Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2014, 22:34   #31
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Kliknij w miniaturkę


Murphy Mc’Manus

Murphy ruszył na zwiedzanie domu. Zdawało się, że wszyscy, a właściwie prawie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Jedynie w salonie, na kocach przed kominkiem zobaczył leżących Nataly i Marka rozmawiających o czymś przyciszonymi głosami. Murhpy poszedł dalej, nie chcąc przeszkadzać szepczączej parze.
Najbliższymi pomieszczeniami, do których wcześniej jedynie zajrzał były kuchnia i jadalnia, do pozostałych pomieszczeń zdawały się prowadzić schody. Murphy ruszył w stronę kuchni, miejsca, w którym przebywał jedynie przestraszywszy starszą panią.
Stare dębowe drzwi otworzyły się z cichym jęknięciem zawiasów i zanim zdołał zapalić światło, pomieszczenie na moment rozświetlone zostało przez światło błyskawicy, która musiała uderzyć w niedalekiej odległości.
Już po chwili samotna żarówka oświeciła żółtym poblaskiem staromodne pomieszczenie. Brązowe ceramiczne kafelki na ścianach i staromodny biały piec po prawej stronie.


W głębi pomieszczenia znajdowało się dwoje drzwi, a ówczesną jasność spowodowaną przez błyskawicę tłumaczyły przeszklone drzwi wychodzące na podwórze i ganek.

Murphy szedł powoli zastanawiając się co go może czekać. Był delikatnie pobudzony a sam dom mógłby przyprawiać o dreszcze, lecz nie jego. Widział w życiu wiele, i nie raz nie dwa życie stawiało mu różne przeszkody na drodze. Zawsze sobie jednak radził. Tajemniczość domu sprawiała jednak, że miał ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o nim. Nie żeby był typem inteligenta, spedzającego dnie na wertowaniu książek. Po prostu aura domu oraz nastrój jaki się udzielał jego towarzyszom ,sprawił że McManus wpadł na ciekawy plan. Pierw jednak musiał poznać dokładnie dom i rozkład pomieszczeń.
Delikatnie jarząca się żółtym światłem żarówka idealnie nadawała się by do filmów grozy klasy C,na samą myśl o tym Irlandczyk się uśmiechnął . Podszedł do pieca chcąc sprawdzić czy da się go zapalić, by następnie podejść do przeszklonych drzwi by móc rozejrzeć się przez nie. Być może coś tam czaiło się. Prawie zaśmiał się na tą absurdalną myśl.*
Piec na pierwszy rzut oka, zdawał się być mężczyźnie całkowicie sprawny. Choć ciężko było ocenić to osobie, która przez większą część życia korzystała z wygodnych kuchenek gazowych. Otworzył klapkę, której otwór prowadził do miejsca, w którym prawdopoodnie układalo się drewno na opał.
Żółte światło żarówki zamrygało delikatnie gdy coś długiego i szarego wyskoczyło na niego wprost z ciemności pieca. Gdy odskoczył od niego, odrobinę przestraszony, zza jednej z szaf wyskoczył ogromny rudy kot i dopadł jego napastnika.

-Pierdolone szczurzysko.... - mruknął pod nosem McManus a potem uśmiechnął się do kota, który trzymał zdobycz w pysku -Dobra kicia..Widzę, że i ty lubisz nocne zabawy - rzekł szeptem do kota
Serce przez chwilę zaczęło bić szybciej ale po chwili już wszystko wróciło do normy. Widać było, że ten dom skrywa wiele tajemnic i lokatorów. Ponownie uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny.
Kot spojrzał się na niego parą mądrych niebieskich oczu wyraźnie zadowolony, jednak chwycił swoją zdobycz mocniej i potruchtał na bok kuchni by ją spałaszować.
Wyglądając przez przeszklone drzwi Murphy zobaczył niespokojne jezioro, którego brzegi były wystarczająco blisko budynku tak, że mógł podejrzewać, iż po bardziej śnieżnych zimach mogły one dochodzić aż pod sam dom. Po lewej stronie dojrzał nie wielki budynek skryty teraz mroku nocy. Jednak poszczególne kształty roślin czy innych mniejszych obiektów były w tych ciemnościach trudne do rozróżnienia.

Dom. To przykuło uwagę McManusa, który stwierdził że jutro rano będzie musiał go nawiedzić. Teraz jednak postanowił dalej kontynuować swoją wędrówkę i skierował się ku drzwiom. Pierw otworzył jedne a potem drugie, powodowany ciekawością co się za nimi kryje.*

Za pierwszymi drzwiami, kryło się małe pomieszczenie, mężczyzna próbował dłonią wymacać włącznik, jednak ciężko było takowy znaleźć. Nie zraziło go to jednak, który ostrożnie, po omacku zrobił pierwszy krok do środka, ówcześnie upewniając się stopą czy nie ma przed nim jakiegoś spadku, jednak podłoga zdawała się być prosta. Po chwili do jednej nogi dołączyła druga i coś uderzyło go lekko w twarz.

Wiedziony instynktem McManus wystawił lewą nogę do przodu a obie ręce podążyły na wysokość twarzy, by po chwili wystrzeliły do przodu próbując złapać coś. Oczy lekko miał przymrużone by jak najszybciej przystosować wzrok do panującej w środku ciemności. Czoło lekko zmarszczyło się, a delikatny grymas zaciętości pojawił się na twarzy mężczyzny. Nie sądził że przyjdzie mu z czymś walczyć, nie sądził że coś mogło go zaatakować więc zaskoczenie próbował zwalczyć złością.

Murphy odruchowo zasłonił swoje oczy. Chwycił za przedmiot na oślep, w wyobraźnii widząc drugie, pokryte futrem ciałko zakończone długim nieprzyjemnym w dotyku ogonem. Jednak gdy tylko pociągnął, pokoik wypełnił się tym samym światłem starej żarówki, a sam ciągnął za łańcuszek, i miał wrażenie, że gdyby zrobił to odrobinę mocniej urwał by go całkowicie.

-Kurwa...bardzo zabawne - mruknął do siebie Murphy -Stary, i Tobie zaczęło się udzielać..

Woda z włosów delikatnie zaczęła spływać mu po czole, a on sam tylko kręcił głową. Sam nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się podejść. Jego wyobraźnia jednak nie była tak uboga jak mu się zdawało, co było dla mężczyzny lekkim zaskoczeniem. Uśmiechnął się sam do siebie, ciesząc się że żaden z uczestników nie widział tej sceny. Gdy pokoik wypełnił się światłem Irlandczyk wszedł do środka głębiej chcąc zbadać pomieszczenie.

Pokoik okazał się mały, a przy wszystkich ścianach znajdowały się półki, z podstawowymi , długoterminowymi składnikami żywieniowymi prawdopodobnie przygotowanymi na ich pobyt tutaj. Wszystko wskazywało na to, ze Murphy trafił do spiżarni.
Murphy obejrzał sobie wszystko dokładnie zastanawiając się co może ciekawego mu się przydać. Gdy już sobie wybrał to co będzie mu potrzebne udał się do następnych drzwi.
Podobnie jak przy poprzednim wejściu, i tutaj wszystko było spowite mrokiem, jedynie światło z kuchni oświetliło odrobinę kilka pierwszych schodów. Tutaj z łatwością udało się Murphy’emu trafić dłonią na przełącznik światła po prawej stronie tuż przy framudze, jednak gdy tylko je włączył pomieszczenie na chwilę rozbłysło, po czym zniknęło z głuchym, świadczącym o przepalonej żarówce pyknięciem. Przez ten ułamek chwili zdołał zobaczyć długie schody prawdopodobnie prowadzące do piwniczki. .
Tym razem McManus nie zamierzał iść na ślepo. Po cichu zaczął przeszukiwać szafki w kuchni aż odnalazł nie dopaloną świecę. Wyjął zapalniczkę z kieszeni i zapalił knot. Delikatny płomień rozbłysł oświetalając kuchnię. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył długimi schodami.

Jak w standardowym horrorze stopnie skrzypiały potępieńczo pod jego stopami. Ruszyłeś powoli w dół, podpierając się dłonią o zamokniętą ścianę. Mniej więcej gdy był przy środku, jedna z desek skrzypnęła ostrzegawczo jeszcze zanim oparł się na nią całym ciężarem ciała.
Schody nie były stabilne jak się okazało, na szczęście dawały radę utrzymywać ciężar Irlandczyka. Gdy tylko do jego uszu dobiegło skrzypnięcie kolejnej deski zatrzymał się. Przykucnął próbując za pomocą ognia zorietnować się co jest na dole. Być może nic tam nie było i szkoda było fatygi by tam schodzić.
Nikły płomień świecy nie oświetlił wiele. Widoczne były zaledwie półki z jakimiś szklanymi obiektami, może słoikami od których odbijał się rozedrgany płomyk. Podłoga zdawała się być jedynie zwykłym, ubitym piachem, bądź też zabrudzonym przez wiele lat i powodzi cementem, jakiś ciemniejszy obły kształt majaczył na granicy widoczności jednak większość spowijała ciemność.
Raz się żyje jak to mówią i powoli McManus zaczął schodzić w dół. Czuł się nie pewnie lecz stopy stawiał ostrożnie. Serce znów przyspieszyło swoje bicie, a on sam wziął głębszy oddech. Liczył się z tym że spierdoli się epicko na dół, ale cóż...jeśli chciał się zabawic odrobina ryzyka musiała być w to wliczona.
Stopień, który wcześniej jedynie jęknął, jął zapadać się pod jego ciężarem. Słyszał charakterystyczne chrupnięcie starego drewna i chwilę później jego noga zapadła się w nim. Łutem szczęścia upuścił świecę i przechylił ciężar ciała na tył lądując na siedzeniu na wcześniejszych schodkach. Dookoła niego była jedynie ciemność i linia światła zapalonego w kuchni opodal nad jego głową.
-Kurwa.. - zaklął i zaczął wygrzebywać się z dziury w którą wpadł. Robił to powoli i ostrożnie, by żadna drzazga nie weszła mu w ciało i nie poraniła go. Pierdolony dom. Wstał w końcu i podążył dalej na dół po ciemku trzymając się blisko ściany.
Jego stopy natrafiły na twardy grunt, jednak oczom ciężko było cokolwiek dojrzeć w panujących wokół ciemnościach. Intuicyjnie wiedziałeś gdzie znajdują się widziane wcześniej przedmioty. Drobny poblask gdzieś z okolic sufitu sugerował, że w pomieszczeniu znajdowało się okno jednak coś zakłócało swobodny przepływ światła. Dopiero po chwili zorientował się, że poblask zdawał się być zbyt jednolity i stały by pochodzić od błyskawicy. Wśród szumu wiatru i deszczu dosłyszał pomruk świadczący o tym, że pod domem stał włączony wehikuł.

McManus wyjął zapalniczkę z kieszeni i zapalił ją. Chciał przyjrzeć się lepiej temu miejscu a przede wszystkim znaleźć świeczkę. To było najważniejsze. Jakieś dźwięki..zajmie się nimi potem, poza tym musiało mu się to raczej przesłyszeć, bo co za idiota by w środku nocy przyjeżdżał na to zadupie.

Tuż przy nim znajdowały się półki, a na nich, przynajmniej na tych stojących najbliżej znajdowały się w większości puste słoiki. Spoglądając na podłogę pod schodami dojrzał ślad z wosku, który zostawiła świeczka upadając. Był on na brzegu jednego ze stopni i sugerował, że odbiła się ona od niego i poturlała się za schody. Po przygodzie ze szczurem sięganie w półmrok pod nimi nie wydawało się być najlepszym z pomysłów. Przywołując w myślach przekleństwa nachylił się próbując sięgnąć stopą pod schodami, jednak otwory nie dawały mu dużych możliwości manewru. McManus pokiwał głową niezadowolony i schylił się. Miał złe przeczucia ale on od urodzenia lubił kusić los. Kto nie ryzykuje ten nie je. Uklęknął z zapaloną zapalniczką i przeleciał nią przed sobą tak by móc zobaczyć gdzie dokładnie znajduje się świeczka, by już po chwili pewnym gestem chwycić ją w dłoń. Oświecił ogarek, z rozdrażnieniem stwierdziwszy, że cały został oblepiony piaskiem choć zdatny do użycia. Nie wiele myśląc podpalił go by móc lepiej widzieć pomieszczenie. Murphy zaczął rozglądać się dokładniej po nim. Zarys obłego kształtu, który jedynie częściowo widział wcześniej okazał się być nakrytą ciężką pokrywą studnią.


Powoli i ostrożnie przestawiał słoiki szukając za nimi czegoś wartościowszego niestety w nikłym świetle jakie posiadał poza nie dojrzał niczego co przykułoby jego uwagę na dłużej. W lewym rogu pomieszczenia dostrzegł szafeczkę, a po jej otwarciu stwierdził, że w rzędach leżały w niej ułożone pokryte grubą warstwą kurzu butelki. Udało mu się przejść do miejsca gdzie było okno i podciągnął się tak by móc zobaczyć co zza niego widać. Okienko było jednak zabite deskami i jedynie niewielki prześwit pozwalał na zerknięcie na zewnątrz jednak w połączeniu z brudem oblepiającym szybę ciężko było dostrzec cokolwiek konkretnego. I jedynie mógł stwierdzić, że albo ktoś kogo zdawało mu się słyszał wcześniej wyłączył silnik bądź też rzeczywiście wyobraźnia i pomruki natury szalejącej , podsycane ogólna atmosferą domu płatały mu figle. Wiedząc i mając świadomość, że pomieszczenie nic w sobie nie skrywa postanowił udać się na górę by sprawdzić pokoje na piętrze oraz znaleźć wejście na strych. Tak, liczył że tam znajdzie jakiejś odpowiednie rzeczy, które pomogą mu w realizacji jego małego planu.
Zobaczył, że zawracając ku drodze powrotnej, płomień świecy przez moment zadygotał nerwowo. Lekkie zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, a on sam na chwilę przystanął po czym ruszył do przodu. Trzymając się blisko ściany powoli wrócił, tym razem bez żadnych ekscesów, do kuchni. Gdy już w niej był udał się w kierunku schodów prowadzących na górę.

Kliknij w miniaturkę

Marek "Mark" Czyżewski


Marek wraz z Nataly leżeli w spokoju przy kominku. Dziewczyna czule przytuliła się do niego. Czuł delikatne ruchy dłonią, jakie wykonywała na jego klatce piersiowej. Westchnął.
Jego uwagę przykuł ciężarek starodawnego zegara, który stał na półpiętrze, rytmicznie poruszający się to w prawą, to w lewą stronę wydając przy tym ciche, równomierne tik-tak tik- tak.
Poczuł jak Nataly delikatnie zaczyna całować jego szyję. Jej wilgotne, ciepłe wargi dotykały jej delikatnie szukając nieśpiesznie wrażliwych punktów. Jedna z jej dłoni wpełzła pod koszulkę, a zgrabne palce dziewczyny tańczyły delikatnie na jego skórze.
Czując przyjemność, lekko zamroczony alkoholem przymknął oczy.
Jej dłoń zaczęła bawić się w okolicach rozporka chłopaka rozpinając go powoli.
Po chwili wróciła pod koszulkę unosząc ją odrobinę i podciągając powoli do góry i schodząc pocałunkami powoli niżej, racząc nimi odkrywaną kawałek po kawałku skórę.




Kliknij w miniaturkę

Erin McEringan, Richard Vence


Para ruszyła przemykając się do sąsiedniego pokoju, mieli wrażenie, że gdzieś stuknęły drzwi, ale w ferworze namiętności ten odgłos został zignorowany. Spijając niewypowiedziane słowa ze swoich ust legli na łóżku. Erin poczuła jak Rich schodzi wargami co raz niżej i w rozkoszy przymknęła oczy odwracając głowę na bok. Dziewczyna jęknęła cicho gdy taksówkarz pieścił wrażliwe miejsca ustami. Wśród ciężkich, szybkich oddechów jej klatka piersiowa unosiła się i opadała we wspólnym rytmie. Zagryzłwszy wargę, Erin uniosła leniwie powieki napotkałaś wzrokiem lustro widząc w nim swoje odbicie. Gdy tylko przymykała powieki czuła jak rozkosz rozchodzi się przyjemnym promieniem po całym ciele.

Jednak ciekawość była silniejsza, a przecież lustro… do czegoś miało służyć. Spojrzała ponownie w okrytą półmrokiem srebrzystą taflę. Patrzyła z niej na nią twarz, którą tak dobrze znała. Przygryzione usta, ciało co jakiś czas odpowiadające ruchem na starania mężczyzny.


Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, z tego, że twarz na którą patrzy, nie należy do niej...choć znała ją tak dobrze. Usta zagryzane pod wpływem emocji również nie były twoje, i te oczy patrzące chłodno na całą scenę, całkowicie przytomne, jakby nie dotknął ich dotyk magicznej różdżki zielonej wróżki.

Postać w lustrze była tobą ale za razem była kimś innym. Jej imię samo cisnęło ci się na usta, a serce zaczęło bić odrobinę mocniej.
Dziewczyna z lustra spoglądała na ciebie spokojnie, oddając się pieszczotom. Nie oceniała. Nie powiedziała nic. Jednak to nie byłaś ty..

Mam omamy- pomyślała, a silny dreszcz przeszył jej ciało. Winą za reakcję obarczyła górujacego nad nią nowojorczyka, lecz gdzieś w głebi duszy poczuła chłód i smutek. Przez chwilę jej serce zamarło, oddech się urwał. Jak zahipnotyzowana patrzyła w szklaną taflę, nie mogąc przestać. Na krótką chwilę świat zewnętrzny zniknął, pozostawiając czarną, zimną pustkę i dwie kobiety, spoglądające na siebie przez srebrną szybę. Z porozu były identyczne, lecz wrażliwe oko Erin bez problemów dostrzegało drobne różnice: inny sposób krzywienia warg, niewielką bliznę na czole...bladą i praktycznie niewidoczną. Doskonale pamiętała moment jej powstania, złośliwą belkę niskiego stropu, o który Aileen zahaczyła głową.
To przez ten alkohol-zacisnęła mocno powieki, aby świat wrócił do normy. Znów czuła subtelny dotyk męskich dłoni, błądzących zachłannie po rozgrzanej skórze. W uszach zadudnił przyspieszony puls.

Erin jęknęła głośno. Być może myślała, ze odgoni to nawiedzającą ją marę.
Nie chciała spoglądać w stronę lustra. Alkohol robił sobie nieprzyjemny dowcip z jej podświadomości wykorzystując najbardziej bolesne ze wspomnień dziewczyny. Zerknęła ostrożnie w kierunku odbicia ale ona nadal tam była. Już nie próbowała udawać Ciebie. Zdawało się, jakby siedziała obok ubrana w tą sukienkę, którą kiedyś kupiłaś jej jako pamiątkę z Italii. Spojrzała się w stronę Richarda i mrugnęła do Ciebie okiem porozumiewawczo, uśmiechając się lekko.
Jednak po chwili pokręciła przecząco głową, jakby chciała powiedzieć coś, czego Erin nie mogła usłyszeć.
Aileen wyciągnęła nad wami rękę. Zobaczyłaś w niej delikatny błysk, jakby odbijający się od płomienia świecy. Postać w lustrze puściła przedmiot wprost na twoją klatkę piersiową, a dziewczyna w lustrze spoglądała się na swoją bliźniaczkę z naciskiem jakby próbując jej coś przekazać bez użycia słów.

Niespodziewany dotyk nie należał do przyjemnych. Niewielki ciężar spadł na rozgrzaną skórę, chłodem metalu przywracając Erin ponownie do rzeczywistości. Sięgnęła dłonią do piersi, a jej palce napotkały niewielki, nieregularny przedmiot. Dyskretnie zacisnęła go w pięści, przesuwając za plecy Richarda. Wydawało się, że meżczyzna nie zauważył nic podejrzanego, zbyt pochłonięty pieszczotami. Przycisnęła go do siebie wolną ręką, gryząc zaczepnie w nagi bark. Zaintrygowana zerknęła przez jego ramię, rozprostowując palce. Na drobnej dłoni leżały kluczyki od samochodu. Erin zamrugała zaskoczona. Jakim cudem znalazły się między nią a taksówkarzem, skoro oboje już dawno pozbyli się ubrań?
To nie majak… - zakołatało w przesiakniętym absyntem i pożądaniem mózgu. Prezent od siostry był jak najbardziej realny, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Jakaś część dziewczyny uradowała się dziko, w końcu czyż nie po to tu przyjechała? Wciskanie innym uczestnikom kitu przychodziło jej bez najmniejszych problemów, lecz siebie oszukać nie potrafiła. Prawdziwy powód udziału w pokręconym eksperymencie zachowała dla siebie, nie chcąc wychodzić na obłąkaną.
Ponownie spojrzała w lustro, lecz tym razem dostrzegła w nim jedynie swoją zaróżowioną twarz w której błyszczały różnokolorowe, lekko zagubione oczy.
-O Boże… - jęknęła na wpół przytomnie, a ruda głowa wbiła się potylicą w poduszkę. To co wyprawiał z nią Richard nie pozwalało jej zebrać myśli.

Aileen usilnie próbowała coś przekazać. Coś, co brzmiało jak ostrzeżenie...ale przed czym? Czyżby w bagażniku taksówki naprawe znajdowała się martwa prostytutka? Tą opcję dziennikarka odrzuciła od razu. Pozostała więc druga ewentualność - siostra dawała jej jasno do zrozumienia, by spakowała manatki i wyjechała czym prędzej z nawiedzonego domu.
Tego uczynić nie mogła, nie w sytuacji gdy pierwszy raz od dwóch miesięcy nawiązały choć cień kontaktu.
- Przepraszam - wyszeptała bezdźwięcznie, odkładając kluczyki na drugą połowę łóżka z zamiarem zwrócenia zguby w odpowiednim czasie. Na razie postanowiła nie roztrząsać dziwnego widziadła, tylko skupić się na o niebo przyjemniejszej rzeczywistości. Choć bardzo się starała, nie potrafiła zignorować mężczyzny w swoich ramionach.

Kliknij w miniaturkę
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 27-06-2014 o 23:22.
Nimitz jest offline  
Stary 01-07-2014, 14:01   #32
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Minąłeś przedsionek i stojącą w nim przemoczoną dziewczynę rozglądającą się z zaciekawieniem jak również Marka wraz z Nataly, którzy jeszcze korzystali z dobrodziejstw ognia radośnie hasającego w kominku. Murphy zatrzymał się, ukrywając się w mroku domostwa, by móc bliżej przyjrzeć się dziewczynie. Mark i Nataly totalnie go nie obchodzili, natomiast kobieta, przybywająca w taką ulewę i o takiej porze do opuszczonego domu...było w tym coś ciekawego, nurtującego i pociągającego. Tajemnicza kobieta, musiał mieć naprawdę albo sporo odwagi, że tutaj przybyła w takich warunkach albo przypadek ją zmusił do poszukiwania schronienia.
Woda kapała z jej skórzanej kurtki, jak również i długich ciemnych włosów wprost na drewnianą podłogę. Murphy widział jak jej usta poruszają się odrobinę gdy żuła gumę, jednak to gdzie się spoglądała było tajemnicą ukrytą przez duże, amerykańskie okulary, które nie wiedzieć czemu miała o tej porze na nosie.


Była ładna. To musiał przyznać nawet przed samym sobą. Uśmiechnął się do siebie, jednocześnie ganiąc się w myślach za to co zamierza. Przegryzł delikatnie język i cicho ruszył w jej stronę. Stąpał delikatnie tak by nie zwrócić jej uwagi. Cały czas trzymał się ciemności. Szedł powoli, uśmiech na jego twarzy robił się coraz szerszy, a niebieskie oczy delikatnie błyszczały z radości. Gdy był tak z metr od niej wyciągnął delikatnie i spokojnie rękę w jej stronę mówiąc:
-Buu - cichym, szeptem

- Hmm ? Odpowiedziała spokojnie odwracając twarz w jego stronę. - Słucham? - Zapytała.

Uśmiech przerodził się w zakłopotanie. Oczy lekko zostały skierowane na podłogę a sam McManus rzekł tylko:
-To ja już pójdę… - i z lekko głupią miną, z małym poczuciem wstydu Irlandczyk skierował się ku schodom na górę.

- Jest kawa? - Rzuciła za nim dziewczyna jak gdyby nigdy nic.

-Chyba w kuchni ale tam są szczury.. - rzucił lekko kąśliwie Murphy. Pokiwał głową. Był zły na siebie. Idiota. Zachciało mu się straszyć. Ta, następnym razem prześcieradło załóż na siebie. Debil. Tak było mu głupio, no ale nigdy nie należał do zbytnio dowcipkujących osób.

- Taki duży chłopiec...a boi się szczurów ? Zapytała ściągając okulary i spoglądając na niego z rozbawieniem. *

-Być może… - zatrzymał się w połowie drogi. Odwrócił się powoli, spoglądając w dół na dziewczynę -Murphy, a ty ? - zapytał

- Ann - Odparła krótko, chowając okulary do kieszeni i ściągając mokrą kurtkę. - Jak się boisz, mogę Cię bronić -Uśmiechnęła się do niego rzędem równych białych ząbków.

Zszedł powoli wyciągając rękę ku niej.
-Miło cię poznać Ann - wskazał jej ręką kierunek w stronę kuchni. Szedł obok niej zastanawiając się co powinien powiedzieć, zrobić. Tak, jego kontakty z kobietami ostatnimi czasy były dość … No właśnie, nawet nie wiedział jak to powinien ująć czy nazwać.-To co cię tu sprowadza Ann? - zapytał, nie wiedząc od czego zacząć pogawędkę

-Ciekawość.. - Powiedziała spokojnie dziewczyna, pewnie otwierając drzwi kuchni i wchodząc do środka. Pewną ręką włączyła światło i rozejrzała się po pomieszczeniu. - Chyba grzecznie byłoby zapytać, co sprowadza tu i ciebie ...hmmm?

-Nuda i chęć zarobienia trochę kasy. Praca średnio idzie a każdy funt na wagę złota teraz.. - odpowiedział w skrócie dziewczynie. Przyglądał się jej, i co go zaciekawiło to to, że zdaje się ona znać to mieszkanie..-Byłaś już tu wcześniej? - zapytał

- Lata temu…. można powiedzieć “wieki”. - Odpowiedziała, zaglądając do spiżarki i włączając w niej światło, po czym sięgnęła na półkę ściągając słoiczek z kawą. Przyjrzała mu się krytycznie i machnęła ręką na mężczyźnie jakby chcąc by ten wstawił wodę.

Murphego kobieta coraz bardziej intrygowała, choć to co mówiła było lekko dziwne. Podszedł do czajnika, nalał do niego wody i wstawił go.
-To skoro już tu byłaś, to może coś wiesz więcej o tym miejscu. Wydaje się być specyficzne..jakby jakaś historia...była z nim związana - zapytał po raz kolejny. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o tym miejscu a także o niej...Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale cóż..kto powiedział że musi być w nim smutno i szaro.

Dziewczyna sięgnęła po kubek i wsypała sobie do niego dwie łyżeczki czarnego proszku, po czym spojrzała na Murphy’ego pytająco.

- Sam dom ma wiele historii, ziemia na której stoi, jeszcze więcej. - Uśmiechnęła się. - Pytanie brzmi, których z nich poszukujesz. - Zapytała siadając na starym drewnianym krześle.

-Właściwie to nie wiem nic o tym domu, więc może zaczniesz od czegoś...przerażającego - zaśmiał się i usiadł sobie wygodnie na krześle, opierając nogi o drugie. Był ciekaw czy dziewczyna go potrafi zaskoczyć. Tak naprawdę zaskoczyć, czy tylko udaje…

Dziewczyna odpowiedziała mu tajemniczym uśmiechem pukając szczupłym paluszkiem na trzymany w dłoni kubek powiedziała spokojnie - Wszystko w swoim czasie, na razie chciałabym wypić kawę. Ale w międzyczasie, ty możesz zabawić mnie jakąś opowieścią. Jestem dobrym słuchaczem.

Spojrzał się na nią. Był zawiedziony, czego nie ukrywał. Myślał przez chwilę po czym wstał i rzekł:
-To może jutro...na dziś wieczór mam już plany droga Ann, więc niestety musisz się zadowolić kawą i towarzystwem kota, który gdzieś tu grasuje. Ja niestety...nie jestem ani dobry w opowieściach ani w tworzeniu ich. Miło było cię poznać..do jutra rana… - rzekł z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna odpowiedziała mu jedynie uśmiechem, wlewając sobie gorącą wodę do kubeczka. Kiwnął głową na pożegnanie i udał się do swojego pokoju. Rano zamierzał wziąć gorący prysznic. Otworzył okno i zapalił papierosa. Z uśmiechem go wypalał. Był ciekaw co przyniesie kolejny dzień, choć ten pierwszy był nader ciekawy. Zaciągnął się powoli i zaczął wypuszczać kółka delektując się ciszą i spokojem. Lubił samotność, ale zważywszy na powiększającą się ilość kobiet w domu czuł, że nie będzie mu to pisane. Nie myślał o jakiś podbojach, do tego się zupełnie nie nadawał. Zakładał jednak, że baby pokażą swoje pazurki z czasem i może być ciekawie. Drobny psikus jaki zamierzał sprawić “tym co wierzyli w duchy” zostawił na kolejną noc. Będzie miał więcej czasu by przyjrzeć się domowi i jego zawartości.
Gdy skończył palić, zamknął okno i wygodnie położył się na łóżku czekając aż sen zmorzy go i w końcu spokojnie zaśnie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-07-2014, 20:46   #33
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Marek “Mark” Czyżewski - uśmiechnięty, krótko-ścięty brunet



Alkohol w żyłach, ogień w kominku, półmrok w pokoju, improwizowane posłanie na podłodze, no i ona, ciemnowłosa dziewczyna ewidentnie okazująca zainteresowanie jego skromną osobą. Zaskoczyła go trochę gdy przejęła inicjatywę, nie spodziewał się tego po niej. Z początku biernie się poddał jej pieszczotom. Szło jej świetnie więc nie widział powodu by przerywać. Leniwie jedynie błądził dłońmi po jej ciele. W końcu podniecienie i niecierpliwość które do tej pory w nim rosły przekroczyły w końcu punkt krytyczny i przezwyciężyły lekkie oszołomienie jej akcją i driniaczami. Poza tym też się chciał sprawdzić i nacieszyć zabawkami tej drugiej strony.

- Czekaj, czekaj… Może teraz ciebie rozbierzemy co? - lekko prychnął z rozbawieniem przytrzymując ją w ramionach i w ten sposób wymuszając by na niego spojrzała. Sam usiadł i odwrócił ją tak by była do niego plecami. Chwilę gładził jej plecy ale przez ubranie to nie była aż taka frajda.

- Wiesz… Trzeba ci to zdjąć bo tak siedząc w mokrym to się bidulko przeziębisz… - mruknął jej do ucha jakoś niespecjalnie troszcząc się o to, że troska o jej zdrowie w tej chwili nie jest jego priorytetem. Chwilę potem już miał w zasięgu gładką skórę jej pleców. Zaczął znów wodzić nieśpiesznie dłońmi w w różnych kierunkach ale za każdym razem trafiał na ten cholerny stanik więc…

- Oj… Widzisz ten… - zawahał się a na moment ręce mu znieruchomiały. Zapomniał jak jest “stanik” po tubylczemu. W końcu więc wybrnął jak zwykle i ręcę znów wznowiły badanie ciała kochanki. - Tu ci też zamokło więc… - po chwili gmerania przy zamku owa częśc garderoby też wylądowała na podłodze obok nich.
Przez chwilę podziwiał jej nagą linię pleców skrywaną tu i tam długimi, ciemnymi włosami. Odgarnął je i wznowił swoje badanie zdrowej pacjentki. Wkrótce do dłoni dołączyły usta choć skupiały się na okolicy ramion i karku czasem zahaczając o ucho.

Jej tył już poznał całkiem nieźle. Czas było zapoznać się z resztą jej anatomii. Przysunął ją do siebie tak, że jej plecy stykały się z jego torsem. A dłonie zjechały mu na jej piersi. Tu zagościły na dłużej bo jak każdego faceta ten sterczący detal kobiecej anatomii niezmiernie go fascynował i przyciągał uwagę, wzrok, ręcę i nie tylko ręce. Ale na razie przechodzili przez etap “ręczny”.

Gdy zaspokoił swoją pierwszą ciekawość nad jej dwoma bujającymi się półkulami przechylił się do tyłu pociągając ją za sobą. Teraz leżała plecami na nim i wiedział, że zbyt długo tak nie wytrzyma na wpół-oparty o siedzisko fotela ale na to co zamierzał wystarczyło. Gdy się wyprostowała spodnie naprężyły się i powstała szczelina między nimi a ciałem przez którą łatwo było się dostać do środka. Co dłoń Marka bez wahania zrobiła. W środku znalazł kolejne ciekawe miejsce no ale w tych jej spodniach było mu dość ciasno i niewygodnie więc po chwili gmerał już przy jej rozporku.

Z ipoda podłączonego do przenośnych głośniczków, które podłączył Lenny poleciała cicha muzyka , dziewczyna z szelmowskim uśmiechem wywinęła się z jego rąk i pokazując paluszkiem wskazującym gest “no no no” po czym kręcąc bioderkiem i nawet nie starając się przed nim zakryć najpierw nachyliła się do jego uszka i powiedziała szeptem

- To ja tutaj dzisiaj rządzę. - Po czym szybkim ruchem uwolniła jego męskość spoglądając w jego oczy i nadal uśmiechając się szelmowsko , po czym pocałowała go namiętnie nie dając mu dojść do słowa. W tym samym momencie poczuł chłód bransoletek na swoim podbrzuszu, czuł, że ciężko jej powstrzymać namiętność, a jej paznokcie wbijają się lekko w jego ciało. Oderwała od niego usta gryząc jego dolną wargę i ciągnąc ją kawałek za sobą, nadal spoglądając na niego drapieżnie.

Zdecydowanie zeszła niżej. Poczuł jak jej język sprawia mu przyjemność, delikatnie wzięła go do ust, poczuł jak delikatnie sunie po nim zębami. Dłonią złapała go u podstawy potęgując przyjemność, drugą ściągnęła spodnie niżej by móc pieścić wewnętrzną stronę jego ud. Przymknął oczy w rozkoszy gdy ta starała się sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Poczuł jak usta zaciskają się mocniej, a ruchy nabierają na szybkości.

Przycisnęła go do siebie mocniej, dłońmi obejmując jego ciało, a gdy się cofała poczuł jak jej paznokcie orzą jego skórę.
Melodia grana przez ipoda zmieniła się .
Czuł, że długo już nie wytrzyma, a kulminacja jest blisko. Wreszcie nadeszła, jednak nie w sposób, którego się spodziewał.
- Don’t be afraid… - Powiedziała do niego odrywając się na chwilę po czym zalała go fala bólu. Czół jak rozlewa się ciepłem w jej ustach, z paniką spojrzał w dół gdzie dziewczyna z demonicznym uśmiechem patrzy się na niego parą czarnych jak noc oczu, a jej usta są czerwone od oblepiającej ich krwi….Jego krwi. Przełknęła.
- Dobrze było ? Zapytała lubieżnie oblizując wargi, a ton jej głosu brzmiał tak, jakby pytała co najwyżej o pogodę..

Przez zalane deszczem domostwo przebiegł okrzyk rozpaczliwego przepełnionego boleścią wrzasku. Dźwięk był zbyt bliski prymitywnym instynktom drzemiącym w każdym człowieku by go nie poruszać. Głos dało się rozpoznać jako jednego z przybyłych przed kilkoma godzinami gości. Tak dokładnie zafascynowanego grami wszelakimi obcokrajowca.

Tymczasem w living roomie okaleczony Mark skopał z siebie dręczycielkę i odepchnął ją nogami byle dalej. Na wpół oszołomiony z bólu i tym co się w ogóle stało zaczął naciągać spodnie. Wciąż się krzyczał z bólu ale opanował się już na tyle by zacząć działać choć trochę sensownie. Złapał za swoją koszulkę i przycisnął do rany by spowolnić krwawienie. Zaczął też wzywać Richarda bo w tej chwili taksówka, ambulans i szpital zlały mu się w jeden ciąg myślowy i miał jednoznaczne skojarzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 01-07-2014 o 22:52. Powód: poprawiłam błędy
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-07-2014, 21:46   #34
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Łóżko o niebieskim kolorze pościeli trzeszczało pod ciężarem dwójki kochanków przy każdym, gwałtowniejszym ruchu. Deszcz układał dźwięczną symfonię,roznosząc się po pomieszczeniu pustym brzdękiem. W pokoju panowała błękitna poświata bijąca od ścian, zmieszana z gęstym mrokiem późnej godziny. Kręcący się przy żyrandolu pająk tkał cieniutką, ledwie dostrzegalną dla ludzkiego oka sieć w nadziei, że rano uda mu się upolować jakąś tłustą muchę. Naga Erin leżała na łóżku z rozłożonymi nogami, piętami zapierając się mocno o kołdrę i odchylając kark do tyłu. Jej ręce uczepiły się głowy mężczyzny trzymając ją w silnym uścisku za włosy. Wydawane przez dziewczynę jęki wyraźnie ukazywały jak bardzo podobają jej się pieszczoty, którymi obdarowywał ją taksówkarz. Richard nie spieszył się co jakiś czas zmieniając sposób sprawiania przyjemności. Powolne czułości doprowadzały rudą do szaleństwa. Sprawiały że jej uścisk dłoni stawał się mocniejszy, a mięśnie ud i brzucha drgały niczym porażane nieregularnymi impulsami elektrycznymi. Gdy jednak to stawało się zbyt monotonne i nudne, Richard przestawał by posłuchać jak Erin prosi o więcej, a wtedy zaczynał od początku tylko o wiele szybciej.

Orgazm spłynął na dziewczynę w długich, spazmatycznych ruchach mięśniu brzucha i bioder. Zadowolony taksówkarz nie przerywał jednak, drażniąc pobudzone do granic możliwości miejsce. Delikatny zapach kobiecych soków, wydzielanych znacznie intensywniej niż normalnie, dotarł do przyłożonego blisko nosa. Richard wspiął się na rękach by spojrzeć na rozpaloną, ociekającą potem twarz rudowłosej dziewczyny. Jej mętne oczy patrzyły nieprzytomnie na górującego nad nią mężczyznę. Serce tłukło pod klatką piersiową niczym rozpędzona maszyna, stygnąc przy chaotycznych próbach złapania głębszego oddechu i uspokojenia się. Rich pochylił się nad nią, przyssał do szyi zostawiając wyraźny ślad. Pełznął coraz wyżej aż do ucha. Przygryzł je delikatnie
- Teraz Ty pokaż na co Cię stać skarbie... – wyszeptał bardzo niskim głosem, powodującym drżenia dla rozchwianego umysłu dziewczyny. Chciał powiedzieć coś więcej, jednak spostrzegł przedmiot należącego do niego. Metalowy brelok ze znaczkiem hondy błysnął mu matową poświatą w pofałdowanej pościeli. Podniósł się trochę wyżej by się upewnić, czy aby alkohol zmieszany z podnieceniem, nie płata mu figli. Dość niepewnie skierował rękę w tamto miejsce. Podniósł srebrny klucz z doczepionym doń posrebrzanym breloczkiem i pilotem do sterowania elektroniką samochodu. Trzymając za metalowe kółeczko skierował rekę tuż nad głowę rudej, która wyglądała teraz jak małe dziecko z doczepianą do łóżeczka, wiszącą zabawką.
- Wyjaśnisz mi skąd to się tu wzięło? – Zapytał zdziwiony wiedząc, że zostawił kluczyki w kieszeni spodni zdjętych przez Erin jeszcze w szarym pokoju.

Proste pytanie zakończyło bajkę, wrzucając dziennikarkę na powrót do burej codzienności. Ulga i radość, które odczuwała przez ostatnie sekundy wyparowały, a ich miejsce zajęła kolczasta kula upleciona z lęku. Strach ścisnął żelaznymi okowami bijące szaleńczo serce, skórę pokryła gęsia skórka. Nie wiedziała co odpowiedzieć, przez jej głowę przemknęły dziesiątki scenariuszy - od banalnego “nie mam pojęcia”, po fantasmagorie rodem z opowieści szaleńca. Przyznanie się do tego co widziała nie wchodziło w rachubę. Richard z miejsca uznałby ją za obłąkaną, lub gorzej. Kłamca i złodziej...nie chciała by taksówkarz właśnie tak o niej myślał.

Nie winiłaby go...sama nie wierzyła w to co się stało, zamiatając lustrzany incydent do czarnego worka z etykietką “nie tykać bo śmierdzi”. Zielona Wróżka potrafiła płatać gorsze figle. Po tańcu z nią człowiek często nie był w stanie odróżnić jawy od pseudo narkotycznych majaków. Granica zacierała się, pozstawiając miejsce na domysły...i niepewność co tak naprawdę się wydarzyło.

Wydobycie z siebie logicznej odpowiedzi wymagało czasu, a ten stał się nagle towarem deficytowym. Erin nie mogła pozwolić sobie na luksus stworzenia konkretnej wymówki, mającej jakieś ręce i nogi. Do tego w improwizacji nie pomagał ani dotyk nowojorczyka, ani jego ciemnobrązowe oczy, które w panującym półmroku wydawały się być zupełnie czarne. Wisiały nad dziewczyną niczym dwa wypolerowane kawałki onyksu, odbijając jej własne zakłopotanie.
-A nie brałeś ich ze sobą? - spytała średnio przytomnie.

Rozkojarzony wzrok dziewczyny wskazywał, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego pytania. A wystarczyło to, by cały urok zmył się z jej twarzy. By przyjemność odpłynęła, zamieniając się w wielką niewiadomą obecnego jestestwa. Rich przechylił lekko głowę by spojrzeć dziewczynie w oczy. Podążał za jej wzrokiem jakby się nad czymś zastanawiał. To ona zdejmowała mu spodnie i byłaby w stanie zabrać kluczyki. Upojenie alkoholowe brało jednak górę, a obecna sytuacja zapowiadała przedwczesny koniec przyjemności powiązany ze spaniem w osobnych łóżkach. Mężczyzna odłożył kluczyki na szafkę nocną. Popatrzył na dziewczynę.
- Możliwe, że przypadkiem wkopnąłem je aż tutaj. Chociaż dałbym sobie rękę uciąć, że schowałem je w spodniach – powiedział wsuwając rękę pod jej szyję aby położyć się za jej plecami.
- W każdym razie... Dobrze, że znalazłem je tutaj, aniżeli miałbym szukać ich gdzieś po pokoju – westchnął przyciągając dziewczynę do siebie. Zaczął całować ją po szyi i ramieniu wspierając się na łokciu.

Erin pokiwała apatycznie głową. W obecnej sytuacji dotyk taksówkarza zamiast ekstazy wzbudzał w niej wrażenia daleko mniej przyjemne. Nienawidziła nierozwiązanych problemów i niedomówień, przeradzających się z czasem w otwarte konflikty zbrojne najgorszego sortu. Brudną, bezlitosną walkę, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, byleby tylko sprawić przykrość przeciwnikowi. Richard na to nie zasługiwał, był dobrym facetem. Dlatego zamiast wyluzować i przemilczeć, odtrąciła delikatnie jego dłonie i przetoczyła się na drugą połowę materaca.
-Więc jakim cudem znalazły się na łóżku, gniotąc mnie w plecy? - zadała kolejne pytanie, które odbijało się natarczywie w jej skołowanej czaszce. Położyła się na boku, odwracając twarz w stronę rozmówcy i przywołała na usta cień gorzkiego uśmiechu - Nie zwinęłam ci ich, jeśli o to chodzi. Po co mi niby twoje kluczyki? Nawet nie umiem prowadzić…

Atmosfera znikała jak woda w szklance, którą spostrzegł spragniony człowiek. Słowa stały się zimne i wyczuwalnie destruktywne. Rich westchnął głęboko, wsunął się pod kołdrę zakrywając ciało do pasa. Jedną rękę włożył pod głowę, a drugą położył na brzuchu gładząc się po nim parę razy jakby ten znów zaczął się odzywać z powodu głodu. Błyskawica rozświetliła pokój. Twarz mężczyzny w blasku była poważna, jakby szukająca czegoś w nieprzerwanym omiataniu sufitu pełnymi czerni oczami. Klatka piersiowa unosiła się do góry by opaść potem, stygnąc w uspokajających, głębokich oddechach.
- Nie mam pojęcia co one tutaj robią. Nie wyjmowałem ich, a tym bardziej nie zostawiałem w Twoim pokoju. Powinny leżeć w spodniach które rzuciłaś w kąt wraz z portfelem i Blackberry – odezwał się po kilkuminutowym milczeniu patrząc na położoną obok dziewczynę. Dzielił ich kawałek, nie stykali się żadną częścią ciała.
- Prawdopodobnie wypadły z kieszeni na podłogę, a potem zahaczyłem nimi stopą i przeniosłem tutaj. W upojeniu alkoholowym nic nie czułem. Nie denerwuj się, bo o nic Cię nie oskarżam – dodał z brakiem przekonania we własne słowa. Nie bardzo wierzył w tak duża przypadkowość zdarzeń, jednak jedyne logiczne wytłumaczenie oskarżałoby dziewczynę. Automatycznie wytrzeźwiał. Wróciła logiczność pracującego umysłu który obudził się gdy podniecenie zniknęło a pot przestał zwilrząć skronie. Nie wiedział co o tym myśleć.
- Przyjechałaś tu na stopa wiec domyśliłem się, że nie potrafisz prowadzić – dodał dla uspokojenia dziewczyny.

Erin nie mogła znieść widoku na wpół okrytego mężczyzny, jego nagłego dystansu. Intymna bliskość, jaka narodziła się miedzy nimi, umarła i na tą chwilę nic nie wskazywało by miała się odrodzić ponownie na podobieństwo mitycznego feniksa.
Zesztywniała i odwróciła twarz w stronę okna, by taksówkarz nie mógł dostrzec łez zbierających się pod powiekami.
Dlaczego zawsze musi się wszystko psuć? - przemknęło rudej przez myśl, gdy podnosiła się do pozycji siedzącej, splatając nogi na wysokości kostek. Ciemny błekit pomieszczenia i złowroga, ciężka cisza przywodziły jej na myśl więzienną celę na dnie oceanu. Zimne, puste miejsce, które trudno było nazwać przyjaznym. Znalazła się w nim sama, bez nadziei na ratunek i poprawę losu, za jedynych towarzyszy niedoli mając wyrzuty sumienia.

Atak klaustrofobicznej paniki nadchodził wielkimi krokami, ścinając krew w żyłach i zmuszał ciało do łapczywego, niergularnego nabierania tchu. Panujący półmrok łaskawie skrywał emocje, aż nazbyt widoczne w postawie i gestach dziewczyny. Starała się zachować spokój oraz opanowanie, lecz była pewna, że drgające usta i skulone ramiona demaskowały ją, wystawiając na potencjalny ostrzał. Nie potrafiłaby się obronić, nie przy burzy emocji, atakującej dziennikarkę ze wszystkich stron. Wszystkie sprowadzały się do jednego.
Jej wina...to zawsze coś z nią musi być nie tak. Czuła się winna bez względu na to, jak kojące słowa wypływały z ust otaczających ją ludzi. Nieważne co by nie robiła, jak mocno by się nie starała, w końcu zostawała powodem wszelkich negatywnych wydarzeń. Kozłem ofiarnym, którego obarcza się odpowiedzialnością za całe zło świata.
- Muszę zapalić - wydusiła z siebie, spuszaczjąc stopy na podłogę. Drogę do plecaka pokonała nie wiedząc za bardzo co robi i gdzie się znajduje. Przed oczami widziała Aileen, zaklętą na wieczność w dwóch wymiarach śliskich fotografii. Kolorowe zdjęcia, jedno po drugim, migały jej w głowie makabryczną paradą ujęć, stworzonych przez policyjnego technika. Krew na bladej skórze, oczy zasnute bielmem śmierci i twarz zastygła w wyrazie nieopisanego bólu i przerażenia.
Powinna tam być, zrobić...coś, cokolwiek. Gdyby wtedy nie wyjechała wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
-Kurwa mać!- zaklęła, gdy paczka papierosów wypadła jej z rąk i wylądowała na podłodze.

Kołdra zaszeleściła gdy mężczyzna wstawał. Sprężyny materaca zaskrzypiały od skoncentrowanego w jednym miejscu ciężaru. Rozległo się jedno uderzenie stopy o drewnianą podłogę – pozostałe dzięki kroków stłumiła połać niebieskiego dywanu. Rich podszedł do Erin od strony jej pleców by przytulić ją mocno splatając dłonie na jej brzuchu.. Pocałował ją w policzek dla dodania otuchy.
- Nic się nie stało – wyszeptał z głosem dobrego duszka wprost do ucha dziewczyny. Poczuł nagle coś dziwnego w stosunku do niej. Coś zakuło w jego umyśle.
- W tym domu musi straszyć skoro klucze teleportowały się z mojego do Twojego pokoju – zażartował. Dziewczyna poczuła na swoim policzku jak jego mięśnie twarzy delikatnie napinają się w uśmiechu. Znów ją pocałował w policzek.
- Dlaczego się denerwujesz? Jestem tutaj, nie musisz się o nic bać – pocałował ją w skroń.

Bliskość nowojorczyka zadziałała kojąco. Erin bez chwili zwłoki skorzystała ze wsparcia jakie jej oferował, nie przejmując się konsekwencjami. Wtuliła się w jego ramiona, przylegając do ciepłego torsu całym ciałem. Chłonęła przyjazną obecność, chwytając się jej jak kotwicy i powoli wynurzyła się z koszmaru. Łagodny głos tuż przy uchu wyciszył skołatane nerwy, a dziewczyna w końcu wzięła się w garść. Doszło do niej, że pierwszy raz od bardzo dawna ma wspracie w chwili paniki tak różne od szarpania za ramię i oschłych żołnierskich rozkazów, by przestała się mazać.

Taskówkarz swoim zachowaniem zaskoczył ją i rozczulił. Na jego miejscu pewnie zmyłaby się po angielsku, zostawiając za sobą nieswoje problemy. Ciemnooki diabeł jednak był tuż obok, a ona nie wiedziała jak mu za to podziękować. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła ubrać swoich lęków w słowa. Brzmiałaby zbyt pretensjonalnie i dziecinnie. Richard, dzięki bogu, nie wymagał od niej odpowiedzi.
-To...chyba przez ten dom - mruknęła przepraszająco, wyłuskując z paczki dwa papierosy i zapalniczkę. Odpaliła je i podała jeden Richardowi, przy okazji ocierając dyskretnie łzy - Nasłuchałam sie bzdurnych opowiastek o duchach i teraz mi odbija. Zaczynam widzieć rzeczy, których nie ma. Picie absyntu nie było jednak dobrym pomysłem...ale co ja się dziwie? Nigdy nie grzeszyłam rozsądkiem.

- Czym się martwisz? Oboje trochę popiliśmy – uśmiechnął się. - Sama zresztą mówiłaś o wizjach jakie przynosi ten alkohol. Wystarczyło jednak się do mnie przytulić, nie musiałaś panikować. Tej nocy będę z tobą spał, abyś się więcej nie bała. A teraz wracaj do łóżka bo jesteś zupełnie nago, a pogoda sprawia że jest zimno – dodał pokazując zęby w zadowolonym uśmiechu, że może sobie pooglądać nagie ciało seksownej dziennikarki. Obrócił ją w stronę łóżka, dłonią klepiąc w jędrny pośladek popędzając w wykonywaniu polecenia.

-Zaraz, zaraz - wyburczała z papierosem przyklejonym do dolnej wagi - Trzeba chociaż uchylić okno i znaleźć jakąś popielniczkę. Jeśli myślisz, że pozwolę na palenie w łóżku to się grubo mylisz.
Ignorując ponaglające klepnięcie podeszła do okna i złapała za staroświecką, mosiężną klamkę. Dało się słyszeć głośny zgrzyt i po chwili do pokoju wtargnęła fala chłodniejszego powietrza, przesycona zapachem deszczu i wilgotnej trawy. Kilka lodowatych kropel wylądowało na bladej skórze ramienia, łaskocząc ją podczas mozolnej wędrówki w dół. Erin starła je pospiesznie przy pomocy ciemnogranatowej zasłony. Dostęp świeżego powietrza i widok lasu, zatopionego w późnowieczornym mroku, wybijał kolejne dziury w murze paranoi. Podnosząc papierosa do ust dziewczyna ze złością odnotowała jak bardzo trzęsą się jej ręce. Potrzebowała cukru i to szybko.
-W bocznej kieszeni plecaka powinna być puszka coli, mógłbyś ją wyciągnąć...i zasłonić czymś lustro? - poprosiła, unikając wzroku Richarda. Tłumaczenie “jak i dlaczego” było ponad jej siły.

Prośba zasłonięcia lustra wydała się dość dziwna dla mężczyzny. Przez moment zastanawiał się czym można by było zasłonić powierzchnię zabytku i do głowy przyszedł mu jedynie ręcznik jakim owijała się dziennikarka, gdy przyszła do niego po kąpieli w deszczu. Podszedł jednak do plecaka w poszukiwaniu tego pierwszego przedmiotu. Po odnalezieniu puszki postawił ją na parapecie.
- Nadal się boisz? Jeśli chcesz bym z Tobą spał, to pójdę sobie po jakieś ubrania. Lustro zasłonię szarym ręcznikiem schnącym teraz na krześle. Zgoda?

Z boku cała sytuacja wyglądać musiała zabawnie, choć groteskowo. Mała dziewczynka bojąca sie spać w ciemnym pokoju i opiekuńczy nieznajomy, łaskawie proponujący opiekę w tym jakże trudnym momencie. Brakowało tylko by zajrzał pod łóżko i do szafy w poszukiwaniu wyimaginowanych potworów, a potem poczytał bajkę na dobranoc. Erin czuła się śmieszna, rumieniec wstydu zapłonął na jej policzkach. Zaciągnęła się porządnie, po czym wypuściła siwy dym nosem. Wałeczek popiołu spadł na parapet i pozostał tam w pozycji przeczącej sile grawitacji.
-Richard…- zaczęła, lecz nagle język jej skołowaciał. Znowu nie wiedziała co powiedzieć, zmieszana obecnością taksówkarza. Kolejny raz podniosła papierosa do ust, kupując tym sobie kilka cennych sekund.
-Nic nie musisz, jeśli nie chcesz - dokończyła w typowym dla siebie przejawie dyplomacji. Zastygła w bezruchu, czekając na jego reakcję. Obawiała sie tego, że uwolniony od konieczności towarzyszenia jej po prostu pójdzie do siebie, nie oglądając się za plecy ani razu. Musiał być zły, zamiast chętnej do igraszek kobiety trafił na neurotyczną bombę ze szwankującym zapalnikiem. Kto normalny znosiłby coś takiego z włąsnej, nieprzymuszonej woli?

Taksówkarz wziął podarowanego wcześniej papierosa, zaciągnął się mocno paląc znaczną część. Odłożył go jednak na puszkę coli kładąc filtrem w stronę otwarcia. Westchnął ciężko cały czas patrząc na dziewczynę, która wyraźnie nie mogła zebrać myśli. Sam też nie bardzo wiedział co ma dalej robić. Cudowna atmosfera uleciała jak zerwany latawiec na silnym wietrze.
- Zaraz przyjdę – wyszedł z pokoju nie czekając na odpowiedz. Korytarz znów był pusty, z dołu dochodziły jakieś ciche dźwięki. Zwinął z krzesła wyschnięty ręcznik, z szafki wyjął spodnie i bluzę oraz rewolwer który wcisnął między ubrania. Po powrocie do pokoju ubrania położył obok torby Erin, ręcznik zaś zahaczył o wystające elementy lustra tak, aby całe skryło się pod szarą płachtą.
- Tak lepiej? – zapytał podchodząc znów do dziewczyny. Wyjął jej papierosa z ust i lekko się zaciągnął. Zupełnie jak za pierwszym razem.

Drzwi otworzyły się tak samo cicho jak przedtem zamknęły. Bała się odwrócić. Wybujała wyobraźna podsuwała jej uporczywie obraz domniemanego gościa...i nie był nim Richard. Dopiero jego głos odgonił natrętne widmo, przywracając myśli na właściwy tor.
-Pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale nie lubię obcych luster...szczególnie nocą - odparła, sięgając po drugiego fajka i skiepowała go na szybie. Garść drobnych iskierek zalśniła w powietrzu i zgasła w kontakcie z deszczem. Ruda zdmuchnęła resztki popiołu z puszki i otworzyła ją. Syk bąbelków zgrał się z kolejnym grzmotem, który przetoczył się nad domem.

- Każdy ma swoje fanaberie. Jesteś ze mną i nic Ci nie grozi, pamiętaj – powiedział po czym dał dziewczynie buziaka w policzek. Znów poczuł coś dziwnego. Erin stała przed nim zupełnie naga bez najmniejszego nawet skrępowania. Alkohol zupełnie z nich uleciał, wyparował w natłoku nie do końca jasnych zdarzeń. Nie sprawiło to jednak, aby odczuwała jakiekolwiek zmieszanie pozwalając na oglądanie swego ciała ciemnym oczom taksówkarza. On też nie czuł nawet najmniejszego zakłopotania by pocałować ją, klepać po pośladkach lub po prostu patrzeć. Położył się na łóżku z rękami splecionymi za głową. Oczekiwał, że dziewczyna w końcu przyjdzie, lecz nie wiedział jak się do końca zachować. Skrzyżował nogi i popatrzył na sufit.
- Jak się czujesz teraz? – Zadał dość absurdalne pytanie, jednak chciał przerwać wiercącą w umyśle ciszę.

Erin wymruczała coś niezrozumiałego, wypijajac duszkiem połowę coli. Napój skutecznie zmywał z języka resztki nikotyny, pozostawiając chakaterystyczny, słodki posmak. Drżenie rąk po chwili ustało, więc uzbrojona w puszkę coli ruszyła ku łóżku i czekającemu na nim mężczyźnie. Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej, lecz wciąż wszystko dało się jeszcze naprawić. Wystarczyła odrobina chęci, a te rosły w dziewczynie wprost proporcjonalnie do malejącego dystansu. Z niepewnym uśmiechem wpakowała się taksówkarzowi na kolana, siadając okrakiem na jego udach.
-Sytuacja opanowana, dzięki za troskę. Teraz jest...dobrze - przyznała szczerze, podając mu aluminiowy pojemniczek - Masz, zanim wypiję wszystko.

Mężczyzna poczuł ciężar dziennikarki. Nadal nie mógł pojąć co napędza jej umysł do takiej śmiałości. Podparł się jedną ręką z tyłu, drugą wziął puszkę i opróżnił ją do końca z pozostawionej zawartości. Szybko wypity napój podrapał go w gardło. Postawił puszkę na stoliczku obok kluczy i wrócił do pozycji wyjściowej ze splecionymi dłońmi. Popatrzył na rudowłosą z oczami pełnymi tęsknoty za dawną przyjemnością. Uśmiechał się ciepło.
- I co teraz? – Spytał schodząc wzrokiem na usta, potem zatrzymał się dłużej na biuście by powrócić ponownie do oczu.
- Nadal masz ochotę to kontynuować? Czy jednak była to sprawka procentów w naszych żyłach? Czy teraz, już kompletnie trzeźwi, nie mamy szans na odrobinę przyjemności? – zadawał pytanie za pytaniem licząc, że dziewczyna zbliży się i zatka jego usta. Coś sprawiało, że nie mógł się od niej już oderwać.

Dziewczyna niedbałe wzruszyła ramionami, rozważając w głowie wszelkie za i przeciw. Richard nie był taki zły. Nie miałaby nic przeciwko temu, by ktoś podobny do niego na dłuższy czas zakotwiczył w jej życiu. Niestety żaden facet spoza środowiska nie wytrzymałby trybu życia, jaki prowadziła. Żaden też nie pogodziłby się z tym, że jego partnerka zarabia znacznie więcej od niego. Tej nocy nie było to jednak ważne. Liczyła się tylko dwójka ludzi, odcięta od reszty świata szalejąca burzą. Ukryta bezpiecznie w czterech, niebieskich ścianach.

Ruda patrzyła zahipnotyzowana, jakby chciała pożreć mężczyznę wzrokiem. Jej serce zaczęło walić jak bęben. Miała nadzieję, że jemu też. Spojrzała w dół i natrafiła na szeroko otwarte czarne oczy, wyrażające niecierpliwość i napięcie. To przesądziło sprawę. Wypuszczając z ust gorący oddech, sięgnęła dłonią ku jego przyrodzeniu i objęła je delikatnie palcami. Pierwszemu dotykowi towarzyszyło głośny syk. Obserwowała partnera spod przymkniętych powiek, mrucząc z przyjemności. Uwielbiała patrzeć na twarze mężczyzn ogarnięte rozkoszą, szczególnie gdy była ona rezultatem jej działań, to zawsze burzyło w niej krew. Sprawiało, że momentalnie zapominała o wszystkich problemach - zarówno tych realnych jak i wyimaginowanych. Drobne piersi unosiły się i opadały coraz szybciej. Taksówkarz położył na nich dłonie. Dziewczyna poczuła ten gest i wolną ręką zakryła jedną z nich. Niemal straciła głowę. Jej ruchy stawały się coraz szybsze, bardziej zachłanne. Ścisnęła mimowolnie kołyszące się na boki uda.
- Jeśli cię nie wystraszyłam…-wychrypiała, pochylając tułów do przodu i pocałowała go namiętnie w usta, próbując zatrzeć wrażenie wywołane wcześniejszymi wypadkami.

Gonitwa ruszyła wzbijając w powietrze kłęby piasku. Rozgrywka znów zaczęła się toczyć nabierając na szybkości. Rich czerpał garściami z przyjemności ofiarowywanej przez znów rozpaloną bestię o ognistych włosach i oczach w których można było się utopić. Znów poczuł jak jej serce bije w oszalałym rytmie. Jak nozdrza rozszerzają się szeroko próbując złapać jak najwięcej powietrza. I poczuł to nie tylko u niej, bo u siebie również. Wziął dziewczynę w ramiona i zaczął dziko całować. Tęsknił za tym co działo się przed jego głupim pytaniem, które zadał w niewłaściwym momencie. Zamienili się stronami, nadal wymieniając się pocałunkami w oszalałym tempie. Teraz ona była zdana na jego łaskę, po raz kolejny już tego wieczoru. Znów dotykał ją po piersiach, tym razem jednak nie schodził w dół by wreszcie zobaczyć jak dziewczyna wygina głowę mocno do tyłu w nagłym impulsie dochodzącym z dołu. Ruch bioder obu kochanków zlewał się ze sobą przyspieszając i nabierając na sile. Rich napawał się jękami dziewczyny obsypując ją gradem pocałunków. Jedyne co gościło teraz w jego głowie to ona. Seksowna kobieta która pojawiła się w jego życiu po długim okresie ogólnej pustki. Nie znał jej, jednak nie miało to teraz najmniejszego znaczenia.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 06-07-2014, 13:12   #35
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny


Większości, noc minęła mniej, czy też bardziej spokojnie. Deszcz powoli cichł, i jedynie pojedyncze krople miarowo biły o dach i parapet. Przemoknięty świat za oknami spowiła gęsta jak mleko mgła, sprawiając, że ciężko było dojrzeć nawet stojące stosunkowo blisko domu pojazdy.


Ciche stuknięcia okiennicy popychanej zelżałym wiatrem nie zbudziły splecionych ze sobą kochanków. Podobnie Murphy , zmęczony podróżą spał twardym snem, wtulony w ciepłe, i miękkie poduszki.
Niestety, nie dla wszystkich ta noc minęła spokojnie. Cichą szarówkę poranka przeszył krzyk bólu i przerażenia dochodzący z pomieszczenia z kominkiem.

Kliknij w miniaturkę

Ogień strawił drwa prawie doszczętnie. Jedynie kilka żarzących się czerwienią kawałków trzaskało pod wpływem ciepła na palenisku. Marek zerwał się na równe nogi krzycząc. Dopiero po chwili zorientował się, że zbudził tym również, przestraszoną teraz, Nataly .
Siedziała przy nim, z rozkosznie rozczochranymi włosami, zgrabnymi ustami uchylonymi lekko jakby chciała zadać mu pytanie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna nie jest umorusana krwią i wpatruje się w niego przestraszona tym krzykiem.
Oddychał ciężko wpatrując się w nią w milczeniu.
- Co...? – Zaczęła pytanie, a na jej twarzy wyraźnie było znać zmartwienie, jednak z góry słychać już było kroki szybko poruszających się po schodach stóp. Jako pierwsza wpadła do was Briana w różowym szlafroczku i papilotach na głowie.
– Święci pańscy, co się dzieje?! – Zapytała widząc parkę siedzącą na podłodze przy kominku.


 
Nimitz jest offline  
Stary 06-07-2014, 18:41   #36
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wiatr poruszał delikatnie koronami drzew, których szelest dolatywał ledwo słyszalny przez zamknięte okna. Na szkle powstała abstrakcyjna mozaika z ostatnich kropli deszczu, piękna w swej prostocie. Jej powiększony obraz majaczył na niebieskiej ścianie. Zasłonięta powierzchnia lustra za dnia wyglądała śmiesznie, jakby szary ręcznik miał chronić małą dziewczynkę przed dziwami przedostającymi się do naszego świata przez pokryty srebrem szklany portal.
Rich obudził się leżąc na plecach. Był wyprostowany i kompletnie nagi, przykryty kołdrą jedynie do pasa. Prawą ręką obejmował dziewczynę przyklejoną do swojej klatki piersiowej, śpiącą jeszcze smacznie ze słodkim wyrazem twarzy. Z potarganymi włosami i rozmazanym makijażem wyglądała jakby dopiero miała odebrać dowód osobisty. Czuł jej spokojny oddech na skórze, ciężar jej ciała na połowie swojego. Odetchnął głęboko dość zimnym powietrzem mrużąc oczy aż przyzwyczaiły się do światła. Położył wolną rękę pod głowę i patrząc się w sufit zaczął kontemplować – wspominać noc która szybko minęła.
Z dołu dotarł przeszywający uszy krzyk przerażenia. Zamyślony taksówkarz wzdrygnął się kiedy tylko dotarł do niego hałas. Chwilę później usłyszał kroki. Nie chciał budzić dziewczyny, odsunął ją lekko na bok.

Świadomość wracała do Erin powoli. Pełen bólu wrzask zawibrował nieprzyjemnie w uszach, przeganiając resztki snu. Dziewczyna wzdrygnęła się i otworzyła oczy, próbując przypomnieć sobie gdzie, do diabła, jest. Pod policzkiem czuła przyjemne ciepło. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to co wzięła za poduszkę, jest tak naprawdę klatką piersiową...w dodatku męską. Mózg zazgrzytał, posypał się kurz. Poszczególne trybiki zaskoczyły i wspomnienia poprzedniego dnia zaczęły wskakiwać na swoje miejsca. Lough Corrib, eksperyment, blondynka w czerwonym autku i wieczorek zapoznawczy, który szybko przerodził się w imprezę dużo bardziej kameralną. Taką za zamkniętymi drzwiami, z liczbą uczestników ograniczoną do dwóch dusz.
No to pokazałam się od hm, najlepszej strony - uśmiechnęła się w duchu, gładząc dłonią miękką powierzchnię “poduszki”. Urlop nie mógł zacząć się lepiej. Nie dość, że wyrwała się spod kurateli Daniela na kilka długich tygodni, to jeszcze udało się jej poderwać całkiem sympatycznego gościa. Co prawda poznali się trochę za szybko i za dokładnie, ale nie narzekała. Richard nie dał jej do tego żadnych powodów.
Pokonując otępienie uniosła się na łokciu i cmoknęła go w policzek. Nie wyglądał na zaspanego, widocznie obudził się już jakiś czas temu.
-Cukierek albo psikus - parsknęła na widok swojego odbicia w oczach taksówkarza. Nie wyglądała aż tak tragicznie, jak się spodziewała. Mimo to przed zejściem na śniadanie wypadało się ogarnąć.
Nagle stężała i obróciła głowę w stronę drzwi.
-Co tak tupią z rana? Zamordowali kogoś, czy jak? - Słysząc krzątaninę na korytarzu odruchowo sięgnęła po kołdrę i przykryła nią piersi. Nie miała pojęcia czy wczoraj wieczorem któreś z nich pamiętało o zamknięciu pokoju na klucz. Wizytacja w postaci Bri, Murphy’ego...albo co najgorsza Nathana, nie byłaby dobrym początkiem dnia. Erin nie miała ochoty szczególnie na natarczywe spojrzenia ze strony pryszczatego małolata.

