Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2014, 23:06   #12
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Litwor zwykle ufał swojemu wierzchowcowi, miał dużo lepszy słuch i węch od człowieka, pozwolił mu więc węszyć i zagłębić się nieco bardziej w las.
Droga do łatwych nie należała, gdyż akurat w tym miejscu ścieżki żadnej nie było, ledwie prześwit lekki przez zwierzynę utworzony. Puszek uparcie kroczył jednak przed siebie, od czasu do czasu łbem rzucając to w prawo, to w lewo. Również sam Litwor dość szybko zdał sobie sprawę iż rozpoznaje owe dziwne uczucie, które odkąd w las wkroczył, unosiło włoski na jego ramionach. Magią czuć było, ot co, i to magią dość potężną. Gdyby się tak skupić, a od tego wszak życie jego należeć mogło więc i tak uczynił, rozpoznał działanie czarów z dziedziny ziemi. Czary owe zdawały się być bardziej ochronnego charakteru niż stworzone ku temu by zabijać, jednak nigdy nic nie wiadomo, a nuż władająca nimi osoba zmieni nagle zdanie. O siebie co prawda obawiać się nie musiał, chyba żeby na samą Odwieczną trafił, jednak Puszek takowej ochrony nie posiadał.
Nie zaszli za daleko gdy tuż nad ich głowami rozległo się krucze krakanie, co tak, jak niektórzy twierdzili, zły los człowiekowi przepowiadało. Niemal w tejże właśnie chwili zza dębu, co to go mijali, wyłoniła się postać i kijem im drogę zagrodziła.






- Dalszej drogi dla ciebie tu nie ma, nieznajomy - oznajmiła zakapturzona kobieta, płeć bowiem bez trudu szło rozpoznać biorąc pod uwagę jej skąpe odzienie i pewną o nie niedbałość przez którą te i owe fragmenty ciała widać było. Litwor, który wszystkie prowincje zwiedził, wiele lasów poznał lepiej niż kieszeń własną i rozum też swój miał, od razu w niej druidkę rozpoznał.
- W okolicy druidki a gryfy się na niebie rozpryskują? Jeśli nie ma drogi, to może mi powiesz chociaż co się stało że pierzasty się w tych okolicach pojawił i zaczął nękać ludzi? Na drodze mi nie zależy, do wioski jadę, tylko nas z Puszkiem zapach magii zwabił. - Ciekawiło go, przed czym broniła dostępu kobieta. Przypomniał sobie po chwili o resztakch manier i zeskoczył z siodła.
- Nic mi o rozpryskującym się gryfie nie wiadomo. Tym zaś który się tu kręci zajmę się gdy zagrożenie zniknie z tego lasu - co mówiąc wskazała na Litwora. - Do wioski nie dotrzesz. Odejdź i nigdy nie wracaj.
- To było dosyć niemiłe musze przyznać, czemu miałbym nie dotrzeć do wioski i czemu niby miałbym być zagrożeniem? Ewentualnie on, przecież jest grzeczny jak baranek, przynajmniej kiedy trzeba. - Zerknął na marnola, który nawet zębów nie szczerzył, siedział grzecznie na zadzie, górując nieco nad mężczyzną. - Co do gryfa, to był tu w okolicy, dosłownie kilka chwil temu spotkałem go na drodze, ja i inny podróżny, tyle że zanim zdążyłem go spętać zwyczajnie rozbryzł się na kawałeczki. Tyle z niego zostało. - Powiedział i wyciągnął kawałek łapy, który zabrał ze sobą.
Kobieta skrzywiła się jakby coś obrzydliwego zobaczyła, co dziwić w sumie nie mogło gdyż łapa do przyjemnych widoków nie należała. Reakcja nieznajomem była jednak nieco przesadna. Nim Litwor zdążył zareagować uderzyła swym kijem wytrącając mu zdobycz z ręki.
- Jak śmiesz przynosić tą zarazę do mego lasu?! - warknęła złowieszczo, a mężczyzna niemal natychmiast wyczuł narastającą magię, która na jego trofeum się skupiła.
- Może mi powiesz do sfiksowanego sylfa o jaką zarazę ci chodzi? Puszek, wiej! - Skoro kobieta używała magii, był spokojny o siebie, ale o swojego wierzchowca nieco mniej. Miał nadzieję że ten posłucha i odskoczy na bezpieczną odległość.

Kobieta ani słowami ani też zachowaniem Puszka się nie przejęła. Jej pełna uwaga skupiona byłą na łapie, która też po dłuższej chwili zaczęła oblekać się zielonymi łodygami, które następnie w widoczny sposób zaczęły twardnieć by wreszcie zamienić się w skałę o głębokim odcieniu zieleni. Dopiero wtedy na powrót spojrzenie nieznajomej spoczęło na Litworze, a zaznaczyć trzeba iż nie było ono przyjazne.
- O tą którą ze sobą wniosłeś. Śmierdzi od ciebie złem najgorszego rodzaju, tak samo jak od tego psa na którym jeździsz. Nie dopuszczę by coś takiego dalej przemierzało tą krainę.
- W jaki sposób przekroczyłeś moją granicę? - zapytała po krótkiej chwili namysłu.
- Więc skoro to zło najgorszego rodzaju, to może zanim spróbujesz mnie zabić czy coś równie głupiego, może mi powiedz jakie to zło, żebym nie był ignorantem. Mówisz o tym miejscu, gdzie pies i koń tego drugiego jeźdźca zaczęły się boczyć i nie chciały przejśći? Hmmm… - Zadumał się na chwilę przypominając wejście do lasu. - No normalnie, po prostu wjechałem. Tylko zapach magii poczułem, a właściwie z pozcątku to Puszek, ma do niej nosa. Jeśli już tak dobitnie chcesz niszczyć resztki tego gryfa, to może chcesz pójść na trakt, gdzie leży całe jego truchło rozpryskane na kilkadziesiąt metrów dookoła, wiesz ja też uważam że to nienormalne i coś mu było ale takiego symbolu pyska jaki powstał z jego ciała, nigdy na oczy nie widziałem. - Starał się rozgadać, papląc co mu ślina na język przyniesie, byle druidka ochłonęła chwilę i zaczęła myśleć zamiast ciskać dookoła magią.
- Jeżeli najpierw cię zabiję oszczędzę sobie czasu jaki w twym towarzystwie spędzić muszę - druidka zdecydowanie miłością do magobójcy nie pałała. - Jeżeli więcej tego - wskazała na coś co jakąś chwilę temu było gryfią łapą - jest w pobliżu to zajmiemy się tym gdy już uporam się z tobą. Opisz mi z łaski swojej ów znak o którym mówisz, tylko nie kłam bo tu o twoje życie chodzi.
- Paskudny, zwłaszcza że powstał ze skóry, kości, krwi i mięśni gryfa. Taka jakby czaszka wyszczerzona, czy pysk, od niej rozchodziły takie krwawe sznury, jakby się próbował ten pysk przez jakąś tkaninę przerwać. O, albo jakby go na ramie rozpięli takiej okrągłej, trochę podobne do wilczego tropu, z opuszkiem będącym tym własnie pyskiem, nieprzyjemne. - Faktycznie, samo wspomnienie symbolu było dla Aigama jakieś takie nieprzyjemne.
- Znak ten jest mi znany, nie pierwszy raz spotykamy się z nim w ostatnich czasach. Nadal jednak nie wiem dlaczego miałabym darować ci życie. Posoka, którą jesteś pokryty niemal promieniuje pradawnym złem. Skąd mam wiedzieć że i ty nim nie jesteś skażony?
Wyciągnęła dłoń, tą w której kija nie trzymała, i ponownie moc wokół siebie zebrała jednak ta miast dotrzeć do celu jakim bez wątpienia był Litwor, rozwiała się wokół niego nikomu przy tym szkody nie czyniąc.
- Jesteś odporny - stwierdziła fakt, wycierając dłoń w szatę. - To nawet gorzej dla ciebie.
- No, to już zależy od tego co chciałaś mi zrobić, ale teraz, skoro już nie musimy się straszyć, może porozmawiamy jak cywilizowani ludzie. Tak po prostu, skoro uważasz że mi coś jest i muszę z tym żyć, bo nie jesteś w stanie mnie zabić. Może mi chociaż powiesz co mi dolega? Może skoro to gryf był zarażony a ja jestem odporny, to jedynie jego krew na mnie jest zarażona. Pomyślałaś o tym choć chwilę? - Zagadnął druidkę zupełnie jakby nic się nie stało a kobieta wcale nie groziła chwilę temu że się go pozbędzie.
- Może być jak twierdzisz jednak natura tego co w owej krwi się zalęgło jest potężniejsza niż to co ja czy ktokolwiek będący człowiekiem jest w stanie dokonać. Nawet bowiem na odpornych działa moc Odwiecznych o czym wiedzieć powinieneś. Niestety, skoro nie mogę cię z owej posoki oczyścić nie mogę też stwierdzić czy nie stanowisz zagrożenia. Jedynie Odwieczni mogą ci teraz pomóc więc jeżeli masz z którymś dobre kontakty to pora najwyższa byś się do niego zwrócił. Dalej jednak w tym stanie podróżować nie możesz - dodała stanowczo.
