Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2014, 22:08   #11
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Takie chwile zawsze były niezwykle klarowne. Niosły ze sobą prostotę i pewność, którą uwielbiała.
Śnieg chrzęszczący pod stopami. Chłód szczypiący w policzki, wgryzający się w usta i płuca przy każdym oddechu. Ciężar włóczni trzymanej w dłoni. Zapach zmrożonego lasu odartego jednako z kolorów i życia. Wibrujące jeszcze w uszach echo krzyku rudobrodego mężczyzny. Dźwięk dobywanej broni i pięciu przeciwników, których należało wykrwawić.
- Dwóch ma przeżyć - powiedziała wystarczająco głośno, by jej słowa dotarły także do znajdującego się w pewnym oddaleniu Sigurda.

Przed nią Thorgrim prężył masywne plecy, ściskając w dłoniach topór. Pozwoliła mu, by przyjął na siebie impet ataku. To była jego chwała i nikt kto widział go w walce nie mógł wątpić, że urodził się dla furii, krwi i odoru śmierci. Sama chwyciła włócznię w obie ręce i wyskoczyła do przodu, by znaleźć się pomiędzy Hild, a nieznanymi najemnikami. Instynkt, głęboko zakorzeniony odruch, każący osłonić przyjaciółkę - volvę tak bardzo cenną dla klanu, a dla niej samej kobietę cenniejszą nawet niż rodzona siostra.

Kątem oka widziała Sigurda wypadającego spomiędzy drzew i unoszącego miecz do szerokiego ciosu. Widziała thurla poruszającego się zwinnie niczym młodzik. Kilka kroków za nią Hild recytowała inkantę czystym, mocnym głosem. Niemal zwierzęcy ryk Thorgrima rozdzierał powietrze, gdy jego topór zagłębiał się w karku jednego z wojowników. Po drugiej stronie polany trzy konie rżały nerwowo przy wygaszonym ognisku.

Zima zapachniała krwią.

Biegnący ku niej najemnik przypominał Ivarssona. Jego ciało poruszało się w podobny sposób, jego twarz miała podobny wyraz. Tylko blizn miał więcej, a w ciemnych włosach błyskały pierwsze siwe nitki. Zaparła się nogami o zmarzniętą ziemię i pchnęła włócznią. Czarnobrody zahaczył jednak drzewce żelazem topora, szarpnął gwałtownie w bok. Skrócił dystans nagle, ryzykownie i uderzył ją pięścią w twarz tak mocno, że pociemniało jej w oczach. Odskoczyła, splunęła juchą na ziemię, spinając się do kolejnego ataku. On jednak nie patrzył już na nią. Patrzył na volvę i bał się, bał się jak małe dziecko może bać się ciemności. I jak przestraszone dziecko rzucił się do ucieczki.

Prostota i klarowność.
Wyszczerzyła czerwone od krwi zęby.

Grot jej włóczni wbił się w jego plecy i wyszedł z piersi jak jęzor jadowitego węża. Obróciła go w ranie, wyszarpnęła broń z umierającego ciała. Było po wszystkim. Dwóch żyło jeszcze, tak jak chciała. Popatrzyła po rannych, szturchnięciem nogi przewróciła jednego z nich na plecy. Chciała wiedzieć kim byli ci ludzie. Chciała znać ich imiona oraz imiona ich kompanów. Chciała wiedzieć skąd przyszli i dokąd się kierowali. Chciała wiedzieć dlaczego się ukrywali i pod czyimi rozkazami walczyli. Chciała zrozumieć dlaczego na twarzy Sigurda wściekłość walczyła o lepsze z rozczarowaniem. Chciała odpowiedzi i zamierzała je zdobyć.

- Klemet, wyżyją? - spytała krótko.

Thurl pokiwał głową, zamruczał pod nosem coś, czego nie dało się zrozumieć i nachylił się nad tym, którego głowę prawie odjął miecz Ivarssona. Stanęła za jego plecami, mrużąc podmalowane oczy, marszcząc jasne brwi i wbijając w ręce Klemeta wzrok tak pełny koncentracji, jakby chciała samą siła woli, samym li tylko uporem zmusić świat, by przybrał żądany przez nią kształt. Jedynie krótkimi spojrzeniami omiatała gąszcz otaczający polanę, Sigurda przeszukującego dobytek ich przeciwników, krwawiącego z piersi Thorgrima, który już najwyraźniej zabierał się do picia, zamyśloną Hild. Milczała, ale to milczenie krzyczało niecierpliwością bardziej niż gdyby zalewała pracującego Gandalvssona nieprzerwanym potokiem słów. Zdawało jej się, że niemal wieczność minęła nim odwrócił się ku niej.

- Temu tu spieszno się witać z Odynem. Może żyć będzie. - Spojrzał na płynące nad ich głowami obłoki, jakby w nich szukał odpowiedzi. - Może nie. Jeśli będziecie go brać dziś na spytki, to nie zdzierży wiele, jeśli w ogóle coś będzie chciał mówić. Nosze mu zróbcie, to być może - podkreślił dwa ostatnie słowa - za dwa dni, gdy Freja pozwoli… być może…

- Zrobimy - powiedziała, ale thurl zdawał się już jej nie słyszeć.

Rozejrzał się wokół, jakby zapomniał o czym mówił ledwie oddech temu. W końcu jego wzrok padł na tym, którego chwilę wcześniej powalił. Ruszył w jego kierunku, odpychając bezceremonialnie dziewczynę.

- Ten dziś jeszcze będzie pił miód w Valhalii - zawyrokował.

- Nie będzie - warknęła dziewczyna, krzywiąc obite usta. - W pięciu na trzech i żelazo w plecach, które wraził mu starzec. Żadna dla niego chwała.
I magia volvy, która jednym zaklęciem odebrała doświadczonemu wojownikowi całą odwagę i całą chwałę. Powinni bać się jej, bać się jej bardziej niż Thorgrima, bardziej niż szalonego thurla, bardziej niż gniewu jarla czy miecza w silnej ręce Sigurda.
Klemet kiwnął głową, ale wiedziała, że widzi to inaczej od niej. “Możesz uważać go za szaleńca, możesz się z nim nie zgadzać”, mówił jarl, “ ale nie lekceważ jego słów”. Nie lekceważyła więc i z czasem nauczyła się szanować tego starca o rozwichrzonej brodzie, nawet gdy jej na przekór, zajmował się rannymi z ostentacyjną wręcz powolnością.

Patrzyła mu na ręce, gdy odwracał nieprzytomnego młodzika na wznak i podtykał mu pod nos gliniane naczynie pełne maści mocno pachnącej ziołami. Młody wojownik zakrztusił się krwią, zaczerpnął powietrza i wyprężył ciało dławiąc się i rzężąc. Thurl przycisnął palce do jego rany i twarz chłopaka wygładziła się trochę.

- Twoje imię - powiedziała wsparta na włóczni Jorun, gdy wzrok rannego padł na nią, a w jej głosie zadźwięczał rozkaz. - Imię twojego pana.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 30-06-2014 o 22:49.
obce jest offline  
Stary 30-06-2014, 20:12   #12
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Silny podmuch wiatru zrzucił gruby, wełniany kaptur z głowy volvy, kiedy ta stała przy swoim koniu, dopinając siodło.
Burza rudych włosów rozwiała się we wszystkie strony, przysłaniając na moment jej zamyśloną twarz. Odgarnęła grube kosmyki i zaczesała je do tyłu, a kilka wcześniej uplecionych warkoczyków opadło swobodnie na ramiona. Wplecione weń koraliki zastukały o siebie wesoło.
Hild spojrzała w górę, na leniwie sunące po niebie chmury. Naciągnęła kaptur na głowę i położyła swoją szczupłą dłoń na pysku konia. Delikatnie pogładziła go po głowie, przypatrując mu się uważnie.

- Nigdy nie zrozumiem, jak kobiety mogą jeździć w tych swoich sukniach - odezwał się tubalnym głosem Thorbjorn, który jakby znikąd pojawił się tuż za volvą.
Cóż, cały czas myślami przebywała w zupełnie innym świecie, więc nie można było się dziwić, że nawet nie zauważyła, kiedy podszedł do niej ojciec.
Uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi, a mężczyzna podszedł do konia i zaczął poprawiać osiodłanie.
Volva tylko pokręciła głową, ukradkiem spoglądając na działania swojego ojca. Dbał o nią, to trzeba było mu przyznać. Rodzina dla niego była najważniejsza, jednak od śmierci jej matki, stał się jeszcze bardziej nadopiekuńczy - w szczególności względem Hild.

~*~

Hild jechała na swoim koniu w milczeniu. Wyprostowana, pogrążona w myślach, nie zważająca na wiatr i ewentualne rozmowy pozostałych.
Czasami mogłoby się wydawać, że lekko poruszała ustami, cicho wypowiadając jakieś słowa, jednak nikt nie mógł nic dosłyszeć.
Nie podobało jej się to, że zdecydowali się odłączyć od reszty. Czuła, że był to zły pomysł, jednak zdecydowała się nie kwestionować decyzji jarla, jak i samej Jorun, której zostało rzucone wyzwanie.
Być może powinna była coś powiedzieć, spróbować zaproponować alternatywę, lecz czy w rzeczywistości jakaś istniała?
Spojrzała wymownie w niebo, lecz nic więcej nie zrobiła. Cóż takiego bogowie mieli w planach dla jej przyjaciół? Wkrótce mieli poznać odpowiedź…

~*~

Zostawili konie. Ruszyli dalej na pieszo, tropem wyznaczonym przez ślady stóp pozostawione w śniegu.
Hild była już wtedy pewna swoich wcześniejszych uczuć, bogowie szykowali drużynie Jorun, jak i jej samej, poważne wyzwanie. Czy dadzą mu radę? Czy bogowie byli aż tak znudzeni, że dla własnej rozrywki postanowili nieco uprzykrzyć życie podróżnikom?
Nie uszli daleko, kiedy do uszu Hild dotarły odgłosy rozmów. Uniosła szybko rękę, uciszając pozostałych, by i ci zdołali usłyszeć to, co ona.

Jak przeczuwała, tak też się stało. Niedługo po tym, jak odkryli mały obóz pięciu najemników, zostali zauważeni.
Wszyscy ruszyli do walki, okrzykiem wzywając Odyna, by dodał im swej mocy, by dopomógł zwyciężyć. Hild natomiast postanowiła trzymać się na uboczu. Nie potrafiła walczyć, ale miała kilka zupełnie innych atutów.
Kiedy tylko zobaczyła, jak Jorun pluje własną krwią, postanowiła wziąć się do roboty. Chwyciła pewniej za swój kostur, gładząc opuszkiem kciuka po wyrytych weń runach.
Wzrok utkwiła w napastniku, który atakował przyjaciółkę. Jej usta poruszały się nieznacznie, cicho szepcząc coś pod nosem. Zawiał silny wiatr, a jej postać owinęła dziwna, mroczna mgła.
Oczywiście było tak tylko i wyłącznie w oczach najemnika, który na własne nieszczęście spojrzał na volvę, która zaczęła przybierać postać z jego najgorszych koszmarów.
Po chwili odwrócił się i zaczął uciekać, jednak nie było dla niego już żadnego ratunku. Sprawę dokończyła Jorun.

Hild z wdzięcznością spojrzała w niebo, wzdychając ciężko. Dziękowała w ten sposób bogom, którzy ciągle czuwali nad ich bezpieczeństwem. Wiedziała, że kiedy wrócą, będzie musiała wybrać ofiarę w postaci jakiegoś dorodnego zwierzęcia, by nasycić tym bogów. Zwykłe “dziękuję” nigdy im nie wystarczyło.

Gdy wszyscy zebrali się wokół niedobitków, Hild stanęła nieco na uboczu. Sięgnęła do swego pasa, do sakiewki, w której trzymała kości. Stopą odgarnęła sprzed siebie śnieg, aż do gołej ziemi, po czym zamknęła oczy i szepcząc cicho pod nosem, zaczęła mieszać kości w zamkniętych dłoniach.
Gdy skończyła inkantację do bogów, wypuściła kości we wcześniej przygotowane miejsce i kucnęła, by wyczytać, co takiego mogły jej powiedzieć o napastnikach.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 01-07-2014, 07:52   #13
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Czarne kruki kołowały nad białą polaną.

Młody wojownik popatrzył na Jorun a potem przeniósł wzrok ponad jej głowę. Źrenice rozszerzyły się, oddech przyspieszył wraz z falą krwi wylewającą się z pomiędzy palców, co przyciskały ranę jak zalecił thurl.

Był blady.

Był czysty.
Nie licząc juchy malującej policzek, szyje i ucho czerwienią, zlepiając lśniące, wyczesane włosy, między którymi bieliły się teraz drobiny śniegu, gdy hełm potoczył się na bok.

Volva spojrzała ku niebu znad rzuconych rytualnych kości wpatrzona również w kruki. Potem, ponad leżącymi nieruchomo trupami, przeniosła spojrzenie na rannego nieprzytomnego wojownika.

To nie był jego dzień.

Walkirie nie przylecą po niego.

Nie zaniosą na pole bitwy Folkvangu, gdzie stoi pałac Sessrunir. Nie stanie w szeregu z poległymi w boju, aby Freya zachowała sobie połowę. Wybrała przed samym Odynem, któremu resztę Walkirie zaniosą do Walhalii... Dzisiaj nie będzie krwawo ćwiczył do ostatecznej bitwy. Jego rany nie zagoją się ani podczas uczty, ani słyszeć nie będzie miłosnych pieśni Azgardu.

I jeszcze nie wiadomo czy nie trafi do mroźnej Krainy Mgły umierając w łożu...

Wsparta na włóczni Hrolfsdotir nie odrywała wzroku od twarzy konającego, młodego hirdmana, aż w końcu przyszpiliła jego wzrok. W oczach zobaczyła pytanie.

- Twoje imię. – powtórzyła cierpliwie acz stanowczo. - Imię twojego pana.

Najemnik z niechęcią wymieszaną z lękiem zerknął na czarownika. Klemet widział jak hirdman kurczowo trzymał się życia. Był za młody. Nie zostawił po sobie wiele. A był tylko I aż tym, co osiągnął za życia, nie po śmierci… Miał zbyt wiele do stracenia by umierać w śniegu, pokonany przez starca ciosem w plecy. Ten strach przed śmiercią zobaczył w oczach młodzika. Nie strach o to co go czekało po drugiej stronie umierając na placu boju, lecz o to, czego nie przeżył w Skandii pośród żywych.

- Mord Thorirsson . – odrzekł zachrypłe krwawym głosem. – Przysięgi nie składałem nikomu. Najął nas czarownik w Hleidra do... – zacharczał. – obstawy. Zadanie miał w... – kaszlnął kwrią – Roh….aldzie… - wykrztusił na raty.

Klemet już był przy nim. Położył rękę na ustach woja o szeroko rozwartych oczach. Thurl pochylony nad rannym sumiennie poprawił opatrunek i wymownie spojrzał na Jorun, co było powtórzeniem postawionej przed chwilą diagnozy. Nie zostało mu dużo czasu.

Hrolfsdottir skinęła ruchem głowy na podchodzącego ku nim Thorgrima, który za pojedynczą skargę na rozoraną pierś, którą przytykał czerwonym śniegiem, był grymas pomruku. Tracił sporo krwi i gdyby nie był upartym i twardym jak wrzucony w morze głaz, to kto wie czy nie jego wybrałyby Walkyrie zabierające w tym czasie duchy poległych.

Nie widział ich nikt. Nie mógł. Choć każdy kiedyś i pewnie w przyszłości miał nadzieję, że jedną z nich był lub będzie właśnie zobaczony biały łabędź.

Volva widziała Walkirie w snach.

I nie tylko...

I Wilka i Węża i Bramę Trupów.

Thurl czuł czasami w transie Drzewo Strasznego dotykiem lodowych szeptów spomiędzy korzeni.

Wykrwawiający się Mord nie mógł ich widzieć póki żył. Żadna nie chciała zostać śmietleną kobietą... Z trudem przeniósł zamglony wzrok na córkę Hrolfa.










Klemet z wprawą zajął się berserkerem, któremu miała zostać na pamiątkę szeroka na trzy palce blizna. Jorun i Hild igłami posługiwać się umiały równie sprawdźcie co Hrolfdottir mieczem a volva runicznym kijem. Szycie braci, ojców a i nawet samych siebie nie było im pierwszyzną. Klemet zaś znał tajemne sposoby leczenia.

Tymczasem Ivarsson praktycznie i metodycznie zgromadził rzeczy pokonanych na środku polany. Równie dobrze mógłby to wszystko zwalić u stóp Hrolfsdottir. Wychodziło na jedno. W ekwipunku najemników znaleźli żeliwne naczynia. Garnki i patelnie. Nikt na krótka wyprawę takich sprzętów nie zabierał. Mięso w prowiancie było koniną. Zestawów podróżnych i juków sześć.

Sigurd przyjrzał się przelotnie talizmanowi Thora i wiedział, że mógł tam być łeb wilka. Mógł być lub był czy jest zostało jednak nieznanym mu, gdy Olavsson schował wisior zatykając za pasem.
W sakwach hirdmanów Ivarsson znalazł worek, którego zawartość nie podobała mu sie wcale. Runiczne kości, zioła, kamienie i złot pierścień z grawerem tajemnych symboli. Klemet i Hild od razu wiedzieli, że przedmioty te własnością musiały być czarownika. Thurl zdawał sobie dodatkowo sprawę, że były to składniki do rzucania klątwy. A jeśli tak się stało, to czyż czas nie działał na niekorzyść ofiary?

W jednym z żeliwnych pojemników leżała skórzana sakwa pełna dziesiątek złotych i srebrnych bransolet. Hrolfdottir szybko oszacowała, że za taką okrągłą sumę można było kupić lojalność najemników na długą wyprawę.

Śnieg beztrosko chrzęścił pod butami na przekór żywym i poległym.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 06-07-2014, 21:30   #14
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
we współpracy z obce i Icariusem

Przesłuchanie Morda Thorirssona przyniosło niepokojące wieści. Należało się spieszyć. Jeśli nie dorwą czarownika i zdąży on podrzucić kamień runiczny z klątwą… Thurl wolał nie myśleć o konsekwencjach.
***

Rana Olavssona nie wyglądała najlepiej, a sam berserker wcale nie pomagał. Klemet wstrzymał dłoń unoszącą do ust bukłak z winem.

- Głupcze - warknął patrząc w zamglone alkoholem, lub być może już upływem krwi oczy. - Lepiej by było gdybym pozwolił ci wtedy odejść, wbrew temu o co prosiła mnie Jorun. Twe ciało kurczowo trzyma się życia, lecz dusza pragnie spotkania z przodkami.

Próbował wyszarpnąć naczynie z dłoni wojownika, lecz Thorgrim trzymał mocno i nie puścił.

- Wino pomaga jedynie wylane na ranę - czarownik zmierzył się wzrokiem z Thorgrimem. - Mam cię leczyć, czy chcesz sobie pomóc sam?

- Właśnie sobie pomagam - podniósł nieznacznie bukłak w górę. - Kilka łyczków dużemu wojownikowi nie zaszkodzi. Na ranę wylałem już co trzeba. Chcesz coś dodać od siebie... to rób swoje. Uważaj jednak na słowa. Może i jesteś mędrcem ale to mnie długo nie powstrzyma. Obelga rzucana wojownikowi w twarz to wyraz, specyficznej mądrości.

Thurl wytrzymał wzrok berserkera. Pamiętał jak dziś ten dzień gdy Jorun przyprowadziła go ledwie żywego. Nie powinien był jej wtedy słuchać.

***
To było czwartej nocy po wiosennej pełni. Jorun wróciła do osady wioząc leżącego na noszach Thorgrima. Dwie godziny później, na długo przed świtem pojawiła się pod chatą thurla i dosyć bezceremonialnie wywołała go.

- Z czym przychodzisz Jorun, córko Hrolfa?

Głos odezwał się z tyłu, z miejsca, gdzie łąka przechodziła w las. Odwróciła ku niemu twarz, której niemal połowa ginęła w zsiniałej opuchliźnie. Czarownik siedział pod drzewem, oparty o niego plecami. W palcach trzymał słomkę trawy, którą skubał zębami.

Podeszła do niego, popatrzyła z góry. Oczy miała zmęczone i złe.

- Przywiozłam Thorgrima Olavssona - powiedziała sucho. - Jego rany nie gniją, ale skóra podchodzi czerwienią. Espen go opatrywał, ale to za mało. Musisz się nim zająć.

Zacisnęła zęby, uciekła wzrokiem, na moment bardziej zainteresowana swoim brudnym po podróży ubraniem. Nim jednak zdążył się odezwać znów wbijała w niego spojrzenie.

- Mówią, że część jego umysłu została zabrana do Nilfheimu. Mówią, że oszalał. To się musi zmienić, Klemecie, synu Gandala - rzuciła twardo. - Jarl nie może stracić także bratanka.

Thurl wstał. Podszedł do Jorun i nie obdarzywszy nawet wzrokiem rannego odrzekł.

- Dusza Thorgrima ciągnie do swego ojca. Za późno na niego.

Ściągnęła ramiona, w manierze, którą częstokroć widział u jej brata i ojca. Duma. Gniew szarpiący się jak wściekły pies na postronku. I coś jeszcze - desperacja i smutek.

- Nie obchodzi mnie czego chce jego dusza - warknęła, zaciskając pięści. - Czeka na niego służba i obowiązki. Jest z krwi Kjariego. Jest silny. Pomagałeś słabszym od niego. Gorszym od niego. Ratowałeś, gdy wszyscy mówili, że za późno. Sprowadzałeś z powrotem. Jego też możesz sprowadzić - stwierdziła z całkowitą pewnością. - I sprowadzisz go. Bo ty także masz obowiązki do wypełnienia, thulru.

Stał i czekał. Czekał aż gniew z niej wykipi. Potem podszedł jeszcze bliżej. Tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na swojej twarzy gdy wypowiedział słowa bez emocji. Jakby wcześniej na niego nie krzyczała.

- Masz zapalczywość i pewność siebie twego ojca, córko Hrolfa.

Teraz dopiero spojrzał na leżącego. Uklęknął przy nim. Podniósł kciukiem powiekę. Wpatrzył się w uciekające źrenice.

- Jego dusza widziała już komnaty Valhalli.

Przesunął dłonią w kierunku piersi wojownika.

- Jego serce bije już dla Thora. Jego prawdziwa rana jest tu - wskazał dłonią czoło wojownika.

Wstał i raz jeszcze zwrócił się do Jorun.

- Mogę spróbować go sprowadzić Hrolfsdottir. Wyrwać z rąk walkirii. Nie będzie to łatwe… ale mogę spróbować.

Gestem dłoni przykazał jej milczenie.

- Lecz chciałbym byś wiedziała, że jakaś jego cząstka zawsze będzie już należała do tamtego świata. On… - spojrzał jeszcze raz w stronę rannego - on będzie już zawsze szukał śmierci. Rozumiesz Jorun? Czy wiesz co czynisz?

Potarła opuchnięty policzek, westchnęła ciężko.

- Wiem. Wierzę, że wiem - sprostowała szczerze. - Ale jaki mam wybór, Klemet? Zmienił się. Sam zobaczysz, gdy się przebudzi. Źle zaczynają o nim mówić. Źle na niego patrzeć. Innym zaczynają go widzieć. Gorszym. Niegodnym. Zapominają kim był i jest. Kto mógłby chcieć tego dla siebie?

- Ja mu przecież tego nie życzę - przez tą jedną krótką chwilę zdawało jej się, że usłyszała w tonie jego głosu troskę. - Lepiej by mu było odejść teraz. W chwale. I toczyć bitwy u boku swego ojca w Valhalli. Tam pić miód wśród najlepszych, Jorun.

Thorgrim stęknął i wymamrotał coś przez sen.

- Czas ucieka. Decyduj córko jarla.

- Zyska nową chwałę. Sprowadź go z powrotem - powtórzyła cicho.


***

Głupiec! Po trzykroć głupiec! Powinien był pozwolić mu wtedy odejść. Śpiewano by o nim pieśni, a teraz? Teraz cała jego postawa była pogardą dla życia. Cała jego postawa była pogardą dla thurla, sługi Freji.

Klemet sięgnął dłonią za pazuchę i wyciągnął dwa identyczne zdawałoby się woreczki, przewiązane sznurkami.

- Widzę, że doskonale wiesz co czynisz a ja nigdy nie zostawiam swoich bez pomocy - rzekł powoli, wyraźnie. - Masz tu krwawnik i żmijowe zielę - rzucił pakunki pod nogi rannego. - Zapewne wiesz co z nimi zrobić.

Thorgrim zupełnie zignorował pakunek pod nogami. Za odchodzącym Thurlem jedynie splunął.

- Wystarczy! - warknęła Hrolfsdottir, nim Gandalvsson zdążył zrobić trzy kroki. Popatrzyła na kuzyna i szeroką ranę, której rozchylone brzegi ukazywały żywe, skrwawione mięso, a jej twarz miała wyraz, który berserker doskonale znał z tych długich dni, gdy powracał do zdrowia w jej domu. - Sprowadził cię z powrotem. Pogrzebał ci ojca. To najlepszy uzdrowiciel jakiego znam - mówiła sucho, patrząc Thorgrimowi prosto w oczy. - Jeśli mówi, byś nie żłopał teraz wina - posłuchaj go, do wszystkich demonów. On nie mówi ci jak zabijać. Klemet - odwróciła się do thulra - jego siła jest nam potrzebna. Pomóż mu.

Przejechała językiem po pękniętej wardze, chwiejącym się lekko zębie. Zaklęła cicho.

- Mówi przez was wino, gniew i znużenie. Jeśli chcecie wejść ze sobą w zwadę, nie powstrzymam was. Ale teraz nie mamy na to czasu. Gdy tylko zrobimy nosze, musimy ruszać.

Czarownik zatrzymał się w pół kroku. Czekał na reakcję wojownika.

Thorgrimm nie rzekł nic, jedynie odłożył bukłak na bok. I czekał na Klemeta.

Thurl podszedł do rannego, przyklęknął. Wziął bukłak z winem i odrzucił go w krzaki.

- Nie przyda ci się - burknął. - Jeśli chcesz służyć dobrze jarlowi nie pij miodu i wina do czasu ściągnięcia opatrunku.

Podniósł wzgardzone przez berserkera specyfiki.

- Krwawnik - czarownik wskazał jeden z woreczków - zatrzymuje krwawienie. Żmijowe zielę - uniósł drugi - hmmm... również zatrzyma krwawienie, lecz razem z nim serce.

Spomiędzy drzew wyszedł Sighvatr z napiętą cięciwą. Widząc sytuację na polanie opuścił wolno łuk. Gandalvsson zauważył go i przywołał.

- Przygotuj szarpie! - warknął na chłopaka, wyciągając jednocześnie kościany nóż. Zbliżył go do Thorgrima. - Nadstaw lewą rękę. Złożysz ofiarę krwi dla Freji.

Thorgrimm wystawił rękę. Uśmiechając się pod nosem.

Nacięcie nie było głębokie. Krew popłynęła wolno, spadając kroplami w śnieg. Thurl zanucił inkantację. Wpierw niewyraźnie, jakby mówił do siebie, tak cicho, że nikt go nie zrozumiał.


Frejo, bogini miłości
pierwsza kropla krwi na chwałę Twoją
druga kropla na przebaczenie zapalczywości głupca
trzecia na pokarm Yggdrasil

Później jego słowa stały się mocniejsze, zrozumiałe.


Krew w ziemię
siła wojownika Midgard karmi
Ziemi moc
Ziemi siła
Moc Midgardu w ciało

Ostatnia kropla spadła już na opatrunek przygotowany przez Borgssona - krwawnik, zmieszany ze śniegiem. Klemet zawiązał szarpie na piersi wojownika.

- Unikaj ruchu. Przyjdź rano na zmianę optatrunku - przykazał.



***

Jorun podzieliła grupę, przydzieliła zadania. Gandalvsson nie miał wątpliwości, choć była młoda i brakowało jej niecierpliwości - doskonale zastąpi ojca w pełnieniu obowiązków jarla. Nim jednak ruszyli w drogę thurl musiał jeszcze zająć się poległymi. Ich dusze, w co wierzył, zabrane już były przez walkirie do Valhalii. Wiedział jednak, że nie zapewniwszy trupom właściwego pochówku, dusze mogą wrócić i niepokoić swoich zabójców. Na obrzędy nie było jednak czasu. Pozostał więc tylko jeden sposób.

Klemet złapał topór i podszedł do pierwszego ciała. Unosząc broń do góry zanucił cicho.


Midgard ciało skrywa
Asgard duszy schronienie

Topór spadł. Głowa potoczyła się do stóp czarownika. Ten złapał ją za włosy i położył truchłu między nogi. Nie minął kwadrans, gdy skończył. Bezgłowe ciała leżały na polanie. Wilki krążyły wokół czując świeżą krew. Będą miały dzisiaj ucztę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 07-07-2014, 22:50   #15
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Mord Thorirsson umierał powoli, jakby walczył z odpływem, krztusząc się i dławiąc krwią jak czerwoną, morską wodą. Tonął nie wiedząc, że tonie. Zdychał w kałuży własnej juchy, nie wiedząc, że człowiek, który sękatymi paluchami troskliwie dociskał opatrunek do jego rany, jest jednocześnie tym, który go zabił.

- ...najął nad czarownik w Hleidra… - charczał młodzik, a po brodzie spływały mu krople krwawej śliny. - …zadanie miał w Roh… aldzie...

Jorun stała tuż obok, wysoka i prosta jak włócznia, na której się opierała. Zgrzytając zębami, przeżuwała nazwę stolicy jak kęs zepsutego jedzenia. Podeszła bliżej, rzucając Gandalvssonowi szybkie, zaniepokojone spojrzenie spod jasnych, zmarszczonych brwi. Przykucnęła, nachyliła się nad rannym, popatrzyła na niego z bliska chłodnymi jak śnieg oczami.

- Jakie zadanie? Jak się nazywa i dokąd pojechał? Mów co wiesz - powiedziała prawie miękko, prawie łagodnie, gotowa wbić mu nóż w podbrzusze i obracać nim dopóki nie nabrałby ochoty na zwierzenia.

- Nie znam jego imienia… Przybyliśmy... wczoraj. Z rana thulr zaczarował kamień - głos Thorirssona słabł, rwał się i nikł jak płomień świecy w wietrzną noc. - I pojechał do miasta Kjari sam... Czekać w lesie jeden dzień mieliśmy... Świadków nie zostawiać... Wracać z czarownikiem do stolicy potem... - zakrztusił się, rozkasłał na dobre, zwijając się z bólu i niemal odtrącając dłonie Klemeta. - ...ale nie wrócił.

- Jak go poznamy? - spytał Gandalvsson pośpiesznie, czując wyraźnie, że chłopakowi zostało już tylko kilka oddechów.

- Wysoki… chudy… czarna broda, długie włosy… - wyszeptał wprost do ucha rohaldzkiego thulra. – Zwy… czajnie ubrany… - Z otwartych ust ulała się znowu krew - jasna, serdeczna - pierś znieruchomiała w pół oddechu.

Hrolfsdottir podniosła się na nogi jednym, niecierpliwym ruchem, nie poświęcając martwemu młodzikowi ani jednego spojrzenia więcej. Milczący trup nie miał w jej oczach żadnej wartości.

- Co myślisz? - spytała Klemeta, czyszcząc grot włóczni. - Powinniśmy się martwić?

- A czy wilk wpuszczony między owce stanowi zagrożenie? - odpowiedział pytaniem, targając siwą brodę. - Złapmy go nim zrobi użytek z klątwy. Wolę nie myśleć jakie może uczynić szkody.

- Co może uczynić? - zainteresowała się natychmiast, wyraźnie oczekując nie tylko, że Klemet pomyśli o wszelkich możliwych krzywdach wyrządzonych cudzą magią, lecz także podzieli się z nią tymi przemyśleniami.

- To zależy od mocy czarownika. W najlepszym przypadku może rzucić pecha na wybraną osobę, w najgorszym… - thurl szarpnął głową, jakby odganiając złą myśl - uśmiercić całe Rohald, albo zwrócić je przeciwko nam.

Otworzyła usta, by coś powiedzieć i zaraz zamknęła je, nie wydając najmniejszego dźwięku. Zamiast tego ściągnęła ramiona i wskazała ku Thorgrimowi, niemo prosząc go o zajęcie się berserkerem.

Na otwarte oczy martwego chłopaka spadały nieśpiesznie kolejne płatki śniegu.


* * *


Martwiła się… Nie, nie martwiła się. Gryzła się pytaniami, na które nie było w tym momencie odpowiedzi, rozdrażniała możliwościami, które mogły, ale nie musiały zaistnieć. Zacinała się w tej irytacji, która - zamiast szukać stonowanych, wyważonych słów - kazała jej nawarczeć na Thorgrima i Klemeta. Ciężko było łagodzić cudzy gniew i urazę, jeszcze ciężej było czekać bezczynnie. Nie czekała więc.

Z Sigurdem spakowali dobytek najemników i ruszyli szukać gałęzi wystarczająco mocnych i giętkich, by sklecić z nich nosze dla rannego najemnika. Znaleźli więcej niż tylko odpowiednie drewno. Ziemia przeorana była juchą i śladami łap wilczego stada jak twarz Daga bliznami, kurzajkami i drobnymi, włochatymi znamionami. Końskie truchło miało rozszarpane gardło i fachowo powycinane z zada kawały żylastego mięsa. Prosto w las, kierujący się ku wschodowi, widoczny był trop kopyt rozciągniętych w cwale oraz podążającej nimi wilczej watahy.

Popatrzyli na siebie z Ivarssonem i pośpiesznie obeszli całe obozowisko, zatrzymując się w końcu nad starszymi od pierwszego odciskami końskich kopyt - głębszymi, jakby wierzchowiec był bardziej obciążony, prowadzącymi w kierunku Rohaldu.

- Co o tym sądzisz? - chciała wiedzieć, zatykając kciuki za szeroki pas i mrużąc ku Sigurdowi jasne, podmalowane oczy.

Hirdman zaś sądził, podobnie jak ona, że starszy ze śladów należy do obcego czarownika. Odmiennie jednak od niej uważał, że drugi z tropów zostawiony został przez jednego z najemników lub sług thulra, który został puszczony z wieściami w kierunku przeklętej stolicy. Jorun zawisła na jego twarzy ciężkim spojrzeniem, nie potrafiąc określić ile w jego słowach przekory i czystej satysfakcji z tego, że może mieć odmienne zdanie od niej. Prychnęła wyniośle, kryjąc cokolwiek krzywy uśmiech. Przeliczyła raz jeszcze ludzi i wierzchowce.

- Na moje, to koń się spłoszył i przed wilkami pierzchnął - mruknęła tylko, patrząc już ku polanie. - Pośpieszmy się.

Sklecenie noszy nie zajęło im wiele czasu, tym bardziej, że dziewczyna zacisnęła zęby, zamilkła i tylko nagliła do pośpiechu.

- Musimy się rozdzielić - powiedziała, gdy w końcu wszystko było gotowe. - Hild, Thorgrim i Sighvatr wezmą rannego oraz dobytek najemników. Klemet, Sigurd i ja pojedziemy przodem, śladem czarownika.

Nie widziała lepszego wyjścia. Sighvatra thulr już przysposobił do leczenia, a Thorgrim - nawet ranny - był w stanie obronić i łup, i ludzi. Zaś Hild, milcząca, poważna Hild, była doskonałym gwarantem, że berserker dla krwi i złota nie zapomni o swoich obowiązkach. Ona sama zaś z Gandalvssonem i Sigurdem mogła pojechać szybciej i, jeśli bogowie i przeznaczenie pozwoli, dopaść kurwiego syna nim wydarzy się coś złego.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 08-07-2014 o 19:39.
obce jest offline  
Stary 07-07-2014, 23:48   #16
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ivarsson rzucił ostatnią sakwę na stos jej podobnych. Prowiant, garnki i inne naczynia sugerowały, że grupka miała za zadanie dość długo przebywać poza ludzkimi osadami i żywić się we własnym zakresie. W jednym z żeliwnych naczyń dostrzegł pokaźną ilość złotych i srebrnych kosztowności, najpewniej będących żołdem dla najemników, których pokonali przed chwilą.
- Zmarnowane bogactwo... - podsumował, mając w pamięci łatwość z jaką pokonali obcych.

W czasie, gdy przetrząsał końskie juki Jorun wydobyła z rannego więcej informacji. Pobyt zbrojnych na ziemiach Kjari zostaj ujawniony, jednak cel, a raczej ofiara nieznanego czarownika wciąż pozostawała nieodkryta. Chociaż można było się domyślać, że obłożony klątwą kamień runiczny mógł z łatwością zostać przeoczony wśród licznych darów przekazywanych jarlowi i jego rodzinie, w tym również ogłoszonej następczynią jarla, Jorun, przez licznie odwiedzających w czasie tegorocznego Jol uczestników święta. Widać nie tylko przyjaciele i zwolennicy jarla zamierzali pojawić się podczas uroczystości. Jego wrogowie również.

Razem z Hrolfsdottir ruszył w poszukiwaniu materiału na nosze dla ostatniego z rannych najemników. Cienkie na dwa palce pnie młodych drzew byłyby jak znalazł, a toporki hirdmana poradzą sobie znakomicie z takim wyzwaniem. Chwilę później znaleźli trupa konia z rozszarpanym gardłem i sporo śladów wilczej watahy. Były także dwa inne tropy - jeden kierował się w stronę Rohald, a drugi, świeższy, w głąb lasu. Wyglądało na to, że za tym ostatnim podążyły wilki.

Jorun potwierdziła jego przypuszczenia, że ślady wiodące w stronę Rohald najpewniej należą do wierzchowca obcego thurla, jednak nie zgodziła się z tym, że drugi kierunek obrał jakiś posłaniec. Słusznie wskazała głębokość śladów - była mniejsza, niż ślady konia czarownika, więc raczej pewnym było, że w głąb lasu zbiegł jeden z wierzchowców najemników, gdy wilcza wataha rzuciła się na będące łatwym łupem konie.

Po krótkiej wymianie spostrzeżeń wrócili do pozostałych. W czasie, gdy Ivarsson szykował nosze Jorun nakazała, by grupę podzielić na dwie części. Miało to sens, chociaż Sigurd wątpił, że zdołają rozpoznać czarownika w przepełnionym przyjezdnymi Rohald. Może thurl ma jakieś sposoby, by rozpoznać jednego z podobnych sobie.

Musieli też ostrzec jarla o obecności wrogo nastawionego czarownika. Hirdman zastanawiał się, czemu miała służyć jego obecność na ziemiach Kjari. Rozumiał siłę oddziału zbrojnych, ale grupka eskortująca thurla wyraźnie miała za zadanie przeniknąć tutaj niezauważenie. Czy czarownik posiadał aż tak wielką moc, by zaszkodzić Hrolfowi? Ivarsson nie pojmował tego, ale też nie na tym polegała jego rola. On walczył z tym, kogo mu wskazał jarl.

Oby to był ktoś godny skrzyżowania mieczy, a nie tchórzliwy czarownik. Oby...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 11-07-2014, 07:21   #17
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Sigurd towarzysząc Jorun więcej uwagi poświęcał okolicy, czujnym wzrokiem spod hełmu wypatrując zagrożenia. Dobrze wiedział, jak niebezpieczne potrafią być głodne wilki w stadzie. Aż dziw, że wieść o sporej watasze nie doszła jeszcze do Rohaldu. Troska o Jarla była zrozumiale pierwszym odruchem hirdmana, który nie tylko honorem zawdzięczał swemu jarlowi wszystko. Jednak nikt nie rozumiał tego lepiej od Klemeta, który wiodąc niemal pustelnicze życie z dala od osady, nauczył się już dawno żyć w harmonii z naturą i respektować wszystkie jej dzieci. Ludzkie i zwierzęce. Jorun tymczasowo miała w dupie wilki. Ten ludzki jak cierń zaszedł pod skórę, bo przebieraniec się wmieszał już od niemal dobry między braci i siostry jej ludzi, w owczym futrze gości klanu. Kjari nie był na szczęściem bezbronnym stadem baranów i skurwiel nie wiedział na co sie porwał podejmując niebezpieczną grę klątwy. Lepiej by mu było nie wyłazić z dziury z której wypełzł tchórz śmierdzący, bo los sprawiedliwy będzie go czekać, jeśli wpadnie w ręce Hrolfa. Szkoda jaka mógł jednak wyrządzić ofierze była realna i zacięte milczenie Klemeta, który niby dużo nie spekulował a jednak powiedział tak wiele w kilku oszczędnych słowach, że Hrolfsdottir z zaciętą kreską ust poganiała konia piętami snując w głowie co należy czynić, co powiedzieć, komu i jak zabrać się za szukanie obcego.

Sigurd miał ten komfort, że choć dobrze wiedział jak zadbać o siebie, rodzinę i klan, to przede wszystkim słuchał rozkazów zostawiając najważniejsze decyzje tym, do których to należało. Zaufanie jakim darzył go Hrolf było wyjątkowe skoro powierzył bezpieczeństwo następcy tronu młodemu hirdmanowi do społu z bratankiem. Taki układ ochroniarzy równoważył się i uzupełniał. Lojaność i oddanie Thorgrima była niekwestionowanie bezgraniczna lecz jego ognisty temperament i brak dyscypliny czyniło go o tyle niebezpiecznym dla wrogów co nieprzewidywalnym czasami i dla przyjaciół, gdy krew burzyła się w żyłach Dzikiego Wojownika jak sztorm wywołany gniewem Aegira.

Trop wiódł prosto na główny trakt. Skopany, ubity, czarny niemal śnieg szerokim pasem drogi wiódł prosto do bramy Rohaldu.










Thorgrimowi szybko krew ścinała się w żyłach, lecz szybko też potrafił berserker przechodzić w stan obojętności i dystansu do siebie, swego życia jak i wszystkich, którzy nie byli jego i klanu wrogami. Jeszcze tylko w szczęce czuł zagryzane mimowolnie z gniewu zęby, gdy czuł w powoli opadającym szale bitewnym, że thulr po cienkim stąpa lodzie cierpkimi racząc go słowami. I chyba tylko dlatego, że był to właśnie czarownik, Throgrim nie szukał w tym uszczerbku swego mannhelg. Klemet nie był byle jakim, pierwszym z brzegu wiejskim przygłupem, lecz mędrkiem, z którego zdaniem liczył się sam jarl w tych kwestiach, gdzie Hild pomóc nie mogła pomóc rozeznać w przeznaczeniu. Berserker mógł w gniewie myśleć wiele, częściej działał niż mówił, czego nie raz mógł żałować, choć bardziej by sie sam do tego przed kim a tym bardziej sobą przyznał, lecz thulr już uratował mu życie. On, choć sam mógł widzieć to inaczej, pomógł Thorgrimowi urodzić sie na nowo jako ten, który jeśli nie zmienił, to był na zawsze wpisany w przeznaczenie berserkera. I za to należał mu sie ojcowski szacunek lecz czyż każdy syn dażyl nim ojca? To czy Olavsson urazy chował do tych z którymi przychodził mu w targanym namiętnościami życiu stukać się łbami, wiedział jedynie on sam w sercu swym najlepiej.

Berserker , wciąż groźny niczym ranny niedźwiedź, ochraniał wolniejszy przemarsz rozdzielonego oddziału. Nieprzytomny jeniec na splecionych w naprędce noszach ciągnięty był po śniegu przez jednego, ze zdobycznych koni, którego prowadził za uzdę Sighvatr. Chłopak mógł być dziwny na gust Olavssona i berserker nie zdziwiłby się wcale, że przeznaczeniem młodego jest związane z czarami i śladami Gandalvssona. Chłopak dużo nie mówił. Sprawiać mógł tez wrażenie bardziej opanowanego i poważnego niż jego rówieśnicy. I choć tak bardzo był różny od Thorgrima w jego wieku, to bynajmniej był głupi lub tchórzliwy. Zajmował się jeńcem należycie, umiejętnie wybierał drogę przez gęsty las, aby nosze nie roztrzaskały się na przysypanych śniegiem dołach, wykrotach, głazach i korzeniach.

Hild była chyba najbardziej poruszona, choć najmniej byo to po niej widać. Nie walką, nie śmiercią, nie zwiastunem klątwy. To co zrobił Gandalvsson wstrząsnęło nią o tyle bardziej, że z każdym czystym uderzeniem toporu w kark poległych, w toczących sie głowach jakby widziała spojrzenie kogoś innego. Wiedziała dlaczego Klemet to zrobił. Rozumiała ten wybór. A mimo wszystko zdawała sobie sprawę, że mogli obrazić bogów. Nie była tego pewna jeszcze. Krwiste ślepia.









Jorun z towarzyszami od razu dowiedzieli się, że Hrolf jeszcze nie wrócił z polowania. Było dopiero koło południa. Hrolfsdottir nie miała lekko w Rohladzie, bo czy tego chciała, czy nie, była w centrum uwagi niemal każdego. Ci co ją znali, albo pozdrawiali otwarcie lub rzucali ukradkowe spojrzenia. Wielu obcych widzą reakcję miejscowych, w końcu mogli widzieć na czyją cześć był dedykowany tegoroczny Jol i czyimi byli gośćmi. Kim jest ta młoda dziewczyna, która w przyszłości będzie dla wielu z nich jarlem.

Brama była otwarta na oścież zapraszając wszystkich wędrowców, pieszych, konnych i karawany. Straże w milczeniu obserwowały napływających gości Kjari, którzy zmienili spokojną na co dzień osadę w brzęczący ul pszczół. Wozy, zwierzęta i ludzie zalegali na ulicach wypełniając Rohlad gwarem spieszących się gdzieś, przystawiających w tłumie spotkań i rozmów Nordów. Obcych było tyle samo jeśli nie więcej niż znajomych twarzy. W przepełnionych stajniach uwijali się młodzi chłopcy zajmujący się końmi. Podróżne wozy jeden obok drugiego w rzędach wypełniały spore zagrody.

Akurat przybył orszak starszej siostry Jorun. Gudrid Hrolfsdottir była piękną, dumną kobietą u boku męża Herjolfa Tyggverssona. Radość ogromna wypełniła serce Jorun na widok bratniej duszy, której nie widziała juz dwa lata, od czasu gdy siostra poślubiła młodego jarla jednego z sojuszniczych duńskich klanów i niemal zaraz potem, wraz z nim wyruszyła towarzysząc mężowi pełnić obowiązki zwierzchnika posterunek w jednej z fińskich kolonii z woli Halfdana. Na dodatek Jorun na wiosnę miała zostać po raz pierwszy w życiu ciotką. W orszaku Herjolfa było około dwudziestu ludzi. Krewni, służba i niewolnicy. Hrolfsdottir dowiedziała sie od ojca, że starsza siostra na dobre wracała na rodzinną wyspę, bo w związku ze zbliżającym się rozwiązaniem ciąży, Tyggversson powziął postanowienie powrotu na Fyn i objęcie stanowiska jarla swego klanu, mniej prestiżowego niż Kjari, lecz znaczącego na wyspie. Gudrid nie widziała jeszcze Jorun, której rozbiegane oczy zdawała y się widzieć wszystko w Rohaldzie i nic, bo co niemal co trzeci obcy pasował do rysopisu poszukiwanego czarownika...

Ivarsson wypatrywał za mury Rohaldu i pierwszy dopatrzył się wracających trzech tuzinów konnych, którym przewodził Hrolf. Hild, Thorgrim i Sighvatr przybyli z rannym na kilka minut przed wjazdem do osady jarla z większością uczestników polowania. To był dobry łów, bo wracali objuczeni wielką liczbą jeleni i saren ku uciesze juz i tak podekscytowanego tłumu, który z niecierpliwością wyglądał ku wieczorowi. Tego dnia przypadał pierwszy dzień obchodów Jol. Pierwsza uczta, której wielu nie zapomni i wielu żałować będzie, że znać będzie jedynie z opowiadań tych, którym trunek nie odebrał pamięci. A mimo to wszak przecież każdy chciał być tym, który ostatni poległ w boju z winem, piwem i miodem.

Oddział Jorun musiał podjąć decyzję co dalej zamierzali uczynić. Do biesiady mieli jeszcze sześć godzin w tym cztery bladego dnia. Czarne chmury zebrały sie nad Rohaldem na nisko zwieszonym niebie zwiastując obfity śnieg. Wiatr, który zrywał się podnosząc tumany śniegu, niesfornie zrywał z głów futrzane czapy. Klemet wiedział, że szła burza. Hild czuła, że musi szukać woli bogów z nieodgadnionym obliczem lustrując te sam nieboskłon.

Z tłumu wybiegła Cali chcą najwyraźniej rzucić się na szyję Thorgrimowi, lecz w ostatniej chwili widząc jego opatrzone rany, zbladła i z szacunkiem przytuliła sie kłądąc głowę na jego potężnym ramieniu.

- Thorgrimie Olavssonie polowałeś na niedźwiedzia?

Hild oznajmiła Jorun, że musi odejść na rozmowę z bogami.
Pierwsi ciekawscy, zaczynali wyglądać na widok nieprzytomnego rannego z znajomi zadawać pytania.

- Kto to jest?
- Co się stało?

I tak dalej.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 22-07-2014, 11:58   #18
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Po krótkiej rozmowie przy bramie Sigurd skierował wierzchowca do stajni przy domu zajmowanym przez drużynę Hrolfa. Zwykle sam zająłby się zwierzęciem, jednak tym razem zawołał jednego z podrostków, którzy całe dnie spędzali na przyglądaniu się ćwiczącym hirdmanom. O ile nie zostali zagonieni do oporządzania ryb, karmienia ptactwa, czy ganiania świń. Ivarsson w kilku słowach polecił zdjąć uprząż, wyszczotkować, nakarmić i napoić konia, wiedząc przy tym, jak wielką radość sprawi młodemu wykonywanie tych męskich zajęć. Sam udał się do bramy, by porozmawiać z trzymającymi wartę wojownikami.


- Kaijls Silriskai! - pozdrowił znużonych nudnym zajęciem mężczyzn przyglądających się przybywającym i opuszczającym Rohald. - Heil! - odpowiedział jedynie Acke, gdyż Enoch właśnie pomagał powrzucać na wóz klatki z drobiem, które z niego spadły i niemalże zatarasowały bramę. Wymyślał przy tym ile wlezie niezdarnemu handlarzowi, a ten więcej przepraszał za kłopot, niż pomagał w uprzątaniu bałaganu. Lelle nie odpowiedział jak zwykle, ale po ich pojedynku na pięści podczas ostatniego zimowego przesilenia wciąż żywił urazę i Sigurd nie był zaskoczony jego zachowaniem. Po prostu unikali się w miarę możliwości, szczególnie po osobistym wyrażeniu niezadowolenia przez Hrolfa, który nie zamierzał dopuścić do tego, by jego straż przyboczna pozabijała się z byle powodu. Co prawda dla Lelle tym “byle powodem” była jego niezbyt wierna żona, której wdzięków Sigurd spróbował raz, czy drugi, ale co było robić - jarl zakazał tej dwójce wyjaśniać różnic zdań na drodze pojedynku i pozostało im po prostu znosić swoją obecność.

- Witaj Sigurdzie! - Enoch podszedł, otrzepując przy tym ubranie z gęsich i kurzych piór. - Wreszcie dostałeś zadanie godne dzielnego wojownika, jakim niechybnie jesteś! Straż przy bramie i witanie wszystkich dostojnych gości zmierzających tutaj na Jol - Enoch zatoczył krąg ramieniem, obejmując nim tłum miejscowych i przyjezdnych z bliższych i dalszych okolic.

- Gdzieżbym mógł równać się z tobą, czujny Enochu i tobą, Acke o sokolim wzroku - Ivarsson odparł wesoło. Wiedział dobrze, że nikt jak Enoch lubi długo pospać i nic go przy tym z drzemki nie wybudzi, a drugi, choć srogi wojownik, to na niedowidzące oczy uskarżał się nie od dziś i cały żołd wydawał na ohydne mikstury mające go uleczyć. - Przecież jak już oparci o wrota pośniecie z wieczornym pianiem koguta, to żadna siła bramy nie otworzy! - Zaśmiał się serdecznie.

- Przychodzę w innej sprawie - Sigurd ściszył głos - Szukam niebezpiecznego człowieka... czarownika… najpewniej przybył tuż przed zachodem słońca lub lub dziś. Wyglądem i zachowaniem mógł przypominać Klemeta… - powiódł wzrokiem po obu hirdmanach - Widzieliście kogoś takiego? - Zapytał.

Hirdmani spojrzeli po sobie jakby szukając w swych twarzach czy może który co widział lub ma coś ważnego do powiedzenia w tej sprawie. Po chwili milczenia Enoch odezwał się pierwszy.

- Czarownika szukasz? - łypnął okiem. - A jak wyglądał? - zapytał poważnie.
- Toć mówi, że jak Klemet. - mruknął Acke. - Taki kudłaty?

Sigurd kiwał jedynie głową, bo właściwie nie miał pewności, jak czarownik mógł wyglądać. Równie dobrze mógł golić głowę, albo farbować włosy na zielono, a ranny najemnik celowo wprowadził ich w błąd.

Strażnicy nie pamiętali nikogo, kto pasowałby do opisu, ale nie mieli też powodu, by kogoś takiego wypatrywać. Zapewnili, że od teraz będą uważać na takich osobników i doradzili, żeby poszukać wierzchowca, skoro obcy przybył konno.

Ivarsson postanowił wrócić do długiego domu jarla, gdzie spodziewał się zastać Hrolfsdottir. Po drodze, za radą Acke wstąpił w kilka miejsc, gdzie mógł wierzchowca oddać obcy thulr i, zdawało się, przyniosło to dość niespodziewane rezultaty.

Pytając o ostatnich podróżnych, którzy zostawili swoje wierzchowce, w jednej z zagród wskazano mu kilka koni. Ivarsson przyjrzał im się dokładniej - dwa z nich okazały się leciwymi zwierzętami, które równie często używano do ciągnięcia ładunków, co jazdy wierzchem. Jednak trzeci koń, brązowa klacz, zdawała się mieć uprząż bardzo podobną do tych, jakie widział na koniach należących do najemników ukrywających się w lesie. Młodzik zajmujący się stajnią nie pamiętał zbyt wielu szczegółów na temat właściciela klaczy, z wyjątkiem jednego - mężczyzna chował twarz w kapturze, spod którego wystawała czarna broda. Nie potrafił jednak wskazać, gdzie ten przebywa.

Sigurd polecił odnaleźć i sprowadzić Klemeta. Lepiej, żeby to czarownik przeszukiwał rzeczy należące do innego czarownika. Sam natomiast pozostał w pobliżu, pouczając przy tym drugiego z chłopców, by natychmiast poinformowali go, jeśli pojawi się właściciel brązowej klaczy.

Klemet długo się nie pojawiał, a Sigurd zdążył dowiedzieć się, że nie było przy koniu żadnych rzeczy pozostawionych przez przybysza. Mimo wszystko ten wierzchowiec był ich jedynym do tej pory potwierdzeniem, że obcy czarownik zawitał do Rohald.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 22-07-2014 o 22:16.
Gob1in jest offline  
Stary 22-07-2014, 22:05   #19
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Wiedzieli, że przybędą za późno. Wiedzieli, a mimo to popędzili przed drugą, wolniejszą grupą. Wiedzieli, a mimo tego czuli rozczarowanie, gdy czarownik dostał się do miasta przed nimi. Wtopił się w tłum i teraz odnalezienie go było równie proste jak złapanie pstrąga gołymi rękami. Nie niemożliwe, ale...

***

Klemet wszedł w tłum okupujący osadę. Spomiędzy pijanych wojowników, przekrzykujących się kupców, dyskutujących posłów starał się wyłowić fałszywą nutę. Coś, co dysonuje w całości. Dokoła był gwar. Każdy zajęty był sobą i podekscytowany zbliżającą się ucztą.

Spośród tłumu wyłowił grupę dzieciaków przebiegających między mężczyznami. Złapał jednego z nich za kołnierz, gdy ten prawie nadepnął mu na stopę i podniósł w jednej ręce aż zadyndał nogami nad ubitym śniegiem. Jego zawzięta twarz wydała mu się znajoma. Szybko przywołał wspomnienie zasmarkanego malca, któremu dwie zimy temu nastawiał rękę.

- Jak cię zwą? - spytał prosto, bo wspomnienie znikało w mgle przeszłości.

- Ketilbjorn Dumbson. - odpowiedział od razu malec z rozszeżonymi oczami broniąc się, aby nie okazac strachu choć widac było, że łzy zbierają sie w kącikach oczu, gdy patrzył w twarz Klemeta a jakby widział co najmniej Lokiego.

- Ketilbjorn - zasmakował słowa stawiając chłopaka na ziemi - ile masz już wiosen, osiem? - specjalnie dodał mu lat.
- Sześć - odrzekł.

- Na prawdę? - udał zdziwienie. - Wyglądasz na starszego. Słuchaj Ketilbjorn, mam dla ciebie zadanie, bardzo ważne zadanie. Zadanie, które mogę powierzyć tylko komuś odważnemu.

Poczekał aż słowa dotrą do malca.

- Ketlibjorn, czy dobrze cię wybrałem?

Chłopak wytarł ukradkiem oczy w rękaw. Słowa Klemeta wyraźnie podbudowały jego samoocenę. Przytaknął.

- Chodź ze mną - thulr pociągnął go między chaty, tam gdzie nie stali na widoku. Przyklęknął na jedno kolano, by wzrokiem zrównać się z Dumbsonem. - Słuchaj uważnie Ketlibjorn, bo od twojego zadania może zależeć życie jarla. Życie nas wszystkich. Rozumiesz?

Oczy chłopaka rozszerzyły się, lecz przytaknął. Słuchał uważnie.

- To dobrze - Klemet starał się mówić powoli, wyraźnie. - Wiesz co wydarzy się za chwilę Ketlibjorn?

- Święto Jol? - spytał malec niepewnie.

- Tak - przytaknął. - Ale co ważniejsze, Jorun zostanie ogłoszona następcą jarla. ​

​Wpatrzył się w twarz szczyla. W jego podekscytowane, świecące się oczy. Już na końcu języka miał by opowiedzieć o złym człowiek, czarowniku, który przyjechał do Rohaldu by rzucić klątwę. Wspomniał jednak słowa Jorun. Postanowił nie mówić mu całej prawdy.

- Bogowie nas obserwują Ketlibjorn i patrzą czy nie popełnimy błędu. Czy należycie potrafimy zadbać o bezpieczeństwo obrzędów, jarla i jego córki. Ktoś może chcieć nas ośmieszyć. Potrzebuję oczu i uszu Ketlibjorn.



Ściągnął z szyi naszyjnik z runem.


- Zbierzesz chłopaków, powiadom kogo się da - założył mu rzemień na szyję - Pokaż medalion i powiedz, że ja cię wysyłam. Obserwujcie obcych. Szczególnie tych kręcących się wokół placu, chaty jarla. Ktoś może zechcieć podrzucić coś, co zakłóci obrzędy. Gdy zauważycie coś podejrzanego​... kogoś podejrzanego, odnajdźcie Sighvatra i opowiedzcie mu o tym. On będzie wiedział co zrobić z tą wiadomością.

​Położył ciężką dłoń na głowę chłopca.

- Zrozumiałeś Ketlibjorn?

​Chłopak przytaknął.

- Jeśli dobrze się spiszesz, bardowie będą pisać pieśni o chłopcu, który uratował jarla.

Nie wiedział czy tak będzie ale wiedział jedno, czarownik nie powinien upatrywać zagrożenia w chłopcach kręcących się po osadzie.

Widział jak malec odbiegł i nie było trzeba czekać długo nim otoczyło go trzech harpaganów w podobnym wieku. Szeptając między sobą z przejętymi minami rozglądali się wszyscy po dorosłych w osadzie.

Klemet wiedział dobrze, że ziarnu zasianemu trzeba dać wykiełkować, więc oddalił się niespiesznie. W zatłoczonym mieście nie łatwo było o spokojne miejsce ale thulr niejedną duszę zatrzymał w Midgardzie a jego autorytet różne drzwi otwierał. Tak też znalazł sobie wkrótce ustronny kąt, cichą izbę, w której skórę owczą wyciągnął i intonując cicho pieśń, krwią własną zaczął ją plamić wyrysowując runy.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 24-07-2014, 22:44   #20
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy jechał dostarczyć rannego do wioski w ogóle się nie odzywał. Hild go nie zaczepiała a on sam również nie był zbyt rozmowny. Czas upływał mu na wypatrywaniu zagrożenia i myślach które chcąc nie chcąc przychodziły mu do głowy. Ojciec zawsze powtarzał, że należy myśleć. Niezależnie czy mówił o walce i strategi czy o sianiu i żniwach. Zwycięstwo zawsze jego zdaniem zachodziło w głowie. Ciało jedynie dopełniało formalności... Bez myślenia znacznie ciężej o zwycięstwo. Thorgrim stawiał na siłę, szybkość i instynkty. Jednak jego decyzje ograniczały się głównie do walki. Teraz mieli do czynienia z ochydną tfu magią. Rzeczą jakiej syn Olava nie rozumiał i której szczerze nie cierpiał. Mędrców i czarowników musiał mieć jednak każdy klan. Był to atut nie do przecenienia, jego osobiste odczucia nie miały tu nic do tego. Klement odratował zresztą życie berserkera, przypominano mu o tym. Wytykano wręcz... Thorgrim jednak pamiętał rozmowę gdy był w majakach, jaka toczyła się nad jego głową. Klement chciał go odpuścić pozwolić mu umerzeć, to Jorun naciskała na jego ratunek. Jeśli komuś zawdzięczał życie to swojej przyszłej Jarl. Nie temu dziwakowi, on był narzędziem w jej rękach. Takim samym jakim jest i będzie Thorgrimm na chwałę klanu i dobra ich ludzi. Czy gdyby wtedy umarł poszedłby do Valhali? Stoczył zaciekłą potyczkę ale czy to by wystarczyło? Teraz gdy powtórnie się narodził miał czas by zebrać chwałę by zasiąść u boku ojca. Wtedy mógł odejść w niebyt i już nigdy go nie zobaczyć...

Czas mijał, niebezpieczeństwo nie nadchodziło. Nikt ich nie ścigał, nie napatoczyli się również na czarownika. Chwilę potem zobaczył znajomy widok palisady. To za nią rozegra się najważniejsza cześć wydarzeń. Muszą znaleźć czarownika nim ten rzuci klątwę. Najbardziej prawdopodobnym celem będzie Jarl? Czy jednak na pewno? Intruz może chcieć zabić więcej osób lub kogoś kogo śmierć wpędzi klan w kłopoty. Scenariuszy było wiele, za wiele zaczynała od nich boleć głowa. Dlatego właśnie cieszył się na myśl, że to nie on będzie podejmował decyzje. Zadawać pytania czy zabijać to jedno, kluczowe decyzje od których zależy los klanu to zupełnie co innego.

Gdy przejechali przez bramę otoczyli ich ciekawscy. Jak zawsze wyszła również na spotkanie Cali. Wybiegła z tłumu chcą najwyraźniej rzucić się na szyję Thorgrimowi, lecz w ostatniej chwili widząc jego opatrzone rany, zbladła i z szacunkiem przytuliła się kładąc głowę na jego potężnym ramieniu.

- Thorgrimie Olavssonie polowałeś na niedźwiedzia?

- Wypadek na polowaniu- uśmiechnął się do kobiety. Gdy ta chciała coś odpowiedzieć przytulił ją mocniej i szepnął.

-Nie tutaj.

Zsiadł pocałował ją i dał znak żeby chwilę poczekała. Skierował swoje kroki do Jorun która właśnie wydawała jakieś rozkazy i pozostałych członków ostatniej eskapady.

-Spotkaliście kogoś? - spytała Jorun, Hild i Thorgrima, nawet nie kryjąc mściwej nadziei, że może im udało się spotkać na swojej drodze przeklętego czarownika.

-Niestety, wiesz już jak go znajdziemy?- zapytał Thorgrimm bezpośrednio.
-Nie powinniśmy byli przywozić rannego do wioski.-podzielił się swoimi obawami -Przykuł za dużą uwagę, wieść się rozniesie czarownik usłyszy szepty. Powinnaś to uwzględnić, on wie albo zaraz będzie wiedział.

Hrolfsdottir pokręciła głową, zatknęła kciuki zaczerwienionych z zimna dłoni za szeroki pas.
- Ranny potrzebny będzie nam tutaj. Tak samo jak Klemet i jego młody.

Kiwnął głową w geście potwierdzenia, nie on był od decydowania.
- Czas działa na naszą niekorzyść. Zresztą znaleźć go to jedno, a to coś do klątwy to drugie. On musi tego użyć czy można to gdzieś podłożyć? Jak to w ogóle jest z tym nakładaniem klątw? Musimy zawężać możliwości.

Klemet, który w tym czasie instruował Sighvatra co do dalszej opieki nad rannym, klepnął chłopaka w plecy i podniósł wzrok na berserkera.

- Czarownik musi podrzucić zaklęty przedmiot osobie, której klątwa ma dotknąć.

Berserker patrzył na czarownika a gdy ten lakonicznej odpowiedzi zamilkł, był szczerze rozczarowany.
-Zdefiniujmy słowo podrzucić. Wystarczy, że go dotknie? Czy kontakt musi ileś trwać? Przedmiot ma na sobie runy i zaklęcia. Czy może to być zwykły nóż do krojenia podczas uczty?

- Mówił, że to był kamień - Zgrzytnął zębami. Pytania berserkera niecierpliwiły Klemeta, drażniły go. - Klątwa sączy się jak dym przez strzechę. Im dłużej jesteś jej źródła, tym bardziej nią przesiąkniesz.

-To mało precyzyjne, rozumiem niezwykła naturę klątw i trudność w ich opisaniu. Mówisz jednak o oddechach, godzinach czy dniach nim uderzy z pełną siłą? Możesz stworzyć coś co chroni przed klątwą i zwyczajnie dać to Jarlowi? Nie mówię o pełnej ochronie ale czymś co złagodzi skutki.

Klemet przeczesał palcami splątaną brodę. Oparł kostur o pierś berserkera.

- Czy ja tłumaczę ci jak trzymać topór? Czy mówię ci, którą stroną uderzać przeciwnika? - popatrzył na wojownika dziko. - Złap czarownika. Pilnuj jarla i jego córki. Ja zajmę się klątwą.

Jorun nie wtrącała się w ich wymianę zdań. Milczała, gdy Thorgrim zadawała pytania. Milczała, gdy Klemet udzielał odpowiedzi. Błądziła spojrzeniem po mijających ich ludziach, przesuwała wzrokiem po zatłoczonym placu. I dopiero, gdy dostrzegła poruszenie przy bramie powiedziała spokojnie:

- Jarl wrócił.

Nastąpiło to dokładnie w momencie gdy Thorgrim znów miał otworzyć usta. Nie zrobił tego jednak ponownie, rozmowa z czarownikiem o konkretach była daremna.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172