Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2014, 21:46   #34
Tiras Marekul
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Łóżko o niebieskim kolorze pościeli trzeszczało pod ciężarem dwójki kochanków przy każdym, gwałtowniejszym ruchu. Deszcz układał dźwięczną symfonię,roznosząc się po pomieszczeniu pustym brzdękiem. W pokoju panowała błękitna poświata bijąca od ścian, zmieszana z gęstym mrokiem późnej godziny. Kręcący się przy żyrandolu pająk tkał cieniutką, ledwie dostrzegalną dla ludzkiego oka sieć w nadziei, że rano uda mu się upolować jakąś tłustą muchę. Naga Erin leżała na łóżku z rozłożonymi nogami, piętami zapierając się mocno o kołdrę i odchylając kark do tyłu. Jej ręce uczepiły się głowy mężczyzny trzymając ją w silnym uścisku za włosy. Wydawane przez dziewczynę jęki wyraźnie ukazywały jak bardzo podobają jej się pieszczoty, którymi obdarowywał ją taksówkarz. Richard nie spieszył się co jakiś czas zmieniając sposób sprawiania przyjemności. Powolne czułości doprowadzały rudą do szaleństwa. Sprawiały że jej uścisk dłoni stawał się mocniejszy, a mięśnie ud i brzucha drgały niczym porażane nieregularnymi impulsami elektrycznymi. Gdy jednak to stawało się zbyt monotonne i nudne, Richard przestawał by posłuchać jak Erin prosi o więcej, a wtedy zaczynał od początku tylko o wiele szybciej.

Orgazm spłynął na dziewczynę w długich, spazmatycznych ruchach mięśniu brzucha i bioder. Zadowolony taksówkarz nie przerywał jednak, drażniąc pobudzone do granic możliwości miejsce. Delikatny zapach kobiecych soków, wydzielanych znacznie intensywniej niż normalnie, dotarł do przyłożonego blisko nosa. Richard wspiął się na rękach by spojrzeć na rozpaloną, ociekającą potem twarz rudowłosej dziewczyny. Jej mętne oczy patrzyły nieprzytomnie na górującego nad nią mężczyznę. Serce tłukło pod klatką piersiową niczym rozpędzona maszyna, stygnąc przy chaotycznych próbach złapania głębszego oddechu i uspokojenia się. Rich pochylił się nad nią, przyssał do szyi zostawiając wyraźny ślad. Pełznął coraz wyżej aż do ucha. Przygryzł je delikatnie
- Teraz Ty pokaż na co Cię stać skarbie... – wyszeptał bardzo niskim głosem, powodującym drżenia dla rozchwianego umysłu dziewczyny. Chciał powiedzieć coś więcej, jednak spostrzegł przedmiot należącego do niego. Metalowy brelok ze znaczkiem hondy błysnął mu matową poświatą w pofałdowanej pościeli. Podniósł się trochę wyżej by się upewnić, czy aby alkohol zmieszany z podnieceniem, nie płata mu figli. Dość niepewnie skierował rękę w tamto miejsce. Podniósł srebrny klucz z doczepionym doń posrebrzanym breloczkiem i pilotem do sterowania elektroniką samochodu. Trzymając za metalowe kółeczko skierował rekę tuż nad głowę rudej, która wyglądała teraz jak małe dziecko z doczepianą do łóżeczka, wiszącą zabawką.
- Wyjaśnisz mi skąd to się tu wzięło? – Zapytał zdziwiony wiedząc, że zostawił kluczyki w kieszeni spodni zdjętych przez Erin jeszcze w szarym pokoju.

Proste pytanie zakończyło bajkę, wrzucając dziennikarkę na powrót do burej codzienności. Ulga i radość, które odczuwała przez ostatnie sekundy wyparowały, a ich miejsce zajęła kolczasta kula upleciona z lęku. Strach ścisnął żelaznymi okowami bijące szaleńczo serce, skórę pokryła gęsia skórka. Nie wiedziała co odpowiedzieć, przez jej głowę przemknęły dziesiątki scenariuszy - od banalnego “nie mam pojęcia”, po fantasmagorie rodem z opowieści szaleńca. Przyznanie się do tego co widziała nie wchodziło w rachubę. Richard z miejsca uznałby ją za obłąkaną, lub gorzej. Kłamca i złodziej...nie chciała by taksówkarz właśnie tak o niej myślał.

