Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2014, 20:12   #12
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Silny podmuch wiatru zrzucił gruby, wełniany kaptur z głowy volvy, kiedy ta stała przy swoim koniu, dopinając siodło.
Burza rudych włosów rozwiała się we wszystkie strony, przysłaniając na moment jej zamyśloną twarz. Odgarnęła grube kosmyki i zaczesała je do tyłu, a kilka wcześniej uplecionych warkoczyków opadło swobodnie na ramiona. Wplecione weń koraliki zastukały o siebie wesoło.
Hild spojrzała w górę, na leniwie sunące po niebie chmury. Naciągnęła kaptur na głowę i położyła swoją szczupłą dłoń na pysku konia. Delikatnie pogładziła go po głowie, przypatrując mu się uważnie.

- Nigdy nie zrozumiem, jak kobiety mogą jeździć w tych swoich sukniach - odezwał się tubalnym głosem Thorbjorn, który jakby znikąd pojawił się tuż za volvą.
Cóż, cały czas myślami przebywała w zupełnie innym świecie, więc nie można było się dziwić, że nawet nie zauważyła, kiedy podszedł do niej ojciec.
Uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi, a mężczyzna podszedł do konia i zaczął poprawiać osiodłanie.
Volva tylko pokręciła głową, ukradkiem spoglądając na działania swojego ojca. Dbał o nią, to trzeba było mu przyznać. Rodzina dla niego była najważniejsza, jednak od śmierci jej matki, stał się jeszcze bardziej nadopiekuńczy - w szczególności względem Hild.

~*~

Hild jechała na swoim koniu w milczeniu. Wyprostowana, pogrążona w myślach, nie zważająca na wiatr i ewentualne rozmowy pozostałych.
Czasami mogłoby się wydawać, że lekko poruszała ustami, cicho wypowiadając jakieś słowa, jednak nikt nie mógł nic dosłyszeć.
Nie podobało jej się to, że zdecydowali się odłączyć od reszty. Czuła, że był to zły pomysł, jednak zdecydowała się nie kwestionować decyzji jarla, jak i samej Jorun, której zostało rzucone wyzwanie.
Być może powinna była coś powiedzieć, spróbować zaproponować alternatywę, lecz czy w rzeczywistości jakaś istniała?
Spojrzała wymownie w niebo, lecz nic więcej nie zrobiła. Cóż takiego bogowie mieli w planach dla jej przyjaciół? Wkrótce mieli poznać odpowiedź…

~*~

Zostawili konie. Ruszyli dalej na pieszo, tropem wyznaczonym przez ślady stóp pozostawione w śniegu.
Hild była już wtedy pewna swoich wcześniejszych uczuć, bogowie szykowali drużynie Jorun, jak i jej samej, poważne wyzwanie. Czy dadzą mu radę? Czy bogowie byli aż tak znudzeni, że dla własnej rozrywki postanowili nieco uprzykrzyć życie podróżnikom?
Nie uszli daleko, kiedy do uszu Hild dotarły odgłosy rozmów. Uniosła szybko rękę, uciszając pozostałych, by i ci zdołali usłyszeć to, co ona.

Jak przeczuwała, tak też się stało. Niedługo po tym, jak odkryli mały obóz pięciu najemników, zostali zauważeni.
Wszyscy ruszyli do walki, okrzykiem wzywając Odyna, by dodał im swej mocy, by dopomógł zwyciężyć. Hild natomiast postanowiła trzymać się na uboczu. Nie potrafiła walczyć, ale miała kilka zupełnie innych atutów.
Kiedy tylko zobaczyła, jak Jorun pluje własną krwią, postanowiła wziąć się do roboty. Chwyciła pewniej za swój kostur, gładząc opuszkiem kciuka po wyrytych weń runach.
Wzrok utkwiła w napastniku, który atakował przyjaciółkę. Jej usta poruszały się nieznacznie, cicho szepcząc coś pod nosem. Zawiał silny wiatr, a jej postać owinęła dziwna, mroczna mgła.
Oczywiście było tak tylko i wyłącznie w oczach najemnika, który na własne nieszczęście spojrzał na volvę, która zaczęła przybierać postać z jego najgorszych koszmarów.
Po chwili odwrócił się i zaczął uciekać, jednak nie było dla niego już żadnego ratunku. Sprawę dokończyła Jorun.

Hild z wdzięcznością spojrzała w niebo, wzdychając ciężko. Dziękowała w ten sposób bogom, którzy ciągle czuwali nad ich bezpieczeństwem. Wiedziała, że kiedy wrócą, będzie musiała wybrać ofiarę w postaci jakiegoś dorodnego zwierzęcia, by nasycić tym bogów. Zwykłe “dziękuję” nigdy im nie wystarczyło.

Gdy wszyscy zebrali się wokół niedobitków, Hild stanęła nieco na uboczu. Sięgnęła do swego pasa, do sakiewki, w której trzymała kości. Stopą odgarnęła sprzed siebie śnieg, aż do gołej ziemi, po czym zamknęła oczy i szepcząc cicho pod nosem, zaczęła mieszać kości w zamkniętych dłoniach.
Gdy skończyła inkantację do bogów, wypuściła kości we wcześniej przygotowane miejsce i kucnęła, by wyczytać, co takiego mogły jej powiedzieć o napastnikach.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline