Na szczęście dla Tadema paskuda z głębin nie przecięła żadnej ważniejszej żyły ani tętnicy. Młody krwawił mocno, ale kilka prowizorycznych bandaży wystarczało, by zabezpieczyć rany.
Gorzej miały się ramiona niż same plecy. Mag wykazał się pomysłowością i pod ubranie założył kolczugę. Nie była najlepszej jakości, rozerwała się, ale za to zamiast kolejnych rozcięć Tadem posiadał tylko kilka otarć na żebrach i plecach.
Barry niemal skończył opatrywać pechowego ex-barda, gdy ten odzyskał świadomość. Odepchnął słabo od siebie bohatera.
- Poczekaj - powiedział i zaczął grzebać w sakiewce przy pasie. Ręce trzęsły mu się przy tym i widać było że każdy ruch ramionami sprawia mu ból.
Wyciągnął dwie małe flakoniki z zielonym i pomarańczowym płynem. Wypił zielony specyfik, a drugi podał Flashowi.
- Jednak kropla na ranę - powiedział.
Pomarańczowe "coś" pachniało obrzydliwe. Jednak zaaplikowane na obrażenia działało niesamowicie. Ślady po szponach goiły się w oczach, a po minucie pozostały po nich czerwone, brzydkie bizy.
- Musimy wrócić po konie - powiedział Mag usiłując wstać. Nie za bardzo mu to szło, ale w końcu udało mu się zmusić roztęsknione nogi do wysiłku. - To sprytne stworzenia, pewnie dały sobie radę... w końcu wychowałem je od źrebaka
__________________ Gallifrey Falls No More! |