Taksówkarz wstał wykorzystując okazję, gdy jego ciało oswobodziło się z uścisku dziewczyny. Nawet nie pamiętał kiedy pozbył się swoich czerwonych bokserek. Musiał je jednak w miarę szybko odnaleźć na podłodze.
- Pójdę sprawdzić co się dzieje – zaczął ubierając bieliznę po krótkich poszukiwaniach. Podszedł do ubrań które przyniósł ze sobą w nocy. Wysunął rewolwer spomiędzy bluzy i położył go za torbą by dziewczyna nic nie widziała. Zaczął zakładać pozostałe rzeczy. Krótkie dżinsowe spodenki szybko wsunął na czerwone bokserki, zaś dość luźną bluzę z kapturem w czarnym kolorze narzucił na nagi tors.
- Ubierz się i poczekaj tu na mnie – dopiero teraz sięgnął po broń, sprawdził czy amunicja jest w bębenku. Spojrzał na dziewczynę mając nadzieję, że nie przestraszy się tego widoku.
- Nie chcę by coś Ci się stało - powoli skierował się w stronę drzwi.

Erin zrobiła się jeszcze bledsza, co w jej przypadku było sporym osiągnięciem i wydawało się mało realne. Zacisnęła pięści na okryciu, przyciągając je do siebie. Usiadła na łóżku, powoli nabrała powietrza, choć najchętniej zaczęłaby wrzeszczeć i rzucać odpowiednio twardymi przedmiotami. Nigdy nie lubiła broni, a teraz miała jedną dosłownie pod swoim nosem.
- Kiedy przemyciłeś kopyto do mojego pokoju? - spytała, siląc się na spokój i opanowanie.

- Gdy poszedłem po ubrania – odpowiedział szybko. - Mówiłem, że przy mnie możesz czuć się bezpieczna. A jeśli nie mówiłem, to mówię teraz – dodał z drobnym uśmiechem. Położył dłoń na klamce i znieruchomiał na moment.
- Przyjdę kiedy dowiem się co się dzieje na dole. Mam nadzieję, że nie będziesz się mnie bać. Używam go raczej jako straszaka, nie za dobrze strzelam – uchylił drzwi i wyszedł zamykając je za sobą, wchodząc do pustego korytarza. Odbezpieczył i wyciągnął broń przed siebie. Bose stopy nie wydawały najmniejszego nawet dźwięku. Jedynie podłoga skrzypiał zdradzając tego obecność. Ostrożnie zszedł po schodach, wparował do pokoju z wycelowaną bronią zastając trójkę ludzi.
- Słyszałem jakieś hałasy. Już myślałem, że kogoś mordują. Co się stało? – spytał opuszczając spluwę. Na jego twarzy malowało się zmieszanie.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 06-07-2014 o 22:29.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 07-07-2014, 09:57   #37
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Krzątanina na korytarzu przycichła, jedynie gdzieś na parterze dało się słyszeć czyjeś podniesione głosy. Było to pocieszające. Gdyby miast słów rozlegał się ciągły krzyk i płacz, znaczyłoby to, że rzeczywiście ktoś umarł. Erin nie życzyła nikomu źle, więc taki obrót sytuacji był jej całkowicie nie na rękę. Do tego ktoś z domowników musiałby poinformować o całym zdarzeniu policję, zaczęłoby się śledztwo i przesłuchania. Jednak nie to najbardziej niepokoiło dziewczynę. Bardziej obawiała się widoku Daniela...z tym jego pełnym szyderczej wyższości uśmiechem, przyklejonym do twarzy jak sztuczne wąsy. Nie miała żadnych wątpliwości, że podobny incydent nie umknąłby jego uwadze i dał pretekst do pojawienia się w zasięgu wzroku. W końcu kiedyś obiecał jej, że zawsze będzie miał na nią oko, a troska ta wyłaziła już dziennikarce bokiem.

Kolejnym problemem, ku jej niezadowoleniu, okazał się Richard...a raczej to, co wyniósł chwilę wczesniej z niebieskiego pokoju. Niby miała świadomość, że może posiadać broń. Domysły - domysłami, ale zobaczyć realny dowód…brakowało tylko, żeby kogoś przez przypadek postrzelił.
-Co za debil - westchnęła, podnosząc się z łóżka -Więcej smrodu, niż to wszystko warte…eh!

W ferworze wczorajszych zajęć zapomniała rozpakować plecak, wszystkie ubrania wciąż pozostawały gdzieś na samym dnie bagażu. Dokopanie się do nich oznaczało wywalenie całej zawartości na podłogę, a tego wolała uniknąć. Potem nie chciałoby się jej tego sprzątać i, w efekcie końcowym, polowałaby na czyste skarpety przez resztę urlopu. Bielizna, wraz ze spodniami i koszulką zostały u Richarda, podobnie jak telefon i masa pierdół, poutykanych po kieszeniach. Z rezygnacją kucnęła przy torbie i delikatnie usunęła wierznią warstwę maneli, odkładając je na krzesło. Dokopawszy się do kosmetyczki od razu wyciągnęła z niej chusteczki do demakijażu i przetarła nimi twarz. Lepiej nie straszyć ludzi, szczególnie gdy mają w swoich nadpobudliwych dłoniach broń palną.
Finalnie wciągnęła na grzbiet lekko sfatygowaną, czarną bluzę z kapturem. Wielki ciuch sięgał dziewczynie do połowy uda, rozwiązując problem zagubionych spodni. Czerwony herb, na którym puszyły się dumnie trzy białe ptasiory sławił chwałę jedynego słusznego klubu piłkarskiego Irlandii. Piłka nożna i kibicowanie nie stanowiły dla Erin ważnych elementów życia, ale od biedy potrafiła wymienić aktualny skład i zanucić kilka przyśpiewek. To uprawniało ją do paradowania w barwach Dundalk FC, przynajmniej według ogólnie przyjętych kryteriów.

Rzuciła tęskne spojrzenie na szampon i ręcznik, lecz zamiast nich chwyciła za apteczkę. Tak zaopatrzona ruszyła w stronę drzwi. Prysznic musiał poczekać, podobnie jak poranna kawa i śniadaniowy papieros. Pierwszy poranek w nowym miejscu, mimo przyjemnego przebudzenia, zapowiadał się dość fatalnie.
Powłócząc nogami zeszła na parter. Szybki rzut oka upewnił dziewczynę, że Richard nie zdążył nikogo zastrzelić. To poprawiło jej humor. Odrobinę, ale zawsze.
-Ktoś jest raaaaa-aaaaanny? - spytała, a jej wypowiedź przerwało rozdzierające ziewnięcie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 07-07-2014, 10:47   #38
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Sen był przyjemny, choć sposób w jaki został z niego wybudzony Murphy nie koniecznie. Otworzył powoli oczy zastanawiając się czy zejść czy nie. Był zmęczony, oczy mu się kleiły a pod kołdrą było tak ciepło i przyjemnie. Krzyki? Pewnie ktoś sobie robił jaja, albo jakiejś lasce wyskoczył szczur i ta wszczęła panikę. Tak, to nic innego nie mogło być. Przekręcił się na drugi bok, nakrył kołdrą i zasnął. Było mu tak dobrze i ciepło. Nic więcej mu nie było obecnie potrzebne do życia. Czuł że nogi go bolą, zapewne od wieczornego szlajania się po tym domu. Ann...to o niej śnił. I były to dość przyjemne sny, choć zdawał sobie sprawę że nimi pozostaną. Nie miał aż takiej śmiałości do kobiet, więc chociaż w snach mógł stać się przez chwilę kimś innym. Odważniejszym, o większej ilości uroku. Zasnął ponownie, wtulając głowę w miękką poduszkę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-07-2014, 21:59   #39
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Gdy wszyscy zeszli ze schodów pierwsze co rzucało się w oczy, to Nataly, z rozczochraną burzą ciemnych włosów, wpatrująca się w Marka pytającym spojrzeniem. On sam, blady na twarzy wyglądał, jakby planował zerwać się do ucieczki, a świat jaki go otaczał dopiero słabym przebłyskiem docierał do jego zmysłów.
- Coś się stało? - Dało się słyszeć zatroskany głos Briany, stojącej poniżej was na schodach, wyglądającej dość komicznie z zestawem różnokolorowych papilotów poupinanych we włosach i w różowym szlafroku frote, którym otuliła się szczelniej jakby nie pewna całej sytuacji.
Erin natomiast poczuła uszczypnięcie w pośladek, a gdy odwracała się zobaczyła jedynie błysk zębów małego rudego łobuza, który oddalał się od niej zdążywszy jeszcze wyszeptać

- Nie martw się, wszystko Ci wybaczę. - Puściwszy do niej oko.
W pierwszym odruchu dziewczyna miała ochotę zdzielić bezczelnego małolata po gębie. Gnojek za dużo sobie pozwalał, przekonany o własnej bezkarności i ochronie, jaką dawała mu religijna matka. Gdyby Bri miała choć cień podejrzeń o tym, jakie ziółko sobie wyhodowała...przestałaby się tak radośnie do wszystkich szczerzyć.
Zachowanie Nathana popsuło i tak wisielczy humor dziennikarki. Zła niczym chmura gradowa stoczyła się po schodach, wymijając żywe przeszkody. Ściskając apteczkę wparowała do pokoju, rozglądając się z rezygnacją. Dodatkowo starała się podzielić uwagę, by objąć nią jeszcze małego rudzielca. Nawet najstarsi mędrcy nie mogli pojąć, co chodziło mu po głowie.
Zdawało się, że Nataly dopiero oderwała wzrok od Marka, zwracając uwagę na zbieraninę u szczytu schodów i zagarnęła do siebie koc, którym oboje się przykrywali, osłaniając się przed waszym wzrokiem i chrząknąwszy znacząco.

- Oh… - Wyrwało się Brianie, i mogło się wydawać, że nawet brzegi jej papilotów poczerwieniały odrobinę. - Cóż, może jednak poradzicie sobie sami…? - Zapytała osłaniając taktycznie oczy.

Mark, z samego rana zerwał się z krzykiem i odskoczył od Nat jakby go kto nagle wiadrem z zimną wodą oblał. Zaczął podskakiwać i krzyczeć coś bezsensu zupełnie spanikowany. Całkiem często dało się słyszeć spopularyzowane przez jego rodaków na Zachodzie słówko na literkę “K” które potocznie stało się prawie synonimem języka jego i jego krajanów.

- Ja pierdolę co to kurwa było do cholery?! - w końcu znieruchomiał i spojrzał badawczo na siedzącą przy kominku dziewczynę. Wydarł się do niej po polsku więc nawet jak usłyszał to ktoś z domowników nie będąc przeszkolonym w tym języku, usłyszałby jedynie pytający ton domagający się natychmiastowej odpowiedzi. Ton dość silnie podszyty mieszaniną agresji i złości najczęściej wynikających ze strachu lub zaskoczenia.

Dziewczyna spoglądała się na niego wielkimi oczami z przestrachem wyraźnie nic nie rozumiejąc, i zdecydowanie nie zdając sobie sprawy z tego z czym związane było jego pytanie.

Tym razem Polak znieruchomiał i wpatrywał się uważnie w Nat. Przekrzywiał głowę z boku na bok zupełnie jakby się starał coś dojrzeć ale jakoś nie kwapił się by podejść do niej bliżej. Przestał dopiero gdy usłyszał zbliżające się kroki. Gdy wpadła ta pobożna Mark był własnie w trakcie pospiesznego nakładania spodni na siebie.

Po chwili zrobiło się całkiem tłoczno. Mark akurat zdołał przełożyć koszulkę przez głowę gdy jego oczom ukazał się ten taksiarz…. Ze spluwą w dłoni…

- Ej, ej , ej… Spokojnie dobra? Po co ci to? To prawdzie? Weź schowaj bo jeszcze wystrzeli albo co… Masz zezwolenie? - ostrożnie uniósł ramiona ku górze i trochę wyciągnął je po chwili w przed siebie w uspakajającym geście. Mówił szybko i chaotycznie. Widać było, że cokolwiek mu się przydarzyło nadal chyba trzymało go w mocy bo był wielce wzburzony..

Siedząca przy nim dziewczyna miała minę jakby miała się za chwilę rozpłakać, przestraszona jego nagłym wybuchem agresji.

Na koniec przybiegła jeszcze z apteczką ta… Hmm… Erie? Nie, Erin. Własnie. Jak ją wczoraj prywatnie ochrzcił “ta z aparatem”. Nie pogadał z nią za dużo ale własnie to u niej zapamiętał najbardziej z wczoraj. ~ Ale po co jej ta apteczka? A no tak… Pewnie dla mnie… No przecież...~ pokiwał głową na potwierdzenie własnych myśli.

W końcu ubrał buty i właściwie prawie na ich oczach skompletował swój ubiór wręcz w iście komandoskim tempie. Choć widać było, że stawiał na pośpiech a nie na wygląd. Wyglądał jak typowy pracownik co zaspał i próbuje się nadrobić spóźnienie tnąc każdą sekundę na czym i jak się da. Jak w końcu skończyły mu się rzeczy do ubierania rozejrzał się jeszcze trochę chaotycznie ale w końcu na moment przysłonił dłonią oczy i zastygł w bezruchu.

- Dobra wiecie co? Mam dość. Ja stąd spadam. Nie chcę tej kasy i tu przebywać. Spadam stąd. Mam dość. - rzekł gdy w końcu zdjął dłoń z twarzy. Wciąż mówił lekko roztrzęsionym głosem ale spojrzenie miał już całkiem poważne i przytomne. Nie wyglądało by żartował w najmniejszym stopniu.

Koleś od zombiaków miotał się jak w ukropie. Erin przypatrywała się jego nerwowym poczynaniom, czekając aż w końcu się uspokoi i powie co się tak naprawdę stało. Dlaczego poderwał cały dom na nogi z samego rana. Schodząc na dół spodziewała się ataku padaczki, wstrząsu anafilaktycznego, rozbitej głowy i masy krwi...ale nie nakrytych na gorącym uczynku dwójki uczestników eksperymentu. Dziewczyna wodziła wzrokiem od Marka do Nataly, uważnie przyglądając się obojgu. W końcu nie wytrzymała i szybkim krokiem podeszła do histeryzującego faceta.

-I o co tyle szumu? Nataly nie wygląda aż tak źle, nawet na trzeźwo - warknęła cicho, tak by tylko brunet mógł ją usłyszeć - Przeleciałeś ją, trudno. Zdarza się, gdy w grę wchodzi alkohol...ale po co tyle tragedii? Uspokój się i pomyśl jak ona się teraz czuje.
Odetchnęła, licząc w głowie do dziesięciu, a gdy ponownie się odezwała jej głos był już spokojny.

- Nie wygląda źle? - odpowiedział fan gier wszelakich prawie mechanicznie odpowiadając czy powtarzając pytanie dziennikarki. Z jakąś sekundę czy dwie wpatrywał się w nią niezbyt przytomnie. W końcu przybliżył do niej twarz jakby się przebudził z letargu.

- N-nie wygląda źle? O niee… Pewnie, że nie. A wczoraj w nocy… Bosko, wyglądała wręcz bosko! Tylko kurwa mać nie czaję tego co, jak się stało potem albo w trakcie! To było zbyt realistyczne bo odczułem fizyczny ból i dlatego obudziłem się z wrzaskiem. A tu kurwa, zobacz, na całym ciele ani śladu… No nic! I wiesz co? Nie mam zamiaru czekać na powtórkę ani dokładkę. Mnie to w zupełności wystarczy. Spadam stąd. - mówił pełnym emocji głosem i widać było, że przeżywa nadal to co się stało. Mówił równie cicho jak ona do niego aż do momentu gdy wzrok znów mu się rozbiegał jak tylko skończył mówić.

Cały czas siedząca na podłodze dziewczyna wyraźnie nie rozumiejąc całej sytuacji zaczęła chlipać chowając twarz w swoje dłonie.

-Skoro nie jesteś ranny i nie wymagasz natychmiastowej opieki medycznej to nic tu po mnie. Tak się darłeś, że nawet gaci nie miałam czasu wciągnąć. Eh, mężczyźni.

Chaotycznie taksował i ją i Nataly i Rich’a i resztę pomieszczenia aż na moment zawędrował mu w dół i dostrzegł ciemną linię rozgraniczającą bluzę od jasnych nóg dziennikarki. - Serio jesteś bez gaci? - spytał niespecjalnie się siląc na jakieś finezje.

- Czy gdybym nie miał zezwolenia to przemyciłbym spluwę z ameryki do europy? - odparł Rich pokazując, że broń jest zabezpieczona i nie da się z niej wystrzelić. Nacisnął parę razy na spust który nie dociągał się do końca, a kurek nawet nie drgnął. Schował broń do kieszeni w spodniach.

- Pamiątka po ojcu... Kiedyś opowiem jak będzie okazja. A teraz spokojnie bo nie mam zamiaru nikomu nic zrobić - mówił ze stoickim spokojem niczym rasowy dyplomata. W obecnej sytuacji mógł wyglądać co najwyżej dziwnie. Przynajmniej wyrazem twarzy i spokojnym głosem chciał nadrobić i wypaść w miarę przekonująco. Podszedł do okna i odsłonił zakurzone zasłony. Do pomieszczenia wdarło się mętne białe światło przesiąknięte gęstą niczym mleko mgłą.

- W taką pogodę i tak się stąd nie wydostaniesz - dodał z grymasem próbując dostrzec cokolwiek za oknem. - Także powodzenia.



- A co do ciebie Rich… Spoko, sorry z tą spluwą. No jak zobaczyłem, że tamta gryzie, ten lata ze spluwą to trochę spanikowałem z rana po tym… No… o tym wszystkim… Ale ten… - zafrapował się w końcu i zamilkła na chwile nie bardzo wiedząc chyba jak wybrnąć ale w końcu chyba dał sobie spokój bo tylko machnął ręką.

Słysząc zapowiadającą się kłótnię, Briana spojrzała się zbiorowisko dosyć krytycznie i wróciła powoli po schodach. Prawdopodobnie aby mieć pewność, że jej pociecha grzecznie leży w łóżeczku i nie usłyszy przypadkowo jakiegoś rzuconego w gniewie słowa.

- Dobra, nieważne w sumie. Ja stąd spadam i wam radzę to samo. Idę po swoje rzeczy na górę. Nie zamierzam tu kiblować a już na pewno nie spać i to w nocy. Mowy nie ma. Mam rower to sobie poradzę. - zbierał sie najwyraźniej by faktycznie ruszyć na górę ale odwrócił się jeszcze do taksiarza i uśmiechnął się do niego. - Ale Rich… Nie mów nigdy Polakowi, że czegoś się nie da… Potem zawsze się dzieje coś głupiego… - chyba humor mu wracał a wraz z nim trzeźwość umysłu. Od tego raczej pogodnego i uśmiechniętego faceta pierwszy raz dziś zobaczyli jakiś uśmiech.

Ruda słuchała nie przerywając. Skoro chłopak musiał się wygadać lepiej by to zrobił. Dziwiła ją jego reakcja, dość nietypowa i panikarska. Wydawał się dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, poukładanym jako tako w granicach normy. Histeryzować z powodu koszmaru, nieważne jak bardzo realnego, wydawało się jej śmieszne i dziecinne. Z drugiej strony incydent z lustrem wciąż tkwił w jej pamięci. Może rzeczywiście ten dom miał w sobie jakąś złą aurę. Pytanie odnośnie braków w ubiorze zmilczała, nie chcąc rozwodzić się więcej nad tym problemem. Tłumaczenie jak, gdzie i dlaczego zapodziała garderobę byłoby krępujące, szczególnie gdy słuchało tak wiele uszu. Zamiast tego westchnęła ciężko, próbując znaleźć jakiś logiczny argument i wyjście z sytuacji. Dobrze chociaż, że tym razem przeszkolenie medyczne okazało się nieprzydatne. Łatanie kogoś z samego rana popsułoby dziewczynie apetyt na resztę dnia.
- Słuchaj...Mark, tak? Mark. Zgodziłeś się na wakacje w nawiedzonym domu, to się teraz nie dziw i święcie nie oburzaj, że coś ci się przyśniło. Podświadomość, autosugestia...słyszałeś o czymś takim? Czasem sam sobie wmawiasz rzeczy, które istnieć nie mają prawa. - ziewnęła, obciągając bluzę, by przypadkiem nie pokazać więcej niż to konieczne - Skoro już postanawiasz podkulić ogon i uciec gdzie pieprz rośnie...to chociaż zjedz śniadanie. Nie ma co na głodniaka pchać się w taką pogodę na spacery, szczególnie te długie i w jedną stronę.

-Erin tak? Słuchaj Erin to nie była żadna sugestia czy autosugestia czy co. Nie wiem co to było ale spotkałem się z czymś takim po raz pierwszy i jak mówię to chujowe przeżycie i wcale wam nie polecam. - zaczął krótko i urwał. Zatrzymał sie i najwyraźniej próbował zebrać myśli.

- Interesuję się różnymi rzeczami. Jestem graczem i gram w wiele rzeczy i mam szeroką ale płytką wiedzę z różnych dziedzin. Bo są pokrewne z grami i to jest do nich przydatne. I mówię ci Erin, że to nie był jakiś tam zwykły straszny sen ok? Niezbyt często ale miałem już takie. I to było coś kompletnie nowego. I wiecie co? Może macie rację, może panikuję, może “to tylko sen”... Może i wam się nic nie przydarzyło złego. Ale nie wiem… Może jesteście bardziej odporni albo ja podatny, może byłem w jakimś złym czasie i miejscu… Nie wiem. Serio nie wiem co sie stało. Ale to, że wam się udało przespać bez przeszkód i omamów dzisiejszą noc wcale nie znaczy, że tak będzie z nastepną i tak dale przez następne trzy tygodnie. Może po prostu przydarzy wam się to później a może i nie. Nie wiem. Wiem, że ja nie jestem odporny na to i nie chce dłużej testować swoich testów na siłe woli jasne? Dlatego spadam stąd. - mówił już całkiem spokojnie, głównie do dziennikarki choć czasem spojrzał i na Richa i na Nataly.

- Jak chcesz stąd wyjechać kretynie? Widziałeś mgłę za oknem? – odrzekł już z mniej spokojną miną. Odsłonił prześwit okna pociągając mocniej za zasłonę. Białe światło zaczęło razić mocniej po oczach.
- Weź się w garść. Panikujesz bo miałeś zły sen – Rich wypatrzył fotel który odkurzył zeszłego wieczoru, i który zajęła mu Erin gdy ten rozpalał ogień w kominku. Tym razem rozsiadł się wygodnie nim dziewczyna zdążyła o tym pomyśleć.
- W zasadzie jesteśmy tutaj uwięzieni aż mgła nie opadnie. Wiem z doświadczenia, że jazda w takich warunkach jest dość niebezpieczna, a w szczególności na drogach poza miastem. Jeleń wyskoczy na drogę, a Ty z widocznością metra od maski nie zdążysz zareagować i wylądujesz rozbity w rowie albo na drzewie. Więc idź do kuchni, zaparz sobie herbaty i odetchnij sobie parę razy. Może chcesz zapalić? - taksiarz wyraźnie dziwił się jak dorosły facet może panikować w taki sposób. Sam miewał koszmary nocne, szczególnie w nowym otoczeniu które przytłaczało. Ta noc spędzona wraz z Erin należała do zdecydowanie bardziej udanych.
- Odnośnie śniadania… Czy ta starsza pani mówiła coś, że będzie przyjeżdżać i robić nam śniadania?


Mark przekierował wzrok na rozwalonego w fotelu taksiarza.
- A co do ciebie Rich… Kretynie… To zamierzam wracać rowerem. Rowery nie mają masek. A w ogóle jak na takiego pewnego siebie i opanowanego faceta to co mi panikarzowi jeszcze krwi dodatkowo psujesz co? - pokręcił zdegustowany głową. Normalnie pewnie wymyśliłby jak wybrnąć bardziej dyplomatycznie ale nerw mu ledwo dosychał by mógł nad sobą panować w pełni. Poza tym Rich był zwyczajnie złośliwy w tej chwili.

-Niby ma być w domu o szóstej rano...chyba. Coś wczoraj o tym mówiła. Może zaspała, w końcu nie jest pierwszej młodości - dziennikarka przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce na piersi, przytrzymując nimi dużą czerwoną apteczkę.

- Nie zostanę na śniadaniu. Jak ta mgła nie straszna starszej pani to myślę, że i ja sobie z nią poradzę. Ponadto mam trochę żarcia w plecaku to zjem najwyżej coś po drodze a i do wioski jest nie daleko. Powinno już coś być otwarte. Ponadto nie wiadomo czy i kiedy i czy w ogóle ta mgła ma się zamiar podnieść. - machnął ręką mówiąc już wyraźnie raczej do ogółu niż do kogokolwiek z nich.

- Może zwyczajnie odciągam Cię od głupich pomysłów? – odpowiedział zupełnie obojętny. Strzelił karkiem co zabrzmiało jak łamanie suchych gałęzi. - No tak, polak potrafi. Wasza wewnętrzna duma, niepohamowany wręcz upór i głupota – wstał z fotela, powoli stąpając z nogi na nogę ruszył w stronę Marka. - Dla mnie to miejsce jest urocze i daje okazję wypocząć. Jeśli pękasz bo boisz się skrzypiącej podłogi i pajęczyn to wsiadaj na rower i śmigaj do domu. Ale jeśli sobie coś zrobisz w drodze powrotnej to nie licz, że po Ciebie pojadę – patrzył na Marka z dość zobojętniałą miną. Dziwił się postawie faceta i tego co reprezentuje. Nawet jeśli odczuwał jakikolwiek strach to mógł to okazać inaczej lub po prostu ukryć. Mógł nie wpadać w histerię na oczach dziewczyn, dla których zdecydowanie nie mógłby stanowić oparcia w chwili zagrożenia. Rich pokiwał jedynie głową z dezaprobatą i odszedł w stronę schodów. Zatrzymał wzrok na Erin której puścił ukradkiem oczko. Musnął jej dłóń swoją dłonią gdy przechodził obok.
- Idę się umyć i przebrać, zejdę na śniadanie jeśli ktokolwiek raczy je zrobić albo nasza gospodyni wróci i nas wyręczy. W co wątpię swoją drogą – ruszył po schodach na górę.

- Ej, Rich! Uważaj sobie z tymi gadkami o Polakach dobra? Ja sobie nie stroję żartów o Jankesach to byłbym zobowiązany jakbyś się zrewanżował tym samym ok? - zareagował całkiem ostro na słowa taksiarza. No cholera, rzucił żartem nawet w takiej chwili a ten coś wyskakiwał z gadką, która przy odrobinie złej woli mogła zostać uznana za rasizm czy dyskryminację a i w sądach pełno było takich pozwów.

Erin w tym czasie podeszła do Marka i położyła mu dłoń na ramieniu, Przez chwilę wpatrywała się w niego, starając sobie przypomnieć sobie wykłady o zwalczaniu paniki. Jak przez mgłę pamiętała łysego, grubego doktorka, produkującego się na mównicy i rzeszę studentów, pochłoniętych przeróżnymi zajęciami, jakże innymi od pieczołowitego sporządzania notatek. Jedno było pewne - brunet nie potrzebował usłyszeć w tym momencie, o martwych siostrach spoglądających zza lustrzanej tafli, poza tym fakt ich istnienia wciąż pozostawał niewiadomą, a paniki lepiej nie podsycać. Zamiast podzielić się obawami odnośnie opuszczonej posiadłości, ruda uśmiechnęła się pokrzepiająco
- Pomyśl w ten sposób - gdzie tak łatwo uda ci się zarobić? Nawet naszego dobrodzieja nie zdążyłeś poznać. Chyba warto wysłuchać wpierw jego słów i na spokojnie podjąć decyzję. Jeśli potem nadal będziesz chciał stąd wiać, nie ma problemu. Nawet cię podrzucę do miasteczka. Wiem, gdzie Richard trzyma kluczyki. - mrugnęła konspiracyjnie i z apteczką w dłoni ruszyła ku schodom.


Do rudej Irlandki zwrócił się dużo cieplej ale i nawet tej nagłej riposty dla Jankesa opanował się już na tyle by zwracać się do każdego jak zasługują a nie walić serią ślepych emocji w tłum.
- Dzięki Erin. Jesteś w porządku. Ale nie mogę. Chyba, że chcesz udać się razem ze mną - uśmiechnął się do niej już ze sporą dozą łobuzerstwa w oku.
- Zwłaszcza jak łazisz bez gatek to mogłoby być ciekawie. - szepnął do niej by tylko ona słyszała wyszczerzając się jeszcze bardziej i kladąc jej dłoń na ramieniu. Po chwili jednak usmiech zlazł mu z twarzy i znow zapanowała tam powaga a dłoń cofnął.

-Twoja sprawa - dziewczyna westchnęła ciężko i po raz kolejny obciągnęła bluzę. Wzruszyła ramionami, zerkanąc na Marka spod przymrużonych powiek - Przecież nie będę cię zatrzymywać, ani przywiązywać łańcuchem do kaloryfera. Szkoda tylko, miły gość z ciebie. Mogło być zabawnie.

- Słuchaj Erin nie mogę zostać. Nie chcę. A jak skończę w wariatkowie to na co mi cała góra kasy? - spojrzał na nią uśmiechając się smutno. - A poza tym Erin to ja nie żartuję. To co się przydarzyło w nocy… Nie wiem co to było. To nie był sen a jak już to nie zwykły. To nie sama konstrukcja domu czy jego wiek jak mówi Rich, spałem i mieszkałem już w domach przy których ten to willalux. To nie to Erin. To coś co jest tutaj albo ktoś… Nie wiem… Może jest tu coś zamontowane do tego cholernego eksperymentu, może coś było w jedzeniu, bo alk mieliśmy swój ale nie wiem… Wiem, że nie chcę tego przeżywać ponownie… - potrząsnął głową. Dopiero teraz doszedł do siebie na tyle, że mógł w miarę na trzeźwo analizować owe nocne zdarzenie. W sumie dobrze, że mial z kim pogadać to mu się w rozmowie lepie myślało niż tak samemu.

- I wiesz co ci jeszcze powiem Erin? To było na tyle realistyczne, że myślę cudem nic nie zrobiłem Nat. Bo się zerwałem i… No… No cóż… Właściwie jakby było trochę straszniej czy dłużej to myślę, że mógłbym ją niechcący uderzyć przy takim zerwaniu się. Albo co mnie martwi… Nawet i chcący… Wiesz, samoobrona czy walka we śnie mogłaby się skończyć niekoniecznie wraz z nim. Wówczas mógłbym na serio ją albo kogoś uderzyć. A co jeśli w pobliżu miałbym nóż? Albo pistolet? A jeśli to kwestia czasu gdy resztę to też obejmie? Wówczas mamy dom wariatów Erin gdzie każdy boi się każdego i nikt nikomu nie ufa. Na co mi to? - spytał ją i popatrzył chwilę wyczekująco.

- No ale… Może ja głupi jestem, może i jestem na świeżo po przejściu i ciężko mi zachować obiektywne spojrzenie Rich ma rację, że panikuję. Może, to zbyt czarny scenariusz przesiąkniętego grami erpegowca. Może… - wyrzucił na bok ramiona i klepnął się z powrotem po udach minę też miał na wpółbłazeńską.

- A może masz więcej zdrowego rozsądku od nas wszystkich? - uśmiechnęła się pod nosem. Stanęła na palcach i objęła bruneta, przytulając go do siebie na krótką chwilę.
-Uważaj na siebie mruknęła cicho, powracając do poprzedniej pozycji - Jakbyś kiedyś był w Dublinie i coś się działo to wdepnij do redakcji Irish Times. Łatwo mnie znaleźć, wystarczy spytać o McEringan.

- Heh… Może prościej dasz mi swój numer? - uśmiechną się do rudej Irlandki. Ten poranek był nagły i nerwowy ale jednak miał swój jasny, promyczek… Taki w czerwonawym odcieniu. Zaraz jednak spoważniał i wrócił do głównego tematu.
- Nie chcę go sprawdzać dalej na sobie. A teraz… Wrócę do wioski. Tam jest sieć, jeszcze trochę kasy mam to się zabunkruję. Znajdę jakaś robotę. Nie przejmuj się poradzę sobie. A ty i wy… Uważajcie na siebie tutaj. - klepnął ją na koniec delikatnie w ramię i uśmiechnął się do niej. Tym razem tym swoim charakterystycznym ciepłym, promiennym uśmiechem zdolnym topić góry lodowe. Machnął jeszcze na pożegnanie Nat i ruszył do swojego pokoju na górze. Pakował się w miarę po cichu by nie obudzić współlokatora. Nawet łóżka nie musiał ścielić bo w końcu nawet z niego nie skorzystał. A i rzeczy które zaledwie wczoraj rozpakował były wciąż w miarę gotowe do załadowania z powrotem do gigantycznego wojskowego plecaka. Na koniec ogarnął jeszcze spojrzeniem raz czy czegoś nie zostawił po czym ruszył z powrotem na dół. Znalazł się tam znów dźwigając jak wielbłąd oba swoje plecaki. Wyglądał już na spokojnego i zadowolonego. Ktoś kto by go zobaczył teraz nie domyśliłby się pewnie jego nocno - porannych przeżyć. Miał zamiar jeszcze pożegnać się na dole z kim się da i właściwie był gotów do drogi.
 
Nimitz jest offline  
Stary 12-07-2014, 13:48   #40
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Zbudzeni, w nieprzyjemny sposób, mimo że niektórzy jeszcze postanowili kontynuować brutalnie przerwany sen, zdecydowana większość czuła się nad ranem niewyspana.
Tak jak to było do przewidzenia, i czemu nikt z obecnych się nie dziwił, pani Barbarze nie udało dotrzeć się na miejsce.
Jeszcze o godzinie ósmej, mgła zdawała się wić dookoła domu niosąc ze sobą jakąś niewypowiedzianą groźbę. Na całe szczęście, choć podirytowana porannym zdarzeniem Briana stanęła na wysokości zadania i jęła przygotowywać śniadanie z dostępnych w spiżarni składników.


Podczas śniadania większość milczała, zmęczona, zdenerwowana, podirytowana..
Jedynie Murphy wraz z małym Nathanem w zdziwieniu próbowali zaciągnąć wszystkich do rozmowy, nie rozumiejąc ich nie wyspania.
Już po pierwszej nocy, można było dostrzec pustki przy stole Nataly i Lenny [/b] zamknęli się w pokoju, skąd jeżeli ktoś ciekawski podszedł wystarczająco blisko mógł dosłyszeć chlipanie zranionej dziewczyny, a winowajca porannej pobudki Mark , jeszcze przed wszystkimi wyruszył w stronę lasu na swoim wysłużonym rowerze.
Sam Murphy przez chwilę, po przygodach nocy przeżył pobudkę swego życia, gdy rano dotknął delikatnego, ciepłego futerka rudego stworzenia, które poznał poprzedniego wieczora, a którego zdecydowanie się nie spodziewał w swoim łóżku.
Kocisko spojrzało na niego z wyrzutem po czym podreptało w jedynie sobie znanym kierunku, odprowadzane cichymi przekleństwami jakie rzucał pod nosem w jego kierunku mężczyzna.

Kliknij w miniaturkę

Czas się dłużył, a profesora jak i pani Barbary przez długi czas, nie było widać. Ta druga jednak, mimo ciemnych chmur kłębiących się na nieboskłonie, dotarła późnym popołudniem do domostwa. Przepraszając za swoją nieobecność i zapowiadając późną obiadokolację aby poradzić sobie w szybszy sposób tonem głosu nie tolerującym sprzeciwów, zawołała do siebie Richarda prosząc go o pomoc.
Mężczyzna posłusznie, choć niechętnie ruszył na pomoc starszej pani. Usługując w kuchni, podając przyprawy, czy też inne potrzebne do posiłku składniki.
Mgła spowijająca świat powoli odsłaniała wszystkie swoje sekrety.

Kliknij w miniaturkę

Murphy Mc’Manus

Murphy przespał poranną sytuację. W ogóle, nic zdawało się nie zaprzątać głowy twardo sąpającego po świecie mężczyzny. No może poza Ann.
Kobieta zaintrygowała go, w duchu żałował odrobinę, że nie został dłużej, by zamienić z nią choć kilku dodatkowych słów.
Schodząc na śniadanie miał nadzieję, że i ona tam będzie jednak zawiódł się. Zdziwiło go odrobinę, że grupa już przy pierwszym posiłku zdaje się być uszczuplona o kilku swoich członków. Zaczął już podejrzewać, że udzielił mu się nastrój jakim poddali się jego towarzysze wczorajszego wieczora, i wymyślił pannę, jednak wychodząc na ganek na papierosa, zobaczył na parapecie przy oknie kubek, w którym robiła sobie wczorajszego wieczora herbaty, oznaczony śladem krwisto czerwonej szminki. Będąc na ganku rozglądał się uważnie, pamiętając, że słyszał dzień wcześniej pomruki motocylkowego silnika i po chwili, rzeczywiście dojrzał na podwórku wśród mgły coś, co mogło nim być. Tylko nigdzie nie było widać jego właścicielki.
Zaciągając się papierosem postanowił choć na chwilę odsunąć od siebie myśli o tajemniczej kobiecie i wprowadzić z życie plan, który ułożył się w jego głowie i wyruszył na poszukiwania potrzebnych mu suplementów.

Kliknij w miniaturkę

Erin Mc’Eringan

Po śniadaniu mimo usilnych prób taksówkarza, dziewczyna poszła się wreszcie rozpakować. Przerzucając ciuchy natrafiła w torbie na zdjęcie przedstawiające siebie i siostrę, z czasów kiedy jeszcze wszystko było dobrze.
Zamyśliła się dłuższą chwilę. Nie pamiętała aby pakowała je ze sobą. Przez chwilę, wydawało jej się, że kątem oka dostrzegła ruch, lecz spojrzawszy się w tamtą stronę zobaczyła jedynie pusty pokój.
Gdy tylko rzeczy były mniej czy też bardziej na swoim miejscu, chwyciła swoją podręczną kosmetyczkę i ruszyła w stronę łazienki. Stary mosiężny kran zarzęził przez chwilę nieprzyjemnie po czym wypluł z siebie strumień czerwono- brązowej, przypominającej gęstą krew brei.
Wyobraźnia dziewczyny przez chwilę podpowiedziała jej wszystkie horrory, w których kiedykolwiek został wykorzystany ten motyw, i chłodny dreszcz przebiegł jej po karku, jednak już po chwili, woda oczyściła się i śmiejąc się z własnych reakcji, dziewczyna mogła kontynuować zabiegi higieniczne.
W dużym, zabrudzonym oknie, wychodzącym na podwórze, dostrzegła wśród mgły swojego małego rudego prześladowcę, stojącego przy obumarłym drzewie, które widziała na początku.
Choć widoczność zdawała się być odrobinę lepsza, mgła nadal otulała woalem otaczający domostwo świat.

Kliknij w miniaturkę

Richard Vence

Mimo szczerych chęci, ciężko mu było spędzić dłuższą chwilę z rudowłosą, a gdy tylko okazja się nadarzyła został poproszony o pomoc w kuchni przez spóźnioną starszą panią. Chcąc nie chcąc, zajął się pomocą .
Pani Barbara mimo swojego podeszłego wieku zdawała się być wszędzie, a gdy tylko zdawało mu się, że tortury są zakończone wynajdywała mu następne zadania, to wysoko ustawiony słoik, to mieszanie podejrzanej zawartości garnka.


Kliknij w miniaturkę




Marek „Mark” Czyżewski


Mark nie zamierzał przebywać w domu ani chwili dłużej. Wyjeżdżając w nieprzyjemną szarówkę poranka zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę 6:30. Pogoda, i świat nie zachęcały do podróży jednak Mark był zdeterminowany no i był Polakiem, a jeśli takiemu powie się, że jest coś niemożliwe, na pewno spróbuje tego dokonać.
Po drodze kilka razy, najechał na jakiś większy konar, pod którego naciskiem koło zaskrzypiało niepokojąco. Myląc drogę i błądząc udało mu się jednak odjechać spory kawałek od domu, a przynajmniej tak sądził. W pewnym momencie dojechał do miejsca, w którym droga prowadziła z górki i nie zdoławszy w porę zahamować, ani wyprowadzić odpowiednio kierownicy uderzył mocno w stojącego na drodze czarnego Chevroleta. Rozejrzawszy się uważnie dojrzał opodal domek, stojący samotnie pośród lasu.
Odrobine zdziwiony tym co napotkał, choć uspokojony nieco tym, że było to całkowicie fizyczne dotknął maski samochodu, aby ocenić jak długo tu stoi. Chłód metalu, podpowiadał, że albo auto nie przejechało długiego odcinka, albo stoi w tym miejscu już od jakiegoś czasu. Tylne siedzenia auta były zapakowane jakimiś torbami i plecakami, i ze smutkiem stwierdził, że nie zmieści się tam razem z rowerem nawet gdyby kierowca okazał się na tyle uprzejmy aby go podwieźć.

 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 12-07-2014 o 15:39.
Nimitz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172