Nie winiłaby go...sama nie wierzyła w to co się stało, zamiatając lustrzany incydent do czarnego worka z etykietką “nie tykać bo śmierdzi”. Zielona Wróżka potrafiła płatać gorsze figle. Po tańcu z nią człowiek często nie był w stanie odróżnić jawy od pseudo narkotycznych majaków. Granica zacierała się, pozstawiając miejsce na domysły...i niepewność co tak naprawdę się wydarzyło.

Wydobycie z siebie logicznej odpowiedzi wymagało czasu, a ten stał się nagle towarem deficytowym. Erin nie mogła pozwolić sobie na luksus stworzenia konkretnej wymówki, mającej jakieś ręce i nogi. Do tego w improwizacji nie pomagał ani dotyk nowojorczyka, ani jego ciemnobrązowe oczy, które w panującym półmroku wydawały się być zupełnie czarne. Wisiały nad dziewczyną niczym dwa wypolerowane kawałki onyksu, odbijając jej własne zakłopotanie.
-A nie brałeś ich ze sobą? - spytała średnio przytomnie.

Rozkojarzony wzrok dziewczyny wskazywał, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego pytania. A wystarczyło to, by cały urok zmył się z jej twarzy. By przyjemność odpłynęła, zamieniając się w wielką niewiadomą obecnego jestestwa. Rich przechylił lekko głowę by spojrzeć dziewczynie w oczy. Podążał za jej wzrokiem jakby się nad czymś zastanawiał. To ona zdejmowała mu spodnie i byłaby w stanie zabrać kluczyki. Upojenie alkoholowe brało jednak górę, a obecna sytuacja zapowiadała przedwczesny koniec przyjemności powiązany ze spaniem w osobnych łóżkach. Mężczyzna odłożył kluczyki na szafkę nocną. Popatrzył na dziewczynę.
- Możliwe, że przypadkiem wkopnąłem je aż tutaj. Chociaż dałbym sobie rękę uciąć, że schowałem je w spodniach – powiedział wsuwając rękę pod jej szyję aby położyć się za jej plecami.
- W każdym razie... Dobrze, że znalazłem je tutaj, aniżeli miałbym szukać ich gdzieś po pokoju – westchnął przyciągając dziewczynę do siebie. Zaczął całować ją po szyi i ramieniu wspierając się na łokciu.

Erin pokiwała apatycznie głową. W obecnej sytuacji dotyk taksówkarza zamiast ekstazy wzbudzał w niej wrażenia daleko mniej przyjemne. Nienawidziła nierozwiązanych problemów i niedomówień, przeradzających się z czasem w otwarte konflikty zbrojne najgorszego sortu. Brudną, bezlitosną walkę, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, byleby tylko sprawić przykrość przeciwnikowi. Richard na to nie zasługiwał, był dobrym facetem. Dlatego zamiast wyluzować i przemilczeć, odtrąciła delikatnie jego dłonie i przetoczyła się na drugą połowę materaca.
-Więc jakim cudem znalazły się na łóżku, gniotąc mnie w plecy? - zadała kolejne pytanie, które odbijało się natarczywie w jej skołowanej czaszce. Położyła się na boku, odwracając twarz w stronę rozmówcy i przywołała na usta cień gorzkiego uśmiechu - Nie zwinęłam ci ich, jeśli o to chodzi. Po co mi niby twoje kluczyki? Nawet nie umiem prowadzić…

Atmosfera znikała jak woda w szklance, którą spostrzegł spragniony człowiek. Słowa stały się zimne i wyczuwalnie destruktywne. Rich westchnął głęboko, wsunął się pod kołdrę zakrywając ciało do pasa. Jedną rękę włożył pod głowę, a drugą położył na brzuchu gładząc się po nim parę razy jakby ten znów zaczął się odzywać z powodu głodu. Błyskawica rozświetliła pokój. Twarz mężczyzny w blasku była poważna, jakby szukająca czegoś w nieprzerwanym omiataniu sufitu pełnymi czerni oczami. Klatka piersiowa unosiła się do góry by opaść potem, stygnąc w uspokajających, głębokich oddechach.
- Nie mam pojęcia co one tutaj robią. Nie wyjmowałem ich, a tym bardziej nie zostawiałem w Twoim pokoju. Powinny leżeć w spodniach które rzuciłaś w kąt wraz z portfelem i Blackberry – odezwał się po kilkuminutowym milczeniu patrząc na położoną obok dziewczynę. Dzielił ich kawałek, nie stykali się żadną częścią ciała.
- Prawdopodobnie wypadły z kieszeni na podłogę, a potem zahaczyłem nimi stopą i przeniosłem tutaj. W upojeniu alkoholowym nic nie czułem. Nie denerwuj się, bo o nic Cię nie oskarżam – dodał z brakiem przekonania we własne słowa. Nie bardzo wierzył w tak duża przypadkowość zdarzeń, jednak jedyne logiczne wytłumaczenie oskarżałoby dziewczynę. Automatycznie wytrzeźwiał. Wróciła logiczność pracującego umysłu który obudził się gdy podniecenie zniknęło a pot przestał zwilrząć skronie. Nie wiedział co o tym myśleć.
- Przyjechałaś tu na stopa wiec domyśliłem się, że nie potrafisz prowadzić – dodał dla uspokojenia dziewczyny.

Erin nie mogła znieść widoku na wpół okrytego mężczyzny, jego nagłego dystansu. Intymna bliskość, jaka narodziła się miedzy nimi, umarła i na tą chwilę nic nie wskazywało by miała się odrodzić ponownie na podobieństwo mitycznego feniksa.
Zesztywniała i odwróciła twarz w stronę okna, by taksówkarz nie mógł dostrzec łez zbierających się pod powiekami.
Dlaczego zawsze musi się wszystko psuć? - przemknęło rudej przez myśl, gdy podnosiła się do pozycji siedzącej, splatając nogi na wysokości kostek. Ciemny błekit pomieszczenia i złowroga, ciężka cisza przywodziły jej na myśl więzienną celę na dnie oceanu. Zimne, puste miejsce, które trudno było nazwać przyjaznym. Znalazła się w nim sama, bez nadziei na ratunek i poprawę losu, za jedynych towarzyszy niedoli mając wyrzuty sumienia.

Atak klaustrofobicznej paniki nadchodził wielkimi krokami, ścinając krew w żyłach i zmuszał ciało do łapczywego, niergularnego nabierania tchu. Panujący półmrok łaskawie skrywał emocje, aż nazbyt widoczne w postawie i gestach dziewczyny. Starała się zachować spokój oraz opanowanie, lecz była pewna, że drgające usta i skulone ramiona demaskowały ją, wystawiając na potencjalny ostrzał. Nie potrafiłaby się obronić, nie przy burzy emocji, atakującej dziennikarkę ze wszystkich stron. Wszystkie sprowadzały się do jednego.
Jej wina...to zawsze coś z nią musi być nie tak. Czuła się winna bez względu na to, jak kojące słowa wypływały z ust otaczających ją ludzi. Nieważne co by nie robiła, jak mocno by się nie starała, w końcu zostawała powodem wszelkich negatywnych wydarzeń. Kozłem ofiarnym, którego obarcza się odpowiedzialnością za całe zło świata.
- Muszę zapalić - wydusiła z siebie, spuszaczjąc stopy na podłogę. Drogę do plecaka pokonała nie wiedząc za bardzo co robi i gdzie się znajduje. Przed oczami widziała Aileen, zaklętą na wieczność w dwóch wymiarach śliskich fotografii. Kolorowe zdjęcia, jedno po drugim, migały jej w głowie makabryczną paradą ujęć, stworzonych przez policyjnego technika. Krew na bladej skórze, oczy zasnute bielmem śmierci i twarz zastygła w wyrazie nieopisanego bólu i przerażenia.
Powinna tam być, zrobić...coś, cokolwiek. Gdyby wtedy nie wyjechała wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
-Kurwa mać!- zaklęła, gdy paczka papierosów wypadła jej z rąk i wylądowała na podłodze.

Kołdra zaszeleściła gdy mężczyzna wstawał. Sprężyny materaca zaskrzypiały od skoncentrowanego w jednym miejscu ciężaru. Rozległo się jedno uderzenie stopy o drewnianą podłogę – pozostałe dzięki kroków stłumiła połać niebieskiego dywanu. Rich podszedł do Erin od strony jej pleców by przytulić ją mocno splatając dłonie na jej brzuchu.. Pocałował ją w policzek dla dodania otuchy.
- Nic się nie stało – wyszeptał z głosem dobrego duszka wprost do ucha dziewczyny. Poczuł nagle coś dziwnego w stosunku do niej. Coś zakuło w jego umyśle.
- W tym domu musi straszyć skoro klucze teleportowały się z mojego do Twojego pokoju – zażartował. Dziewczyna poczuła na swoim policzku jak jego mięśnie twarzy delikatnie napinają się w uśmiechu. Znów ją pocałował w policzek.
- Dlaczego się denerwujesz? Jestem tutaj, nie musisz się o nic bać – pocałował ją w skroń.

Bliskość nowojorczyka zadziałała kojąco. Erin bez chwili zwłoki skorzystała ze wsparcia jakie jej oferował, nie przejmując się konsekwencjami. Wtuliła się w jego ramiona, przylegając do ciepłego torsu całym ciałem. Chłonęła przyjazną obecność, chwytając się jej jak kotwicy i powoli wynurzyła się z koszmaru. Łagodny głos tuż przy uchu wyciszył skołatane nerwy, a dziewczyna w końcu wzięła się w garść. Doszło do niej, że pierwszy raz od bardzo dawna ma wspracie w chwili paniki tak różne od szarpania za ramię i oschłych żołnierskich rozkazów, by przestała się mazać.

Taskówkarz swoim zachowaniem zaskoczył ją i rozczulił. Na jego miejscu pewnie zmyłaby się po angielsku, zostawiając za sobą nieswoje problemy. Ciemnooki diabeł jednak był tuż obok, a ona nie wiedziała jak mu za to podziękować. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła ubrać swoich lęków w słowa. Brzmiałaby zbyt pretensjonalnie i dziecinnie. Richard, dzięki bogu, nie wymagał od niej odpowiedzi.
-To...chyba przez ten dom - mruknęła przepraszająco, wyłuskując z paczki dwa papierosy i zapalniczkę. Odpaliła je i podała jeden Richardowi, przy okazji ocierając dyskretnie łzy - Nasłuchałam sie bzdurnych opowiastek o duchach i teraz mi odbija. Zaczynam widzieć rzeczy, których nie ma. Picie absyntu nie było jednak dobrym pomysłem...ale co ja się dziwie? Nigdy nie grzeszyłam rozsądkiem.

- Czym się martwisz? Oboje trochę popiliśmy – uśmiechnął się. - Sama zresztą mówiłaś o wizjach jakie przynosi ten alkohol. Wystarczyło jednak się do mnie przytulić, nie musiałaś panikować. Tej nocy będę z tobą spał, abyś się więcej nie bała. A teraz wracaj do łóżka bo jesteś zupełnie nago, a pogoda sprawia że jest zimno – dodał pokazując zęby w zadowolonym uśmiechu, że może sobie pooglądać nagie ciało seksownej dziennikarki. Obrócił ją w stronę łóżka, dłonią klepiąc w jędrny pośladek popędzając w wykonywaniu polecenia.

-Zaraz, zaraz - wyburczała z papierosem przyklejonym do dolnej wagi - Trzeba chociaż uchylić okno i znaleźć jakąś popielniczkę. Jeśli myślisz, że pozwolę na palenie w łóżku to się grubo mylisz.
Ignorując ponaglające klepnięcie podeszła do okna i złapała za staroświecką, mosiężną klamkę. Dało się słyszeć głośny zgrzyt i po chwili do pokoju wtargnęła fala chłodniejszego powietrza, przesycona zapachem deszczu i wilgotnej trawy. Kilka lodowatych kropel wylądowało na bladej skórze ramienia, łaskocząc ją podczas mozolnej wędrówki w dół. Erin starła je pospiesznie przy pomocy ciemnogranatowej zasłony. Dostęp świeżego powietrza i widok lasu, zatopionego w późnowieczornym mroku, wybijał kolejne dziury w murze paranoi. Podnosząc papierosa do ust dziewczyna ze złością odnotowała jak bardzo trzęsą się jej ręce. Potrzebowała cukru i to szybko.
-W bocznej kieszeni plecaka powinna być puszka coli, mógłbyś ją wyciągnąć...i zasłonić czymś lustro? - poprosiła, unikając wzroku Richarda. Tłumaczenie “jak i dlaczego” było ponad jej siły.

Prośba zasłonięcia lustra wydała się dość dziwna dla mężczyzny. Przez moment zastanawiał się czym można by było zasłonić powierzchnię zabytku i do głowy przyszedł mu jedynie ręcznik jakim owijała się dziennikarka, gdy przyszła do niego po kąpieli w deszczu. Podszedł jednak do plecaka w poszukiwaniu tego pierwszego przedmiotu. Po odnalezieniu puszki postawił ją na parapecie.
- Nadal się boisz? Jeśli chcesz bym z Tobą spał, to pójdę sobie po jakieś ubrania. Lustro zasłonię szarym ręcznikiem schnącym teraz na krześle. Zgoda?

Z boku cała sytuacja wyglądać musiała zabawnie, choć groteskowo. Mała dziewczynka bojąca sie spać w ciemnym pokoju i opiekuńczy nieznajomy, łaskawie proponujący opiekę w tym jakże trudnym momencie. Brakowało tylko by zajrzał pod łóżko i do szafy w poszukiwaniu wyimaginowanych potworów, a potem poczytał bajkę na dobranoc. Erin czuła się śmieszna, rumieniec wstydu zapłonął na jej policzkach. Zaciągnęła się porządnie, po czym wypuściła siwy dym nosem. Wałeczek popiołu spadł na parapet i pozostał tam w pozycji przeczącej sile grawitacji.
-Richard…- zaczęła, lecz nagle język jej skołowaciał. Znowu nie wiedziała co powiedzieć, zmieszana obecnością taksówkarza. Kolejny raz podniosła papierosa do ust, kupując tym sobie kilka cennych sekund.
-Nic nie musisz, jeśli nie chcesz - dokończyła w typowym dla siebie przejawie dyplomacji. Zastygła w bezruchu, czekając na jego reakcję. Obawiała sie tego, że uwolniony od konieczności towarzyszenia jej po prostu pójdzie do siebie, nie oglądając się za plecy ani razu. Musiał być zły, zamiast chętnej do igraszek kobiety trafił na neurotyczną bombę ze szwankującym zapalnikiem. Kto normalny znosiłby coś takiego z włąsnej, nieprzymuszonej woli?

Taksówkarz wziął podarowanego wcześniej papierosa, zaciągnął się mocno paląc znaczną część. Odłożył go jednak na puszkę coli kładąc filtrem w stronę otwarcia. Westchnął ciężko cały czas patrząc na dziewczynę, która wyraźnie nie mogła zebrać myśli. Sam też nie bardzo wiedział co ma dalej robić. Cudowna atmosfera uleciała jak zerwany latawiec na silnym wietrze.
- Zaraz przyjdę – wyszedł z pokoju nie czekając na odpowiedz. Korytarz znów był pusty, z dołu dochodziły jakieś ciche dźwięki. Zwinął z krzesła wyschnięty ręcznik, z szafki wyjął spodnie i bluzę oraz rewolwer który wcisnął między ubrania. Po powrocie do pokoju ubrania położył obok torby Erin, ręcznik zaś zahaczył o wystające elementy lustra tak, aby całe skryło się pod szarą płachtą.
- Tak lepiej? – zapytał podchodząc znów do dziewczyny. Wyjął jej papierosa z ust i lekko się zaciągnął. Zupełnie jak za pierwszym razem.

Drzwi otworzyły się tak samo cicho jak przedtem zamknęły. Bała się odwrócić. Wybujała wyobraźna podsuwała jej uporczywie obraz domniemanego gościa...i nie był nim Richard. Dopiero jego głos odgonił natrętne widmo, przywracając myśli na właściwy tor.
-Pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale nie lubię obcych luster...szczególnie nocą - odparła, sięgając po drugiego fajka i skiepowała go na szybie. Garść drobnych iskierek zalśniła w powietrzu i zgasła w kontakcie z deszczem. Ruda zdmuchnęła resztki popiołu z puszki i otworzyła ją. Syk bąbelków zgrał się z kolejnym grzmotem, który przetoczył się nad domem.

- Każdy ma swoje fanaberie. Jesteś ze mną i nic Ci nie grozi, pamiętaj – powiedział po czym dał dziewczynie buziaka w policzek. Znów poczuł coś dziwnego. Erin stała przed nim zupełnie naga bez najmniejszego nawet skrępowania. Alkohol zupełnie z nich uleciał, wyparował w natłoku nie do końca jasnych zdarzeń. Nie sprawiło to jednak, aby odczuwała jakiekolwiek zmieszanie pozwalając na oglądanie swego ciała ciemnym oczom taksówkarza. On też nie czuł nawet najmniejszego zakłopotania by pocałować ją, klepać po pośladkach lub po prostu patrzeć. Położył się na łóżku z rękami splecionymi za głową. Oczekiwał, że dziewczyna w końcu przyjdzie, lecz nie wiedział jak się do końca zachować. Skrzyżował nogi i popatrzył na sufit.
- Jak się czujesz teraz? – Zadał dość absurdalne pytanie, jednak chciał przerwać wiercącą w umyśle ciszę.

Erin wymruczała coś niezrozumiałego, wypijajac duszkiem połowę coli. Napój skutecznie zmywał z języka resztki nikotyny, pozostawiając chakaterystyczny, słodki posmak. Drżenie rąk po chwili ustało, więc uzbrojona w puszkę coli ruszyła ku łóżku i czekającemu na nim mężczyźnie. Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej, lecz wciąż wszystko dało się jeszcze naprawić. Wystarczyła odrobina chęci, a te rosły w dziewczynie wprost proporcjonalnie do malejącego dystansu. Z niepewnym uśmiechem wpakowała się taksówkarzowi na kolana, siadając okrakiem na jego udach.
-Sytuacja opanowana, dzięki za troskę. Teraz jest...dobrze - przyznała szczerze, podając mu aluminiowy pojemniczek - Masz, zanim wypiję wszystko.

Mężczyzna poczuł ciężar dziennikarki. Nadal nie mógł pojąć co napędza jej umysł do takiej śmiałości. Podparł się jedną ręką z tyłu, drugą wziął puszkę i opróżnił ją do końca z pozostawionej zawartości. Szybko wypity napój podrapał go w gardło. Postawił puszkę na stoliczku obok kluczy i wrócił do pozycji wyjściowej ze splecionymi dłońmi. Popatrzył na rudowłosą z oczami pełnymi tęsknoty za dawną przyjemnością. Uśmiechał się ciepło.
- I co teraz? – Spytał schodząc wzrokiem na usta, potem zatrzymał się dłużej na biuście by powrócić ponownie do oczu.
- Nadal masz ochotę to kontynuować? Czy jednak była to sprawka procentów w naszych żyłach? Czy teraz, już kompletnie trzeźwi, nie mamy szans na odrobinę przyjemności? – zadawał pytanie za pytaniem licząc, że dziewczyna zbliży się i zatka jego usta. Coś sprawiało, że nie mógł się od niej już oderwać.

