Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2014, 21:17   #162
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Fajka tliła się jeszcze przez parę chwil wpatrywania się w ciemne odmęty zawieszonego w tejemniczo niemierzalnej przestrzeni. W końcu kolejnymi głębokimi zaciągnięciami wyleciała za burtę. Była zdenerwowana, brakiem papierosa jak i tym, co rozpinało się wokół nich. Z chwili na chwile stawała się bardziej przytłoczona, będąc zadręczana myślami, o których tylko ona wiedziała.

Wykrwawienie się? Też było opcją... Ale na zewnątrz było tak zimno, że można było zamarznąć... Też opcja.

Para wychodząca wraz z jej oddechem była znacznie słabsza niż Godspeeda. Gość mimo wszystko był twardy. Twardszy niż łamiąca się dziewczyna. Po jakimś czasie chciał wrócić ale wyglądało na to, że tylko on. Clem siedziała przy ścianie z podciągniętymi nogami obejmując jednocześnie swój tułów jak i głowę. Rozbita wplatała papce we włosy jakby chcąc wyrwać z nimi wszystko, co się w niej kłębiło.

- Zostaw mnie - powiedziała drżąco.

- Wracamy do środka - zakomunikował Malcolm zbytnio nie zwracając uwagi.

- Daj mi spokój, nie rozumiesz. - wyciskała z siebie jakby rozmawiając z własną głową, tyle że na głos.

- Nie zaczynaj znowu, wracamy. Tu jest z minus dwadzieścia stopni. Powietrze zamarza jak się oddycha.

- I niby co dalej? Naciśniemy guzik pożarowy i nagle nas ktoś uratuje?

- Wrócimy i znajdziemy wyjście, nawet jakby to był guzik pożarowy - droczył się z dziewczyną, co nie podobało się w najmniejszym stopniu. Nikt nie miał tak na prawdę pomysłu, co robić. Wszystko było błądzeniem.

- Stąd nie ma wyjścia, jakiego szukasz - wyciskała bezradnie.

- He?

- Byłam tu wcześniej. Uciekałam już wcześniej. We śnie.

Przystojniak patrzył na kulącą się dziewczynę i sam nie wiedział, co już powiedzieć. Był dobry w kartach a nie w cholernej psychologii... No dobra, w psychologii hazardowej przeciwnika siedział dość dobrze, ale to było zupełnie co innego.

- Korytarzami, tak jak teraz. Też uciekałam, też coś mnie goniło... Obudziłam się. Jak wyleciałam na zewnątrz za burtę... Litości, co ja robię... Gadam sama ze sobą do siebie... - wyciskała z siebie podsumowując wszystko i traktując całą sytuację jako kolejny koszmar a osobę Godspeeda jako twór własnej sennej wyobraźni. Skuliła się bardziej. Rozkleiła się gdy głowa cała schowała się między ramionami a podciągniętymi kolanami.

- To dlatego... - powiedział do siebie pod nosem łącząc w jedną całość jej wcześniejsze zakusy dziewczyny na zakończenie swojej przygody na DESTINY. Nie było mu w cale do śmiechu. Nawet można było powiedzieć, że stała mu się obojętna pod wpływem irytacji na jej zachowanie i wieczne problemy. Była ciężarem pod każdym względem. Zamiast ratować własną dupę, to skacze wokół niej. “Szlag by cie” pomyślał zaciskając zęby nie mogąc się zdecydować.

- To czemu teraz tego nie zrobisz, hm?! - wypalił z lekką złością.

Odpowiedź ratowniczki nie przyszła błyskawicznie, choć w końcu się jej doczekał: Uniosła twarz całą we łzach i tłumionym siłą płaczu. Utkwiła na hazardziście swój rozdygotany wzrok. Trzęsła się cała z emocji targających w jej głowie. Chciała coś powiedzieć, lecz nie potrafiła. Po kolejnych chwilach znacznie gorszym stanie wróciła do chowania się przed całym światem. Malcolm po tylu latach pokera był w stanie czytać ludzką twarz. Dziewczyna była całkowicie bezsilna. Była więźniem własnego umysłu. Pod skorupką miała tyle odwagi i siły by jedynie się skulić. Wtem na zamglonym niebie pojawiła się raca. Ktoś wzywał pomocy.

- A w tych twoich snach to były race ratunkowe? - rzucił ot tak, do siebie, nawet nie licząc na jakąś odpowiedź.

Hazardzista jakoś nie kwapił się żeby pospieszyć z pomocą, jakoś ostatnio nie kończyło się to dla niego najlepiej. Z drugiej strony jeśli nic nie zrobią utkwią w tym… wymiarze na dobre. Wszelkie konstruktywne działanie należało jednak zacząć od czegoś małego. Mając szczerą nadzieję, że zagrożenie nadchodzące z korytarza już minęło Godspeed zaryzykował powrót do kabiny. Zimno dawało się we znaki. Sprawdził środek kajuty. Ostrożnie, pomny na czające się wszędzie niebezpieczeństwo, Przystojniak podszedł do drzwi, nasłuchując czy hałasy ucichły, po czym powoli uchylił drzwi i wyjrzał na korytarz. Ten wydawał się być pusty. Spowijała go ciemność w której dawało się wyczuć smród morskiego dna - ryb i wodorostów. Nie słyszał już stukania, ale kiedy wpatrywał się w mrok, wydawało mu się, że dostrzegł jakieś ukradkowe poruszenie na lewo od kabiny, w której się ukryli. Bił się z myślami, czy ciągnąć ze sobą dziewczynę, którą można było spisać na straty gdy coś złego się wydarzy, czy samemu na szybko sprawdzić parę miejsc, które pojawiły mu się w głowie. Clementine mógł zostawić, i tak nie jest w stanie sobie nic zrobić, a przynajmniej siedzi cicho. Obejrzał się za siebie aż w końcu zdecydował.

“Zaraz wrócę, a ty się trzymaj. Na pewno coś znajdę i nas wyciągnę.”
 
Proxy jest offline