Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2014, 14:53   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Górne piętro zakładu “Manzo i synowie” było, jak Satin wspominał, mieszkaniem. Mieszkaniem skromnym - sypialnia, kuchnia, pokój dzienny i gabinet. Nic wymyślnego. Mężczyźni skierowali kroki do, jakżeby inaczej, gabinetu. Pokój był nawet przytulny, acz urządzony równie minimalistycznie co reszta pomieszczeń. Dywan, biurko, pulpit do pisania listów, biblioteczka. Lichtarze ze świecami, cienkie zasłony w oknach naprzeciwko drzwi, obraz przedstawiający nimfy podczas kąpieli i paprotka w doniczce.

Blat biurka był czysty, jeśli nie liczyć stosu pustych papierów i zalakowanego listu. Marco dopadł maestrowej pieczęci pierwszy i zupełnie nie przejmował się manierami czy etyką. Rozerwał pieczęć z ozdobnym “M” i byłby wziął się za czytanie, gdyby nie to, że litery i tworzone przezeń wyrazy nie miały najmniejszego sensu.

gyrcdyzrd
tkkhdhoh
jztmvmqy
zcftrvzc
lznmydvd
xmozxoza
ldhkrzbd
xyrosyoh
rrjdjzgm
kskknynm
hmdchnah
vdadcpks
xhdvyvdz
bycdhhlp

- Szyfr - Satin stwierdził oczywiste.
Oczywista oczywistość. Tyle tylko, że Marco na szyfrach aż tak dobrze się nie znał. Przestawianie liter i tego typu proste szyfry - to by może jeszcze zdołał rozgryźć, ale to? Czy pierwszy wyraz, dłuższy od innych, jest kluczem?
Bo z pewnością nie był to szyfr książkowy.

Satin popatrzył chwilę na zaszyfrowaną wiadomość, po czym bez słowa wziął się przeszukiwanie biurkowych szuflad. Nie dbał za bardzo o dyskrecję, bezceremonialnie wywalając ich zawartość na podłogę i ostukując drewno w poszukiwaniu drugiego dna. Wokół stóp duetu prędko zaroiło się od różnej maści śmieci, ale szpieg nie znalazł tego, co szukał w biurku.

- Gdzieś muszą być instrukcje, jak rozszyfrować tę wiadomość - wyjaśnił Marcowi. - Każdy szpieg trzyma takie informacje, bo używamy różnych szyfrów.
- Może to trzymać wszędzie, w kieszeni, w głowie, przyklejone pod biurkiem - odparł Marco.
- Prawda to - przytaknął Satin, uprzednio sprawdziwszy spód biurka - ale takie rzeczy trzymamy zawsze blisko. Nie w kieszeni i nie w głowie, ale blisko. Mógłbym spróbować odcyfrować list bez instrukcji, użyć popularnych sposobów - zazwyczaj zmienia się po prostu jedną literę na drugą - ale cholera wie, jak się ją czyta. Z góry na dół, od prawej do lewej, co drugą literę. Multum możliwości.
- No niestety - potwierdził Marco. - Bez podpowiedzi trudno będzie to rozgryźć. Na szczęście mamy źródło informacji. Piętro niżej.
- Prawda to - chłopak po raz kolejny przytaknął szlachcicowi. - Problem będzie tylko z przekonaniem Maestra do współpracy.
- Słyszałem o kimś, kto ma talent do przekonywania - powiedział Marco. - A po tym, co widziałem w piwnicy, moja sympatia do Maestra jest, można by rzec, niezbyt wysoka.
- Tortury? - Satin zapytał nieco sceptycznie. - Nie wiem, czy takim sposobem da się coś wycisnąć ze szpiega.
- Wszystko zależy od tego, kto torturuje - odparł Marco. - Ale taki bardziej rozsądny szpieg powinien wiedzieć, kiedy gra jest skończona.
- Rozsądny szpieg nie daje się złapać - zripostował blondyn.
- Może i prawda. Nigdy nie byłem szpiegiem, więc mogę się mylić.

Duet postanowił dłużej nie mitrężyć i skierował swe kroki ku wyjściu z maestrowego gabinetu. Satin okrążył biurko, ale wnet zastygł w półkroku. Marco rzucił mu pytające spojrzenie, ale ten nie silił się na odpowiedź i klęknął na deskach, podważając jedną z nich. Skromnych rozmiarów skarbiec otworzył przed nimi swoje podwoje, a jego zawartość wnet dołączyła do zaszyfrowanego listu. Pokaźnych rozmiarów szkatuła zawierała sakiewkę z paroma malutkimi kamieniami szlachetnymi, kilka zaszyfrowanych wiadomości bądź informacji na kartkach papieru, cieniutkie ostrze i prostą, oprawioną w skórę książeczkę.

- Eureka - Satin uśmiechnął się po przewertowaniu paru stronic. - Mamy nasz klucz do rozszyfrowania wiadomości. “Ze wschodu na zachód, z doliny w góry i z gór na powrót w doliny. Krok do tyłu jest krokiem w dobrym kierunku.” Marny z Maestra poeta, ale to lepiej dla nas.
- Mogę to przetłumaczyć - dodał.

Marco, do którego kieszeni trafiły i kamienie, i cienkie ostrze, przez moment przyglądał się trzymanej przez Satina książeczce, powiedział:

- W takim razie przetłumacz to. - Wskazał na tekst z zapieczętowanego listu. - Książeczkę i pozostałe wiadomości zostawimy na później.

Satin może i był sprzymierzeńcem, ale po co miał wiedzieć więcej, niż powinien.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-07-2014, 00:20   #92
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
-Mamy trzech jeńców. Niech każdy popracuje nad jednym, ten ranny jest juz uszkodzony i nieprzytomny więc nadaje się do eksperymentu. Bartolomeo ten z serum należy do ciebie, ja przesłucham ostatniego tradycyjnie. - Powiedział Zalafax.

Lorenzo nie rozumiał eksperymentów, czarów i magicznych sztuczek, ale rozumiał to, że zbir ma informacje dotyczące jego siostry i trzeba je za wszelką cenę z niego wyciągnąć. A że robił już gorsze rzeczy, za mniejszą stawkę nie miał żadnych oporów przed korzystaniem ze środków przymusu bezpośredniego dla zdobycia zeznań.
- Idę z tobą. Nie odmówię sobie przyjemności patrzenia na tą mordę, wykrzywioną bólem.

Anika widząc, że ma możliwość wyboru, postanowiła pozostać na górze. Ledwo podgojone rany rwały bólem nowego cięcia, które otrzymała w niedawnej walce. Tego typu traktowanie ludzi zdecydowanie nie należało do jej codzienności i na samą myśl czuła jak przewraca jej się w żołądku.
W oczekiwaniu na powrót mężczyzn przemierzała nerwowo korytarz postukując obcasem swoich czarnych, prostych butów szepcząc pod nosem modlitwy do swojego boga i mając w duchu nadzieję, że nie uzna jej udziału w tej sytuacji jako zniewagi dla swojego imienia.
Starała się uciec myślami od tego miejsca, tych ludzi, i tej sytuacji w jakiej została postawiona. Gdy w pewnym momencie z dołu dobiegł ją krzyk, którego nie zdołały całkowicie wytłumić ściany korytarza, jej bujna, karmiona za młodu literaturą wyobraźnia podsunęła jej kilka obrazów, sugerujących przebieg sytuacji na dole. Żołądek dziewczyny nie wytrzymał i w ostatniej chwili dobiegła do okna, by wychyliwszy się przez nie wyrzucić z siebie swój wcześniejszy, skromny obiad.
Gdy wreszcie spazmy ustały blada opadła na posadzkę oddychając ciężko i trzymając się za bok, który zapłoną dodatkowym bólem. Miała cichą nadzieję, że nikt nie był świadkiem tej sceny.



Po całym przesłuchaniu Zalaflax czekał pod drzwiami Renato.
-Rozmawiałem z panem Falco, Signore Renato. Usłyszałem, że mam z panem ustalić podział jeńców. Ponoć pańskie eksperymenty, wymagają ich udziału. Popieram pęd do wiedzy, chciałbym jednak z tej trójki zabrać tego którego przesłuchiwałem. Po całej sprawie ma się rozumieć. Gdy już pani Maria wpadnie w nasze ręce. Panu i tak zostaną dwa egzemplarze, jeden to niewielka strata.
- Monsignore Zalaflax - odezwał się Renato, zdejmując swój fartuch - nie ma najmniejszego problemu. Myślę że zanim skończymy będziemy mieli sporo jeńców. Tylko mój będzie przydatny do czego innego. Przerobiłem go na naszego człowieka…
- Jeśli cię to pocieszy, mój jeniec jest cały i nie uszkodziłem go bardziej niż już był. - Bartolomeo powiedział z uśmiechem podchodząc do towarzyszy. - Powiedział mi też trochę ciekawych informacji i wygląda na to, że przyda nam się nasz nowy sojusznik. - Czarodziej podzielił się informacjami, które potwierdziły zeznania pozostałych więźniów. - Powinniśmy chyba dołączyć do panny Aniki. -
-Mam pewne sprawy więc jeńcy są mile widziani.- powiedział tajemniczo -Cóż pozostaje zadać pytanie co dalej. Drogi Renato przesłuchiwałeś najbardziej kompetentnego jeńca, co wiemy i co sugerujesz?
- Same dobre wieści, Panowie - odrzekł Renato Santori wkładając kryzę - najwyraźniej nasi przyjaciele blefowali przy pomocy ukradzionej broszki. To w skrócie, protokół przesłuchania trafił do Pana Falco, drugą kopię mam w pracowni, ale możecie jeńca wypytać sami. Teraz pracuje dla nas.
- Chyba nie będzie takiej potrzeby, ten przesłuchiwany przez mnie potwierdził, że panna Gaetani jest bezpieczna. Powiedział też, że ktoś miał odebrać od nich signore Lorenzo na placu Odkupienia. Mnie jednak martwi tajemnicza postać stojąca za panną Marią. Niejaki Maestro. Moje doświadczenia w imperium nauczyły mnie, że ktoś kto karze się tytuować mistrzem i pozostaje w cieniu, szara eminencja pociągająca za sznurki, może okazać się przeciwnikiem ponad naszą miarę.

-Plac i Melina musimy tam pójść jednocześnie. Ja, Anika, Lorenzo pozornie związany i nasz agent w obstawie dwóch ludzi przechwycimy człowieka z placu. Wy panowie z taką samą świtą odwiedzicie drugą lokalizacje. Potem spotkamy się tu z powrotem. Chyba, że macie panowie lepsze pomysły? Na Placu powinno pójść gładko, dwóch ludzi naszego mocodawcy zastąpi dwójkę złapanych przez nas siepaczy. Będą jednocześnie kontrolować naszego agenta, w trzech przechwycą człowieka Marii. Ja i Anika będziemy ich asekurować.

Anice, jak na razie podobał się przedstawiony plan tym bardziej, że oznaczało to wyjście na świeże powietrze. Podobało jej się również, że nie ona musi o wszystkim decydować. Schowała szczelnie pod ubraniem symbol swojego boga. Miała wrażenie, że obraża go udziałem w tym całym przedsiemwzięciu, jednak nie skomentowała tego ani słowem. Słysząc słowa Zalafaxa skinęła głową aby wiedzieli, że się zgadza. Domyślając się, czym zajęcci byli mężczyźni w momencie gdy na nich czekała miała wrażenie, że otacza ich nieprzyjemny odór bolesnej śmierci.

- Questo piano fa senso. Faciamo cosi. - Lorenzo kiedy usłyszał o planie, nie miał żadnych uwag, ani poprawek do dodania. W tej chwili był w stanie myśleć tylko o bezpieczeństwie siostry.

"tłum:Ten plan ma sens, zróbmy tak."
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 01-07-2014 o 00:42.
Nimitz jest offline  
Stary 02-07-2014, 01:24   #93
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
7 Myrmidis 2523


* * *


Gdzieś na Podmurzu

To było jako szukanie igły w stogu siana. A raczej byłoby, gdyby jeden ze schwytanych przez nich osiłków ich nie doinformował. Całe miasto było labiryntem, ale w większości przypadków dało się rozróżniać części dzielnic i ulice poprzez budynki. Tutaj, na Podmurzu, trzeba było mieć nie lada oko do detalów architektonicznych, by opanować taką sztukę. Rzędy marmurowych kamienic o kolorze kości wyglądały niemalże identycznie, a odnaleźć dało się jedynie po numerach umocowanych przy wejściach na skromne wewnętrzne dziedzińce.

Renato, Bartolomeo i dwójka falcowych siepaczy kierowała się alejką między kamienicami, poszukując numeru 44. Dzień ustąpił miejsca nocy prawie że całkowicie i latarnicy kręcili się jeszcze ulicami, dokańczając powoli zapalanie świateł. Zarówno oni, jak i losowi przechodnie, nie poświęcali kwartetowi za dużo uwagi. Do celu dotarli nieniepokojeni przez nikogo. Kamienica nr 44 nie należała do najbardziej reprezentatywnych. W ogóle nie należała, jeśli nie licząc nielicznych lokatorów nie za ciekawej proweniencji.

Melina Marii znajdowała się w jednym z pustostanów i, jak obiecał przesłuchiwany, mieli znaleźć jedynie kurz i szczury. I, zaskakująco, znaleźli tylko tyle. Nie licząc, rzecz jasna, walających się pod stopami butelek, cegiełek i kawałków różnych materiałów. Opuścili pomieszczenie w momencie, gdy na parterze rozgorzała bójka. Falcowi siepacze przystanęli przy nadgryzionej zębem czasu balustradzie, oglądając zmagania bojowników w dole. Bartolomeo chwilę rozważał dołączenie do nich, a Renato...

Renato czuł się nieswojo. Włosy na karku jeżyły mu się przez znajome uczucie i rozejrzał się powoli w poszukiwaniu obserwatora. Znalazł go, a raczej , w progu jednego z pokoi. Ciemnoskóra kobieta z włosami zbitymi w strąki, która - wnosząc po oczach - mentalnym zdrowiem dorównywała staremu Lorenzo. Santori, jako odbiorca jej intensywnego spojrzenia, miał prawo czuć się nieswojo.

- Śmierć - odezwała się, przeciągając sylaby - śmierdzisz śmiercią.

I zatrzasnęła drzwi.


* * *



Piazza di Riscatto i okolice, Nowe Miasto

"Manzo i synowie" po wizycie w piwnicy i zobaczeniu jej zawartości przestało być przyjemnym miejscem, a zaczęło pobudzać wyobraźnię makabrycznymi scenariuszami. Jedne podsuwały pomysły, jak odpłacić Maestro za brutalne potraktowanie Rusta i Bryce'a. Drugie natomiast wywoływały na pierwszy plan historie zasłyszane w zajazdach i lokalach, w których - historiach, rzecz jasna - ludzkie mięso było daniem dnia.

Marco po przywłaszczeniu sobie klejnocików i cienkiej mizerykordii zaczął krążyć po pokoju. Nie chciał zostawiać Satina samopas podczas tłumaczenia, coby ten nie wykorzystał okazji do ucieczki. Może i nie przejawiał jak na razie wrogich im zamiarów, ale przecież mógł być równie dobrym aktorem, co śpiewakiem. Istniała taka możliwość. Della Rovere miał więc na niego oko, podczas gdy Katerina miała oko na Maestra i jego znajomą. Kobieta przedstawiła się jako Róża i nie miała przy sobie nic wartościowego. Najemniczka znalazła jedynie sztylet wciśnięty w cholewkę buta i żelazną monetę z dziurą w środku.

Satinowi zajęło nieco rozszyfrowanie wiadomości, ale koniec końców odniósł sukces. Wpierw oczywiście nagryzmolił zdrowo na kartce papieru w próbach przetłumaczenia szpiegowego na tileański, lecz końcowy efekt był schludnie zapisany na pergaminie. Szpieg wręczył go Marcowi, który od kilku chwil trwał przy oknie, z nudów obserwując spacerujące osoby.
Satin nie będzie sprawiać problemów. Róża zapewnia, że wszystko idzie według planu. Niedługo pisklę będzie nasze. Nadal szukamy myśliwych.
Szyfr w szyfrze. Ten drugi był jednak nieco łatwiejszy, jeśli znało się słowa klucze. Marco nie znał (oprócz jednego - "Satin") i chciał spytać się swojego towarzysza, kiedy coś przykuło jego uwagę. No, nie coś, a ktoś. Kilku ktosiów. Pod kolumną Błogosławionej Myrmidii zauważył znajomą twarz w otoczeniu twarzy nieznajomych. Lorenzo Gaetani stał sobie w najlepsze na placu, otoczony przez trójkę mężczyzn. Tak, Marco miał pewność, swój swojego pozna. To był on.

Tylko dlaczego tutaj?
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-07-2014 o 01:27.
Aro jest offline  
Stary 08-07-2014, 10:54   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pora się stąd zabrać - powiedział Marco, gdy w jego kieszeni znalazła się i notatka, i tłumaczenie. - Chyba wszystko mamy, co trzeba, a jeśli za długo tu zabawimy, to jeszcze jacyś kolejni goście się zwalą. Nie warto więc dłużej czekać.

- Same skarby - powiedział, gdy już znaleźli się na parterze. - Trzeba jak najszybciej oddać to w pewne ręce.
- Znalazłaś może klucz od tego przybytku? - spytał. - A, jeszcze jedno. Nie wiadomo jak i dlaczego w okolicy krąży Lorenzo. No, może nie krąży. Stoi sobie pod kolumną Myrmidii. Nie sam. Dostaliśmy ostatnio jakieś posiłki?
- A wyglądam, jakbym się stąd ruszała? - zirytowała się Katerina nowymi informacjami, a wobec oporu babska dotyczącego dzielenia się z łuczniczką swoją wiedzą wsadziła jej z powrotem knebel do pyska. - Pakujcie ich do piwnicy i zwijajmy się stąd.
Babsko szarpało się nieco, ale wspólne siły Marco i Satina okazały się wystarczające. Po kilku chwilach kolejny jeniec zawisł na łańcuchach, przy milczącej aprobacie Kateriny, która z obrzydzeniem i przerażeniem oglądała miejsce kaźni. Zaiste, szpieg do tej pory kojarzył jej się zupełnie z czym innym. No cóż, ludzie uczą się na błędach. Dzięki bogom, tym razem nie były to moje błędy, pomyślała patrząc na zmasakrowane ciała współpracowników. Najemniczka była przyzwyczajona do widoku trupów, ale nie TAKICH… Najwyraźniej w tym zleceniu Falców mniej było “wynieś, przynieś”, a więcej “pozamiataj”. I coraz gorzej wróżyło to ich przypadkowej kompanii.
Marco raz jeszcze sprawdził, czy wszyscy są odpowiednio dobrze przywiązani i starannie zakneblował raz jeszcze całą trójkę. Gdy tylko wyszedł z piwnicy zamknął klapę i przesunął ciężką beczkę tak, by jak najbardziej utrudnić życie tym, którzy by chcieli od dołu otworzyć klapę.

Rada w radę uradzili... Drzwi frontowe zostawili zamknięte na głucho i dyskretnie wymknęli się tylnym wyjściem.
Obecność Lorentza w otoczeniu obcych osób mogła świadczyć o kłopotach... a tych mieli i tak dosyć dużo. Lepiej było powiadomić rodzinę Falco o zdobyczy, a potem... Potem się zobaczy.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-07-2014, 00:04   #95
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
8 Myrmidis 2523



* * *



Kolejny dzień rozpoczął się spokojnie - w porównaniu do poprzedniego, który to zszokował całą luccińską populację. Wieści z północy nie zwiastowały niczego dobrego, a na horyzoncie majaczyły ciemne burzowe chmury. Znawcy tematu zrazu by powiedzieli, że delikatne tileańskie status quo zostało naruszone upadkiem Miragliano. Pojawiła się luka do zapełnienia w układzie sił i co niektórzy twierdzili, że już rozpoczęły się machinacje wielu stronnictw.

Plotki, jak to plotki. Były mniej lub bardziej absurdalne, mniej lub bardziej prawdopodobne. Oddzielenie ziarna od plew było natomiast, jak zwykle, niezwykle trudne. Remas zaoferowało protekcję miastom, które wcześniej podlegały Miragliano. Trantio szykowało się do najazdu na rzeczone miasta, a Pavona z kolei do najazdu na Trantio. Garnizony wzdłuż rzek Tarano i Cristallo postawiono w stan gotowości. Górskie twierdze w Przełęczy Nuvolońskiej szykowały się na bretońską armię. Zaskakująco brakowało plotek o tym, co robiły dawne miasta-wasale Miragliano - Udolpho, Ebino, Toscania, Ravola i Campogrotta.

Na południu plotek słuchano z największym zainteresowaniem, ale Luccini pozostawało jak na razie biernym obserwatorem. Nie było jasne, jak miasto zareaguje i czy w ogóle to zrobi. Zwolenników i przeciwników reakcji było wielu, podobnie jak osób, których cała sprawa interesowała mniej lub bardziej. Giuliana Scaliger, na ten przykład, była żywo zainteresowana losem swego pierworodnego Pietro, którego kompania najemnicza została najęta przez Księcia Miragliano. Vittoria Borghese natomiast interesowała się losem swego północnego odpowiednika, Wysokiego Orła Miragliano, któremu podlegała druga połowa tileańskich regimentów Orlego Zakonu i wszystkie regimenty w Imperium. Osób, które ciekawił los i tożsamości ocalałych z rzezi, było wiele. Nie zawsze z odpowiednich powodów. Ale na południu, w Luccini, ludzie mieli swoje zmartwienia.

Północ i pierwsze grzmoty nadchodzącej burzy były daleko.


* * *



Rezydencja Falców, Akropol

Kompania była na powrót w komplecie, można było powiedzieć. Można było powiedzieć, ale nie było to prawdą - skurczyła się i poszerzyła jednocześnie. Skromny pogrzeb Rusta, Bryce'a i Francesco Marrizano odbył się tego ranka, a Monsignore i Niccolo nie dawali znaku życia. Drużyna, która jeszcze nie tak dawno podróżowała w stronę Fortegno, teraz była o nieco ponad połowę mniejsza. W ich miejsca natomiast pojawiły się nowe twarze, które Renato i Lorenzo znali, a które Katerina i Marco właśnie poznawali. Bartolomeo di Cavallomenti, Anika Visconti i Zalaflax Flameseeker. Wszyscy zostali uraczeni obiadem przez Giovianniego Falco.

Obiad był, jak na szlachecką rodzinę, skromny. Dla niektórych z nich jednak był wspaniałą ucztą, na której nie brakowało prawdziwych rarytasów. Eleganckie talerze, kryształowe kielichy, metalowe sztućce. Przeróżne potrawy, które mogły uchodzić za dekoracje. Miseczki z kolorowymi arabskimi przyprawami. Ryby, mięsa i warzywa. Giovanni nie żałował im niczego. Był zadowolony i dawał temu wyraz. Chwalił za schwytanie Maestra i Róży, chwalił za schwytanie trójki zbirów i nawrócenie jednego z nich, chwalił za zdobycie maestrowej książeczki i korespondencji. Szlachcic nachwalił się jak nigdy.

Prędko wypłynął też temat ostatniego z trzech kłopotów, których mieli się pozbyć. Gatto był martwy, jeśli wierzyć doniesieniom ich nieobecnego kolegi, Monsignore'a, a Satin został chwilowo oczyszczony z zarzutów. Rozszyfrowana przez niego wiadomość stanowczo potwierdzała to, że sprawiał problemy Maestrowi, ale kto by tam łapał się w szpiegowskim biznesie. Zostawili decyzję o winie bądź jej braku bardziej wprawionym osobom. Pozostał jedynie tajemniczy osobnik o nazwisku Gagliardi.

Gagliardiowie byli pomniejszą rodziną mieszczańską, której specjalizacją było rzemiosło. Należeli do Gildii Żelaznej i posiadali w niej skromne udziały, będąc pod protekcją i patronatem della Torre'ów. Falcowie natomiast posiadali - przynajmniej przez jakiś czas - ich lojalność. Sytuacja się zmieniła, a wraz z nią nastawienie Familii do Gagliardich i ich patriarchy Dario. I to właśnie wesołej kompanii, obecnie zajadającej podany deser, zlecono zajęcie się sprawą.


* * *



- Marco, zostań jeszcze chwilę - odezwał się Giovanni, gdy przyszło do pożegnań. - Mam coś dla ciebie.

Rzeczywiście miał. Podarunek nie był jednak od signora Falco, a od kogoś zupełnie innego. Pieczęć strzegącą zawartości koperty poznał dosłownie od razu. Herb jego i jego rodziny, della Rovere'ów z Campogrotty. Pismo, którym papier był zapisany, również poznał. Caterina d'Alviano była wyrazistą i charakterystyczną kobietą. Jej pismo też.


"Drogi synu!

Zapewne słyszałeś już o tym, co dzieje się na północy. Wieści podróżują szybko, ale mam nadzieję że mój list dotrze nieco wolniej od nich, ponieważ nie planuję marnować papieru i atramentu na wyjaśnianie i informowanie. Chcę jedynie byś wiedział, że z nami wszystko w porządku i Campogrotta jest bezpieczna. Signor Falco informuje mnie, że bawisz obecnie w Luccini i nie narzekasz na wrażenia. Mam nadzieję, że nie sprawiasz naszemu kuzynowi problemów. Sofia bardzo za Tobą tęskni i nie może doczekać się spotkania z Tobą. Ja również na nie czekam. Luccini jest piękne latem, o wiele przyjemniejsze niż Campogrotta i Twojej siostrze przyda się wizyta na południu. Zwłaszcza w tak niespokojnych czasach.

Do rychłego zobaczenia,
Caterina d'Alviano"



- Również dostałem list od Cateriny - oznajmił Giovanni, gdy Marco skończył czytać wiadomość. - Naprawdę żałuję, że tak rzadko się z nią widuję. Niezwykła kobieta, jedyna w swoim rodzaju.

Co do tego nie było wątpliwości.

- Cieszy mnie to, że planuje nas odwiedzić - kontynuował Falco. - To będzie niezapomniana wizyta.

Tu również ciężko było się nie zgodzić.
 
Aro jest offline  
Stary 19-07-2014, 22:07   #96
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Bartolomeo popił właśnie pierś kurczaka z pesto, pomidorami i mozarellą wyśmienitym winem, pikantność wina sugerowała Tobaro, rocznik 2518, bardzo ciepłe lato i bardzo dobry rocznik. Czarodziej spojrzał po uczestnikach tego jakże królewskiego obiadu. Niektórzy gawędzili, inni pałaszowali ze smakiem jak jeszcze przed chwilą magik, inni, jak Renato siedzieli w ciszy myśląc zapewne na jakimiś makabrycznymi eksperymentami. Czarodziej przetarł usta rękawem w szlacheckiej manierze po czym uderzył delikatnie widelczykiem w kieliszek.
- Chciałbym wznieść toast moi drodzy. - Rozpoczął alchemik. - Przede wszystkim za signore Falco. To dzięki niemu się tu zebraliśmy i to jemu zawdzięczamy ten wyśmienity posiłek. Każdy z nas zebranych przy tym stole trafił do willi Falco z innego powodu ale wszystkich nas jak tu jesteśmy łączy z tą rodziną jedna rzecz, honor. - Cavallomenti podniósł kieliszek. - Aby twój ród Giovanni trwał wieki, a pańscy potomkowie raczyli się takim luksusem jak my na tym obiedzie. - Kończąc te słowa Bartolomeo skłonił się Giovanniemu. - Chciałbym też wznieść toast za towarzyszy. Tych których zdążyłem już poznać. - Czarodziej spojrzał po kolei na Anike, Zalaflaxa, Renato i Lorenzo. I skłonił się im z uśmiechem - Oraz tych, których dopiero dzisiaj dane było mi spotkać. - Cavallomenti skłonił głowę spoglądając na Marco i Katerinę, trochę dłużej zatrzymując wzrok na dziewczynie. - Ale przede wszystkim… - W tym miejscu czarodziej zrobił mała pauzę. - chciałbym wznieść toast za poległych. Choć ja osobiście nie miałem przyjemności ich poznać to myślę, że pomściliśmy ich śmierć w należyty sposób. Niech ich duszę przechadzają się w spokoju po ogrodzie Morra wiedząc, że ich oprawcy sami zostaną oprawieni i zapewne wrzuceni do zatoki, no chyba, że dołączamy ich do puli jeńców panowie. - Czarodziej zaśmiał się patrząc na Renato i elfa. - Na zdrowie! Za honor, wierność przyjaźń i wino, co by nam ich nigdy nie zabrakło i oby to zwycięstwo było jednym wielu jakie czekają naszą grupę. Najlepiej już w niezmiennym składzie. - Cavallomenti wypił cały kieliszek wina jednym haustem po czym uśmiechająć się szeroko usiadł z powrotem na krześle dolewając sobie kolejny. Giovanni Falco przyłączył się do toastu z uśmiechem równie oszczędnym, co fałszywym.

Gdzie on się chował, pomyślał z niesmakiem Marco, skrywając to uczucie w lekkim uśmiechu i w pucharze z winem. Niezłym winem, ale bynajmniej nie najlepszym. Życzenie Falcom takich uczt zdecydowanie było nietaktem. Ciekawe, czy w działaniu jest tak samo dobry, jak jest gadatliwy. I czy faktycznie jest taki głupi, czy tylko takiego udaje.

Cavallomenti zwrócił się do Lorenzo.
- Signore Gaetani, wybaczy pan śmiałość, ale muszę zapytać. Czy pańska siostra nie zechciałaby do nas dołączyć podczas tego wystawnego obiadu? Słyszałem, że signore Giovanni zakwaterował ją w willi. - Cavallomenti wbił ostatni kawałek kurczaka na widelec i uniósł go do ust. - Szkodą by było gdyby tak szlachetnie urodzona panna nie spróbowała tych wykwintnych dań. -
Gdy Zalaflax wysłuchiwał natomiast przemowy i toastów Bartolomeo, najpierw uniósł kielich uczestnicząc w toastach. Skinął głową z uśmiechem gdy towarzysz zawiesił na nim wzrok. Na koniec zaś gdy wspomniano o siostrze Lorenzo dodał od siebie.
- Młoda dama była sprawcą nie lada zamieszania. Radzi bylibyśmy ją poznać.
- Panna Gaetani - Falco odpowiedział za Lorenzo - prosiła, by jej nie przeszkadzać. Potrzebuje nieco czasu, by dojść do siebie po tym, jak jej brat o mało co nie zginął. Panowie wybaczą.
- Scusate lei signori, ostatnimi czasy jest nieco przytłoczona wydarzeniami. - dodał grzecznie Lorenzo, chociaż i tak nie miałby zbyt wielkiej ochoty zapoznawać swojej siostry z całą tą wesołą gromadką.

Zalaflax zajął miejsce koło Aniki.
- Czy teraz opowiesz mi pani co tak burzy twój spokój? Chwila jest dość doniosła, popracowaliśmy razem i odnieśliśmy pierwsze sukcesy. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że coś lub ktoś jest w twoim cieniu i daje ci spokoju. -
- Ciężko mi nazwać cokolwiek, z tego co zrobiliśmy sukcesem - odpowiedziała dziewczyna blednąc gdy wspomnienia ich “sukcesu” powróciły do jej myśli i poczuła jak traci apetyt.
-Jesteś pani wciąż delikatna, przejdzie ci.- uśmiechnął się pod nosem - Żyjemy, tamci nie bądź są w rękach Falców. To się nazywa sukcesem. Brudnym zapewne w pani oczach, ale na takim świecie żyjemy. Złym, zepsutym i choć nie wiadomo jak byłoby się szlachetnym na końcu i tak obowiązuje jedna prawda: “Albo oni albo ty”. Takim świat uczynili ludzie. -
Dzwiewczyna skrzywiła się na tą odpowiedź i jedynie w milczeniu zaczęła grzebać widelcem w talerzu, nie jedząc jednak.
“Albo oni, albo ja ?” Skąd ich zleceniodawca miał takie prawo by w ten sposób rozporządzić czyimkolwiek życiem. Jednak na prawdę, musiał dotrzeć do jej rozmówcy, gdyż ten był całkowicie przekonany do wagi swoich słów. Anika wierzyła, że wyborów jakie pojawiały się w życiu jest więcej niż tylko dwa. Nie tylko czerń i biel królowały na ziemi.
Przesunęła bezmyślnie jeden z kęsów z jednej części talerza na drugą. A nawet jeśli wyłącznie czerń i biel istnieją, to dlaczego na wyciągnięcie jakiejś informacji, trzeba było sięgnąć po aż tak drastyczne środki.
Upiła łyk kwaśnego wina z kieliszka jakby mógł odgonić on jej nieprzyjemne myśli.
Zalaflex widząc iż jego rozmówczyni nie podejmuje tematu, odpuścił dalszą rozmowę.
To jest żałosne, pomyślał Renato Santori, czując się wyjątkowo niezręcznie w swoim najlepszym (i identycznym z pozostałymi) żałobnym stroju. Irytowały go takie okazje, uważał je za marnowanie czasu. Zbyt wiele miał do zrobienia, wiedza nie zdobywa się sama, eksperymenty same nie doglądają, notatki same nie uzupełnią.
A jednak siedzę tutaj, popijając wino i jedząc Anas platyrhynchos*, znów pomyślał wpatrując się w pozostałości na talerzu - elegancko obrany z mięsa szkielet, który po postawieniu na drucianym rusztowaniu i dębowej podstawce mógłby śmiało stanąć na biurku każdego szanującego się naturalisty. Uśmiechnął się mimowolnie. Nóż i widelec, tak niecodzienne przybory dla wielu, dla niego były jak narzędzia chirurgiczne, obierał ptaka z mięsa niemal odruchowo, bez wysiłku. A mięso wpychał w usta.
Czy była to Kaczka nadziewana orzechami, tak popularna w świętej pamięci Miragliano? A może Kaczka pieczona z cytryną wedle przepisu Estalijskiskiego sprawiona? A może zwyczajna, niedopieczona stara ptaszyna z resztkami śrutu?
To było nieistotne. To było tylko paliwo dla ciała, drewno, dzięki któremu mógł płonąć il fuoco della vita. Głód zaś, który odczuwał Renato był znany tylko tym, którzy liznęli wiedzy o życiu i śmierci, uchylili rąbka boskiego sekretu. Głód wiedzy nieosiągalnej zwykłym śmiertelnikom, którego nie nasyci ani kaczka, ani pasta, ani najprzedniejsze wino.
*Kaczka Krzyżówka

Katerina również milczała. Raz, że była zmęczona minionymi dniami. Dwa, że - podobnie jak Anika - nie miała zbytniego apetytu przypomniawszy sobie zmasakrowane ciała w piwnicy Maestra. Ostatnie na co miała ochotę to kurtuazyjne rozmowy, mimo że zwykle nie sprawiały jej problemu. Kąpiel i długi sen w miękkim łóżku - o tym teraz marzyła. Poza tym chciała zajrzeć do Luciany, która z pewnością była roztrzęsiona po zamachu na brata. Najemnica nerwowo zabębniła palcami w stół. Czy przyjaciółce także mogło grozić niebezpieczeństwo? Porwanie bezradnej szlachcianki by odegrać się na jej ojcu byłoby dużo łatwiejsze niż porwanie czy zabicie któregoś z synów don Falco. A w końcu to Katerina zazwyczaj stanowiła pierwszą linię obrony Luciany; przynajmniej we wnętrzach rezydencji. Gianluca pewnie także nie mógł czuć się bezpieczny. Czy ojciec wtajemniczał go w swoje działania, czy jeszcze nie? Tego najemnica nie wiedziała i póki co wywiedzieć się nie mogła. Upiła duży łyk wina i wsłuchała się w toczące się przy stole rozmowy. Skoro musi już marnować tutaj czas i energię, to równie dobrze może wyciągnąć z tego jakąś korzyść.

- Dario Gagliardi. - Bartolomeo nagle zmienił temat z pochwał i podziękowań na znacznie poważniejszy. - Sra wyżej niż głowę nosi. Miałem okazję natknąć się na niego parę razy w Gildii. Niezbyt miły typ, a do tego nie ma szacunku dla wyżej urodzonych, dla niżej zresztą też, choć przyznam łebski z niego człowiek. Jeśli miałbym doradzić jak się go pozbyć, to osobiście był bym za spowodowaniem małego “wypadku” w pracowni. Takie incydenty są dość częste w naszym fachu. -
- Skoro masz kontakty w gildii to chyba najlepiej się nadajesz do organizacji tego ‘wypadku’ - zauważyła Katerina.
- Racja. Si hai un piano, sono presto per tu assistere. Certamente si sono abile. - Powiedział Lorenzo.
- Problem w tym, panno…- Alchemik zrobił małą pauzę aby przypomnieć sobie imię dziewczyny. - Katerino, że moja twarz jest dość rozpoznawalna w Gildii, a jeśli chcemy żeby wyglądało to na wypadek, to dobrze by było żeby mnie nikt tam nie widział, zwłaszcza, że ludzie wiedzą dla kogo pracuję. - Po krótkiej chwili zastanowienia czarodziej dodał. - Ale wcale nie muszę tam być by spowodować wypadek. - Po tych słowach uśmiechnął się szeroko.
- Dokładnie, nie musisz tam być, signore, jak słusznie zauważyłeś. Powiedziałam “organizacji”, nie - “wykonania”. Odpowiedziała najemnica.
-Czyli mam rozumieć, że mamy delektować się kolacją, jutro wypocząć a ty Signore wybadasz przez dobę swoje możliwości. Spotkamy się juto wieczorem by omówić szczegóły? Czy masz może już jakiś plan? Nie lubię rozmów o niczym, przejdziemy do konkretów. -
- Konkrety mówisz. - Odpowiedział Bartolomeo. - Jeśli chodzi o konkrety to przede wszystkim muszę wiedzieć jak dużych zniszczeń możemy dokonać, czy eksplozja ma zabić samego Gagliardiego czy może wysadzić całą jego pracownie w powietrze niszcząc jakiekolwiek dowody istnienia ładunku. A jeśli miałbym być bardziej szczegółowy to chodzi mi po głowie ładunek wybuchowy z zapalnikiem magicznym. Niestety nie mogę do jego konstrukcji użyć składników dostępnych w Gildii Inżynierów czy Żelaznej, gdyż ścisła biurokracja połączona ze śledztwem, które może zostać wszczęte po wypadku doprowadziło by do mojej osoby. A tego chcielibyśmy uniknąć. Dlatego będę musiał zakupić półprodukty i składniki do konstrukcji urządzenia. To jednak może zająć więcej niż jeden dzień. - Czarodziej wreszcie złapała oddech po długim monologu. - Za trzy dni w tym domu. Przyniosę gotowe urządzenie. W tym czasie przydało by się żeby ktoś wybadał zwyczaje celu. Kiedy jest w pracowni, kiedy wychodzi się oddać, czy je na miejscu czy może idzie na posiłek do domu. Jak coś robić to robić to dobrze. Nie chcę żeby wyszedł z pracowni akurat w momencie wybuchu. -
- Wybuch, pożar, zabójstwo... prostackie. A może podrzućmy po prostu dowody na herezję i naślemy kapłanów? Sami załatwią sprawę za nas. Przy okazji możemy zwalić na gildię spalenie statku, podrzucając dokumenty, które z niego zdobyliśmy. Z pewnością parę innych rzeczy też się znajdzie. A potem tylko donosik... - Santori rzucił od niechcenia, popijając wino. - Szybko pójdzie, ludzie chcą czegoś co odwróci ich uwagę od sytuacji w Tilei. Proces i stos to coś co gawiedź lubi, sądy chętnie im to dadzą. -
- Nie wiem jak w Luccini, ale u nas w Remas wystarczy, że ktoś możny szepnie słowo i oskarżony wychodzi, a z tego co wiem to Gagliardi ma silne pleców u della Torre’ów. - Powiedział Cavllomenti. - Myślę, że znacznie łatwiej będzie jednak wysadzić psiego syna. Przy czy nie mówię nie, można by też w jego pracowni podłożyć dokumenty ze statku. - Alchemik dolał sobie wina po czym kontynuował. - W takim razie mała eksplozja. Będzie to wymagało dużo precyzji. Może po prostu ładunek w paczce? Otwiera i BUM! - Kończąc zdanie czarodziej wykonał zamaszysty gest rękami rozlewając troche wina, na siebie i stół. - Nie będę nawet musiał się męczyć z zapalnikiem magicznym, zwykły sznurek wystarczy. - Bartolomeo uśmiechnął się na myśl o eksplozji rozrywającej ciało Dario, oraz o minię jaką będzie miał zaledwie kilka sekund przed śmiercią gdy otworzy zawartość paczki. - Oczywiście jeśli większość woli użyć inkwizycji nie będę protestował. Uważam tylko, że czynnik ludzki jest znacznie bardziej zawodny niż dobrze skonstruowana...niespodzianka.
Katerina milczała. Uważała, że sztylet w plecy jest pewniejszym sposobem i niesie mniejsze ryzyko przypadkowych ofiar, ale w końcu nie mówili o pijanym koniuszym, a kimś, kto najpewniej wie jak zabezpieczyć siebie i rodzinę przed niechcianymi gośćmi.
Udający wielkie zainteresowanie rozmową Marco w rzeczywistości słuchał piąte przez dziesiąte. Zamachy, bomby... to zdecydowanie nie było w jego stylu. Ale skoro inni mieli takie pomysły, to on nie zamierzał się sprzeciwiać. Dla niego ważne było tylko to, w jakim miejscu i w jakim czasie nie powinien się znajdować, żeby nie dołączyć do Gagliardiego.
-Skoro bierzesz to na siebie- wzruszył ramionami Zalaflax- Ktoś na ochotnika podejmie się obserwacji? Elfy rzucają się w oczy. -
- Zanim wezmę się do pracy chcę abyśmy zagłosowali. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do planu to teraz jest czas, żeby to powiedzieć. Pośród ofiar mogą się znaleźć niewinne osoby postronne nie tylko nasz cel. Nie wykluczam przypadkowych strat cywilnych. Dlatego powtarzam jeśli ktoś czuje, że może mieć problemy z takim rozwiązaniem teraz powinien przemówić. - Czarodziej odpowiedział na słowa elfa.
Nikt nie wyraził wyraźnego sprzeciwu więc Cavallomenti wziął to za zgodę całej grupy na taki plan działań, sam Falco też nic nie powiedział na tak wybuchowe zakończenie sprawy. Czarodziej dopił kieliszek wina, wytarł usta serwetką po czym wstał od stołu i powiedział.
- Niewinni umierają codziennie. Rób co ma być zrobione. - Dodał elf
- Bierz się do pracy, ocenimy efekty - Santori powiedział nieco sceptycznie. - Proponuję zrobić jednak dwie bomby, jedną odpalimy na próbę i sprawdzimy działanie na jakimś... ciele. -
Może jak będą klecić swoją bombę, Santori będzie mógł wrócić do pracy. Miał świeże ciała i zamierzał zrobić z nich odpowiedni użytek.
- W takim razie zabieram się do pracy. Panie, panowie, signore Falco. Do zobaczenia za trzy dni. W międzyczasie, gdy już znajdzie się ochotnik do obserwacji niech przyjdzie mnie odwiedzić w mojej pracowni w Gildii Inżynierów, będę miał dla niego przepustkę do Gildii Żelaznej aby mógł zbliżyć się do celu. I jeszcze jedno. Dokumenty z Donucelli powinny zostać zamknięte w stalowej skrzyni i wtedy podrzucone Galigaliermu, inaczej mogły by ulec zniszczeniu w eksplozji. - A następnie wyszedł. Bartolomeo udał się do swojej pracowni w gildii inżynierów, czekało go wiele pracy a miał tak niewiele czasu.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 21-07-2014 o 04:01.
Baird jest offline  
Stary 20-07-2014, 18:54   #97
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie da się ukryć, że wieści zawarte w otrzymanym piśmie za grosz nie przypadły adresatowi do gustu.
Siostra jako taka była jeszcze do zniesienia, z tym, że Marco wolałby, by w tych niespokojnych czasach Sofia znalazła się jak najdalej od Luciano. Matka natomiast...
Z matką, Marco mógłby dać głowę, przybędą do Luciano próby znalezienia żony dla najmłodszej latorośli. Caterina d’Alviano od lat dobrych kilku co rusz podsuwała swemu synowi jakąś pannę z dobrego domu i z posagiem, na taki drobiazg jak uroda czy charakter owej panny nie patrząc.
I nie po to wszak Marco z domu wyjechał, by teraz znowu od rana do wieczora słyszeć "Panna..., świetna partia, rodzina..." i tak dalej.
Na dodatek będzie musiał bywać na wszystkich przyjęciach i kolacyjkach, a jego swoboda zniknie jak sen jakiś złoty. Pewnie - na dodatek - będzie musiał każdego dnia zajmować się Sofią, no i - o czym zapewne Caterina nie wiedziała - strzec siostrę przed ewentualnymi przygodami, jakie mogą spotkać każdego sojusznika czy sprzymierzeńca rodu Falco.

- Cieszę się - powiedział, ze zdecydowanie nieszczerym uśmiechem. - Z pewnością zjawię się, by ją..., by je przywitać - dodał.

Schował pismo do kieszeni, a potem, ze zwarzonym nieco humorem, wyszedł z sali.
Miał kilka rzeczy do przemyślenia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-07-2014 o 20:54.
Kerm jest offline  
Stary 20-07-2014, 23:37   #98
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
11 Myrmidis 2523



* * *



Luccini

Trzy dni. Tak obliczył Bartolomeo i obiecał, że jego wybuchowa niespodzianka będzie wtedy gotowa. Szlachcic spędził te trzy dni na, rzecz bardzo jasna, ciężkiej pracy i zdobywaniu materiałów potrzebnych do przygotowania rzeczonej niespodzianki. Niektóre były łatwo dostępne, o niektóre musiał się starać. Jeszcze inne były niemalże niemożliwe do dostania. Jego kompanioni z kolei mieli o wiele łatwiejsze zadanie. Obserwacja i nasłuchiwanie były banalne.

W trzy dni dowiedzieli się co nieco o Dario Gagliardim. Wiedzieli, że jest rannym ptaszkiem. Wiedzieli, że opuszcza swój zakład późno w nocy. Wiedzieli, że ma żonę i dwie córki. Wiedzieli, że jego kuzyni mają kopalnie na wschodzie. Wiedzieli, że ma mieszkanie w Nowym Mieście. Przez trzy dni podczas przechadzek dowiedzieli się również wielu bezużytecznych faktów i ciekawostek na temat najbliższej okolicy zakładu. Stara Marta przestała w końcu dolewać wody do alkoholu. Sutener Vito po raz dziesiąty został zgarnięty przez Gwardię. Ktoś zakatował Strzygankę, obwoźną handlarkę, w zaułku przy ulicy Świętej Włóczni. Et cetera, et cetera.

Przez trzy dni, jak można było się domyślić, napływały coraz to kolejne wieści z północy. Strumień informacji płynął powoli, acz stanowczo, razem z handlarzami, kurierami i czarodziejskimi wiadomościami. Razem z tą nową falą potwierdziły się poprzednie przypuszczenia - Książę Miragliano był martwy. Jego ciało było jednym z wielu, które gniły pod popiołami i gruzami do niedawna świetnego miasta. Kolejną zagadką i gorącym tematem była kwestia oraz przyszłość ocalałej floty martwego Księstwa, która schroniła się w Urbimo.

Nowin dotyczących bezpośrednio Luccini i/lub jego mieszkańców nie było za wiele. Maurizio de Roelef zaniemógł i przestał opuszczać swoją rezydencję. Jego żona Dolores opuściła miasto i obecnie przebywała w letniej willi na południu, a jego syn Jasper przejął obowiązki jako quasi-regent. Z kolei jego siostrzenica, Giuliana Scaliger, oferowała nie lada sumę za odnalezienie jej syna w Miragliano. Luciano Negrini pisał sztukę, Ottavio della Torre nabawił się zapalenia płuc, a Michele Falco powoli dochodził do siebie po zamachu na jego życie. Falcowie, a dokładniej rzecz biorąc Lorenzo i Rosalia, spodziewali się swojego pierwszego dziecka. Vittoria Borghese natomiast objęła, za zgodą Pierwszego Orła z Magritty, komendę nad drugą połową regimentów Orlego Zakonu do czasu odnalezienia Orła Miragliano lub wyboru nowego kandydata na wakat. Czasy zdecydowanie zapowiadały się na ciekawe.

Za kulisami natomiast było jeszcze ciekawiej.


* * *



Więzienie miejskie, Tracitta

Kazamaty nie były przyjemnym miejscem. Śmierdziały wszystkimi możliwymi odorami, po kamiennej podłodze latały szczury, którym mało brakowało do bycia klasyfikowanymi jako Skaveni, a jedzenie wyglądało mało apetycznie. Smakowało jeszcze gorzej. Niccolo Marrizano był jednak przyzwyczajony do wątpliwych luksusów więziennych celi. Bywał w takich miejscach często, ale jeszcze nigdy tak długo. Spodziewał się, że Falcowie zaraz pociągną za sznureczki i wyciągną go na światło dzienne, ale zawiódł się srodze. Minął pierwszy dzień, minął drugi, minął trzeci i czwarty. Nic. Dopiero po nieco ponad tygodniu ktoś się nim zainteresował. Początkowo spodziewał się podobnego ratunku co ostatnio - Michele i Francesco, ale i tym razem jego nadzieje się nie ziściły. Przy akompaniamencie skrzypiących drzwi, próg celi przekroczył Lorenzo Falco. Niccolo czekał na brata, ale ten się nie pojawił. Coś ścisnęło mu trzewia.

- Francesco zginął - Lorenzo nie owijał w bawełnę i momentalnie odparł na niezadane pytanie. - Został zamordowany.

Marrizano poczuł, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa.


* * *



Rezydencja Doria-Landich, Akropol

- Zdrowie naszego wnuka - Pietro-Antonio zaproponował toast z uśmiechem.

- I za to, aby dalsze części planu przebiegały tak gładko, jak obecnie - zripostował Giovanni Falco.

Gabinet, podobnie jak reszta kupieckiej rezydencji, był nader skromnie urządzony. Pietro-Antonio Doria-Landi, dzięki swej przeszłości, bardzo wysoce - niektórzy twierdzili, że za wysoko - cenił sobie każdy floren w rodzinnym skarbczyku. Swoją obecną pozycję zawdzięczał ostrożnym operacjom pieniężnym i wiedzy, ile i w co inwestować. Obecna inwestycja była z jednej strony jedną z wielu, lecz z drugiej - najbardziej ryzykowną i zdecydowanie niecodzienną. Jak dotąd się zwracała. Falcowie byli cennymi sojusznikami.

- Oby - przytaknął Pietro-Antonio, odstawiając kielich. Jego gość momentalnie wypełnił go ponownie z lekkim uśmiechem, na co Doria-Landi zareagował uniesieniem brwi. - Czyżby była jakaś okazja do świętowania, o której nie wiem?

- Żeby to jedna - Giovanni zaśmiał się - ale nie zamierzam powtarzać czegoś, o czym już zapewne wiesz. Za coś w końcu płacisz swoim... informatorom.

- Ty swoim płacisz chyba więcej, skoro doskonale wiesz, że jedynie udaję niewiedzę. Nie chciałbym jednak odbierać ci przyjemności z poinformowania mnie. Mogę nawet udać zaskoczenie.

- Dziękuję, ale zdecydowanie cenię sobie szczerość. W uczuciach i emocjach.

- Jak dzieci - Agnes Hoffmann, do tej pory milcząca, parsknęła i pokręciła głową.

- Signora, jak zwykle, ma rację - Doria-Landi skinął szlachciance głową. - A więc, Giovanni, moje najszczersze gratulacje i kondolencje. Kondolencje, ponieważ koszta i planowanie wesela przyprawią cię o migrenę i uszczuplą oszczędności. Gratulacje z kolei, bo panience Lucianie trafiła się nie lada partia.

- Dziękuję. I za gratulacje, i za kondolencje.

- Będzie z niej wspaniała Księżna - Pietro-Antonio uśmiechnął się.

- Wszystko w swoim czasie, messere - Agnes odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. - Wszystko w swoim czasie.


* * *



Rezydencja Falców, Akropol

Ku niezadowoleniu Renato, wszystko zanosiło się na to, że albo stracił, albo wkrótce straci swoje sanktuarium. Trzy dni po obiedzie z Giovannim grupa po raz kolejny spotkała się w "casa di Falco", w zamkniętym skrzydle rezydencji. Dotychczas Santori dzielił tę część budynku z wypchanymi trofeami, starym szaleńcem i piękną Felupą. Teraz, jeśli wierzyć plotkom, parter miał zostać oddany do ich dyspozycji jako sala obrad, magazyn i bezpieczna przystań. Plotki zdawał się potwierdzać fakt, że jedno z większych pomieszczeń zostało wyczyszczone z zakurzonych rupieci i na ich miejsce pojawiły się nowe meble. Służący, tak niechętni do odwiedzania zamkniętego skrzydła, uwinęli się bardzo szybko z robotą.

Tak więc najemnicy spotkali się po raz kolejny po trzech dniach, w skromniutkim pokoju z wygodnymi kanapami i fotelami. Było późne popołudnie i lekki wiatr przyjemnie orzeźwiał, przeganiając nadal odczuwalną stęchliznę i wirujące pyłki kurzu. Mieli swoją salę obrad i musieli zrobić z niej dobry użytek. Bartolomeo nie zdołał podołać zadaniu. Owszem, miał większość potrzebnych części i materiałów, ale brakowało mu doświadczenia z materiałami wybuchowymi. Mógłby złożyć bombę, lecz nie był pewien czy zadziałałaby jak należy. Potrzebował więcej czasu na sprokurowanie czegoś, co wysadziłoby zakład Gagliardiego w powietrze.

Największym problemem był proch. Handel nim był ściśle monitorowany przez miasto i gildie. Może i kompanie najemnicze coraz częściej były wyposażone w muszkiety, ale zwykłemu człowiekowi ciężko było zdobyć jakieś znaczne ilości czarnego proszku. Nawet czarodziej w Gildii na San Andrei nie mógł przywłaszczyć sobie odpowiedniej ilości. Kompania siedziała więc i radziła, co poradzić na tą przeszkodę. Gildia Inżynierów i Gildia Żelazna miały swoje zapasy prochu, podobnie jak Gwardia, Morski Pałac i Arsenał. Krasnoludy handlowały prochem. Statki miały pod pokładem całe beczki "czarnego złota". Paserzy i przemytnicy również mogliby rozwiązać zaistniały problem.

Siedzieli i radzili, a czas płynął.
 
Aro jest offline  
Stary 29-07-2014, 13:17   #99
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Katerina milczała podczas całego spotkania z innymi najemnikami, myślami błądząc gdzie indziej. Ostatnimi czasy jej życie przybrało nader niespodziewany kierunek. Do tej pory przebywała głównie przy Luciannie jako pokojowa, ochroniarz, przyzwoitka, przyjaciółka, czy kto tam akurat aktualnie był panience potrzebny. Teraz jednak stała się zwykłym wyrobnikiem, jednym z pionków na rozległej szachownicy falcowych intryg. Przesuwana to tu, to tam w zależności od tego jak zawiał wiatr zmian sił pomiędzy szlacheckimi domami. Intrygi i plotki, które dawniej - jako osoba, bądź co bądź, niższego stanu - traktowała z pobłażliwym rozbawieniem jako nieszkodliwą fanaberię szlachty teraz urosły do niepokojących rozmiarów. Salonowe gierki stały się niebezpiecznymi rozgrywkami, które obejmowały swymi mackami całe miasto. Możliwe, że to widok zmasakrowanych ciał eks-towarzyszy podziałał na Katerinę jak kubeł zimnej wody; świadomość, że to ona mogła zawisnąć w piwnicy rzeźnika. Przeciwnicy Falców nie zawahali się by zorganizować zamach na pierworodnego; w niebezpieczeństwie był każdy, kto robił interesy z Falcami, a już zwłaszcza pracował bezpośrednio w ich domu. Czy był jakiś sposób by wyplątać się z tej kabały?

Kat potrząsnęła głową i upiła duży łyk wina, jednym uchem łowiąc fragmenty rozmów o bombach, prochu i wybuchach. Jak każdy tutaj miała wobec Falców dług; może nawet większy niż inni. Pytanie tylko czy głowa rodu kiedykolwiek uzna, że został on już spłacony...
 
Sayane jest offline  
Stary 01-08-2014, 00:36   #100
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
17 Myrmidis 2523


* * *



Skrewili, prosto mówiąc. Otrzymane zadanie było bardzo proste - znaleźć, uciszyć i po kłopocie. Jak dotąd najprostsze sposoby okazywały się również najskuteczniejszymi, ale widocznie chcieli spróbować czegoś nowego. Bartolomeo, ambitny remańczyk, chciał wysłać Dario Gagliardiego do Ogrodów Morra z hukiem i fajerwerkami, ale brakowało mu zasobów. Ojczulek co prawda wysłał statki do Luccini wypełnione przeróżnymi towarami, ale te jeszcze nie dopłynęły i niepewnym było, czy coś dałoby się uszczknąć z drewnianych skarbczyków. Służba celna i Gwardia w końcu nie spały.

Nie dowiedzieli się jednak, czy plan by wypalił. Podczas gdy oni czekali na remańskie stateczki, Gagliardiowie szykowali się do przeprowadzki. Po paru dniach rodzina zniknęła z Luccini jak kamień w wodę i to wcale nie dzięki działaniom najemników. Zakład na Akropolu, podobnie jak mieszkanie, został prędko sprzedany, a konto w Luccińskim Banku Książęcym opróżnione. Gagliardowie zniknęli bez śladu, a Giovanni - jeszcze nie tak dawno zachwalający ich osiągnięcia - przyjął ich porażkę z chłodną akceptacją. Widać było, że nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, ale byli pewni że jeszcze nie raz i nie dwa dostaną szansę na wykazanie się.

Mieli rację, ale kolejne zadanie zdecydowanie ich zaskoczyło.


* * *



Stefano Elerio, kucharz na usługach de Roelefów i sławny lokalnie autor przepisu na kaczkę po luccińsku, nie bał się wieczornych spacerów. Akropol był w końcu jedną - jeśli nie jedyną - z dzielnic, w której nie trzeba było martwić się o swoje życie. Częste patrole Gwardii (opłacanej zresztą w dużej mierze z kieszeni rezydentów) zdecydowanie utwierdzały wszystkich w przekonaniu, że tutaj elementy spod ciemnej gwiazdy i margines społeczeństwa nie miały miejsca bytu. Najciemniej, jak to powiedzenie mówi, zawsze pod latarnią, ale Akropol naprawdę był oazą spokoju. Zazwyczaj.

Niccolo Marrizano w dupie miał takie gadki. Nie obchodziła go Gwardia, więzienia i srogie kary za morderstwo z premedytacją. Obchodził go jedynie zwrócony doń plecami Elerio, jego zwierzyna, zabójca Francesco. Odkąd tylko dowiedział się, kto zabił jego brata, poprzysiągł zemstę i zamierzał dotrzymać tej przysięgi. Stefano Elerio tego nie wiedział, ale był martwy. I to tutaj, na Akropolu. Tam, gdzie najciemniej. Pod latarnią.

Cios zaskoczył kucharza i zamroczony poleciał do przodu, uderzając w bruk. Desperacko spróbował odczołgać się od niebezpieczeństwa, posłuszny instynktowi przetrwania, ale kopniak w żebra znacznie mu to utrudnił. Sapnął i wciągnął powietrze, a oprawca chwycił go za chabety. Oczom Stefano ukazały się mrugające wysoko gwiazdy i, w chwilę później, twarz mężczyzny wykrzywiona dziwnym grymasem.

- To za mojego brata, skurwielu - wychrypiała twarz.

Stefano poczuł, jak coś ostrego rozdziera mu żołądek i krzyk wyrwał mu się z gardła. Po nim natomiast kolejny i jeszcze jeden, ale czwarty szybko został uciszony żelaznym cięciem. Elerio zabulgotał jedynie, a krew zaczęła wypełniać wnęki między kostką brukową. Kucharz umarł prędko, odchodząc do krainy Morra.

Niccolo Marrizano poszedł w ślad za nim paręnaście minut później, gdy ostrze błyskające w ciemności przeszyło jego serce.


* * *



Rezydencja Falców, Akropol

Spotkanie z falcowym patriarchą nie należało do najprzyjemniejszych. Powodem nie było jednak fiasko z Gagliardami, a zupełnie coś innego. Z jednej strony późna godzina nie była najlepszą porą na spotkania i widać to było po wszystkich obecnych, wyrwanych ze snu lub odciągniętych od nocnych zajęć. Agnes Hoffmann w koszuli nocnej, Lorenzo Falco ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy, Michele Falco z włosami sterczącymi we wszystkie strony i nerwowo krążący po bibliotece Giovanni. Nikt z Familii nie spał, nie spali najemnicy. Nawet rezydencja nie spała. Od marmurowych ścian odbijały się pokrzykiwania, szybkie kroki i poszczękiwania oręża.

- Mają mojego syna! - wydarł się Giovanni, powtarzając się po raz setny. Najemnicy musieli rzecz jasna zostać wtajemniczeni w całą sprawę i zostali wtajemniczeni bardzo dobrze. Oni i połowa Akropolu. - Mój syn, psia ich mać, jest nietykalny! Macie go, kurwa, znaleźć. Nie obchodzi mnie jak, ma do mnie wrócić cały i zdrowy. A skurwieli macie wybić co do nogi, rozumiecie!? Wszystkich, co do jednego. Sprawdźcie każdy zakątek, każdą dziurę, kanały jeśli trzeba. Gianluca ma się znaleźć! Pożałują, na Świętą Włócznię, przysięgam że pożałują! Spalę miasto aż po fundamenty, jeśli trzeba!


* * *



Wszyscy wyruszali na poszukiwania Gianluci, najmłodszego syna Giovanniego. Najemnicy pilnujący rezydencji, stali pracownicy jak Gudmund, nawet bracia "sprawcy" zamieszania - Lorenzo i Michele. Signor Falco wysyłał w miasto tylu ludzi, ilu tylko mógł i w rezydencji zostawiał tylko absolutne minimum. Renato, Gaetani, Marco, Katerina, Bartolomeo, Anika i Zalaflax również zostali wciągnięci do poszukiwań. Nie z własnej woli, ale byli świadomi że mogą wiele zyskać, jeśli to oni sprowadzą do domu najmłodszego z Falców.

Katerina jednak nie zaprzątała sobie głowy takimi mrzonkami, przynajmniej chwilowo. Była przygotowana do ruszenia w miasto jako pierwsza, ale najpewniej miała wyjść jako ostatnia. Nie zamierzała opuścić rezydencji bez uprzedniego zobaczenia się z panienką Lucianą. Dziewczyna w końcu, w przeciągu zaledwie paru dni, musiała zmierzyć się z widmem stracenia brata po raz drugi. Teraz sytuacja była o wiele gorsza - chodziło bowiem o brata, z którym przyszła na ten świat.

Obie dziewczyny, jasno- i ciemnowłosa, zderzyły się na jednym z licznych zakrętów. Luciana Falco z całą pewnością nie przypominała siebie. Ciemne loki były zebrane do tyłu i przewiązane prostym rzemieniem, zamiast sukni z najwyższej półki miała na sobie skórznię (zaskakująco dobrze dopasowaną), a w dłoni - zamiast wachlarza czy parasoleczki - trzymała włócznię. Wizerunek wojowniczki psuły nieco zaczerwienione oczy i młody wiek.

- Kat! - Luciana była zaskoczona, ale prędko zebrała się w sobie. Głos jednak nadal miała drżący. - Musisz mi pomóc! Gianluca potrzebuje mojej pomocy, zrobił coś głupiego i jeśli znajdzie go ktoś inny, będzie w opałach! Kat, nie mamy czasu do stracenia, pomóż mi, błagam!
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-08-2014 o 00:04.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172