł ciężarek starodawnego zegara, który stał na półpiętrze, rytmicznie poruszający się to w prawą, to w lewą stronę wydając przy tym ciche, równomierne tik-tak tik- tak.
Poczuł jak Nataly delikatnie zaczyna całować jego szyję. Jej wilgotne, ciepłe wargi dotykały jej delikatnie szukając nieśpiesznie wrażliwych punktów. Jedna z jej dłoni wpełzła pod koszulkę, a zgrabne palce dziewczyny tańczyły delikatnie na jego skórze.
Czując przyjemność, lekko zamroczony alkoholem przymknął oczy.
Jej dłoń zaczęła bawić się w okolicach rozporka chłopaka rozpinając go powoli.
Po chwili wróciła pod koszulkę unosząc ją odrobinę i podciągając powoli do góry i schodząc pocałunkami powoli niżej, racząc nimi odkrywaną kawałek po kawałku skórę.




Kliknij w miniaturkę

Erin McEringan, Richard Vence


Para ruszyła przemykając się do sąsiedniego pokoju, mieli wrażenie, że gdzieś stuknęły drzwi, ale w ferworze namiętności ten odgłos został zignorowany. Spijając niewypowiedziane słowa ze swoich ust legli na łóżku. Erin poczuła jak Rich schodzi wargami co raz niżej i w rozkoszy przymknęła oczy odwracając głowę na bok. Dziewczyna jęknęła cicho gdy taksówkarz pieścił wrażliwe miejsca ustami. Wśród ciężkich, szybkich oddechów jej klatka piersiowa unosiła się i opadała we wspólnym rytmie. Zagryzłwszy wargę, Erin uniosła leniwie powieki napotkałaś wzrokiem lustro widząc w nim swoje odbicie. Gdy tylko przymykała powieki czuła jak rozkosz rozchodzi się przyjemnym promieniem po całym ciele.

Jednak ciekawość była silniejsza, a przecież lustro… do czegoś miało służyć. Spojrzała ponownie w okrytą półmrokiem srebrzystą taflę. Patrzyła z niej na nią twarz, którą tak dobrze znała. Przygryzione usta, ciało co jakiś czas odpowiadające ruchem na starania mężczyzny.


Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z tego, że twarz na którą patrzy, nie należy do niej...choć znała ją tak dobrze. Usta zagryzane pod wpływem emocji również nie były twoje, i te oczy patrzące chłodno na całą scenę, całkowicie przytomne, jakby nie dotknął ich dotyk magicznej różdżki zielonej wróżki.

Postać w lustrze była tobą ale za razem była kimś innym. Jej imię samo cisnęło ci się na usta, a serce zaczęło bić odrobinę mocniej.
Dziewczyna z lustra spoglądała na ciebie spokojnie, oddając się pieszczotom. Nie oceniała. Nie powiedziała nic. Jednak to nie byłaś ty..

Mam omamy- pomyślała, a silny dreszcz przeszył jej ciało. Winą za reakcję obarczyła górujacego nad nią nowojorczyka, lecz gdzieś w głebi duszy poczuła chłód i smutek. Przez chwilę jej serce zamarło, oddech się urwał. Jak zahipnotyzowana patrzyła w szklaną taflę, nie mogąc przestać. Na krótką chwilę świat zewnętrzny zniknął, pozostawiając czarną, zimną pustkę i dwie kobiety, spoglądające na siebie przez srebrną szybę. Z porozu były identyczne, lecz wrażliwe oko Erin bez problemów dostrzegało drobne różnice: inny sposób krzywienia warg, niewielką bliznę na czole...bladą i praktycznie niewidoczną. Doskonale pamiętała moment jej powstania, złośliwą belkę niskiego stropu, o który Aileen zahaczyła głową.
To przez ten alkohol-zacisnęła mocno powieki, aby świat wrócił do normy. Znów czuła subtelny dotyk męskich dłoni, błądzących zachłannie po rozgrzanej skórze. W uszach zadudnił przyspieszony puls.

Erin jęknęła głośno. Być może myślała, ze odgoni to nawiedzającą ją marę.
Nie chciała spoglądać w stronę lustra. Alkohol robił sobie nieprzyjemny dowcip z jej podświadomości wykorzystując najbardziej bolesne ze wspomnień dziewczyny. Zerknęła ostrożnie w kierunku odbicia ale ona nadal tam była. Już nie próbowała udawać Ciebie. Zdawało się, jakby siedziała obok ubrana w tą sukienkę, którą kiedyś kupiłaś jej jako pamiątkę z Italii. Spojrzała się w stronę Richarda i mrugnęła do Ciebie okiem porozumiewawczo, uśmiechając się lekko.
Jednak po chwili pokręciła przecząco głową, jakby chciała powiedzieć coś, czego Erin nie mogła usłyszeć.
Aileen wyciągnęła nad wami rękę. Zobaczyłaś w niej delikatny błysk, jakby odbijający się od płomienia świecy. Postać w lustrze puściła przedmiot wprost na twoją klatkę piersiową, a dziewczyna w lustrze spoglądała się na swoją bliźniaczkę z naciskiem jakby próbując jej coś przekazać bez użycia słów.

Niespodziewany dotyk nie należał do przyjemnych. Niewielki ciężar spadł na rozgrzaną skórę, chłodem metalu przywracając Erin ponownie do rzeczywistości. Sięgnęła dłonią do piersi, a jej palce napotkały niewielki, nieregularny przedmiot. Dyskretnie zacisnęła go w pięści, przesuwając za plecy Richarda. Wydawało się, że meżczyzna nie zauważył nic podejrzanego, zbyt pochłonięty pieszczotami. Przycisnęła go do siebie wolną ręką, gryząc zaczepnie w nagi bark. Zaintrygowana zerknęła przez jego ramię, rozprostowując palce. Na drobnej dłoni leżały kluczyki od samochodu. Erin zamrugała zaskoczona. Jakim cudem znalazły się między nią a taksówkarzem, skoro oboje już dawno pozbyli się ubrań?
To nie majak… - zakołatało w przesiakniętym absyntem i pożądaniem mózgu. Prezent od siostry był jak najbardziej realny, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Jakaś część dziewczyny uradowała się dziko, w końcu czyż nie po to tu przyjechała? Wciskanie innym uczestnikom kitu przychodziło jej bez najmniejszych problemów, lecz siebie oszukać nie potrafiła. Prawdziwy powód udziału w pokręconym eksperymencie zachowała dla siebie, nie chcąc wychodzić na obłąkaną.
Ponownie spojrzała w lustro, lecz tym razem dostrzegła w nim jedynie swoją zaróżowioną twarz w której błyszczały różnokolorowe, lekko zagubione oczy.
-O Boże… - jęknęła na wpół przytomnie, a ruda głowa wbiła się potylicą w poduszkę. To co wyprawiał z nią Richard nie pozwalało jej zebrać myśli.

Aileen usilnie próbowała coś przekazać. Coś, co brzmiało jak ostrzeżenie...ale przed czym? Czyżby w bagażniku taksówki naprawe znajdowała się martwa prostytutka? Tą opcję dziennikarka odrzuciła od razu. Pozostała więc druga ewentualność - siostra dawała jej jasno do zrozumienia, by spakowała manatki i wyjechała czym prędzej z nawiedzonego domu.
Tego uczynić nie mogła, nie w sytuacji gdy pierwszy raz od dwóch miesięcy nawiązały choć cień kontaktu.
- Przepraszam - wyszeptała bezdźwięcznie, odkładając kluczyki na drugą połowę łóżka z zamiarem zwrócenia zguby w odpowiednim czasie. Na razie postanowiła nie roztrząsać dziwnego widziadła, tylko skupić się na o niebo przyjemniejszej rzeczywistości. Choć bardzo się starała, nie potrafiła zignorować mężczyzny w swoich ramionach.

Kliknij w miniaturkę
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 27-06-2014 o 23:22.
Nimitz jest offline