Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2014, 20:12   #45
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Reszta dnia minęła spokojnie. Po kilku piwkach przestaliście myśleć o majorze i powodach dla których ma wami dowodzić. Przy procentach zaczęliście wspominki poległych kolegów, przechwałki i anegdoty.
Piwo lało się litrami, śmiech oraz humor dopisywał. Około północy porucznik Jones zarządził powrót do kwater.
Alkohol ściął was z nóg i położył spać. Nazajutrz nikt was nie budził, nikt nie zrywał z łóżka.
Po wyspaniu się i porządnym śniadaniu zebraliście się ponowie w sali. Razem z porucznikiem wybraliście starannie broń. Każdy z was postanowił zabrać z sobą pistolety z tłumikami dźwięku.
Po przymiarce mundurów i ekwipunku wyglądaliście niczym rasowi esesmani.

Zaraz po tym mieliście czas na przestudiowanie materiałów wam dostarczonych. Porucznik Jones omówił z wami kilka wersji wydarzeń i odwołał się do umiejętności. Jesteście komandosami SAS - elitą.
I czekało was elitarne zadanie.
Około godziny 16, po obiedzie do pokoju w który siedzieliście zajrzał na chwilę major oznajmiając wam, że wylot nastąpi o godzinie 4 rano jutro. Nie powiedział nic więcej, kiwnął głową na znak pożegnania i zniknął zamykając za sobą drzwi. Każdy z was zastanawiał się jakimi umiejętnościami dysponuje szpieg OSS z korpusu Marines. Czy będzie kulą u nogi, okaże się pomocny, a może.. wykaże się odpowiednimi umiejętnościami.

Końcówka dnia przebiegła wam różnie. Niektórzy napisali listy do rodzin czy popijali leniwie piwko.
Byli tacy co spędzili ostatnie wolne chwile czytając książkę. Jedna myśl nie schodziła wam wszystkim z umysłów: co będziecie robić, gdy zakończy się wojna? Zadań nie będzie wam brakowało, jednak nie będzie ich tyle i na pewno nie będą tak spektakularne jak te odbyte podczas wojny. Świat wyhamuje, Europa będzie dźwigać się z gruzów. Gdzie znajdą miejsce komandosi SAS?
Z tym pytaniem zasnęliście w swoich kwaterach.

*

25 kwietnia 1945 roku, godzina 3 rano. Opadając mgła i lekki wiatr

Było ciemno. Słońce nie raczyło jeszcze wejść na nieboskłon. Lekki wiatr dzwonił o okna kwater.
Porucznik Jones wstał na godzinę przed wylotem. Usiadł na pryczy i spojrzał po ciemnym pomieszczeniu.
Zakwaterowano was razem, kilka łóżek i szafek.
Francisa dręczyło pytanie o przyszłość, oto co spotkają w górach Harzu. Oto czy kogoś z nich nie dosięgnie kula przeznaczenia. Wstał z łóżka, by wykonać pad na podłogę. Porcja 30 pompek na dzień dobry była obowiązkiem w dniówce Jonesa. Oczywiście jeśli pozwalały na to warunki..

Po takie pobudce Jones zaczął przechadzać się i uderzać sprzączką paska w metalowe oparcia łóżek. Świdrujący uszy dźwięk, przypominający dzwon wybudzał kolejnych żołnierzy.
- Pora wstawać, panowie. Już czas.

Sen został przepędzony. Zaczęliście szykować się do misji w tempie ekspresowym.
Niemieckie mundury, oporządzenie. Wszystko lądowało na waszych ciałach. Hełmy postanowiliście założyć w samolocie, nie było sensu paradować w tych blaszakach po całym kompleksie.
Wyekwipowani i zwarci wyszliście prowadzeni przez porucznika. Znienawidzone mundury okazały się bardzo wygodne. Dodawały wam ogromu pewności siebie, budząc szacunek i grozę. Plotka głosiła, iż firma Hugo Boss otrzymała proste zadanie "stworzenie mundurów, które będą budziły grozę oraz respekt w przeciwniku". I cholera, to się im udało.
*

Na małym placu apelowym czekała na was ciężarówka. Przed wejściem na pakę stał sam podpułkownik Mayne oraz major Stammers.
Porucznik zadeklamował rozkaz "baczność", który wykonaliście stając w równej linii i salutując podpułkownikowi. Żaden z was nie odwrócił wzroku ku majorowi. Ten nie przejmował się tym faktem, uśmiechając lekko.
- No! Nigdy nie sądziłem, że niemieccy żołnierze będą mi salutować. Panowie - zwracając się bezpośrednio do komandosów wyprostował się jeszcze bardziej i spoważniał - liczymy na was. Los końca wojny oraz czasów zaraz po niej zależy od was. Niemcy muszą zostać odcięci, zatrzymani, a ich skarby odbite. Nie mówię o dziełach sztuki ale o technologiach, które nam się nie śniły. Powodzenia i mam nadzieje powitać was żywych tutaj.

Major kiwnął wam głową i ruszył do szoferki. Zapakowaliście się na pakę pojazdu, a w kolejnej chwili kierowca zapuścił silnik. Ruszyliście z pełną mocą, kiwani przez wyboje leśnych dróg oraz ryk silnika.
Milczenie było jedynym rozwiązaniem. Jesteście profesjonalistami, nie żółtodziobami, którzy dodają sobie otuchy głupią gadką. Ile jechaliście? Bóg raczył wiedzieć. No i może Król.
Jednak gdy zbliżaliście się do waszych uszu dotarł charakterystyczny dźwięk silników samolotowych.

Na pasie startowym z mocno ubitej ziemi stał potężny C-87 Liberator. Czterosilnikowy kolos czekał na komandosów. Ciężarówka zatrzymała się na przeciwległym do kierunku startu końcu pasa.



Sprawnie wyskoczyliście z pojazdu i truchtem pobiegliście do samolotu. Wpakowaliście się do środka i zajęliście miejsca w brzuchu latającej bestii.
Major chwilę się ociągał, co wzbudziło wśród was uśmieszki politowania i docinki ale dobiegł do samolotu. Zatrzasnął właz i przytrzymał się konstrukcji bowiem w tej chwili samolotem zatrzęsło. C-87 zaczął rozbieg ku miejscu waszego przeznaczenia.
Stammers spoglądał na was wszystkich. Ubrany w mundur z dystynkcjami Scharführer czyli sierżanta. Uzgodniliście, że tylko porucznik Jones będzie podszywał się pod kaprala, natomiast wy będziecie szeregowymi żołnierzami. Będzie to o wiele wiarygodniejsze niż zajechanie wozem pancernym przez majora SS, porucznika i sierżantów.
- Na miejscu będziemy za jakieś 4 godziny. Eskortować nas będą trzy Mustangi P-51. Odbiją na swoje pozycje wraz z wleceniem w teren nazwany Strefą Z, gdzie myśliwce są bardzo szybko wychwytane i zestrzeliwane. Będziemy skakać z niskiego pułapu co zapewni niewidoczność dla radarów.

I ponownie, niczym za pierwszym razem, major Stammers uraczył was amerykańskim uśmiechem.
- Aż przypomina się mi pomysł żółtków. Wypakowali średni samolot transportowy materiałami wybuchowymi z zamiarem wpierdolenia się w lotniskowiec. Stateczek poszedłby na dno bez dwóch zdań, ale w ostatniej chwili został zestrzelony przez bodaj Hellcata. Zniknął w pięknej kuli ognia.. mogę przyrzec, iż lotniskowcem lekko zabujało od fali uderzeniowej. Ah te japońce...
Major zniknął w przejściu do kabiny pilotów zostawiając was samych z ciszą, hukiem silników i widokami za szyb.
Lecieliście na spotkanie z przeznaczeniem.
 
Gveir jest offline