Sklep był. I był nawet handlarz. A sklep i handlarz oznaczał zazwyczaj dwie rzeczy - więcej ekwipunku i chudsza sakiewka.
No, chyba że akurat człowiek chciał coś sprzedać, ale w tej sytuacji to Ernst nie był.
Sądząc po tym, co znajdowało się na półkach i ścianach, przynajmniej część drużyny była w stanie uzupełnić swój ekwipunek i przygotować się do dalszej wędrówki.
- Witam, panie Woldredzie - powiedział Ernst. - Dla mnie miecz porządny i łuk, tudzież tuzin strzał. Oraz, jeśli macie, plecak by się zdał i koc jakiś. Oraz bukłak, miska i sztućce jakieś. Hubka i krzesiwo. To chyba wszystko, jak na razie.
- Chyba że o pracy jakiejś byście słyszeli, na parę dni - dodał. |