Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2014, 21:39   #100
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Odłożyła wyczyszczony karabin na stos sprzętu obok i sięgnęła po następny element ekwipunku. Zaczęła zeskrobywać ślady opadu, polewając oszczędnie wodą zmieszaną z detergentem.

Czekali już kolejny dzień pod Bramą, ale Maria nie martwiła się. To była dobra, odprężającą praca. Maria uświadomiła sobie, że gdyby ktoś jej zaproponował, aby tym się zajęła, już na zawsze, żeby to od tego momentu było jej zajęcie - nie zawahałaby się ani chwili. Dokładnie tego potrzebowała – czegoś mechanicznego, monotonnego, spokojnego. Czegoś, co pozwoli zająć ręce i umysł. Spokojnie usiąść. Nie zastanawiać się, kto będzie następny i czy powinna raczej wybrać Samantę, czy… Dość. Nie można w kółko rozważać tego, co się już zadziało. Dość.

Trzeba skupić się na dziś i na tym, co będzie. Czy Lynx zgodzi się pracować przy Bramie? jak już wyleczy się z tego zatrucia, z jego wyszkoleniem nie powinien mieć problemów z zatrudnieniem, Ezachiel chyba zresztą też.. a może on nie będzie tu chciał zostać?

Nie chciała o tym myśleć. Ostrym kawałkiem drutu zaczęła wygrzebywać skrawki Opadu z zakamarków broni. Wydawało się, że cały świat przestał dla niej istnieć w tym momencie. Rozważania przerwało jej czyjeś spojrzenie. Zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Do Marii zbliżył się stary mężczyzna, toczony obrzydliwie wyglądającym wrzodem. Dziewczyna odsunęła się mimowolnie na jego widok.
- Eee! Ty tam. - Zawołał starzec, odciągając ją od pracy. - Jesteś z nimi? - Zapytał wskazując na łazika i krzątających się mężczyzn.
Maria powoli dokończyła czyszczenie, a potem odłożyła rzecz, na stertę już umytych z opadu.
- Tak - powiedziała, odgarniając włosy z twarzy.

Nie była zadowolona, ze jej przerywa. Konkretna, nudna praca, była tym, czego potrzebowała, żeby uspokoić umysł. Poza wszystkim - część wody wykorzystała na zmycie z siebie pyłu, błota, kurzu i opadu. Już dawno nie czuła się tak.. czysta.
- Chcesz trochę zarobić? - Zapytał uśmiechając się szpetnie.
Westchnęła i sięgnęła po następną sztukę ekwipunku. Przez ostanie minuty pozwoliła sobie na luksus nie myślenia o przyszłości, o Misji, o ich życiu i skupienia się na tej chwili rzeczywistości. Na zmywaniu osadu.
Teraz rzeczywistość znów wyciągnęła po nią swoje macki.
- Jak? - zapytała.
- Ty i ci, którzy są z tobą, ale ja wiem, że lepiej pogadać z taką miłą dziewczyną, jak Ty, to wysłucha pewnie. - Odchrząknął i wskazał na namioty tarczowników. - Ja i ty, to jesteśmy jedno plemię, nie? - Powiedział kładąc jej rękę na ramieniu. - Uciekamy przed wojną, to i se pomagać musimy. To powiedz z kim, młoda, trzymasz?
- W sensie?
- dopytała, odsuwając nieco bark od mężczyzny. - Z nikim nie trzymam. Poza nimi - wskazała brodą swoich towarzyszy.
- Nie trzymasz, bo nie wiesz, co się tu dzieje. - Wskazał głową na zamkniętą Bramę. - Jestem tu od czterech dni. I jak sądzisz, ile przelazło ludzi z Pineville przez tą bramę? No zgadnij ile…
- Niewielu, tak? Nikt?
- Pięć osób, pięć! Sami ranni, co ledwo się na nogach trzymali, zabrani przez lekarza… A wiesz ile te suczesyny gambli zdążyli zarobić na nas, jak tu siedzimy? Fure, fure!


Maria odłożyła trzymany w dłoniach sprzęt i spojrzała na mężczyznę.
- Rozmawiałeś z kimś, kto stamtąd wyszedł?
- Ludzie wchodzą, nikt nie wraca. Przecie każdy do Nashville idzie, tu
- wskazał na ruiny - nie ma życia.
Pokiwała głową.
- Jaką masz dla mnie..dla nas.. propozycję?
- Wyglądacie na najemników spoza Enklaw. No i macie jeszcze to
. - Powiedział wskazując na RKM przyczepiony do łazika. - Macie czas czekać tyle dni? ile wam powiedzieli? Tydzień? Ja jak przeczekałem cztery to mi dowalili jeszcze kilka.
- Więc?
- Maria nie wyglądała na rozmowną. Ani zbyt bystrą.
- No to musimy przejść przez tą bramę i potrzebujemy kogoś, kto nas przeprowadzi.
- Jest was więcej?
-zapytała, sięgając na powrót po menażkę. - Mówisz w czyimś imieniu, tak?
- Może.
- Przechylił owrzodzoną głowę. - Nie chcemy nikogo zabijać. Potrzebujemy żywności, chcemy żeby aresztowani zostali zostać uwolnieni, a brama otwarta. Tyle. Poszukaj mnie jutro rano, albo w południe. - Rzucił i odwrócił się na pięcie, odchodząc

- Poczekaj! - zawołała półgłosem. - Daj mi jeden powód. My mamy coś, co może pomóc tam wejść. Dlaczego mamy zawierać z wami układ? Co wniesiecie do puli?
- Wszystko oprócz jedzenia i leków wasze. A zresztą dziewczyno
- wskazał w stronę łuny walk rozciągającej się nad ruinami - nie możecie tutaj czekać.
Uśmiechnęła się, lekko. Pobłażliwie.
- To nie jest oferta. Poza tym - to właśnie jedzenia i leków potrzebujemy, jak wszyscy. Przekonaj mnie, że powinnam namówić moich towarzyszy do rozmowy z twoimi ludźmi. Jeden argument.
- Posiedzisz tu kilka dni i będziesz miała o wiele więcej niż jeden argument.
- Dodał również uśmiechnięty, jednak uważnie przyglądając się kobiecie.

Spojrzała mu w oczy. Na jej twarzy - domytej do czysta pierwszy raz od wielu dni - był pogodny spokój.
- Nie boję się już. Przeszłam tyle, że… To równie dobre miejsce na śmierć, jak każde inne. Oni - wskazała brodą. - Przegonią cię od razu. Albo zastrzelą. Mnie posłuchają.
- Więc czego chcesz, dziecino?
- Zapytał.
Znów wskazała brodą na mężczyzn.
- Zależy mi na nich. Jeśli jest sposób.. warto go poznać. Choć w sumie… - nie wiadomo było, czy mówi do mężczyzny, czy głośno się zastanawia - równie dobrze sobie radzili, zanim mnie poznali.
Wróciła do skrobania sprzętu: - Jak coś masz - mów. Jak nie - szkoda naszego czasu.
- Chyba jednak nie mamy o czym rozmawiać.


Pokiwała głową.
- Kogo mam szukać? Nazywasz się jakoś?
Mężczyzna znów się uśmiechnął. - Spooky. Jutro przy pompie. Rano albo w południe.
- Ok.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline