Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2014, 14:55   #35
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość

Theodor Greycliff


Theodor bez entuzjazmu wpatrywał się w pite przez siebie cienkie piwo, które określenie “ciemne” miało tylko w nazwie albo karczmarz miał problemy z rozróżnianiem natężenia barw. Z drugiej strony… czego mógł się spodziewać w jednej z podrzędnych spelun w Skullporcie? Tutaj jednak można było złapać najciekawsze informacje, jeżeli wiedzieć jak szukać…
Tylko do cholery gdzie one się podziały?
Wydawało się jakoby temat Machy nie był popularny w tych czasach. Dostawał tylko ogólnikowe informacje, że jego interes kręci się jak nigdy, ale nawet siła pieniądza zdawała się nie mieć przebicia przez tę ścianę milczenia. Nie mógł oczywiście zbyt silnie naciskać, aby nie zwrócić na siebie kolejnej, niechcianej uwagi. Kiedy udawał ciekawskiego delikatnie mu sugerowano, że ciekawość potrafi dopomóc w sprawdzeniu dna portu Podmroku. Kiedy udawał dłużnika kasyna zainteresowanego stanem swojego wierzyciela z nadzieją na zapomnienie tej małej należności odpowiadały mu uśmiechy politowania i “przyjacielskie” klepnięcia w plecy z radą, aby szybko znalazł robotę.
Najwyraźniej Macha siedział wygodnie na swoim ciepłym stołku karmionymi frykasami Lordów Waterdeep… tylko jak mu zatruć ten posiłek?
Theodor postawił swoją szczęśliwą monetę rantem na blacie sforsowanego stołu i zakręcił nią tak, że zaczęła ona wirować wokół własnej osi. Upijając ostatnie łyki słabego piwa obserwował ruch krążka, który z każdą sekundą spowalniał coraz bardziej, aby w końcu przechylić się bok i upaść na deski blatu kończąc swój szaleńczy taniec.
Z połówki monety na Theodora spoglądało uśmiechnięcie oblicze Pani Szczęścia.
Jemu jednak nie było tak do uśmiechu. Stracił masę czasu na bezowocnych poszukiwaniach w Skullporcie, a nawet kiedy już zaschło mu w gardle uraczony został czymś, czego nikomu by nie zaserwował… no może prócz Masze.
Oparł się na stole chcąc wstać, kiedy poruszenie przy drzwiach przykuło jego uwagę. Widząc pierwszego mężczyznę miał już zamiar się podnieść, ale zatrzymał się wpół chęci, kiedy za nim do środka wszedł znany mu zbir. Ten sam, który poprzedniej nocy umknął śmierci, jaką był Theodor.
Greycliff usiadł spowrotem na miejscu dziękując bogom, że wybrał miejscówkę dość skrytą przed wzrokiem innych. Nie znaczyło to jednak, że sam obserwować nie mógł, co czynił chętnie.
Obu mężczyzn skierowało swoje kroki wprost do jednej z ław, przy której siedziała rozbawiona grupka ludzi i mieszańców. Znany mu zbir podszedł do jednego z uczestników i położył mu dłoń na ramieniu. Kiedy ten odwrócił głowę Theodor mógł u się lepiej przyjrzeć zaczepionemu.
W pierwszej chwili mógł mieć wrażenie, że ma do czynienia z półdrowem, ale po dokładniejszych oględzinach doszedł do wniosku, że drowia krew jest w tym osobniku bardziej rozrzedzona i zapewne połowicznie drowi był rodzic, którego najpewniej ciągnęło jednak bardziej do jego ludzkiej połówki. Jasnoszara skóra i burdne, szarawe włosy dopełniane były przez niepasujące do obrazka niebieskie oczy. Kiedy drowi potomek spostrzegł kto go zaczepił Theodor w jego oczach zobaczył czysty strach. Młody próbował coś powiedzieć, ale zbir jedynie złapał go za kark i ustawił do pionu, po czym popchnął do wyjścia z karczmy. Wraz ze swoim kolegą wyprowadzili przerażonego na zewnątrz.
Theodor spojrzał na trzymają w garści monetę zanim ją schował do kieszeni płaszcza. Podniósł się z miejsca i sam opuścił spelunę. Trzeba było łapać okazje, które się nadarzały.
Po wyjściu zobaczył jeszcze, jak szybkim szarpnięciem ćwierćdrow zostaje pozbawiony miecza uwieszonego przy pasie i brutalnie wepchnięty w pobliski zaułek, a dwójka oprawców weszła za nim. Theodor ostrożnie podszedł po ścianie bliżej do tego miejsca, aby móc słyszeć to, co się w środku dzieje.
- Macha ci tyle dał, a ty co? - usłyszał głuchy odgłos kopnięcia i stłumiony jęk. - Jęczysz jak dziwka, wiesz?
- Ja… Ja nie zdradziłem! - wyjąkał drowi potomek. - Nie mógłbym…!
- Też tak myśleliśmy, ale najwyraźniej krew to jednak krew, a wy macie zdradę w naturze, jakkolwiek bezmyślna by nie była.
- To nie…
- Miałeś być dziwką - odezwał się drugi zbir. - Ale dziwką tylko Machy, a nie każdego, kto zadzwoni sakwą. Wiedziałeś o tym i spartoliłeś, co nas kosztowało kilku ludzi, a Machę fundusze. Nie jesteś nawet tyle wart, aby cię sprzedać na targu i tak odbić sobie straty.
Theodor odważył się wyjrzeć delikatnie zza załomu, aby zobaczyć wciśniętego w ścianę ślepego zaułka wnuka drowów, w którym w tym momencie nie dało się dostrzec ani grama drowiej dumy i buty.
- Macha dał ci wszystko i także powierzył wiele. Nie możemy ryzykować, że jeszcze więcej informacji wypłynie od ciebie, kurwi synu. - znany Greycliffowi zbir uniósł kuszę do strzału.
Mieszaniec spojrzał jakby w stronę Theodora, ale ciężko było określić czy go zauważył, bo w żaden sposób nie zdradził jego obecności, a jedynie skulił się pod ścianą zakrywając rękoma.


Gaspar Wyrmspike


- … i wtedy wiesz, co zrobił?
- Co?
- Zaczął porównywać mnie do tej zołzy od Wildhawka! Mnie!
Śmiech.
- Pewnie sądził, że to będzie dla ciebie komplement, ale…
- Cii, patrzcie kto przyszedł, nasz szef. Chowamy się?
Gaspar wkroczył właśnie na scenę będącą jego własnością po spełnieniu swoich obietnic wobec świątyni Sharess (chociaż nie dało się ich nazwać przykrymi), aby zaraz zostać “zaatakowanym” przez Dulcimeę. Złapała ona go za ramiona i wydęła policzki w wyrazie irytacji.
- Porównano mnie do jednej od tego ptasiego móżdżka, jak jej było, Eveline? Wyobrażasz to sobie? Czy ja naprawdę jestem taka zła? - słoneczna elfka hardo wpatrywała się w Wyrmspika wielce oburzona tym, co zaszło.
- Nie jesteś, już ci to mówiliśmy. - półorczyca Gortha podeszła bliżej. - Nie przejmuj się tak, to…
- No, jesteś lepsza, chociaż ona… - wtrącił Georg stojący z boku, trochę za Leano, jakby osłaniając się półelfem. - … ma lepsze biodra.
Na te słowa Leano szybko odsunął się od współaktora, a słoneczna elfka odwróciła głowę w kierunku bezczelnego barda, który uniósł dłonie w obronnym geście.
- Jest ludzką kobietą, wy macie inne biodra. - próbował się bronić.
- Ale wcale nie gorsze! - parsknęła Dulcimea wciąż uczepiona Gaspara.
- Jeżeli już mówimy o ptasim móżdżku… - odezwał się cicho Velstellen. - Odkąd przyjmujemy odrzuty z jego trupy?
Jeden rzut oka w przeciwny kąt sceny wystarczył, aby potwierdzić i tak pewne, do kogo pije półelf. Amelia przyglądała się jak Maedeira wprowadza szybkie poprawki w rozerwanym materiale kostiumu na próby, co jakiś czas zamieniając z nią słowo. Jasne było, że niedawno poznana kobieta wolała trzymać się z daleka od aktualnych aktorów Gaspara.
- Właśnie…. - podszedł gnom Volframo. - To niepokojące. Masz zamiar nas wymienić? Mamy szukać nowego zatrudnienia?
Gaspar poczuł jak Dulcimea uwiesza się bardziej na nim.
- Czyli jednak jestem tak zła jak ta Eveline?
Czasami ciężko było wyczuć kiedy wciąż grają, a kiedy już przestali… Niemniej… Będzie trochę tłumaczenia.
Codzienność.


Azul Gato


Pozwalali mu za sobą podążać, pozwalali, aby szedł ich śladem. Wydawali się być odprężeni, może nawet trochę podpici, ale on wiedział lepiej. Nie byli nawet w połowie tak dobrzy w blefowaniu, jak im się to wydawało. Miał nad nimi przewagę, chociaż oni tego wiedzieć nie mogli. Azul Gato zdawał sobie sprawę, że zastawili na niego pułapkę, ale był na nią gotowy… a przynajmniej taką miał nadzieję. W końcu mogło się zdarzyć wiele nieoczekiwanego nawet podczas tak, wydawałoby się, misji trzymanej pod całkowitą kontrolą i na to, na co nie można było być gotowym… trzeba było być gotowym.
Dwóch członków gangu szło uśpionymi uliczkami rozprawiając beztrosko o nikim innym jak o Azul Gato. Snuli teorie kim ów może być, zastanawiając się nawet czy nie jest jednym z tajemniczych Lordów Waterdeep lub, co wywołało uśmiech na zamaskowanym obliczu wspominanego, samym znudzonym Khelbenem Arunsunem. Wspominali coś o obdzieraniu kotów ze skóry, o rzucaniu ich na żer białym krukom, które były ich maskotkami. Mówili wiele, chociaż oczywistym było, że niewiele z tego wszystkiego tak naprawdę miało jakąkolwiek wartość, ale w ustach tej dwójki brzmiało dość zabawnie.
Ale było trochę niepokojących elementów.
Azul Gato już od pewnego czasu nie natrafił na żaden patrol straży i nie miał pojęcia dokąd był prowadzony. Miał przynajmniej praktycznie pewność, że ci, za którymi podążął nie wiedzieli czy ich nemezis połknęło haczyk… a przynajmniej miał taką nadzieję. Nie napotkał także na kolegów tych dwóch, co samo w sobie było dość kłopoczące. Co oni planują?
W pewnym momencie zatrzymali się przy drzwiach jednego z domów, a te otworzyły się. Ze środka została wypchnięta wprost w łapska dwójki skrępowana postać z workiem na głowie, wyraźnie jednak kobieta. Na przywitanie otrzymała cios w brzuch, najpewniej dla uciszenia, i pociągnięto ją w pobliski zaułek. Drzwi zamknęły się.
Zaczęło się.
Ulice nocnego Waterdeep przeszył zduszony, kobiecy krzyk.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 04-07-2014 o 01:34.
Zell jest offline