WÄ…tek: Rivoren - prolog
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2014, 23:30   #18
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Las faktycznie był jakiś dziwny, nie wiedzieć do końca czemu. Może dwójka Odwiecznych się ostatnio nie dogadywała i jego bezpośrednia interwencja w środku lasu nieco podirytowała władczynię ziemi, ciężko mu było powiedzieć. Wiedział jedynie że wyjeżdżał z gęstwiny z mnóstwem gałązek we włosach i ubraniu. Nie do końca wiedział skąd brała się oziębłość drudki, być może z zadufania w sobie. Tłumaczył jej, że nie on zabił gryfa, ale ta najwyraźniej miała to głęboko w poważaniu. Tak czy siak, mimo że miał teraz służyć Panu Ognia nieco bardziej niż kierowany rozkazami świątyni, to jednak bardziej nabity trzos się mógł przydać. Skinął uzbrojonemu mężczyźnie, a następnie zwrócił się do Beromara. - Problem gryfa został rozwiązany. Dowody zniszczyła Kruk, więc poza jej słowami nie mam nic do pokazania.
- To nieco sprawę komplikuje gdyż tak bez dowodu to ciężko. Ja wiarę w słowa naszej druidki pokładam jednak jakby kto odmiennie do tego podejść chciał to i kłopotów gotów narobić jakich nam tu nie trzeba. Jednak - tu spojrzał przelotnie na Kruka - gotów jestem owe ryzyko podjąć.
- No i dobrze - wtrącił swe trzy grosze Irat. - Teraz zaś pasuje się za to napić, co ty na to wójcie? Ponoć trzymasz u siebie lepsze wino niż to, które Orin sprzedaje. Może by tak po kielichu za pomyślny połów tego tu oto Litwora?
To, że Irata bardziej owe wino obchodziło niż szczęśliwe łowy, widać było gołym okiem. Wójt najwyraźniej jednak musiał być albo bardzo dumny ze swego wina albo sam mieć na niego ochotę gdyż skwapliwie przytaknął wojownikowi.
- Zatem postanowione - szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Irata. - A ty pani? Skusisz się może na odrobinkę czy też od razu do Loretty pójdziesz?
- Pójdę - druidka albo wielką miłośniczką wina nie była, albo też faktycznie jej się na spotkanie z ową Lorettą spieszyło.
- Zatem jedyne co pozostało to decyzja co z ową bestią zrobić - wójt wskazał przy tym na Puszka. - Do stajni to on raczej nie pasuje…
- Nie przesadzajmy, nie taka znowu z Puszka bestia na jaką wygląda. - Rzucił pogodnie mężczyzna, słysząc że wójt jednak obędzie się bez dowodów. - Można to dość łatwo rozwiązać. W którą stronę macie stada, to go w przeciwną na polowanie wyślę, pokręci się po okolicy, ludzi nie atakuje bez rozkazu, co najwyżej ktoś się nieco strachu naje. Prawda bestyjko? - Podrapał wierzchowca mocno za uchem, tak jak lubił i zaczął ściągać swój dobytek, żeby zwierzak nie był niczym obciążony, kiedy będzie polował.
- Stada trzymamy na południu - poinformował wójt. - Więc jak go na północ poślesz to szkód żadnych uczynić nie powinien. Może jednak lepiej by było do jakiejś zagrody go wsadzić?
- Pewnie że można, tylko że dzisiaj jeszcze niczego porządnego nie jadł, więc by mu się coś na ząb przydało, a tak to się wyhasa, wybiega, naje, wróci grzecznie i z przyjemnością do zagrody na drzemkę zajrzy. Jak będzie miał coś pod nosem, to dalekog biegał nie będzie. - Przerzucił klamoty przez ramię a sporo tego było, głównie żelastwa i stali.
- Zatem postanowione - Iratowi wyraźnie się do wina spieszył.
- Skoro tak to tak - kiwnął głową wójt.
Druidka zaś bez słowa ruszyła przed siebie. Widać uznała że jej dłuższa wśród mężczyzn obecność była zbędna.
- Tędy panowie - głowa wioski wskazał na drzwi i sam ruszył przodem. Iratowi dwa razy powtarzać nie było trzeba, w ślad za nim szybko pospieszył.
- Puszek, na polowanie, najedz się i wracaj. - Pokierował towarzysza na północ i dał solidnego klapsa w zad. Kiedy upewnił się że jak szczeniak wypruł w odpowiednim kierunku i ruszył za mężczyznami do środka. Przez chwilę przemknęło mu przez głowę, czy śpieszą się do wina, czy raczej z dala od druidki, ale z pytaniem wolał się póki co wstrzymać. Gdy tylko przekroczył próg, rozejrzał się dokładnie po izbie i złożył swój dobytek pod jedną ze ścian, starając się uniknąć szczękania metalu.
- Zawsze jest taka przyjemna w kontaktach z ludźmi? -Zagadnął nieco na opłotki.




Izba, do której z sieni przeszli, była dość obszerna jak na wioskowe zwyczaje. Stał w niej stół a przy nim cztery krzesła. Pod ścianą naprzeciwko wejścia ustawiono komodę, zaś na tej co naprzeciwko okna byłą, pysznił się sporych rozmiarów kominek. Miejsca było też dość by ustawić przy nim cztery fotele i mały stolik, na którym karafka i kielichy stały. Widać było iż wójt do biednych nie należał gdyż nie brakowało także srebrnej podstawki i misy z owocami.
Sam gospodarz nie odpowiedział na pytanie Litwora, wpierw miejsce zajmując na jednym z foteli, a następnie wino do kielichów rozlewając. Głos za to Irat zabrał, który zwaliwszy się na drugi fotel z błyskiem w oku spojrzał na Litwora.
- To zależy… Jak jej ktoś na odcisk nadepnie to biada mu w tych lasach przebywać. Miła jednak bywa od czasu do czasu. Ciekaw więc jestem czymżeś ją tak uraził, bo takiej wściekłej to już od tygodni jej nie widziałem.
- Wjechałem do lasu i nie dałem się zabić kiedy usilnie chciała to zrobić, a potem jakoś nie na rękę już było zabijanie mnie. - Streścił całe zajście w niewielu słowach, nie był pewien czy mądre było większe na ten temat dyskutowanie. - Coś z zarazą i tym podobnymi, ale już mi przeszło podobno, jej nastrój niekoniecznie. - Wzruszył ramionami i przysiadl się na jednym z foteli.
Na wzmiankę o zarazie, twarz Irata spoważniała.
- No to się nie dziwię. Gdybym cię w jej towarzystwie nie widział spokojnie idącego i wiedział o zarazie jaką to miałeś na sobie, to bym cię wpierw ostrzem potraktował, a dopiero później zadawał pytania. Mamy tu problemów ostatnio niemało ze sługusami Darkara, którzy jego plugastwo roznoszą. Paru nawet trzymamy by ich do Nerun zawieźć i tam odpowiednio się nimi zająć. Mieliśmy dziś wyruszyć gdy lady poinformowana została o kłopotach na granicy lasu i wraz z Krukiem udały się sprawdzić co też tam się dzieje. Ja i Lorett zostaliśmy by więźniów pilnować i w razi kłopotów atak odeprzeć. Widać jednak, że nic tu się nie działo. Wynudziłem się tylko, bez urazy wójcie - tu skinął głową gospodarzowi.
- Sprawa jest ciut bardziej skomplikowana, zarażony okazał się gryf, ja i jeszcze jeden podróżny zostaliśmy skąpani w jego krwi, kiedy się rozbryzgł. Jako że Kruk nie była w stanie się mnie pozbyć, nie wnikam w to, że nawet nie chciała słyszeć o tym że nie jestem na usługach Darkara… poważnie ostatnio ma wpływ aż przez góry? Tak czy inaczej, dopiero bezpośrednia interwencja Avarona ją jakoś uspokoiła i odwiodła od tego pomysłu. Jak wspominałem, to skąplikowane. - Powiedział magobójca sięgając po kielich, zastanawiał się jak blisko był wtedy śmierci tak naprawdę, nie żeby był to pierwszy raz, ale wolałby wiedzieć, jak niebezpieczna potrafi być druidka, kiedy nie wchodziła w grę magia.
- Rozbrysł się mówisz… - zainteresował się wójt, jednak pospieszni uciszony został przez wojownika.
- A co to ma za znaczenie czy cięty mieczem czy przemieniony w karmę dla świn? - Widać było że dla Irata znacznie owo było żadne. - Co do sługusów to faktycznie, ostatnio wszędzie się pałęczą. Słyszałem nawet że zło z Wiedźmiego Uroku znowu w siłę urosło. O Sidłach to nawet szkoda gadać. Stwory z Margh nawet do Kallyie zaczęły docierać. Nikt nie wie co się dzieje, my próbujemy z tym walczyć ale to widać, że bez wyraźnej pomocy od Odwiecznych zdziałać wiele nie możemy. Widać brama utraciła coś ze swej mocy. Szczęściem jednak nikt jeszcze samego Darkara nie widział, a słyszałem że on to się swego czasu lubił pokazywać wśród ludzi. Było to jednak jeszcze przed jego wygnaniem, jak teraz by się zachował to kij go wie. Gdybyś Lorett zapytał to by ci mogła poopowiadać o tym co się w górach Veroni teraz wyprawia. Armia została zmobilizowana. Ściągają każdego kto walczyć potrafi, nie licząc tych co ich sam Avaron od służby prowincji odciągnął. Mówię ci że złe czasy nadciągają. - Skrzywił się jakby coś nieprzyjemnego poczuł i koniecznie winem musiał popić, co też zaraz uczynił.
- Jeśli jest tak jak mówisz, to nie nadchodzą, tylko już nadeszły, a my siedzimy w wielkiej kupie po same uszy. - Podsumował słowa Irata w mało dworski sposób. - Tak czy inaczej, ostatnimi czasy miałem sporo roboty z agresywnymi i oszalałymi bestiami a teraz to już nie do końca istotne, zdaje się że Avaron postanowił mi sam znaleźć jakieś zajęcie. Więc przez jakiś czas będę podróżował z wami, przyzwyczaj się do chmury burzowej na twarzy druidki. - Uśmiechnął się kwaśno na wspomnienie lasu utrudniającego mu przejazd i życie.
- O Kruka się nie martw, ona tu zostaje. To w końcu jej tereny, nawet gaj swój ma tuż za wioską jednak nie radziłbym ci do niego wchodzić. Tylko my, lady, Lorett i ja zmywamy się stąd jak tylko taka decyzja zapadnie. Nie widzę w sumie niczego co by nas miało tu zatrzymać, poza winem - uniósł kielich w stronę wójta, który tym samym mu odpowiedział. Zatem jesteś wybrańcem… Od dawna o takich nie słyszałem. Chyba nawet mój dziad żadnego na swe oczy nie spotkał, a trzeba rzec że niezły był z niego podróżnik i niemal całe Rivoren zwiedził. Mówi się… Powiedzmy, że już się rzekło gdyż słowa te od arcykapłanki słyszałem, że nagle kilku takowych się pojawiło. Ponoć Odwieczni zaczeli ich wybierać nagle, nie dalej jak dzień temu. Wiem to bo gołąb przyleciał wczorajszego wieczoru z informacją, że jeden na trakcie Nathar-Kur się pojawił. Jedna z naszych grup go dostrzegła i przysłali informację. Będzie się działo, oj będzie - roześmiał się jakby nic lepszego na niego czekać nie mogło. - Nudno tu powoli się robiło nim te wszystkie nieczystości przez bramę przełazić zaczęły. W Enarze szczególnie, nic tylko polityka… Tej to akurat nieznoszę, mimo iż z racji urodzenia powinienem jej hołdy składać. Miecz w ręce, to jest życie…

Litwor powoli przetrawiał słowa mężczyzny, zanim sam odpowiedział. - Może i miecz to dobre życie, chociaż czasem męczące, pochodzę z Veronii i od dość dawna zajmuję się zleceniami dla świątyni, opiekuję magicznymi bestiami i tym podobnymi, uwierz mi, jeśli człowiek odpowiednio dobierze zawód, nie ma jak narzekać na nudę, z żadnej strony. - Podrapał się po głowie, ciekawiło go pod którym kamieniem siedział Irat że na nudę narzekał.
- Mówisz tak boś verończykiem z krwi i kości. U nas to się inaczej sprawy załatwia. Jak żeś wojak to co najwyżej możesz za ochronę karawan robić. Czasem się trafi jakaś waśń między paniczykami i tyle. No można by jeszcze za skarbami latać ale ja do tego stowrzony nie jestem. Gdy się mojej siostrzyczce fucha w świątyni Neruńskiej trafiła to wraz z nią ruszyłem. Decyzja to jak widać dobra była. A ciebie to niby co skłoniło by za zwierzami się uganiać? Nie dość tam w Veroni macie garnizonów żeby się do nich załapać? Albo na służbę u jakiegoś pana? Podobno w straży namiestnika nie brak ciekawych zajęć. Zapytaj Lorett to ci opowie.
- Lubię zwierzęta, a one są na tyle miłe, że większość nawet najniebezpieczniejszych nie próbuje mnie zjeść, a nawet jeśli próbują, to udaje mi się je opanować w ten czy inny sposób To zresztą w przerwach między rzadkimi zleceniami od przełożonej świątyni Avarona niedaleko Harum. Pewnie, są lepsze zajęcia, ale powiedzmy że nie dla mnie, moja twarz nie wszędzie jest mile widziana wśród wysoko postawionych, poza tym, widziałeś kiedyś rodowitego Vernończyka… blondyna? - Wiedział że jego czupryna jest mokra od potu, ale dalej była dość jasna. Irat przyjrzał mu się nieco uważniej.
- Faktycznie, na rodowitego to mi nie wyglądasz. Prędzej bym rzekł żeś z Lef jest albo nawet mój rodak. Na różna się jednak typy trafia w tej krainie więc i jasny verończyk trafić się może. Skoroś jednak na usługach świątynnych to dziw aż bierze, że cię nie wezwali jeszcze byś się u nich stawił. Widać wiedzą już żeś spod ich pieczy umknął i wyższego pana sobie znalazł. Może te całe wybieranie nie tak niedawno się zaczęło. W końcu kłopoty to już od paru miesięcy są. Dziwnym by to było gdyby Odwieczni ot tak zignorowali owe wydarzenia i dopiero na ostatnią chwilę działania rozpoczeli. Możeś w łasce Avarona już od długiego czasu tylkoś nic o tym wcześniej nie wiedział.
- Świątynny wychowanek, tak po krótce. Mało kto o mnie wie nawet w światyni, wiec to nie aż takie dziwne, a czy wiedzieli wcześniej? Kto ich wie, kto za Odwiecznymi utrafi. - Mogli go wezwać do zwykłych sił zbrojnych, ale lepiej nadawał się do całkiem innych zadań i dobrze sobie z tego zdawali sprawę.
- Nikt, ot co - Irat pokiwał głową pełną zgodę wyrażając ze słowami Litwora.
- A ja to bym chciał jednak nieco więcej o tym gryfie się dowiedzieć. Nie żeby wojaczki i zło czające się w krainie nie były wciągające, to jednak dalekie sprawy. Mnie zaś interesuje dobro naszej wioski, co dziwić wszak nie powinno jako żem jej wójt. - Wtrącił się gospodarz, który do tej pory udziału w rozmowie nie brał.
- Popieram - Irat najwyraźniej też chciał czegoś więcej się dowiedzieć. - Bo to że się rozprysł to dość ogólnikowe było. - Po czym obaj spojrzeli na Litwora z wyczekiwaniem bijącym z oczu.
- W momencie śmierci, zamienił się w ogromnych rozmiarów symbol Darkara stworzonym z jego kości, krwi, mięśni i skóry w jednej wielkiej mokrej eksplozji… smacznego. - Miał nadzieję że tym obrazem wykręci się od detali.
- No ale jak to tak? Sam eksplodował czy może wcześniej magią był potraktowany? Rany jakieś mu zadałeś? Opowiadaj że… - widać nadzieja tym razem była płonna, wójt bowiem ani myślał ustąpić.
- Nie przeze mnie, przez Twema ponoć też nie, kiedy miałem go uderzyć wybuchł, czemu, nie wiem, czy z powodu kontaktu z mieczem, czy sam z siebie, ciężko powiedzieć. Przyznam że reakcja mnie całkiem oszołomiła. Było z nim coś nie tak, na pewno nie nadawał się do przeniesienia ponownie na tereny Lef. - Rozwinął nieco więcej detali.
- Twem zaś to… ? - dopytywał się wójt.
- Drugi podróżny o którym wspominałem wcześniej, spotkałem go przy gryfie, jechaliśmy do wioski, ale się rozdzieliliśmy, ja pojechałem lasem, a on naokoło, coś płoszyło mu zwierzęta na jego granicy. - Odparł wójtowi.
- A faktycznie, coś żeś wspominał. Ciekawe czego u nasz szuka. Nie wiesz czasem? I co niby jego zwierzęta płoszyło? Przecie nie nasza druidka… Może jakieś stwory są w pobliżu co to złą aurę roztaczają. Trzeba by o tym Krukowi powiedzieć - mężczyzna wyglądał na wyraźnie zmartwionego i ostro zanipokojonego.
- Jakby coś takiego umknąć jej mogło. Jakby było jakieś niebezpieczeństwo to by się nim zajęła. Tyle wszak wiedzieć winnyś. Dziwne to jednak, nie powiem. Może ten cały Twem nie taki niewinny jakby się można było spodziewać. Lepiej mieć na niego oko i jakby się w wiosce pojawił do na wszelki wypadek ostrzem potraktować…
- Czemu od razu ostrzem? To bariera druidki była, sama się mnie pytała jak przez nią przeszedłem, była mocno zdziwiona kiedy mnie w środku lasu z Puszkiem zobaczyła. - Litwor spojrzał na swoje paznokcie i zaczął sprawdzać stan ich czystości, nie wątpił że nastąpią pytania o to jak to w ogóle możliwe.
Nie pomylił się w swych podejrzeniach.
- Przez jej barierę przeszedłeś i to splamiony krwią owego gryfa? Może to po oczyszczeniu było? - Irat nieco baczniej zaczął się mu przyglądać. - Jak tak to by nawet nie dziwiło. Wszak bariera ma bronić przed złym, a nie przed każdym podróżnym który próbuje przez ten las przejść.
- Oczyszczenie miało miejsce w lesie, na oczach Kruka. Co do tamtego, był splamiony krwią gryfa, jak ja, na ile go to dotknęło, nie mam pojęcia. - Odparł wprost.
- Dziwna sprawa - wójt pokręcił głową jednak przestał dalej wypytywać, zamiast tego skupił się na winie.
- Nawet nieco bardziej niż dziwna - Irat zdawał się być nieco bardziej zainteresowany owym faktem, jednak rzuciwszy spojrzenie na wójta, pokręcił głową i wybuchnął śmiechem. - No dobra, dość już tego. Wójcie! Mój kielich jest pusty. Czy to tak dbasz o swych gości? - Mimo jednak iż na twarzy jego gościł uśmiech, a zachowanie powróciło do stanu beztroski, spojrzenie jakim obrzucił Litwora zdradzało iż nie zrezygnuje tak łatwo z dowiedzenia się cóż też takiego jest w magobójcy, o czym ten mówić n ajwyraźniej nie chce.
- Zapytaj Kruka, może ona ci powie. - Uśmiechnął się do Irata i również podstawił kielich do napełnienia.

Rozmowa zeszła na nieco bardziej błache tematy, pogodę, upały i tym podobne. Powoli karafka pustoszała a brzuchy zaczęły burczeć. Rozmowa więc zeszła na rzeczy bardziej przyziemne, nocleg i obiad w karczmie. Zresztą, był już najwyższy czas, bo dało się słyszeć reakcje na powrót Puszka. Nie co dzień spotykało się marnole ułożone pod wierzch, więc nic dziwnego że wzbudzał lekkie zmieszanie a czasem strach. Tak więc przed zajęciem pokoju w gospodzie, zaprowadził go do zagrody, gdzie ten mógł w spokoju się przespać i przetrawić nieco posiłek, jak każdy drapieżnik, który zwykle zjada na zapas. Z sakiewką od wójta, mógł swobodnie zapłacić za posiłek i nocleg, bez martwienia się o swoje nie zawsze duże oszczędności. Córki karczmarza cieszyły oko nawet bardziej, niż smaczny posiłek Litwora, przywykł do racji żywnościowych, lub pieczeni na szybko przyrządzonych nad ogniskiem. Był nieco zmęczony uganianiem za gryfem, więc po winie u wójta, posiłku i kąpieli zaczął morzyć go sen. Wiedząc że obudzą go jeśli będą go potrzebować, usnął snem sprawiedliwego. Z krzesłem podstawionym pod drzwi, sztyletem pod poduszką i mieczem tuż obok łóżka.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline