Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 01:24   #93
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
7 Myrmidis 2523


* * *


Gdzieś na Podmurzu

To było jako szukanie igły w stogu siana. A raczej byłoby, gdyby jeden ze schwytanych przez nich osiłków ich nie doinformował. Całe miasto było labiryntem, ale w większości przypadków dało się rozróżniać części dzielnic i ulice poprzez budynki. Tutaj, na Podmurzu, trzeba było mieć nie lada oko do detalów architektonicznych, by opanować taką sztukę. Rzędy marmurowych kamienic o kolorze kości wyglądały niemalże identycznie, a odnaleźć dało się jedynie po numerach umocowanych przy wejściach na skromne wewnętrzne dziedzińce.

Renato, Bartolomeo i dwójka falcowych siepaczy kierowała się alejką między kamienicami, poszukując numeru 44. Dzień ustąpił miejsca nocy prawie że całkowicie i latarnicy kręcili się jeszcze ulicami, dokańczając powoli zapalanie świateł. Zarówno oni, jak i losowi przechodnie, nie poświęcali kwartetowi za dużo uwagi. Do celu dotarli nieniepokojeni przez nikogo. Kamienica nr 44 nie należała do najbardziej reprezentatywnych. W ogóle nie należała, jeśli nie licząc nielicznych lokatorów nie za ciekawej proweniencji.

Melina Marii znajdowała się w jednym z pustostanów i, jak obiecał przesłuchiwany, mieli znaleźć jedynie kurz i szczury. I, zaskakująco, znaleźli tylko tyle. Nie licząc, rzecz jasna, walających się pod stopami butelek, cegiełek i kawałków różnych materiałów. Opuścili pomieszczenie w momencie, gdy na parterze rozgorzała bójka. Falcowi siepacze przystanęli przy nadgryzionej zębem czasu balustradzie, oglądając zmagania bojowników w dole. Bartolomeo chwilę rozważał dołączenie do nich, a Renato...

Renato czuł się nieswojo. Włosy na karku jeżyły mu się przez znajome uczucie i rozejrzał się powoli w poszukiwaniu obserwatora. Znalazł go, a raczej , w progu jednego z pokoi. Ciemnoskóra kobieta z włosami zbitymi w strąki, która - wnosząc po oczach - mentalnym zdrowiem dorównywała staremu Lorenzo. Santori, jako odbiorca jej intensywnego spojrzenia, miał prawo czuć się nieswojo.

- Śmierć - odezwała się, przeciągając sylaby - śmierdzisz śmiercią.

I zatrzasnęła drzwi.


* * *



Piazza di Riscatto i okolice, Nowe Miasto

"Manzo i synowie" po wizycie w piwnicy i zobaczeniu jej zawartości przestało być przyjemnym miejscem, a zaczęło pobudzać wyobraźnię makabrycznymi scenariuszami. Jedne podsuwały pomysły, jak odpłacić Maestro za brutalne potraktowanie Rusta i Bryce'a. Drugie natomiast wywoływały na pierwszy plan historie zasłyszane w zajazdach i lokalach, w których - historiach, rzecz jasna - ludzkie mięso było daniem dnia.

Marco po przywłaszczeniu sobie klejnocików i cienkiej mizerykordii zaczął krążyć po pokoju. Nie chciał zostawiać Satina samopas podczas tłumaczenia, coby ten nie wykorzystał okazji do ucieczki. Może i nie przejawiał jak na razie wrogich im zamiarów, ale przecież mógł być równie dobrym aktorem, co śpiewakiem. Istniała taka możliwość. Della Rovere miał więc na niego oko, podczas gdy Katerina miała oko na Maestra i jego znajomą. Kobieta przedstawiła się jako Róża i nie miała przy sobie nic wartościowego. Najemniczka znalazła jedynie sztylet wciśnięty w cholewkę buta i żelazną monetę z dziurą w środku.

Satinowi zajęło nieco rozszyfrowanie wiadomości, ale koniec końców odniósł sukces. Wpierw oczywiście nagryzmolił zdrowo na kartce papieru w próbach przetłumaczenia szpiegowego na tileański, lecz końcowy efekt był schludnie zapisany na pergaminie. Szpieg wręczył go Marcowi, który od kilku chwil trwał przy oknie, z nudów obserwując spacerujące osoby.
Satin nie będzie sprawiać problemów. Róża zapewnia, że wszystko idzie według planu. Niedługo pisklę będzie nasze. Nadal szukamy myśliwych.
Szyfr w szyfrze. Ten drugi był jednak nieco łatwiejszy, jeśli znało się słowa klucze. Marco nie znał (oprócz jednego - "Satin") i chciał spytać się swojego towarzysza, kiedy coś przykuło jego uwagę. No, nie coś, a ktoś. Kilku ktosiów. Pod kolumną Błogosławionej Myrmidii zauważył znajomą twarz w otoczeniu twarzy nieznajomych. Lorenzo Gaetani stał sobie w najlepsze na placu, otoczony przez trójkę mężczyzn. Tak, Marco miał pewność, swój swojego pozna. To był on.

Tylko dlaczego tutaj?
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-07-2014 o 01:27.
Aro jest offline