Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2014, 09:40   #50
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Pod wieżą. Post wspólny: Mara, Thog, Shando i Mistrzyni

PRZEZ CIEMNOŚCI

Tymczasem Shando, Thog, Mara i Strzyga podążyli za Nautem wgłąb ziemi. Towarzystwo wilka zdawało się zupełnie nie przeszkadzać osobliwemu lokajowi, podobnie jak dwóch uzbrojonych mięśniaków za plecami. Pewnie prowadził ich w nieoświetlonym korytarzem, który łagodnie opadał w dół bez żadnych odnóg ani zakrętów.


W świetle magicznej lampy calimshański czarodziej podziwiał misternie rzeźbione kolumny i ściany, choć nie tylko nie potrafił dopasować tego stylu do konkretnego regionu Faerunu, ani nawet dokładnie określić co się na nich znajdowało. Jakby płaskorzeźby lekko drżały, wymykając się jego spojrzeniu.
Thog raźno maszerował na przód, a Mara drobiła szybkimi kroczkami, z fascynacją wbijając wzrok w drowa, który jeszcze pół dnia wcześniej wydawał się jedynie bzdurą, z której śmiała się Kostrzewa. A teraz proszę! I żywy, i kuchnię ma. Tylko odległy stuk jak gdyby zamykanej klapy mógł nieco dawać wszystkim do myślenia. Ale i tak już było za późno.

Nagle Naut odbił w bok i otworzył proste drzwi, których - Thog mógłby przysiąc - chwilę wcześniej jeszcze tam nie było. Za to zapach stanowczo potwierdzał, że wchodzą do kuchni - niewielkie, lecz schludnie urządzonej, z przylegającą spiżarnią. W kociołku bulgotało coś, co - ku rozczarowaniu, ale i dyskretnej uldze Mary - pachniało jak wieprzowy gulasz.



DZIECKA I ELFA ROZMOWA


- Siadajcie - drow wskazał na ławy stojące wzdłuż dębowego stołu. - Kolację?
- Ja poproszę - dziewczynka nie odrywała od elfa spojrzenia, a i nie starała się nawet zatuszować fascynacji tym arcyciekawym stworzeniem. - Kolację i opowieść, bo i obiecałeś.
- Tak? - uprzejmie zdziwił się drow, nakładając jej solidną porcję zupy do miski. - A o czym byś chciała?
- Może… o Albusie? I księdze z ludzkiej skóry?
- A której? - zainteresował się Naut a potem skrzywił. - O tym starym pierdzielu nie ma co rozmawiać - prychnął, ale jakby ciszej niż dotąd.
- To jest ich więcej? - dopytywała się mała. - Słyszeliśmy opowieści o tym jak ściągałeś skórę z jednego człowieka, na księgę właśnie. Po co? Pergamin nie wystarczy?
- Na okładkę, dziecko - pouczył ją drow. - I ja nie sciągałem, nudzi mnie to już zresztą.
- To kto ściągał? - Marę makabryczne szczegóły nie zniechęcały, może… wręcz przeciwnie.
- Dziadu - mruknął drow.
- Znaczy Albus - dopowiedziała sobie. - A on… na prawdę nekromantą jest? Ożywia… zwłoki i w ogóle?
- E skąd. Wywłoki chyba - warknął lekceważąco. - Taki z niego nekromata jak ze szczura wiadro. Skąd takie głupoty ci przyszły do głowy? Ale… - nagle uśmiechnął się szeroko - w zasadzie to kto go tam wie. Ja magiem nie jestem, on mi się nie spowiada, ale ciągle w swojej pracowni siedzi, śmierdzi stamtąd… no i te księgi w świeżych skórach…
- Czy ty się ze mnie natrząsasz? - Mara ściągnęła drobne usta i podrapała się po skołtunionych włosach. Nie czekając jednak na odpowiedź ujęła łyżkę i uszczknęła kęs gulaszu. - Czyli u was trupy nie wstały z grobów jak wszędzie dookoła? Zaćmienie w ogóle widzieliście czy przegapiliście je w tych podziemiach?
- Gdzież bym śmiał śmiać się z kogoś, kto się mnie nie boi - Naut wydawał się szczery. - Sama mówiłaś - te wiszące trupy, skóry… No i żyje już nieprzyzwoicie długo, piernik jeden. Ale tu nic nie wstało, nie wiem o czym mówicie.
- Eh, jak na kogoś kto długo żyje wiesz zadziwiająco niewiele. No… w każdym razie o tym co się dzieje w okolicy - Mara usłyszała jak burczy jej w brzuchu co było doskonałym sygnałem do jedzenia na czas. Między kęsami spojrzała jeszcze na Shando. - Ty mu opowiedz. Jak było i po cośmy tu są.



PROBLEMY NA POWIERZCHNI

Shando, do tej pory milcząco przysłuchujący się rozmowie Mary z Nautem skinął głową.
- Szanowny Naucie, na powierzchni pojawiło się zagrożenie nekromantyncze stopnia VII lub wyżej. Rada miasta Ybn Corbeth wysłała nas, abyśmy odszukali czarodzieja Albusa Blackwooda i poprosili o radę lub pomoc. Pośpiech jest wskazany, gdyż obrona miasta słabnie z nocy na noc.- czarodziej mówił spokojnie i bez emocji, nic dziwnego - w końcu sprawa go nie dotyczyła, mógł sobie pozwolić na oddzielenie uczuć od rozumu.
- Aha - po słowach Shando o stopniu nekromantyczności brew drowa podjechała lekko w górę, ale nie skomentował. Kto wie, może nie chciał by Mara znów zarzuciła mu niewiedzę? Milczał dość długo, w zamyśleniu obserwując jak dziewczynka siorbie gulasz, wreszcie rzekł.
- Obawiam się, że Albus niewiele Wam pomoże. Jest trochę… specyficzny. A zważywszy na jego chętkę do obdzierania ze skóry i przypuszczeniach, jakie przynieśliście, to kto wie, może i on za tym stoi? Ale… mogę was wpuścić do jego biblioteki; może znajdziecie tam jakieś przydatne informacje. Tylko niczego nie zniszczcie ani nie kradnijcie, bo… - znacząco wskazał na kociołek z gulaszem.
Thog zarechotał głupawo - Taaa… Ze skór obdarł, to i z mięsiwem coś trza było zobić. - znał to, orkowie innych klanów też tak czynili. Naut uśmiechnął się paskudnie i bez słowa postawił przed półorkiem pełną miskę; przed Shando również.


- Chętnie obejrzę bibliotekę, dziękuję. Ale najpierw chciałbym porozmawiać z mistrzem Albusem, to część mojego zlecenia i chciałbym się z niego wywiązać - Calimshanin był pewien, że gdy porozmawia z nim jak czarodziej z czarodziejem, może czegoś się dowie. A może stary wariat wciśnie mu jakiś niepotrzebny zwój? Tak czy inaczej był gotów znieść zapach ludzkich skór. Odór nie będzie gorszy niż stosy goblinich ciał palonych po bitwie w Czarnym Wąwozie, pomyślał, przypatrując się drowowi.
Coś z nim jest nie tak, albo urodziłem się półkrwi hieną. Może jest oczarowany? Shando zaczął baczniej przyglądać się gospodarzowi wypatrując jakiś oznak.



TAJEMNICA NAUTA KYOR’OL'A

Tymczasem Mara zdażyła opróżnić połowę mięsnej potrawki. Miskę z drugą połową postawiła na ziemi przed żebrzącym wzrokiem wilczyskiem.
- Nie wydajesz się darzyć pana Albusa ani specjalnym szacunkiem ani przyjaźnią. Po co w ogóle z nim mieszkasz?
- Bmszę - mruknął pod nosem elf i odwrócił się by pomieszać gulasz. - Albus pojawi się jak mu się uwidzi i zapewne nie będzie zachwycony, że mu grzebiesz po księgach, więc im szybciej tym lepiej - rzucił do Shando. - A wy możecie się wykąpać, przespać, czy co tam chcecie. Tutaj żadne trupy ani złowieszcze bestie was nie dostaną. Kawałek dalej jest łaźnia z gorącym źródłem i wolny pokój czy dwa, w którym możecie rozłożyć posłania. Chyba że - drow przeniósł spojrzenie na Thoga - ktoś miałby ochotę na mały sparring przed snem.

Tymczasem Shando Wishmaker uważnie obserwował zachowanie elfiego odźwiernego. Oczarowania nigdy nie były jego mocną stroną, zawsze wychodziły mu niemrawo i zrezygnował z zaawansowanych studiów nad nimi gdy specjalizował się w czarach przywoływania. I to dawało o sobie znać, gdyż magii jako takiej nie rozpoznawał, choć wszelkie zachowania wskazywały na manipulację osobowością. Oczywiście nie musi to być magia, pomyślał kwaśno czarodziej, równie dobrze pasowała by nieodwzajemniona miłość.

- Szanowny Nautcie Kyor’Ol - ponownie czarodziej ukłonił się z szacunkiem, by podbechtać pychę drowa. - Przyznam, że po raz pierwszy widzę przedstawiciela twojej szlachetnej rasy i to w dodatku tak płytko, w związku z czym zgaduję że mam wyjątkowe szczęście. O osiągnięciach drowich magów oczywiście słyszałem. Czy zechciałbyś opowiedzieć mi więcej? Ciekawym jakie to koleje losu sprowadziły Cię tutaj. - wychrypiał swoim zwykłym, nieprzyjemnym dla ucha głosem.
- Szlachetnej? - Thog zaśmiał się głupkowato. - Większość drowów to kurwiesyny - skomentował słowa przybysza z wschodu. - Choć po prawdzie nie gorsze od orków - machnął ręką rozbawiony.
No i dyplomacja poszła wielbłądowi pod chwost, pomyślał Shando.
- Rozumiem, że zamiast sparringu chcesz zwyczajną walke? - sucho stwierdził Naut. - Nie żeby wszystkie drowki nie były kurwami…
- Thog, chyba za dużo sobie pozwoliłeś. Jesteś gościem - suchy głos calimshanina nie pozostawił wątpliwości co do jego oceny. No, ale czego się spodziewać po zwykłym rozłupywaczu czaszek.
- Nie złość się na niego, on nie jest przesadnie rozgarnięty - Mara podniosła z ziemi wylizaną przez basiora miskę i podała ją elfowi. - Chociaż ja tam chętnie popatrzę jak się okładacie.
Dziewczynka położyła drobną dłoń na łbie wilka, który nadal się oblizywał.
- To czemu musisz z Albusem być? To jakiś magiczny przymus?
Drow przez chwilę wyglądał, jakby zastanawiał się czy odpowiedzieć, czy też wyrżnąć bezczelnych gości w pień. W końcu jednak machnął ręką i odparł.
- Masz rację; to nic chwalebnego, ale masz. I zrobiłbym wszystko, by się od niego wyzwolić. A ty nie sil się na puste komplementy - rzucił do Shando.- Drowich magów można policzyć na palcach jednej ręki, a takich, o których słyszano na powierzchni jest jeszcze mniej; jeśli w ogóle.

Nagle w kuchni (i, sądząc po echu, przyległych pomieszczeniach) rozległo się przeraźliwe dzwonienie, po czym wzmocniony magią starczy głos ryknął
- Miauuuuut! Gdzieżeś polazł, łachudro?!?!

Elf skrzywił się jakby mu rwano wszystkie zęby na raz, rzucił Zaraz wrócę, nie ruszajcie się stąd, i szybko wyszedł.


Shando nie zamierzał na razie ruszać się... ale nie przeszkadzało mu to wyjrzeć przez drzwi za odchodzącym elfem. Warto wiedzieć, gdzie samemu poszukać Albusa...
Mimo niechęci elfa do poznania gości z szalonym czarodziejem, calimshanin wciąż chciałby pogadać z nim osobiście, na co może będzie okazja. Niestety jedyne co zobaczył to ciemność, więc tylko zaklął szpetnie, po wojskowemu - kurwą waszą macią.
- Co żeśta się tak naburmuszyli, prawdy żem nie powiedział o mroczniakach? - spytał zdziwiony półork, po wyjściu drowa.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 30-06-2014 o 16:22. Powód: Rozbicie jednolitego tekstu na mniejsze fragmenty, korekta
TomaszJ jest offline