- Jednego z odwiecznych? Może być ciężko, ale zobaczę co da się zrobić. Więc… chcesz mi powiedzieć że sprawcą tej zarazy czy jak to zwać, jest przedwieczny. Wybacz moja ignorancję, ale niby który? Pewnie, wiem że tylko Odwieczni mogą mi coś zrobić, ale cała piątka ma chyba lepsze zajęcia niż uprzykrzanie życia komuś takiemu jak mi. No, a skoro mam nie poróżować, to co, sprowadzisz jakiegoś do mnie? - Zapytał wprost, jej pogróżki zaczynały go irytować, wyrażała się tak niejasno jak tylko druidka czy kapłan potrafią.
- Darkar - niemal splunęła przy wymawianiu owego imienia. - Czyżbyś o nim zapomniał? Nie uczono cię kim był, co zrobił i jaki los go za owe postępowanie spotkał?
Kpina w jej głosie była aż nazbyt wyraźna, jednak najwyraźniej i do druidki w końcu zaczynało docierać w jak niewygodnej sytuacji się znalazła.
- Nie mogę sprowadzić Odwiecznego o czym doskonale wiesz. To nie psy co to na wezwanie pana przybiegają. Mogę jednak poprosić o pomoc i tobie radzę uczynić to samo. W tych czasach dziwne rzeczy się dzieją, może nawet któryś nam odpowie.
Kończąc swoją przemowę podeszła do najbliższego drzewa i odłożywszy kij na ziemię, dotknęła wiekowego pnia. Słów jej słychać nie było, jedynie usta poruszały się w modlitwie czy też zaklęciu.
Litwor pokręcił głową w niedowierzaniu. - Uczyli, uczyli że nie ma tutaj dostępu, że jest zamknięty za bramą za Smoczymi Górami. To prawie zabawne. - Westchnął ciężko i usiadł ze skrzyżowanymi nogami. - Avaronie, wybacz że zawracam ci głowę swoją niewiele znaczącą osobą, możesz mnie nie kojarzyć w ogóle, ale jeśli przypomni Ci się Faruna, twoja wierna wyznawczyni, może i mnie sobie przypomnisz jako tego znajdęk, którym się zaopiekowała. Jakkolwiek to buńczucznie nie zabrzmi, chyba tylko twoje wstawiennictwo może mnie uratować, podobno zostałem zarażony przez krew spaczoną przez szóstego, tego o którym się nie mówi. Wiem, moje życie zapewne jest dla ciebie nieistotne, ale jeśli zaraza miałaby się roznieść dalej… czy byłbyś skłonny pomóc, nawet jeśli nie mnie, to innym, których sobą mógłbym wystawiń na niebezpieczeństwo? - Cała rozmowa w zasadzie była szeptana, ale wiedział że jeśli akurat Odwieczny będzie się nudził, to i tak usłyszy.




Nuda musiała straszna panować w miejscu, w którym Odwieczni zwykli przebywać. Stało się to jasne gdy niemal w tej samej chwili gdy słowa Litwora przebrzmiały krąg ognia oddzielił go od lasu, Puszka i druidki, której głos jedynie słyszał. Zdecydowanie nie brzmiała już jak rządna krwi opiekunka lasów. Nie był to jednak w tej chwili największy problem jak magobójca miał na karku. Ogień bowiem ani myślał osłabnąć czy też się oddalić. Miast tego zacieśniał swój uchwyt, coraz mniejszą swobodę pozostawiając mężczyźnie aż nic innego nie był w stanie dostrzec, czy to przed sobą, pod nogami czy nad głową. Ogień był wszędzie, w niem i poza nim. Nie parzył jednak, chociaż strachu niezłego napędził. Miast ranić, zdawał się spokój przynosić jakby był czymś znajomym co od dawna pozostawało poza zasięgiem. Jak dawny przyjaciel, rzec można. Litwor starał się nie uciec, nie panikować, jakoś uspokoić serce, mimo że nie było łatwo, w końcu ogień był ogniem.
Wkrótce poczuć mógł że płomień niespiesznie wycofuje się z jego ciała. Wraz z nim od ubrań i skóry Litwora odłazić zaczęły pozostałości posoki, których deszcz nie był w stanie zmyć. Nie opuszczały go jednak potulnie, jak wszak powinna krew zwyczajna się zachować, a wręcz zażartą walkę wszczynały. Z ogniem jednak, który na wezwanie mężczyzny przybył, nie miały szans na zwycięstwo. Niknęły jedna po drugiej, nawet krzyk odległy dął się słyszeć, ledwie słyszalny i równie dobrze mogący być ledwie przewidzeniem. Bez wątpienia jednak usłyszał głos, który przemówił w jego umyśle.
- Dług swój spłacisz wkrótce, gdy z pozostałymi złączyć ci się przyjdzie. Pamiętaj o nim i służ mi wiernie, a nagroda cię nie minie.
- Nie śmiałbym służyć inaczej Panie Płomieni. - To było jedyne co był w stanie w tym momencie z siebie wydukać. Żył, samo w sobie po spotkaniu z jednym z Odwiecznych i ich działaniem było cudem. Potrzebował przynajmniej chwili, żeby pozbierać wszystko razem. Nie wiedział o jakich innych była mowa, ale nie wątpił że w jakiś sposób zostanie mu przypomniany dług.
Gdy tylko słowa jego przebrzmiały ogień zniknął równie nagle jak się pojawił żadnego przy tym śladu swej bytności nie zostawiając. Oczywiście nie licząc czystych i suchych ubrań, które Litwor miał na sobie. Nawet Puszek lepiej wyglądał stojąc tuż przy druidce i dając się drapać za uchem. Pysk przy tym pochylił co by kobiecie łatwiej było sięgnąć.
- Zatem ciebie również wybrano. Dziwne, widać jednak zobaczyli w tobie coś czego ja dostrzec nie mogę. - Jej podejście do magobójcy najwyraźniej ani trochę się nie zmieniło. Nie wyglądała już jednak na tak gotową do jego uśmiercenia jak w chwili gdy się spotkali.
Magobójca pokiwał głową nad słowami druidki, nie była ani pierwszą, ani zapewne ostatnią osobą, która nie potrafiła dostrzec w nim czegoś specjalnego. Większość uważała go za pomyłkę i coś, co istnieć nie powinno.
- Najwyraźniej tak, dasz nam teraz przejechać, czy uważasz w dalszym ciągu że jestem największym złem w okolicy? - Uśmiechnął się smutno do kobiety.
- Nie mogę powiedzieć żebym jakoś przychylniej na ciebie spoglądała, pozwolę ci jednak na dalszą podróż w stronę wioski. Z tym jednakże, że w moim towarzystwie. Najwyraźniej bowiem jesteś teraz narzędziem Odwiecznych i podobnie jak inni masz zadanie do wykonania. Udasz się zatem z nami do Nerun by tam otrzymać dalsze instrukcje wraz z tymi, którzy jak ty, otrzymali łaski.
- Zdziwiłabyś się jak często to słyszałem do tej pory. No nic, pewnego upalnego, deszczowego dnia, wpakowałem się w kabałę na którą się nie pisałem. Nic to, ruszajmy w takim razie. Puszek, masz coś przeciwko dodatkowemu ciężarowi? - Podszedł do zwierzaka i wdrapał się na siodło, wskazując najpierw kobietę, a potem jego grzbiet. - Skoro jednak mamy podróżować dalej… Litwor zwany Aigam jestem.
- Dara, zwą mnie jednak Krukiem i tak też możesz się do mnie zwracać. - Czarne ptaszysko siedzące na gałęzi drzewa zaskrzeczało przeraźliwie jakby to o nim mowa była. - Wybacz ale jednak podaruję sobie przyjemność jazdy na twym wierzchowcu. Nie żebym miała coś do niego, oczywiście. Mną się nie przejmuj.
Najwyraźniej rzeczywiście nie powinien gdyż wystarczyło by zagwizdała cicho, a już stał przy niej jeleń. Zwierzę to może i do zwyczajowych pod wierzch kandydatów nie należało jednak Krukowi najwyraźniej fakt ów nie przeszkadzał. Chwyciwszy za poroże, które król lasu usłużnie jej podstawił, wskoczyła na grzbiet jego i nie czekając na Litwora ruszyła ścieżką.
Mężczyzna poklepał swojego wierzchowca po łbie. - Właśnie dlatego wolę zwierzęta mój drogi, dlatego wolę zwierzęta. - Następnie ruszył za Darą zwaną Krukiem. Zapowiadała się interesująca podróż.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 29-06-2014 o 23:06. Powód: Centrowanie
Plomiennoluski jest offline