Morhanowi nie umknęły mało sympatyczne spojrzenia wieśniaków. Nie dziwił się temu - od gór Amell po Buinę Nilfgaard stał się synonimem największego zła, nieszczęścia czy plagi, jaka może dopaść człowieka. Zwłaszcza po tym, co Nilfgaardczycy robi na tyłach wrogich armii wraz z Scoia'tael.
Ale zaskoczyli go bardzo towarzysze. Uniósł brwi, spoglądajac na oboje.
- Yyy... - wyrzekł uczenie - Tego... Dziękuję. - Kto jak kto, ale to Morhan zwykle stawał w czyjejś obronie - co prawda robota była typowo mieczowa, ale jednak. I nagle dostaje wsparcie od swoich kompanów. Trudno byłoby powiedziec, żeby się tego spodziewał.
- Dobra, dosyć tego przedstawienia - westchnął, ciągnąc konie i zerkając ukradkiem na Hoba. - Eleno, gdzie możemy zostawić konie? Tak, żeby nikogo rączki nie zaswędziały i nie zdecydował się ich sobie przywłaszczyć. |