Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 23:08   #16
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Khaidar Sentis

Świt nadciągał powoli. Darrah okazał się duszą wyjątkowo czujną. Dwa razy zdarzyło się że cichy szelest w zaroślach cichł nagle równocześnie z chwilowym zniknięciem ducha. Co za owymi zniknięciami kryć się mogło, Khaidar jedynie domyślać się mogła. Przynajmniej dopóki słońce nie musnęło swymi promieniami polanki, na której się rozłożyła. Dwa lisy straciły życie tej nocy z tego jedynie powodu iż zbyt blisko znalazły się wybranki Tahary. Czy śmierć ta była uzasadniona nie było sensu rozważać. Dokonało się, a ona wszak miała drogę do przebycia.
Trakt nie był już tak zatłoczony, jak dnia wsześniejszego. Co prawda kupcy wciąż snuli się nim na swych wozach, to jednak dało się jechać w miarę swobodnie. Tym bardziej, że ludzie z jakiegoś powodu zdawali się usuwać jej z drogi. Paru zerknęło trwożnie w jej stronę, jednak wzrok ich szybko uciekał w przeciwną stronę. Dusza leniwie ułożyła się na jej ramionach. Khaidar nie tyle widziała ją co czuła każde muśnięcie jej niematerialnego ciała.
Zajazd o którym wspomniała zjawa okazał się dalej niż kobieta sądziła. Co prawda po drodze minęła jedną karczmę, po części spaloną, jednak w niej zdecydowanie nikt na nią nie czekał. Tłoczno tam też było od rzemieśników więc zostanie dłużej niż należało mogło być niemile widziane. Na dokładkę duch wyraźnie ją od owego miejsca odciągał. Gdy wreszcie trafiła na odpowiednie miejsce, poczuła lekkie muśnięcie ducha, po czym jego obecność ją opuściła. Znak to był niewątpliwy iż znalazła się tam gdzie powinna.
Chłopiec stajenny odebrał od niej konia obiecując zająć się nim najlepiej jak potrafi. Oczywiście to samo zapewne mówił każdemu przyjezdnemu.
Przekroczywszy próg zajazdu ujrzała salę dość dużych rozmiarów, wypełnioną stołami przy których siedzieli klienci. Było tu dość tłoczno, szczególnie biorąc pod uwagę porę dnia. Nawet przy szynkwasie wolnego miejsca nie dało się wypatrzyć. Nie znaczyło to jednak iż w samej sali nie było gdzie usiąść. O nie, był bowiem stolik tuż przy kominku, częściowo w jego cieniu skryty. Przy owym stole siedziała para, sami byli, wokół nich miejsca dość by jeszcze z sześć osób usiadło, jednak nikt jakoś nie kwapił się z zajęciem owych wolnych miejsca.
Dziewczyna była młoda, dziecko niemal. Jej włosy jednak kolor miały srebrny, jak u staruszek które na ostatni odcinek drogi swego życia wkroczyły. Ubrana była w długą suknię koloru czarnego, o sięgających ziemi rękawach i narzuconej na nią jasnobrązowej szacie z kapturem.
Jej towarzysz podobnie jak ona ubrany był na czarno i podobnie jak ona włosy miał koloru srebrnego. Jego odzienie było proste, bez zbędnych ozdób czy dodatków. Uszyte jednak było z dobrego materiału, takiego co to od pierwszego spojrzenia zdradza iż nie z prostakiem ma się do czynienia, a z osobą z dobrego rodu.

Dziewczyna i towarzyszący jej mężczyzna zdawali się nie przejmować rzucanymi im spojrzeniami, spokojnie pijąc swe wino i od czasu do czasu zerkając w stronę wejścia. Właśnie gdy jedno z takich spojrzeń, rzuconych przez dziewczynę, spoczęło na Khaidar, ta poczuła jak jej ciało się rozluźnia. Bez wątpienia znalazła tą, której szukała.




Hassan Maik


Młoda dziewczyna poprowadziła go wpierw ku głównej sali świątynnej, w której dominował okrągły basen wypełniony po brzegi wodą, na której powierzchni pyszniły się wodne lilie. Mogło to być tylko wrażenie wywołane unoszącymi się w powietrzu kulami delikatnego, błękitnego światła, jednak kwiaty owe zdawały się piękniejsze niż te które spotkać można było w dziczy. Doskonała biel ich płatów niemal raniła oczy obserwatora.
Z głównej sali przeszli do korytarza znajdującego się po prawej, od wejścia, strony. Również tu dało się zauważyć liczne misy wypełnione wodą i liliami w różnych kolorach. Nie było jednak białych. Widać proste, pozbawione ozdób korytarze, nie były godne ulubionych kwiatów Denary.
Wreszcie zatrzymali się przed pomalowanymi na szaro drzwiami. Akolitka wyjęła pęk kluczy przypiętych do pasa i wybrawszy właściwy, otworzyła drzwi komnaty. Celą wszak owego miejsca nazwać nie można było. Szarość dominowała, kolor ten jednak nijak nie był w stanie uchybić przepychowi i pięknu które cieszyło oko i zapowiadało przyjemny pobyt. Zasłony powiewały unoszone delikatnym powiewem popołudniowego wietrzyku. Gruby dywan zapewniał swym wyglądem ochronę przed chłodem kamiennej podłogi. Trzydrzwiowa szafa była na tyle obszerna iż skromny dobytek kapłana zniknął w niej jakby go tam wcale nie było. Łoże z baldachimem już przy pierwszym spojrzeniu sprawiało iż miało się ochotę zożyć głowę na miękkich poduszkach i odpłynąć w świat sennych marzeń. W komnacie było również biurko i fotel przy nim stojący gdyby ochota nasza na listów pisanie. Była także mała biblioteczka i drugi fotel przy kominku stojący gdyby gościa ochota nasza na odrobinę relaksu przy księdze i kielichu wina.
Miejsce owe bardziej dla kogoś wysokiego rodu było odpowiednie niż dla wędrownego kapłana bez riv’a przy duszy. Najwyraźniej jednak od tej chwili oddane zostało do jego dyspozycji. Akolitka skłoniła mu się nisko, z szacunkiem.
- Mam nadzieję iż komnata ta będzie ci odpowiadała. Gdybyś miał ochotę pozwiedzać świątynie, czuj się przy tym swobodnie. Kolację zjeść możesz w sali jadalnej lub tutaj, samotnie. Arcykapłanka powinna wkrótce przybyć i odpowiednio cię powitać w naszych progach. Dopóki to nie nastąpi jestem do twojej dyspozycji. Zwą mnie Aria - co powiedziawszy oddaliła się by dać Hassanowi możliwość spokojnego zaznajomienia się z wnętrzem komnaty i zdecydowaniem co też chciałby począć oczekując na przybycie gospodyni.


Reszta dnia minęła mu przyjemnie. Kolację zjadł i nawet mu ona smakowała. Łoże okazało się być dokładnie tak wygodne na jakie wyglądało. Wieczorne powietrze niosło ze sobą zapach deszczu i nim w sen zapadł, za oknem nawałnica już na dobre zawładnęła miastem.
Długa i spokojna noc nie była mu jednak dana. W najczarniejszą godzinę rozległo się wycie. które jedynie z gardła potępieńca mogło pochodzić. W chwilę po nim krzyki pod niebiosa się wzniosły. Z początku głosy jakby z daleka dochodziły jednak z każdym kolejnym uderzeniem serca, zdawały się przybliżać.
Hassan był już na nogach i właśnie ku drzwiom zmierzał gdy te otwarły się i głośno o ścianę uderzyły. W progu stała Aria z włosami w nieładzie, w nocnej szacie byle jak na ciało narzuconej.
- Musisz … - nie dokończyła jednak zdania gdyż w tej samej chwili powalona została na podłogę przez bestię, która zza jej pleców się wyłoniła.
Wilkopodobne stworzenie potrzebowało tylko jednego łapy machnięcia by plecy akolitki zalały się krwią, a samo dziewczę przytomność straciło. Wycie, cichsze niż to, które Hassana obudziło, wydobyło się z krtani zwierzęcia nim ślepia jego jarzące się żółtą poświatą spoczęły na kapłanie.


Litwor Aigam

Dara, Krukiem zwana, narzuciła dość ostre tempo, któremu Puszek z trudem mógł nadążyć. Ścieżka na dodatek, która tak naprawdę ścieżką nie była a jedynie szlakiem wydeptanym przez le sną zwierzynę, nie nadawała się zbytnio by nią masywny czworonóg się poruszał. Na gokładkę co rusz jakaś gałąź czepiała się odzienia Litwora, dodatkowo utrudniając mu podróż. Magia to być nie mogła gdyż z tą by sobie poradził. Widać jednak las postanowił wziąć przykład ze swej opiekunki i wszelkimi sposobami utrudniał mu życie. Dziwne to było gdyż zazwyczaj problemów żadnych nie miał nawet jak się z druidami posprzeczał. Może to sama Mendara, mając coś przeciw jego obecności w tym miejscu, dawała mu znaki o swej niełasce?
Do wsi dotarli jednak w końcu i to w jednym kawałku. Druidka, która jako pierwsza między domy wjechała, zdążyła już odesłać swego jelenia i rozmawiała właśnie z mężczyzną, który wyglądał na kogoś ważnego. Jak się okazało był nim sam wójt Beromar, z nadania namiestniczki władzę nad wioską sprawujący. Nim Litwor z Puszkiem zdołali dotrzeć do owej pary, z domu wójta, przed którym stali, wyszedł mężczyzna.


Zarówno strój jego jak i miecz, który miał na plecach, jasno świadczyły iż nie jest on jednym z mieszkańców owej wioski.
- Irat - powitała do Dara, widocznie nie mając nic przeciwko jego obecności gdyż uśmiech zagościł jej na twarzy. - Nie powinieneś czasem pomagać Lorett w pilnowaniu więźniów?
- Sama doskonale sobie radzi - odparł Irat na ową naganę. - Wygoniła mnie jak tylko wraz z lady opuściłyście wioskę i sądząc po jej tonie nie powinienem się jej teraz pchać na oczy. A ten to kto? - dodał kierując pytanie ku druidce, spojrzeniem mierząc Litwora. Widać to co zobaczył spodobać się mu musiało gdyż skinął magobójcy głową na powitanie.
- Zwie się Litwor, to on gryfa waszego ubił - zwróciła się na poły ku Iratowi, na poły ku wójtowi. Ten ostatni od razu z większym szacunkiem na magobójcę spojrzał.
- Jeżeli jest jak pani mówi tom nagrodę winien wypłacić. Dowód jednak zdał by się jakiś…



Twem Lladre

Arcykapłanka utrzymywała dość szybkie tempo przez całą drogę jaką do wioski pokonać im przyszło. Nie wypowiedziała przy tym ani jednego słowa więc Twem miał szansę nacieszyć się odgłosami lasu i ulewy, która krok w krok za nimi podążała. Gdy jednak progi wioski przekroczyli, chmury burzowe zostały lekko za nimi. Wiatr się przy tym ze wschodu zerwał, który ów stan rzeczy mógł tłumaczyć.
Silya zatrzymała swe kroki przed wejściem do karczmy.
- Zostawię cię teraz w troskliwych rękach Orina i jego córek. Ucieszą się z twojego przybycia gdyż rzadko tu widują obcych. Ja muszę odwiedzić wójta i słów parę z nim zamienić.
Z tymi słowami ruszyła dalej przed siebie. Nim jednak Twem zdążył cokolwiek uczynić z karczmy wyszła młoda kobieta.


Jak nic musiała być jedną z córek owego Orina o którym Silya wspomniała gdyż natychmiast gdy tylko Twema ujrzała, zbiegła ze schodów i ruszyła ku niemu.
- Pan pozwoli, że koniem się zajmę. - Oznajmiła bardziej niźli zapytała dłoń swoją wyciągając przy tym przed sobie. - Ojciec będzie rad mogąc ugość towarzysza lady.
Twem za opiekę nad zwierzęciem podziękował. Nikt wszak tak jak on nie był w stanie zająć się Strafferem. Dziewczę widocznie nic przeciwko nie miało, wskazała tylko stajnię po czym wróciła do karczmy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline