Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2014, 16:08   #161
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Diego zniknął, lecz nim to uczynił, zdążył jeszcze pozostawić ślad swojej obecności. Szkaradną, pulsującą tępym bólem pamiątkę. Pośmiertny autograf, który nigdy nie pozwoli dziewczynie zapomnieć o tym, co mu zrobiła. Znak mordercy mógł przyczynić się do jej szybszego zgonu, utraty zmysłów, oraz utknięciu w koszmarze aż do usranej śmierci...albo i dłużej. Julia drgnęła niczym rażona prądem, a bijące z częstotliwością karabinu maszynowego serce zagubiło kilka uderzeń. Potężne, pierwotne uczucie przerażenia zawładnęło na moment wszystkimi jej zmysłami, ponownie posyłając na podłogę. Skuliła się w pozycji embrionalnej na brudnym dywanie, tuląc do piersi okaleczone ramię. W napadzie paniki chwyciła za pokrwawione prześcieradło i zaczęła pocierać nim piętno w nadziei, że uda się je usunąć. Nie wskórała nic poza tym, że teraz szczypała ją cała ręka. Z pełnym rezygnacji jękiem odłożyła pochlapaną szmatę.

Upiory, kanibale, duchy, potwory...i cholerny meks, który mimo że powinien być stuprocentowo martwy, nie zachował się jak na porządnego trupa przystało. Umarli nie mówią, nie poruszają się i nie wyciągają łap w kierunku żywych. Ta uniwersalna zasada działała w normalnym świecie...jak widać przeklęty okręt rządził się swoimi własnymi prawami.
-Ty wredny skurwielu - wycedziła nienawistnie pod adresem Latynosa, podsuwając ramię przed oczy. W półmroku czarny odcisk drgał i pulsował niczym zamknięty pod skórą obrzydliwy robal. Ból zelżał do znośnego poziomu, a gdy tak się stało, Julia z lękiem dotknęła smolistej powierzchni przedramienia. Pod palcem wyczuła jedynie ciepło skóry i nieprzyjemne pieczenie, jakby drapała świeżo zrobioną dziarę.
Zrobię w Miami furorę - pomyślała z przekąsem, próbując się uśmiechnąć.
Gdyby żywe tatuaże istniały naprawdę, ona pierwsza wylądowałaby u dobrego tatuażysty, ciesząc się przy tym jak dziecko. Lubiła nowości, szczególnie jeśli były one odpowiednio bajeranckie i z polotem. Idea ruchomych obrazków na skórze bankowo się do nich zaliczała...ale nie w tym pierdolniku. Tutaj otrzymanie czarnego paskudztwa nie wróżyło niczego dobrego. Nie mogło być inaczej, biorąc pod uwagę kto i w jaki sposób je pozostawił.
Jakże żałowała, że więcej uwagi nie poświęciła na chodzenie do kościoła i słuchanie ludzi mądrzejszych od siebie.Gdyby żyła według planu, jaki dla niej przygotowano, cały ten morski burdel nigdy by się nie wydarzył.

Pusty, śmiech wstrząsnął jej ciałem, umysł zaczął się uspokajać. Czy właśnie rozważała zalety bycia jednym z wielu szarych, pozbawionych marzeń idiotów? Spokojne życie w korporacyjnym kieracie, dom za kredyt i wyjazd na tygodniową wycieczkę raz do roku. Wycieczkę na której i tak nie ma szans na odpoczynek, bo trzeba pilnować rozwrzeszczanych dzieciaków, oraz znosić fochy przemęczonego, znerwicowanego partnera.
-Ni chuja - wysyczała przez zaciśnięte zęby, podnosząc się z gleby. Nie miała bladego pojęcia, czy opętanie może być zaraźliwe, czy przypadkiem Diego nie zainfekował jej swoim szaleństwem i za kilka godzin nie stanie się na wpół oszalałym kanibalem z czarnymi cieniami tańczącymi na dnie oczu.
-Ni chuja- powtórzyła, poprawiając sfatygowane ubranie. Nie da sobie narzucić czyjejś woli, nie bez walki. Będzie szukać wyjścia, nawet jeśli przyjdzie jej pełznąć z połamanymi nogami po rozżarzonych węglach.

Dostała drugą szansę, zupełnie jakby ktoś wczytał jej autosave’a z poprzedniej lokacji. Co prawda tym razem parę szczegółów się różniło - krew na łóżku, brak bagażu i całkowita ciemność. Elektryka poddała się i umarła w męczarniach, pozostawiając po sobie jedynie truchła żarówek. Julia przekonała się o tym, maltretując włącznik światła. Poruszała się na palcach, stąpając ostrożnie i rozważnie wykonując kolejne kroki. Na szczęście w tej wersji historii żadne dziadostwo z muszli klozetowej nie chciało się przytulić dziewczynie do twarzy, dzięki czemu bez kłopotów mogła skorzystać z łazienki. Zabrała stamtąd wszystko, co tylko uznała za użyteczne i przeniosła na łóżko, ówcześnie zrzucając z niego skotłowaną pościel.
Do przeszukania została tylko część wypoczynkowo-sypialna kajuty oraz balkon, ale ten ostatni szybko zniknął z planu działania. Pierwszym celem ataku została hotelowa lodówka. Julia uklękła obok niej bez przekonania. Wołała z miejsca przygotować się na najgorsze, unikając dzięki temu kolejnego, gorzkiego rozczarowania.

Wnętrze bardzo pozytywnie ją zaskoczyło. Na półkach leżały różne przekąski, opakowane kolorową folią. Rzuciła się na nie jak dzikie zwierzę. Pokryte zakrzepłą krwią dłonie wystrzeliły do przodu zanim mózg zdążył wydać rozkaz i chwyciły pierwszą lepszą paczuszkę. Celofan poddał się brutalnym zabiegom w sekundę, a jego zawartość wysypała się na podłogę, tworząc dookoła klęczącej dziewczyny dywan z solonych orzeszków.
- Szlag! - opadła na łokcie, zgarniając pomarańczowe kulki razem z drobnymi paprochami. Nie myślała o tym co robi, nie była w stanie. Wściekłość i głód kierowały jej ruchami. Musiała szybko napełnić żołądek czymś normalnym, by zapomnieć o rządy krwi i odsunąć na dalszy plan obrzydliwą wizję, w której zatapia zęby w drugim człowieku. Zjadła wszystko, prawie odgryzając sobie przy tym paluchy.

Drugą paczkę otworzyła już ostrożniej i pochłonęła ją bez dodatkowej zawartości, przesypując jedzenie wprost do ust. Tak samo postąpiła z trzecią. Dopiero po czwartej poczuła się pełna i jednocześnie szczęśliwa. Wbrew wszelkiej logice wciąż żyła, znalazła jedzenie które nie uciekało z płaczem, a dookoła siebie miała masę możliwości. Wystarczyło wysilić mózgownicę. Ruszenie dupy również było koniecznością. W końcu kajuta sama się nie przeszuka.

W przeciągu dziesięciu minut do rzeczy na łóżku dołączyły dwie butelki wódki i jedna whisky, wyciągnięte z szafy wieszaki na ubrania, reszta orzeszków i batoniki, rozładowany telefon komórkowy, pusta sportowa torba należąca do nieodżałowanej pamięci Rodrigueza i znajdujący się w środku ceramiczny nóż. Po krótkiej walce dziewczyna dorzuciła też długą metalową rurę, będącą niegdyś nogą wolnostojącej lampy i kilka metrów kabla wyrwanego ze ściany. Jednak najbardziej ucieszyła się z zestawu ratunkowego, zawierającego latarki oraz kapoki. Kapoki olała, a światło powędrowało na kupę potrzebnych gratów. Raz jeszcze spojrzała z odrazą na czarny odcisk dłoni, mrugający do niej szyderczo z przedramienia. Z podobnie wrednym wyrazem twarzy obrysowała go kredką do oczu, pozostawiając kilka milimetrów zapasu. Teraz miała nad nim przynajmniej wizualną kontrolę.

Na widok rozsypanej na stoliku kokainy prawie podskoczyła z radości. Złapała leżący na szafce folder i oderwała kawałek śliskiej okładki, rolując go w palcach. Ostrożnie zgarnęła drobiny narkotyku i przy pomocy karty kredytowej uformowała z niego cztery wąskie kreski.


Szczury zaprosiła do nosa, a resztki zgarnęła poślinionym placem i wmasowała w dziąsło.
Uderzenie euforii przyszło prawie natychmiast, przeganiając zmęczenie i ból mięśni. Jak za dotknięciem magicznej różdżki z głowy J.J. uleciała reszta lęków, pozostawiając mózg pracujący na najwyższych obrotach. Naraz dotarło do niej, że właśnie zabiła człowieka i czyn ten pozostanie całkowicie bez konsekwencji. Nikt jej nie aresztuje, nie wepchnie do więzienia. Jest bezkarna do momentu, aż coś jej nie ubije. Do tej pory spotkała cienie, duchy, facehuggery, kanibali...a według Rodrigueza "Destiny" oferowało o wiele więcej atrakcji.

- Oj będzie bal... - westchnęła rozmarzona. Jeśli miała z tej wycieczki wyjść w jednym kawałku, potrzebowała przede wszystkim ochrony przed ukąszeniami i ranami ciętymi...albo dłońmi martwych ex-kochanków. Stojak na kolorowe magazyny nadawał się idealnie. Blaszka, choć cienka, wciąż pozostawała metalem i mogła zatrzymać czyjeś zęby. Julia za pomocą kilku solidnych kopniaków ścisnęła oba boki, otrzymując dwuwarstwową płytę, którą osłoniła lewe przedramię, przytwierdzając ją do niego pociętym na paski prześcieradłem. Resztę ręki okręciła kablem od lampki.

Uporawszy się z elementami ochronnymi, przeszła do uzbrojenia. Przez chwilę gapiła się na dostępne surowce, aż w końcu wybrała nogę od lampki i ceramiczny nóż. Kilka minut i masę przekleństw później, udało się jej przytwierdzić ostrze do drąga za pomocą drutów, uzyskanych z metalowych wieszaków na ubrania.

Dłoń owinęła paskami prześcieradła, by nie poranić skóry podczas uderzenia w cel. Wyrwała żelazne rączki od wieszaków i wetknęła je między palce, drewniane elementy wylądowały na podłodze. Całość oplotła kolejnym kawałkiem drutu. Zacisnęła pięść, a grymas zadowolenia przeciął umorusaną twarz. Prowizoryczny, kolczasty kastet dupy nie urywał...ale przynajmniej był.
-Nie no kurwa...Les Stroud byłby dumny - parsknęła, podziwiając swoje dzieło. Mizerna ochrona zawsze jest lepsza niż żadna. Spakowała zdobyczne graty do sportowej torby, na wierzch kładąc broszurkę “Destiny” i lusterko. Niby pierdółka, ale eliminowała konieczność wychylania się za róg celem zbadania dalszych części korytarza. Natknięcie się na kanibali tym razem zakończy się dla niej śmiercią w męczarniach - wiedziała o tym doskonale. Nie było już żadnego latynoskiego frajera, który by ją przed nimi obronił.

Przed wyjściem J.J. pociągnęła jeszcze zdrowo z gwinta, znieczulając się wódką tak na wszelki wypadek. Czekała ją długa podróż w dół, lecz najpierw chciała sprawdzić miejsce, w którym ostatnio przeleciała ją zjawa. Ruszyła do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Z latarką w dłoni, rzeźnickim nożem za pasem, pseudo włócznią, torbą na plecach i zwojem kabla obwiązanego w pasie na podobieństwo paska czuła się idiotycznie, lecz etap narzekania i jęków miała szczęśliwie za sobą. Koszmar trwał. Nic się nie zmieniło prócz tego, że teraz miała o wiele mniej czasu.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 09-07-2014 o 08:07.
Zombianna jest offline