Walka była przednia i godna tego, by ją opiewał w swej pieśni jakiś bard czy inny pieśniarz. Takowego jednak pod ręką nie było, a gdyby nawet był, to nie pióro trzymałby w dłoniach, a miecz, chociaż ponoć to pierwsze od tego drugiego jest mocniejsze. No chyba że zemdlałby od nadmiaru wrażeń.
No ale nawet gdyby ów domniemany bard czy truwer widziałby owo wiekopomne starcie i zdołał je opisać, to cóż z tego? W trolla niejeden by uwierzył, ale już w gobliny ze skrzydłami to już mało kto. A w orka, co na wywernie latał? Albo w dziwnego stwora, z którego bebechów rozprutych goblin wyleciał?
Paskudne to było i nawet dla oczu w wojaczce wprawionych straszne, cóż więc dziwnego, że ten czy ów z murów ustąpił? Aż dziw, ze za wrota nie uciekł żaden i barykadować się nie zaczął, by żywot ocalić. Widać bardziej bali się Rosettiego czy Leroka, niż nacierającego zielonego paskudztwa.
Okrzyk "Troll!", wspólne dzieło kilku osób, poinformowało tych, co stali z tyłu, kto będzie następnym goście w krasnoluddzkiej twierdzy.
Lotar, spodziewający się początkowo nie trolla, a czegoś mniejszego, takiego jak orki czy gobliny, przesunął się spod bramy nieco na bok. Głupotą byłoby stawać z mieczem w dłoni na drodze wkurzonego trolla.
Wbita w ziemię pika mogłaby zatrzymać rozpędzonego konia. Trzy czy cztery mądrze wbite piki przyhamowałyby nawet trolla. No i od czego były krasnoludy? Dobry cios, dobrym toporem, tak na wysokości (biorąc pod uwagę różnicę wzrostu) kolana... A troll skaczący na jednej nodze nie wygląda już tak strasznie.
Odsuwając na bok rozważania o mniej czy bardziej skutecznych taktykach walki z trollem Lotar zamienił miecz na łuk. Łeb trolla zdecydowanie górował nad walczącymi z nim ludźmi i krasnoludami. Gdyby tak go poczęstować strzałą prosto w otwarty pysk? A nuż by się udławił kawałkiem żelaza i drewna?
Lotar wycelował i strzelił. A zaraz drugi raz, do tego samego celu.
A potem chwycił za miecz i tarczę.
Z bliska to można łukiem odpędzać gęsi, ale nie walczyć z orkami czy goblinami. |