Dziewczyna niedbałe wzruszyła ramionami, rozważając w głowie wszelkie za i przeciw. Richard nie był taki zły. Nie miałaby nic przeciwko temu, by ktoś podobny do niego na dłuższy czas zakotwiczył w jej życiu. Niestety żaden facet spoza środowiska nie wytrzymałby trybu życia, jaki prowadziła. Żaden też nie pogodziłby się z tym, że jego partnerka zarabia znacznie więcej od niego. Tej nocy nie było to jednak ważne. Liczyła się tylko dwójka ludzi, odcięta od reszty świata szalejąca burzą. Ukryta bezpiecznie w czterech, niebieskich ścianach.

Ruda patrzyła zahipnotyzowana, jakby chciała pożreć mężczyznę wzrokiem. Jej serce zaczęło walić jak bęben. Miała nadzieję, że jemu też. Spojrzała w dół i natrafiła na szeroko otwarte czarne oczy, wyrażające niecierpliwość i napięcie. To przesądziło sprawę. Wypuszczając z ust gorący oddech, sięgnęła dłonią ku jego przyrodzeniu i objęła je delikatnie palcami. Pierwszemu dotykowi towarzyszyło głośny syk. Obserwowała partnera spod przymkniętych powiek, mrucząc z przyjemności. Uwielbiała patrzeć na twarze mężczyzn ogarnięte rozkoszą, szczególnie gdy była ona rezultatem jej działań, to zawsze burzyło w niej krew. Sprawiało, że momentalnie zapominała o wszystkich problemach - zarówno tych realnych jak i wyimaginowanych. Drobne piersi unosiły się i opadały coraz szybciej. Taksówkarz położył na nich dłonie. Dziewczyna poczuła ten gest i wolną ręką zakryła jedną z nich. Niemal straciła głowę. Jej ruchy stawały się coraz szybsze, bardziej zachłanne. Ścisnęła mimowolnie kołyszące się na boki uda.
- Jeśli cię nie wystraszyłam…-wychrypiała, pochylając tułów do przodu i pocałowała go namiętnie w usta, próbując zatrzeć wrażenie wywołane wcześniejszymi wypadkami.

Gonitwa ruszyła wzbijając w powietrze kłęby piasku. Rozgrywka znów zaczęła się toczyć nabierając na szybkości. Rich czerpał garściami z przyjemności ofiarowywanej przez znów rozpaloną bestię o ognistych włosach i oczach w których można było się utopić. Znów poczuł jak jej serce bije w oszalałym rytmie. Jak nozdrza rozszerzają się szeroko próbując złapać jak najwięcej powietrza. I poczuł to nie tylko u niej, bo u siebie również. Wziął dziewczynę w ramiona i zaczął dziko całować. Tęsknił za tym co działo się przed jego głupim pytaniem, które zadał w niewłaściwym momencie. Zamienili się stronami, nadal wymieniając się pocałunkami w oszalałym tempie. Teraz ona była zdana na jego łaskę, po raz kolejny już tego wieczoru. Znów dotykał ją po piersiach, tym razem jednak nie schodził w dół by wreszcie zobaczyć jak dziewczyna wygina głowę mocno do tyłu w nagłym impulsie dochodzącym z dołu. Ruch bioder obu kochanków zlewał się ze sobą przyspieszając i nabierając na sile. Rich napawał się jękami dziewczyny obsypując ją gradem pocałunków. Jedyne co gościło teraz w jego głowie to ona. Seksowna kobieta która pojawiła się w jego życiu po długim okresie ogólnej pustki. Nie znał jej, jednak nie miało to teraz najmniejszego znaczenia.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline