Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 23:49   #44
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Christos
Pomarańczo włosy postanowił pozostawić resztę samą sobie. Po krótkim wypytaniu przechodnia, ruszył do tzw. “Informacji”, by pozyskać nieco danych o przebywających w Punkcie naukowcach. A konkretniej: kto czym się zajmuje, w czym specjalizuje, z kim łatwiej się dogadać, jak do nich trafić.
Zawitał więc do ratusza.
- Znowu naukowcy? Mają branie u tych nowych. - stwierdziło dziewczę. - Jest tutaj ich czwórka: Markus, Fryderyk, Lea oraz Freya. Markus zajmuje się czymś pod platformą i zwykle od strony mechanicznej. Fryderyk to elektryka, a ostatnio nawet i magnetyzm. Freya i Lea trudno powiedzieć. Trochę nowej technologii, trochę innych, dziwnych wymysłów. Najłatwiej dogadać się z Markusem, kiedy tylko wyjdzie ze swojej strefy. Fryderyk... też idzie porozmawiać, choć to typowy pracoholik. Panie Doktor, cóż... z nimi nie trafisz. To indywidua.
Christos dopytał jeszcze krótko o miejsce zamieszkania całej czwórki, po czym skierował się do ostatniej wspomnianej osoby: Doktor Freyi.
Wyszedł z ratusza i udał się na północ. Szedł prawie godzinę, aż dotarł na skraj platformy. Poza metrową kamienną barierką platformy nie chroniło nic więcej. Z jej krańca widać było bezmiar nieba. Nic tylko niebo u dołu, góry i na horyzoncie. Platforma zawieszona w powietrzu, odcięta od reszty świata.
Idąc wzdłuż krańca w końcu dostrzegł czerwonawy dom z białymi zaciekami. Design truskawek i mleka. Drzwi w przeciwieństwie do wszystkich widzianych w tym miejscu były okrągłe i czerwone, w białe kropki. Była też wielka, okrągła kołatka do nich.
Christos bez zbędnego zastanawiania się podszedł do dziwacznego domu i zastukał kołatką.
W klamce odsunęło się wieko i dziwne, zielone światło naświetliło jego ciało od stóp od głowy. Chwilę później zadziałał, nie wiadomo skąd, dziwny, metaliczny głos.
- Identyfikacja. - zapewne stwierdzenie i pytanie w jednym, jednak bez ludzkiego zabarwienia głosu ciężko bywa rozróżnić taką wypowiedź.
Christos zdziwił się początkowo dziwnym głosem, postępując nawet krok w tył, jednak widząc brak dalszej reakcji, odpowiedział:
- Mam ciekawą… propozycję dla Doktor Freyi. Można się z nią zobaczyć? -
- Identyfikacja błędna. Pip pip. - Drzwi się odkleszczyły i otwarły na oścież do środka. W drzwiach stała zapewne doktor Freya.

- Domokrążcom mówię nie! - Powiedziała wyciągając z ust dziwny element - kulkę na patyku.
- I słusznie. Mam jednak propozycję, która może Panią zainteresować… o ile jest Pani zainteresowana badaniami nad różnościami z dołu. - przedmiotu, którego przed chwilą miała w ustach, nie skomentował.|
Chwila ciszy. Ściągnęła but i podrapała się po nodze. W jednym z dwóch ogonów trzymała kubek z ciemnym płynem o mocnym zapachu.
- Właź - Stwierdziła i ponownie włożyła obiekt w usta. Szła przodem do różowego salonu z białymi, puszystymi meblami. Wewnątrz było spore stadko prawie 12 kotów, różnej maści. Drzwi zamknęły się same, gdy tylko wojownik przekroczył próg i zasięg ich zamykania.
Christos zgodnie z rozkazem wszedł do domu. Przez chwilę rozglądał się po niewielkim pokoiku, jakby czekając na jakieś słowa naukowca. Po kilkunastu sekundach milczenia jednak się odezwał:
- Zanim jednak powiem coś więcej, muszę się dokładniej spytać o Pani… specjalizację. Nie do końca wiem, czym się Pani zajmuje - ludzie tutaj też chyba nie wiedzą o szczegółach zbyt wiele... -
- I dobrze. Im mniej tym lepiej. Moja wiedza i umiejętności nijak nie pasują do tego świata... no poza jedną. - dodała pod nosem. - Technologia przyszłości to, najkrócej opisując. - odparła i wskazała miękką, futrzaną sofę jako miejsce do siedzenia.
Z pomieszczenia kuchennego wyjechał właśnie stalowy obiekt na kółkach z dzbankiem czarnego płynu.
- Jaką? - dopytał pomarańczo włosy, siadając.
- Trochę nano-technologii, cybernetyki i kilka jeszcze zmyślnych dziedzin, o których zapewne nie słyszałeś nawet słowa. Więc? Cóz to za propozycja? - Zapytała siadając w otoczeniu kotów.
- Po pierwsze… jest kilka przedmiotów, a także jedna… istota, którym, jak sądzę, ciekawie byłoby się przyjrzeć. Pierwszy przykład… - w dłoni pomarańczo włosego pojawiła się piramoidalna, żelazna… rzecz, która po chwili podlewitowała do naukowca, obracając się powoli i pozwalając na dokładne przyjrzenie się - Ktoś… a może raczej coś używało tego jako głowy. Niektóre z pozostałych przykładów mogłyby wystraszyć trochę koty… - |
- Hmm. Nieciekawe. - skomentowała - Wygląda to na okaz piekielnika. Czy jakoś tak. Ech. Reszta przedmiotów? -
- Piekielnik? Cóż to takiego? -
- Dobre pytanie. Z jednej strony to zapewne istoty tego świata, choć z drugiej przybywają do tego świata. Na platformie ich nie ma, więc mało kogo interesują ale na dole... Zapewne w stolicy powiedzą ci o nich więcej, oni się tym zajmują. Tutaj to raczej bajki, plotki i inne bzdety. -
- Rozumiem. - przedmiot pozostały z “piekielnika” wrócił do pomarańczo włosego, po czym zniknął - Jest Pani zdolna wyciągnąć jakieś informacje z… martwego ciała? Kolejnym punktem jest istota o zdolnościach... petryfikujących, lecz jeśli nie jest to Pani specjalizacją, to chyba nie ma sensu przywoływać trupa.
- Nie ma sensu. - odparła od razu będąc odrobinę znudzoną.
Christos rozejrzał się jeszcze po pokoju, upatrując miejsce, w którym pojawiające się spore stworzenie nie poczyni żadnych szkód. Chyba pora była pokazać coś bardziej… zadziwiającego.
Kilkanaście sekund później tuż przed Panią Doktor stanął… jaszczur. Okazały, spory gad, który najpewniej wybiłby z głowy nudę większości ludzi, nie był nawet odrobinę agresywny. Czekał.
- Ludoth. - stwierdziął obojetnie - I? -
- Interesuje mnie ich ślina. Zawiera najpewniej jakiś mocarny szczep bakterii. Nie uważa Pani, że można by je było wykorzystać? -
- Wykorzystać bakterie... to bardziej pasuje do Lei. O ile się tym zajmuje... Uprzedzono cię że moja domeną jest technika ? - zapytała dla upewnienia.
- Powiedziano, że “trudno powiedzieć”. Przejdę się zaraz do niej. Zanim to nastąpi, mam jednak jeszcze dwa pytania. Pierwsze, czy ma Pani coś, co pozwala ominąć… blokadę do Punktu? Dostanie się tutaj w tradycyjny sposób to spora strata czasu… A po drugie… słyszała może Pani o pewnym… robocie? Napotkaliśmy pewnego… mechanicznego łowcę, który jak gdyby nigdy nic porwał jedną z nas… - dalej Chritos począł dokładniej opisywać stwora.
- O! Wreszcie coś ciekawego. - kocica nastroszyła uszy - Hmm po opisie wnioskuję egzozbroję, zaawansowany model z AI. Bariera i usprawnione poruszanie. To daje do myślenia. Jeżeli pytasz o odczucia osobiste, to go nie widziałam ani o nim nie słyszałam. Wiem jednak skąd się wziął. A raczej przypuszczam najbardziej prawdopodobną możliwość. Porwał waszą przyjaciółkę... hmm, ciekawe czego szukał? Co do pierwszego pytania. - wróciła do początku - jest sposób, ale nie widzę żadnego powodu by Ci w tym pomagać. - Stwierdziła ozięble - Jestem przeciwna temu by zbierało się tu wielu “nowych”. Cieszy mnie aktualny spokój. Hmm... ciekawe czy da radę się z nim dogadać co do badań... - mruczała pod nosem jakieś odległe myśli kłebiące się w głębi jej umysłu. - To wszystko? - Zapytała chcąc wrócić do swojej pracy.
- Wiedza kim jest pozwoli określić gdzie go szukać…-
- Wiedza czego szuka byłą by lepsza. - Zaśmiała się wiedząc, że ma rację. - Poszukiwanie duchów to zabawa dla dzieci. Lepiej myślec o krok na przód. Ponawiam pytanie. -
- Można by go o to samemu spytać. Tak, to wszystko. - chwilę później mężczyzny nie było już u Freyi. Bardziej obiecująca zdawała się Lea, aczkolwiek to było zadanie na później. Teraz Christos miał inny plan. Opuściwszy dom kocicy, uniósł dłoń. Powietrze wokół zaczęło dziwnie wirować, a po chwili obok pojawił się człowiek o charakterystycznych oczach. Mężczyzna, bo, istotnie, był to mężczyzna, jak gdyby nigdy nic ruszył na spacerek. Ruchy wokół Christosa jednak nie ustały, a wkrótce potem ten… zniknął, transportując się pod punkt obserwacyjny, gdzie czekały posłusznie jego… “ludoth”. Pomarańczo włosy natychmiast poleciał w kierunku, który prowadził do tajemniczej bariery. Cóż… była taka, jak się spodziewał. Wielka, a człowiek nie mógł przez nią przejść. Nie mniej… pomarańczo włosy dysponował nie tylko ludźmi. Po kilku nieartykułowanych ruchach powietrza na jego ramieniu pojawił się ptak, który spróbował… przelecieć.|
Ptak zderzył się z barierą, tak jakby uderzył w scianę. Szczęsciem leciał wolno. Jedynei troche zakołowany po trafieniu próbował na neij wylądaowąc co o dziwo także bylo utrunione. A więc nie można był otego traktować jako ściany.
Przez chwilę ptak latał dekoncentrowany. Mężczyzna stracił nim totalnie zainteresowanie, zastanawiając się nad innym sposobem przejścia. Zbliżył się do bariery i… dotknął jej.
- Energia, hę..? - szepnął do siebie, po czym rozpoczął procedurę wchłaniania bariery.
To co nastąpiło chwilę później nie było do przewidzenia. Wszystkie ciała odczuły potężny wstrząs i padły na kolana. Tak jakby olbrzymia grawitacja chciała ich zmiażdżyć. To nie wszystko, poza tym, że próba pochłonięcia zawiodła to pochłonięta jednostka czegoś jakby samym swoim istnieniem chciała rozerwać klatkę, w której się znalazła. Z oczu Christosa pociekły krwawe łzy. Przez chwilę poczuł coś czego nie mógł inaczej zinterpretować jak... żywy umysł. Zdaje się że coś było z barierą połączone. Tylko co?
Christos położył się na ziemi. Nic już nie robił, tylko myślał. Czym jesteś, Bariero? Kim jesteś?
Miraki zawsze był typem obserwatora. Patrzył na coś. Dedukował. Nie wtrącał się. Dopiero teraz, gdy wszystko, co widział, pochłonęła nicość, w zamian dając mu coś innego… zaczął działać. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo się oddalił od zwyczajowych refleksji, którym się tak często poddawał jeszcze tydzień temu? Jego moc… skąd bierze się ta cała siła, którą posiadł? Jak doszedł aż tak daleko? W jednej chwili osiągnął coś, o czym wcześniej mógł tylko marzyć. Uratował Nanapha. Ale dlaczego tylko jego? Czemu nie pozwolono mu pomóc całej reszcie? Kto mu nie pozwolił? Bóg?
Jeśli tak, to oto człowiek odrzuca tego Boga, jego niezbadane wyroki i zło, na które pozwala. Oto teraz bracia sami będą dla siebie Bogiem. A wkrótce i dla innych!
Pomarańczo włosy otarł z policzków krwawe łzy. Zdjął z czoła ochraniacz, ukazując swe lewe oko. Od jego ametystowego odcienia niemal odbijał się widok bariery. Zwykła, można by rzec, anomalia, miała tak naprawdę sporo wspólnego z człowiekiem. Ona, to, ten Absolut, odciął się od świata, tak jak ludzie odcinają się od siebie. Zamknął się w swej małej skorupce, by tylko nie pozwolić na spenetrowanie się przez obcych. I potrzeba alogicznego czasu, wielu prób, by w końcu człowiek zdarł z siebie te ochronne maski i zwyczajnie mu zaufał. Miraki zawsze uważał, że to bezsensowne. Że gdyby wszyscy stali się bezpośredni i przestali obawiać się siebie nawzajem, świat stałby się lepszy. Bo przecież nikt nie chce ranić innych tak po prostu, bez powodu.

Godziny na tych rozmyślaniach mijały niczym sekundy, a pomarańczo włosy zdawał się zupełnie nic z tego nie robić. Dopiero, gdy słońce zbliżyło się niebezpiecznie do zachodu, wstał, trzymając nadal w lewej dłoni ochraniacz. Taką małą pamiątkę z dzieciństwa. Stojąc tuż przed barierą, przymknął swe prawe, iście “magiczne” oko, i uśmiechnął się przyjaźnie. Chyba nikt nie widział nigdy takiego uśmiechu.
- Skoro już wiem, że jednak tam jesteś… to może teraz porozmawiamy? - spróbował rozmowy z energetyczną barierą. Wielu by go wzięło za głupca lub szaleńca, na szczęście tych wielu nie pojawiało się w tej okolicy.
Cisza. Może i bariera miała coś w sobie z istoty, ale jednak pozostawała tylko bezmyślnym elementem otoczenia. Nie miała aury więc nie żyła w ludzkim rozumieniu tego słowa.
Kilkanaście minut później, wyraz jego twarzy zmienił się z powrotem na kamienny. Przywdział ochraniacz, ponownie zasłaniając sobie “gorsze” oko i bezceremonialnie zniknął. Trzeba było pomówić z Ervenem.
 
Imoshi jest offline