Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 21:58   #96
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Czuł się, jak chomik w kółku. Łódź płynęła, oni na jej pokładzie, w milczeniu, zmęczeni i zszokowani. Ściany kanału przesuwały się wokół nich – zgrzybiałe, oszlamione, poczerniałe od wilgoci – ciągle i ciągle, bez końca.

- Pływamy w kółko? – mimo, że Joan powiedziała to w formie zapytania, Teodor wyczuł w jej tonie pewność siebie.

Po kilkunastu kolejnych minutach był już pewien, że przyjaciółka z dzieciństwa ma rację.

- Uhm – stwierdził mało elokwentnie.

Nie miał już sił, a raby paliły go, jak cholera. W tej chwili żałował, że nie wziął środków opatrunkowych z prawdziwego zdarzenia, ze sprayem na oparzenia, i z tabletkami przeciwbólowymi.

- Na to wygląda – dodał widząc, że Joan patrzy na niego podejrzliwie.

Musiała zauważyć jego nagłą zmianę nastroju. Nie było to zresztą zbyt trudne.

Wskazał ręką schody.

- Idziemy? – zaproponował czekając na odpowiedź Joan.

Tym razem to ona skinęła głową. Rozumieli się bez słów.

Pisarz skierował łódź w stronę schodów, dobił ostrożnie do brzegu i wyskoczył na stały ląd. Potem pomógł wydostać się na przystań Joan.

Ruszyli naprzód. Teodor z pistoletem w ręku – gotowym do użycia. Schody były wąskie, nierówne i kręciły się w górę. Teodor przeklinał się w myślach, że nie zabrał ze sklepu latarki, tylko pieprzony arsenał. Teraz brakowało mu solidnego źródła światła.

Matoł - podsumował swoje przygotowania do tej wyprawy w myślach. – Tępy dureń

W końcu jednak, po omacku, dotarł do szczytu schodów. Do drzwi. Białych, czystych, najzwyklejszych w świecie drzwi.

Teodor przyłożył ucho do drewna, ale nie usłyszał niczego niepokojącego, poza czymś, co brzmiało jak podmuchy wiatru. Pisarz przyłożył oko do dziurki od klucza, ale niewiele zobaczył.

- Raz kozie śmierć – mruknął pod nosem i otworzył drzwi.

Jak się okazało prowadziły do małego pomieszczenia – schowka na szczotki. Tam Teodor znalazł kolejne drzwi, które otworzył zachowując te same środki ostrożności, co wcześniej.

- Tak myślałem – szepnął pod nosem, kiedy zorientował się, gdzie wyszli.
Znajomy hol w hotelu w Silver Ring.

Z ulgą i nadzieją Teodor spojrzał na rzędy drzwi oznaczone symbolami z kart tarota. Bez trudu wypatrzył te oznaczone księżycem i słońcem.

- Masz swoją kartę? – zapytał Joan.

Skinęła głową - tradycyjnie.

- To co, do zobaczenia po drugiej stronie – uśmiechnął się zachęcająco. – Ty pierwsza.

Wolał upewnić się, że uda się jej otworzyć drzwi, że nie zostanie tutaj sama.
Cisza zrujnowanego hotelu kłuła go w uszy, napawała lękiem. Chyba podświadomie bał się, że zachwalę usłyszy wilcze wycie – gdzieś blisko lub dalej – ale zwiastujące nadejście grozy.

- Zaczekaj – Joan spojrzała na niego z namysłem. – Sądzisz, że kiedy przez nie przejdziemy znów znajdziemy się w pociągu?

- Mam taką nadzieję, Joan. Mam taką nadzieję.

- To chyba musimy zostawić tutaj broń. Jeśli pojawimy się w pociągu obwieszani tym całym żelastwem mogą nas wziąć za jakiś terrorystów.
Przynajmniej ona zachowała trzeźwość umysłu. On miał ochotę tylko się napić. Czegoś mocniejszego, najlepiej o pięknym, bursztynowym kolorze.

Uśmiechnął się do niej i zaczął ścigać z siebie broń.

Po chwili namysłu postanowił jednak zostawić jeden pistolet – taki, który zmieści się w kieszeni kurtki. I zapasowy magazynek do niego.

- Zaraz po tobie, śliczna – puścił do niej „oczko” zachęcając, by otworzyła swoje drzwi.

Miał zamiar zrobić to sama w chwilę po tym, jak drzwi ze słońcem zamkną się za jego przyjaciółką z dzieciństwa. Tylko, że on wybierze księżyc.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 03-07-2014 o 22:12.
Armiel jest offline