Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2014, 15:02   #3
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ansley Aldursdottir
Eresdur,czwarty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.

Muzyka


Daleko na północ od linii brzegowej Ordillionu leży wyspa. Jest to kraina niewielka, o chłodniejszym klimacie, pokryta licznymi pagórkami i strzelistymi wzgórzami. W przeciwieństwie do państwa Khana III Szczodrego, wysokich lasów prawie tu nie ma. Terytorium dominuje niska roślinność, trawy i krzewy wybrały ten ląd na swe siedlisko. Z tego tez powodu, mimo długiej drogi między Eresdurem a Ordilionem, handel drwem kwitnie w najlepsze. Minimum jeden statek wypełniony ciężkimi dębowym belami, lub delikatnymi deskami z sosny, zawsze stoi w Bakkadur, największym porcie na wyspie. Mały wschodni cypel, na którym stoi miasto, otwiera tak zwaną „Czarcią Paszczę”, miejsce którego wystrzega się każdy żeglarz. Wszystkie brzegi za portem, aż po Fanjar na północnym-wschodzie wyspy, są skaliste i zgubne. Ostre igły, zahartowane przez tysiące lat batów wymierzanym ich przez fale, są zgubą niemal każdego statku. Wysokie, zdradliwe i nieokiełznane. Każdy żeglarz który przepłynąłby przez „Czarcią Paszczę” bez straty chociażby jednego człowieka, z miejsca zostałby legendą.
Ta opowieść, zaczyna się jednak z dala od Bakkadur, czy nawet wielkich Samotnych gór. Mała chatka na skraju Upiornego Lasu targana była przez silne podmuchy jesiennego wiatru. Wiał on dziś od strony morza, zimny i przenikliwy wciskał się między deski i pod pierzyny. Ansley Aldursdottir szczelniej otuliła się gruba skórą niedźwiedzia. Ciężkie, przesycone zapachem ziół, futro było jej ostatnia linia obrony, przed chłodem poranka. Przez te wiele lat spędzonych wraz z babcią, przywykła do ciężkich warunków jej rodzimej wyspy, jednak nawet wtedy chłód nie był niczym przyjemnym.
Czuła na swoim brzuchu przyjemny włochaty ciężar. Lucyfer czarny kot jej babci, wybrał sobie jej łoże na schronienie przed chłodem. Zwinięty w kłębek smacznie spał, pogrążony w kocich marzeniach.
Drewniana okiennica załopotała po raz kolejny tego ranka, gdy pięść wiatru bezlitośnie w nią ugodziła. Młoda zielarka słyszała, swoją opiekunkę w drugim pokoju. Sądząc po odgłosach dorzucała drewna do pieca. Jej babcia przeżyła już nie takie mrozy, Ansley wiedziała, że płomień ma głównie zapewnić ciepło jej młodemu ciału.
Leżała jeszcze chwile w łóżku pogrążona w rozmyślaniach, kiedy niespodziewanie druga mieszkanka chatki, wkroczyła do jej pokoju.


Corliss Aldursdottir była kobietą sędziwego wieku. Mimo to znajomość sztuki alchemii i zielarstwa opóźniła upływ czasu. Jej twarz, mimo, że pokryta wieloma zmarszczkami, dalej miała w sobie cos z młodzieńczej urody. Wąskie usta, silne oczy i mały lekko zadarty nos, nadawał jej iście szlacheckiego wyglądu. Otulona szalem, oraz odziana w grubszy fartuch z zajęczych skór, spojrzała surowo na swoja wnuczkę.
- Koniec wylegiwania się pannico. – zakomunikowała, szorstkim acz dźwięcznym głosem. Żwawo podeszła do łóżka, by mocno klepnąć w wybrzuszenie, które tworzył Lucyfer. – A ty stąd zjeżdżaj darmozjadzie. Myszy gonić, a nie spać o takiej porze! – pogoniła czarnego kota.
Zwierzak prychnął obrażony, wynurzając się spod skóry niedźwiedzia. Zeskoczył na ziemię, lekko smagając ogonem nogę starszej kobiety.
- A ty co na zaproszenie czekasz? Wstawaj i ubieraj się. – ponagliła po raz kolejny młoda zielarkę. – Dziś w południe przyjeżdża Anzelm, chce byś mi z czymś wtedy pomogła. Ale zanim to nastąpi, musisz zając się ogrodem. Kilka z roślin już jest gotowych do zebrania. – mówiąc to obróciła się i wyszła z izby, kierując się na skraj lasu. To tam kobiety trzymały szczapy drewna, zaś Corliss mimo swego wieku, nie potrzebowała żadnej pomocy w ich rąbaniu.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline