Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2014, 00:14   #3
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ioan odpowiedział uśmiechem swojemu bratu.
-Oczywiście, Ronar nie może beze mnie istnieć. Jestem tam niezbędny odkąd się urodziłem.- Strażnik nie krył ironii, którą ociekał jego głos.-Ale rzecz jasna wyruszę na pomoc. Tylko i wyłącznie z jednego powodu. Łowcy zaginęli. Jeśli oni sobie nie poradzili, to w tym królestwie zostało może pięć osób, które wiedzą jak walczyć z bestiami.- Powiedział strażnik już spokojniej.-Niech no tylko ktoś skoczy po moją włócznię i możemy ruszać.
- Świetnie. - ucieszył się król z braku konfliktów. - Aczkolwiek wyruszyć wolno ci dopiero jutro. Dziś wieczorem są obrady, na których cię oczekują. Jeżeli potrzebujesz szczegółów, baron Eabios powinien ci wszystko wytłumaczyć.
Robert ukłonił się lekko. - Dziękuję, za dobroduszność króla. - podstępność emanowała z Roberta. Ioan czuł się dość pewny, że będą szukali dodatkowych metod aby zatrzymać go w Ronar.
-Oczywiście. Niezwłocznie udam się do Eabiosa.- Powiedział Ioan kłaniając się.-Wasza wysokość, jeszcze jedno. Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności po obradach.- Ioan wiedział, że musi powiedzieć królowi prawdę o swoim bracie. Strażnik ukłonił się ponownie, po czym odszedł by znaleźć przywódcę zbrojmistrzów.
Podróż konno z zamku do gildii zbrojmistrzów trwała dobre dwie godziny. Potem będzie musiał pokonać ten dystans ponownie, aby dostać się na obrady. Było to nieco irytujące.
Miasto było ogromne i otwierało wiele możliwości, ale płaciło przez to ilością zajmowanej powierzchni.
W gildii Ioana powitały uśmiechy oraz machnięcia ręką. Każda gildia lubiła swojego strażnika.
Eabios znajdował się w głównej kuźni, na samym końcu wielkiej pracowni, w której ludzie jednocześnie wykuwali zamówione produkty. Odwrócił się w stronę Ioana gdy tylko go dostrzegł.


Był to człowiek rosły, zakuty na wieki w zbroję która błyszczała klejnotami. Głównie rubinami.
- Co cię sprowadza, czempionie? - zapytał, głosem głębokim, miłym ale nieco mniej charyzmatycznym od królewskiego.
Ioan uśmiechnął się szeroko. Zawsze lubił przebywać w gildii, ciężko też było przebić towarzystwo Eabiosa.
-Mam wziąć udział w dzisiejszych obradach. Pomyślałem, że dobrze byłoby dowiedzieć się o czym mamy obradować. Więc jestem.- Powiedział z uśmiechem.
- Ah, no tak. - Zbrojmistrz wziął dwa krzesła, jedno postawił przed Ioanem, na drugim zaś sam usiadł. Momentami mistrz gildii zbrojmistrzów wydawał się być olbrzymem. Właściwie i tak liczył dwa metry i był szeroki, ale chodzenie wiecznie w zbroi i bycie w stanie bez przeszkód pracować w kuźni zasługiwało na szacunek. - Rubius chce zakończyć wojnę. Nasza gildia nie. Będziemy więc obradować z zamiarem odrzucenia pomysłu. - wyjaśnił pokrótce.
Ioan usiadł, po czym popatrzył zdziwiony na zbrojmistrza.
-Zakończyć wojnę? Co to za pomysł? Na jakich zasadach ma być zakończony konflikt?- Zainteresował się Stein.
- Kopalnie zostaną ogłoszone dobrem wspólnym obu państw. Z czego Ferramentia będzie dostawała większość zysku. - wyjaśnił. - Sprzyja to państwu, prawda, ale nie naszej gildii. Dlatego protestujemy.
Strażnik przejechał dłonią po twarzy.
-Najpierw Robert, a teraz jeszcze to, a to mógł być taki miły dzień.- Ioan pokręcił z głową z rezygnacją.-No nic, obowiązki to obowiązki. Nad czym teraz pracujesz?- Zapytał Stein, częściowo z ciekawości, a częściowo dlatego, że nie chciało mu się wracać do zamku. Mógłby jeszcze wpaść na swojego brata.
- Nazywam to “pancerzem płytowym”. - rzekł Eabios wskazując na wiszącą przy ścianie zbroję. - Doszedłem do wniosku, że jeżeli nasi żołnierze muszą coś nosić, może to im równie dobrze dawać protekcję. Ciężko go jednak skonstruować.
Ioan podszedł do zbroi po czym obejrzał ją dokładnie.
-Niezły pomysł. Chociaż ja wolę być szybki niż opancerzony. Z tego co widzę najłatwiej byłoby ją przebić tam gdzie zginają się stawy, i przy szyi. To dobrze, mało ludzi dałoby sobie radę z człowiekiem noszącym coś takiego. W sumie, sam bym taką nie pogardził, zmutowane bestie raczej nie przegryzą się przez twoją stal.- Powiedział z uśmiechem Stein.
- Tego nie gwarantuję. - Zaśmiał się Eabios. - Ale jeżeli chcesz, możesz wziąć ten model i przetestować go w praktyce. W końcu wyruszasz na łowy? - zapytał. - Wieść niesie się prędko w tym królestwie.
-Chętnie zostanę twoim królikiem doświadczalnym. Co do tych łowów. Nie jestem pewien czy ta bestia naprawdę istnieje. Mój brat zrobiłby wiele, żebym wrócił do Ronar. Zapewne posunął by się nawet do rzeczy gorszych od zabójstwa. Mam tylko nadzieję, że Łowcy są cali i zdrowi.- Odparł Ioan ściągając pancerz ze ściany.
- Znam twoich chłopaków, tylko bestia byłaby w stanie im zagrozić. - uspokoił Ioana zbrojmistrz. - Musi tam więc być. I oni też. Zastanawia mnie region Ronar. Chyba coś o nim słyszałem, dość dawno temu, ale nie wiem co. Polecam ci być ostrożnym. Nie wychodź do pochopnych wniosków. - ostrzegł.
-Nie mam pojęcia co mogłeś słyszeć o Ronar. Dwie rzeczy opuściły ten kraj niedawno. Ja i plotki o moim bracie, podobno ma jakieś mutacje, które specjalnie u siebie wywołał, ale na ten temat nic nie wiem. Trochę głupio się przyznać, ale widziałem go chyba raz w życiu. Pomóż mi proszę to założyć.- Poprosił Eabiosa mocując się z napierśnikiem.
Olbrzym wstał, podając strażnikowi najpierw buty. - Zakłada się je od dołu do góry, inaczej się przewrócisz. - wyjaśnił. - Twój brat nie może mieć mutacji. Wtedy nie wpuścili by go za mury. U nas to nielegalne...no, nie licząc Sychea, ale to nie jego wina. - Sychea był innym członkiem straży królewskiej, należał do gildii alchemików. Chłopak został zmutowany przez eksperymenty szalonej wiedźmy, więc traktowano to z przymrużeniem oka.
Ioan uśmiechnął się wkładając buty.
-Nie ten brat, Eabiosie. Jednym z moich licznych błogosławieństw jest posiadanie licznego rodzeństwa. Mam sześciu braci, mam nadzieję, że ojca jeszcze też.- Powiedział kończąc powoli wkładanie pancerza.-Cóż chyba powinniśmy już iść, jeszcze zakończą wojnę bez nas.- Powiedział do zbrojmistrza wskazując drzwi zapraszającym gestem.
- Mamy czas do wieczora, chociaż możemy się zacząć przygotowywać.
-W sumie...Chyba powinienem jeszcze zajrzeć do Rose. Jakoś wątpię by ktoś ją powiadomił, że jej narzeczony zaginął. Poza tym, chyba będzie lepiej jeśli to ja jej to powiem.- Powiedział Ioan, żegnając się z Eabiosem, po czym ruszył do Rose.
Rose była kobietą w kwiecie wieku. Dość delikatną, miłą, nieco zadziorną. Bardzo podobna do Nicklasa. Nadejścia Ioana nie spodziewała się. Strażnik złapał ją podlewającą kwiaty.
Kobieta uśmiechnęła się na jego widok. - Witaj. Przyszedłeś na herbatę? - spytała. - Nicklasa co prawda nie ma. Wyruszył na kolejne łowy.
-Muszę z tobą porozmawiać, ale lepiej będzie jeśli wejdziemy do środka i usiądziemy.- Powiedział Ioan, po czym wszedł za Rose do ich posiadłości. Zawsze lubił to co Nicklas zrobił z miejscem, było urządzone z wyraźnym smakiem, jakiego mało kto poszukiwałby u syna wioskowego pijaka, ale z drugiej strony przyjaciel Ioana, już dawno udowodnił, że po swoim ojcu nie odziedziczył praktycznie nic. Strażnik i Rose usiedli przy stole w kuchni.
-Nie ma łatwego sposobu, by to powiedzieć. Nicklas zaginął w czasie łowów. Pomyślałem, że będzie lepiej jeśli usłyszysz to ode mnie.- Powiedział Ioan patrząc Rose prosto w oczy.
- To brzmi dziwnie. - Rose wyglądała na wyraźnie i szczerze zaskoczoną tą nowiną. - Mam opal który łączy mnie z Nicklasem. Jakiś czas temu mówił mi, że wyprawa jest dużo łatwiejsza, i wróci z prezentem. Ostrzegał mnie tylko, że nie będzie w stanie się ze mną kontaktować. - wyjaśniła. Szybko wyciągnęła z jednej z swoich kieszeni ów kamień. Opal był specyficzny. Pozwalał na kontakt telepatyczny z właścicielem drugiego kamienia z pary. - Widzisz?
Ioan wyprostował się nagle, zaskoczony informacją.
-Muszę wiedzieć. Jak dawno się z tobą kontaktował? Wystarczy mi ilość dni.- Zapytał Stein.
- Półtorej tygodnia, to naprawdę zaledwie chwila.
Strażnik liczył na to, że Nicklas kontaktował się naprawdę niedawno, lecz nawet ten skrawek informacji coś mu dawał. Wyprawa była łatwa, to znaczy, że albo coś zdarzyło się w drodze powrotnej, lub nie zdarzyło się nic i to wszystko było jedynie spiskiem Roberta.
-Są dwie możliwości Rose. Albo Nicklas naprawdę zaginął, ale w to ciężko mi uwierzyć, jeszcze nie widziałem bestii, która byłaby w stanie zagrozić chłopakom, gdy byli razem, albo to wszystko sprawka mojego brata. W każdym razie jutro wyjeżdżam do Ronar, by to sprawdzić. Mam do ciebie jedną prośbę. Jeśli nie będzie mnie dłużej niż dwa tygodnie pójdź do Eabiosa i powiedz mu, że to Robert.- Ioan był pewny swoich umiejętności, nie bał się żadnej bestii, ani niczego co można było spotkać w Ronar, jedynym czego się bał był jego rodzony brat.
Kobieta wpatrywała się w niego dosyć zamyślona. - Dobrze. - przytaknęła, podsuwając mu...opal. - I weź go. Jeżeli masz szukać Nicklasa, może ci pomóc. - dodała. - Jeżeli nic mu nie jest, prędzej czy później się odezwie.
-Dziękuję.- Powiedział chowając opal do kieszeni,-Cóż, muszę się powoli zbierać, muszę się jeszcze przygotować do obrad. Przepraszam, że musiałem cię zasmucić moimi nowinami, ale jestem przekonany, że Nicklas jest cały i zdrowy, po prostu nie chciałem, żebyś dowiedziała się czegoś takiego z plotek.- Powiedział przytulając Rose na pożegnanie i wychodząc. Gdy tylko odjechał po za zasięg jej wzroku wyjął opal i spróbował skontaktować się z Nicklasem.
Odpowiedzi jednak nie było. Kamień był głuchy jak gdyby nie znajdował się w niczyim posiadaniu.
Ioan pokręcił głową w akcie rezygnacji. Ten dzień był coraz gorszy. W zasadzie jedynym co się udało była zbroja od Eabiosa. Nie krępowała ruchów tak jak pancerze, które robiono do tej pory. Strażnik skierował swojego konia w stronę zamku. Do wieczoru było jeszcze trochę czasu, w sam raz by napić się wina, aby rozluźnić się po takim dniu.
 
pteroslaw jest offline