Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 15:22   #495
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Mur

Strach podobno przybiera różne formy. Jednych paraliżuje a Ci którzy, poddają się mu całkowicie zamierają w bezruchu. W innych budzi się agresja, którą ukierunkowują w stronę tego co budzi ich największe lęki, pragnąc poprzez ich eliminację wyzbyć się uczucia grozy. Jeszcze inni po prostu uciekają, bojąc stawić się mu czoło. Do tej właśnie grupy można było zaliczyć kuszników. Ci, pomimo nakazów i gróźb zrejterowali, wycofując się do oddziału krasnoludów. Strach ogarnął ich serca i elfka została sama na murach.
Łuk trzymała pewnie w dłoniach, a jej sokole oko szukało trolla. Potężne bydle oraz wielkie zagrożenie, z którym mało kto będzie potrafił sobie dać radę. Przymierzyła, wstrzymała oddech, a jej świat stanął w miejscu na ułamek sekundy. Mierzyła w oko, miejsce trudno dostępne i oddalone o wiele dziesiątek metrów. Niełatwy cel, nawet dla takiego wprawionego w boju łucznika jak ona. Gdy nadszedł odpowiedni moment spokojnie wypuściła strzałę, pozostawiając wszystko w rękach swojego boskiego patrona Kurnous’a. Strzała pomknęła z wiatrem, pędząc na spotkanie z celem i idealnie trafiając go w oko. Ryk jaki wydobył z siebie troll sprawił, że nawet elfka cofnęła się dwa kroki do tyłu. Wkurwił się, ale jak się okazało to było najmniejsze jej zmartwienie, bowiem w jej kierunku pędziły te czerwone, dziwne, skaczące psy. Elfka raz za razem posyłała strzały w ich strony próbując wyeliminować zagrożenie, i choć dwa z nich pożegnały się z życiem to trójka przetrwała ten ostrzał. Czerwone, skaczące kulki, które były bogowie wiedzą czym, odbijały się wysoko w powietrze ze swoich mały nóżek zakończonych ostrymi pazurami, dzięki czemu bardzo szybko przemierzyły pole walki, docierając aż pod mury. Te nie okazały się dla nich żadną przeszkodą, bowiem istoty zaczęły wbiegać po nich docierając do lekko zaskoczone elfki. Youviel posłała jeszcze dwie strzały, lecz żadna nie trafiła do celu. I to by było na tyle... siła złego na jednego. Bestie wpadły z impetem na kobietę, powalając ją na ziemię. Gdy jedna z kulek otworzyła paszczę, łuczniczka zobaczyła że w środku jamy gębowej siedział sobie szczerzący się złośliwie jakiś mały goblin, który rzucił w leżącą ofiarę małą włócznią. Metalowe ostrze wbiło się elfce w udo, a pazury bestii rozorały jej zbroję. Ból i krew, lecz nie miało to większego znaczenia bowiem kolejne dwa stworki rzuciły się do ataku na ranną. Kolejne zadrapania, rozcięcia, szarpnięcie. Youviel próbowała walczyć, lecz ataki były szybkie, kąśliwe, a wróg nie przestawał jej atakować. W końcu któryś z pazurów trafił ją w skroń, krew zalała oczy , a bestia zaczęła skakać bo broczącej w krwi ofierze. Któreś uderzenie, ciężko było jej zliczyć które i od kogo, sprawiło że ciemność otoczyła ją momentalnie a jej głowa opadła bezwładnie na kamienną posadzkę. Nie mogła już nic zrobić, nie czuła niczego..i tylko ciemność zaczęła istnieć. Nieuchronna zagłada była blisko.



Wolf i jego grupa

Najemnik ruszył w kierunku elfki by jej pomóc, jednakże nie posiadał on zaklęć teleportacyjnych ani butów szybkiego biegu i nim dotarł do swojej ukochanej minęło trochę czasu. Biegł jak szalony pokonując schody, nie bacząc jak idzie schowanym w baszcie strzelcom. Chciał jak najszybciej dostać się na mury, choć gdy usłyszał ryk zatrzymał się na chwilę. Serce podeszło mu do gardła na myśl o wkurwionym trollu, bowiem jak mawiali Cathajscy mędrcy “zły troll to problem, ale wkurwiony troll to poważny problem”. Ruszył więc dalej, pędząc przed siebie z mieczem w dłoni z buta otwierając drzwi prowadzące na górę. Gdy otworzyły się z impetem nasz bohater stanął w miejscu, a miecz zaczął mu ciążyć. Serce jakby na chwilę przestało mu bić, a świat zaczął mu wirować przed oczami. Youviel, jego ukochana, leżała pokryta cała krwią, a nad jej ciałem trzy piekielne istoty pastwiły się. Czyżby ją stracił? Czyżby nie żyła? Nie wiedział tego… Nie ruszała się. Nie widział jak jej pierś unosi się i opada.

Tym czasem opuszczeni strzelcy już nie strzelali tak celnie, gdy zostali sami sobie. Połowa kul trafiała, lecz nie były to strzały już tak śmiertelne jak wcześnie. Druga połowa leciała gdzieś...byle nie w cel. Czerwone stworzenia przy takiej celności dotarły wkrótce i tam, by na baszcie siać śmierć i grozę. Zmuszeni do walki wręcz arkebuzerzy, już nie stanowili takiego zagrożenia, a ich ataki były chaotyczne i nieskładne. Nim cała piątka dziwnych kreatur poległa, sześciu ze strzelców musiało oddać swe życia. Morale upadało. Strzelcy stali tak na murze przez chwilę by ruszyć na dół. Nie było nikogo kto by ich powstrzymał, kto by ich zmotywowała a morale teraz padało na pysk.


Brama

Pierwszy szereg został wsparty posiłkami z murów, Laurą oraz Rosettim w początkowej fazie walki. Horda goblinów ruszyła do natarcia, a ich pierwsze szeregi napotkały opór w postaci ostrych grotów nabitych na długie patyki. Stal idealnie wchodziła w miękką tkankę zielonoskórych, którą przebijała na wylot. Trup zaczął ścielić się gęsto, bowiem gobole przebiegały po truchłach swoich kamratów, byleby dostać ostrzami jak najwięcej ludzkiego ścierwa. Nie obchodziło ich to, że popychając tych z przodu spychali ich w kierunku śmiertelnych pchnięć pik. Liczyło się tylko dostać dalej, wejść i ciachać. Głupota tych stworzeń była znana lecz dopiero teraz wszyscy mogli o niej się przekonać.
Straty były po jednej i drugiej stronie, choć Laura i Rosseti utrzymywali w ryzach pikinierów. Sami też siali śmierć i zniszczenie w szerach wroga. Zmarznięta gleba nasiąkała krwią szybciej, niż gąbka wodą, gdy wszyscy dookoła umierali. Kiedy piki się połamały, w ruch poszły miecze i sztylety. Żołnierze walczyli dzielnie, zabijając tylu ilu tylko zdołali, jednak siła złego na jednego i niestety pierwsza zapora musiała puścić, choć z pięćdziesięciu goblinów ostała się tylko jedna piąta. Laura, Rosseti oraz tańczący Gomez dołączyli do Galvina i jego zastępów. Cali byli we krwi wroga, a na ich ubraniach można było znaleźć przyczepionych kawałki flaków. Bitwa rozpoczynała się na dobre, a Pan Krwi zapewne spoglądający na to zajście radował się niezmiernie.

Fala...a raczej biegnący huragan

Gobliny wycofały się za mury, czekając aż orki do nich dołączą, lecz nawet gdy to się stało nie ruszyły do ataku. Orki były głupie, lecz nawet idiota widzący biegnącego, wkurwionego i ryczącego trolla woli się osunąć na bok. I tak też zrobili.
Ziemia zaczęła się trząść, a w serca pikinierów zakradł się strach lecz Galvin trzymał w ryzach swoją kompanię co chwilę na nią pokrzykując. Łup...ziemia drżała...łup...znów wstrząs poruszył nią… Cisza...a potem brama i część muru poszła w rozsypkę zasypując obrońców kurzem. Troll wpadł do środka i pierwszym machnięciem swojej wielkiego maczugi posłał połowę pikinierów do piachu. Gdy zrobił kolejny krok jakiś nieszczęśnik, który zatrwożony zamarł w bezruchu, został zmiażdżony przez stopę trolla. Placek. Martwy, krwawy placek po nim pozostał.


Gdy brama została otwarta gobosy i orkowie rzucili się całą swoją hordą do środka. Dzikie wrzaski wydobywały się z ich gardeł. Chcieli krwi, rzezi i mordu. Waaaggghhh...wbiło się do środka Twierdzy a ku nim ruszyli tarczownicy z Lerokiem na czele...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline