Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2014, 21:10   #4
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Malie skrzywiła się i zmięłła list w dłoniach podrzucając go służce.
- Dziękuję, Auzy. Przekaż stajennemu by osiodłał mojego wierzchowca - rzuciła z przekąsem, po czym oparła głowę na ramieniu zamyślając się lekko.
- Dobrze, panno Malie - przytaknęła służka, kłaniając się nisko, by zaraz pospiesznie opuścić pomieszczenie.
Przestronny salon z widokiem na taras oraz znajdujące się za nim stajnie posiadał wysokie okna z otwartymi na oścież okiennicami które wpuszczały do środka ciepłą letnią bryzę. Drogie meble stanowiące wystrój wnętrza nie były zbyt nowe, jednakże wciąż odróżniały rezydencję Bigsworthów od tych należących do mniej zamożnej szlachty.
Dziewczyna po dłuższej chwili dopiła w końcu swoją herbatę, wstała i wyszła na taras, by nacieszyć się porannym słońcem. Jej krótkie rudy włosy falowały delikatnie na ciepłym wietrze.


Była niezbyt wysoka, jednakże noszony przez nią wysoki cylinder sprawiał że wyglądała na wyższą niż normalnie. Wysokiej jakości bawełna i farbowana skóra z których składała się reszta jej odzienia od razu wskazywały na szlacheckie pochodzenie. Ponadto przy pasie zamiast typowego miecza, czy też szpady nosiła nietypową broń zwaną pistoletem, którą sama opracowała kilka lat temu. Co prawda nie miała jeszcze okazji przetestować go w boju, jednakże w testach sprawdzał się znacznie lepiej niż typowe łuki i kusze.
Gdy tylko dostrzegła jak sporo młodszy od niej chłopaczek zdążył już osiodłać i wyprowadzić ze stajni jej wierzchowca, natychmiast ruszyła w jego kierunku.
- Dzień dobry, panno Malie... - rzekł nieco nieśmiało, gdy ta odebrała mu lejce i zwinnie wskoczyła na siodło.
- Cześć, Rricky. Możesz przekazać służbie że nie będzie mnie w domu prawdopodobnie do jutrzejszego poranka - odparła dziewczyna i nie czekając na odpowiedź uderzyła konia piętami pod boki, a ten zarżał głośno i ruszył brukowaną dróżką w kierunku głównej bramy rezydencji za którą znajdowała się alejka prowadząca ku centrum stolicy, gdzie też znajdowały się siedziby poszczególnych gildii. Tam właśnie miała zamiar udać się Malie na spotkanie z księżniczką. Sama nie przemyślała jeszcze zbyt dokładnie kwestii konktraktu, jednakże zdawała sobie sprawę że jej głos jako królewskiej gwardzistki był dość ważny w gildii techników. Postanowiła więc wysłuchać co Rubia miała jej do powiedzenia w tej sprawie.
Jechała konno dobre pół godziny. Ciężko jednak było nienawidzić tą trasę. Górna część miasta znajdowała się na stary murze, sprzed rozrostu stolicy. Na dole, widziała wiele małych, śmiesznych domków średniozamożnej szlachty. Niewielkie ogrody i krzątający się ludzie byli dość ciekawym widokiem. Nie była jednak artystką.
Dużo ładniejszy widok stanowiła jeżdżąca po starych murach lokomotywa, która na jednym przejściu przejechała jej drogę. Może pociągi nie były aż tak wygodne jak dobrze osiodłany koń, ale stanowiły świetne udogodnienie dla mniej zamożnej części miasta. Która potrafi znieść ściskanie się jak bydło w wagonie.

Gildia techników była budynkiem nie tyle szerokim, co wysokim. Składała się z trzech wież, każda była pełna pomieszczeń techników na górze, oraz hangarów na dole i pod sobą. Przez budynek gildii można było zejść schodami do dolnego miasta bez większych przeszkód.
Stajenny gildii odebrał konia Malie, zaś podczas swojej drogi na górę, dziewczyna otrzymała wiele powitań i kilka gwizdów. Nie każdy był dobrze wychowany.


Księżniczka oczekiwała przybycia swojej strażniczki. Była bardzo młoda, liczyła około 14 lat. Ubierała się na biało w suknię wypełnioną klejnotami, gwarantującą jej bezpieczeństwo.
Na stole znajdował się dzbanek z herbatą i ciasto. - Usiądź. - gdy królewna zaproponowała to natychmiast, miłym i nieco cichym głosem, Malie poczuła, że ta wizyta jest nieco nieformalna.
- Dziękuję za zaproszenie, Rubio - odparła uprzejmie rudowłosa, rozsiadając się wygodnie na wyściełanym aksamitem krześle. Do tej pory starała się nie wchodzić w drogę księżniczce, a ta rozmawiała z nią jedynie w oficjalnych sprawach. Nieco zdziwiło ją więc to zaproponowane przez nią nieformalne spotkanie. - Odpowiadając na pytanie z listu, miałam zamiar dzisiaj zrobić sobie dzień wolny, ale skoro trafiła się tak ważna narada, to chyba nie mam innego wyboru jak na nią przybyć. Choć zastanawia mnie jaka jest opinia króla odnośnie tego kontraktu. Nie wydaje mi się by twój ojciec miał ochotę go poprzeć.
- Wręcz przeciwnie. - zaprzeczyła, kiwając głową na poparcie słów. - To Rubius zaprezentował nam ten układ, do którego doszedł z Membrańskim dyplomatą. Ferramentia i tak dostanie większość zysków, a ludzie przestaną ginąć w boju. To dobry układ dla państwa.
- Nie byłabym tego taka pewna - odparła Malie, opierając łokcie na stole i splatając ręce na których oparła się podbródkiem. - Sama dobrze wiesz jak membrańczykom maniakalnie zależy na zdobyciu kopalni na własność. Obecnie mamy nad nimi przewagę liczebną i techniczną, a podpisanie takiego kontraku jeszcze bardziej umocniłoby naszą pozycję. Oddanie nam większości wydobywanych klejnotów byłoby równoznaczne z ostateczną kapitulacją z ich strony. Co prawda nie interesuje mnie zbytnio polityka, więc może ty mi powiedz: czy naprawdę sądzisz, że Amethystus zaakceptowałby swoją porażkę? Czy oddałby nam tak po prostu całkowitą przewagę ekonomiczną nie planując wykorzystać tego w jakikolwiek inny sposób?
- Czy wiesz, dlaczego Membra ma mniejszą ludność? - spytała księżniczka. - Chodzi o ich populację. W Membrze brakuje mężczyzn. Myślę, że oni po prostu nie mogą sobie pozwolić na wojnę. - stwierdziła Rubia. - Spodziewam się za to, że jeżeli jego sytuacja się ustabilizuje, to ponownie wykroczy nam na przeciw.
- To że nie są w stanie pozwolić sobie na otwartą wojnę, nie znaczy że nie planują przeciwko nam jakiegoś podstępu - zauważyła Malie. - Czy wspólne kopalnie oznaczają że nie będzie przy nich stacjonowało żadne wojsko i staną się obszarami neutralnymi, czy też będą dalej należeć do poszczególnych królestw, a tylko wydobyte z nich surowce będą odpowiednio dzielone?
- Wojska zostaną na miejscu. To przecież byłby absurd. - zaśmiała się księżniczka, jak gdyby propozycja Malie była dość...głupia. - Zresztą, opinia naszej gildii jest już stwierdzona. Zostało nam jedynie się dostosować, chyba, że potrafisz zmienić opinię większości stoważyszenia.
- Jak już mówiłam, nie interesuje mnie polityka, więc skoro król jest pewny swego, to nie pozostaje mi nic innego jak również go poprzeć - Malie uśmiechnęła się lekko, po czym wyprostowała się na krześle i założyła ręce za głowę. - Im szybciej skończy się ta nudna narada, tym lepiej dla mnie. Więc o jakiej to strategii myślisz? Domyślasz się które gildie zechcą sprzeciwić się podpisaniu kontraktu?
- Nie, ale na pewno nie będę darzyć ich repsektem. - Był to zwyczaj księżniczki. Jeżeli jakaś gildia sprzedziwiła się królowi, to modnym było jej wyzywanie. Nawet od zdrajców. - Myślę, że będziemy musieli odpierać ich argumenty na bierząco, ale dobrze, jeżeli za wczasu zastanowisz się nad tym, co daje nam ten kontrakt dobrego. - wyjaśniła księżniczka, wzdychając lekko.
- Chyba argumenty będą kierowane głównie do ciebie i do króla - stwierdziła rudowłosa dość obojętnym tonem, jak gdyby miała ochotę wymigać się od jakiejkolwiek odpowiedzialności za decyzję jej gildii. W końcu ona sama również miała wątpliwości dotyczące umowy i nie chciała wyjść na naiwną w razie gdyby Membra rzeczywiście szykowała na nich jakiś podstęp. - Jak przyjdzie mi do głowy jakaś dobra riposta, to się wtrącę, ale niczego nie gwarantuję. W końcu jestem technikiem, a nie dyplomatą.
- Słuszna uwaga, twoja rola jest ostatecznie reprezentacyjna. - Księżniczka nie zmuszała Malie do niczego. Rozumiała jej ostrożność. - A tak poza tym, mogę ci zadać nieco osobiste pytanie? - Księżniczka uśmiechnęła się, nalewając w końcu herbaty. Podsunęła swojemu gościu również ciasto.
- Nie mam nic przeciwko - odparła Malie, wzruszając ramionami, po czym chwyciła za widelczyk by spróbować wypieku, którym wydawała się wręcz bardziej zainteresowana niż zbliżającą się naradą.
- Widzisz...czas szybko mija. Nie nudzisz się samotnie? - pytanie było skodowanym etyką przekazem “jesteś starą panną, ożeń się.”, księżniczka nie wygląda jednak, jak gdyby chciała Malie obrazić. - Miłoby było, gdyby gildia rozkwitała.
- Nie bardzo - odpowiedziała bez wahania rudowłosa na pytanie księżniczki, nawet na moment nie przerywając zajadania się ciastem. Nie pierwszy raz zwracano jej na to uwagę i jak zawsze jej odpowiedź była na tyle rzeczowa na ile tylko było ją stać, choć może nie do końca zgodna z prawdą. - Jako królewska gwardzistka mam aż zanadto obowiązków żeby zajmować się tego typu sprawami. Ponadto królestwo rozwija się pod względem technicznym szybciej niż kiedykolwiek w historii i ja również mam zamiar przyłożyć do tego rękę. W takich warunkach nie mogę sobie pozwolić by myśleć o zakładaniu rodziny. Byłoby to nie fair nie tylko w stosunku do króla, ale również wobec poddanych królestwa, którzy w obecnych czasach oczekują po technikach znacznie więcej niż po jakiejkolwiek z pozostałych gildii.
- Ehh. - westchnęła królewna. - Po technikach. Straż królewska nie jest tak na prawdę częścią robotników gildii, tylko zamku. Nikt nie stawia wobec ciebie takich wymagań. - uspokajała księżna. Malie miała dziwne wrażenie, że jeżeli jej romans próbuje ułożyć sama księżniczka, wyplątanie się z tego może być dosyć trudne. - Słuchaj, widziałaś nasze pociągi, prawda? Chłopak który je zaprojektował jest dość młody, a samotny...mogłabyś go chociaż poznać. - zaproponowała. - Jak nie teraz, to nigdy.
Widelec z kawałkiem ciasta nagle zatrzymał się w drodze do ust Malie, której źrenice powoli przeniosły się z talerza na księżniczkę.
- Chłopak który je zaprojektował? - powtórzyła, a w jej głosie po raz pierwszy od początku rozmowy dało się wyczuć dziwne zainteresowanie, a nawet lekkie podekscytowanie. Widelczyk uderzył o talerz, a techniczka wyprostowała się powoli na swym krześle, po czym zrobiła głęboki wdech i wypaliła: - Trzeba było mówić tak od razu! Chętnie poznam kogoś takiego! Praca może poczekać. Mów zaraz jak on się nazywa i gdzie go mogę spotkać.
Księżniczka klasnęła w dłonie, wyraźnie zadowolona nową reakcją Malie.
- Roan Au. Możliwe, że będzie w swojej pracowni nawet teraz. Ale jeżeli chcesz być nieco bardziej subtelna, mogę was umówić na jakieś spoktanie. - zaproponowała. - Chociażby na herbatę.
- Herbata brzmi dobrze - pokiwała głową rudowłosa i uśmiechnęła się odrobinę szerzej niż powinna. Być może zainteresowało ją w chłopaku coś więcej niż tylko perspektywa romansu z osobą o podobnych zainteresowaniach. - Wybierz tylko dzień w którym król nie będzie mnie potrzebował i z przyjemnością się z nim spotkam. A jeśli chodzi o wieczorną naradę, to pomyślałam że mogłabym jeszcze dzisiaj odwiedzić pozostałe gildie, zamienić słówko z kilkoma starymi znajomymi, dowiedzieć jakie panują w nich nastroje i przekazać ci wszystko przed zebraniem żebyś wiedziała na kogo lepiej uważać.

***

Niespełna pięćdziesiąt minut później Malie wkroczyła do gildii alchemików, a w nozdrza jak zawsze uderzyła ją mieszanka wszelkiego rodzaju zapachów, która o mało nie przyprawiła jej o torsje. Wiedziała że strażnik królewski z ich gildii był obecnie na misji obrony jednej z przygranicznych kopalń. Zastanawiała się więc jakie też mogą mieć zdanie odnośnie de facto zawieszenia broni w wojnie z Membrą. Miała na szczęście wśród alchemików dobrego znajomego z dzieciństwa.


Luke Freeland był młodym alchemikiem który jako dziecko uczęszczał do tej samej szkoły co Malie. Od zawsze był uważany za cudaka, którego interesowały tylko najdziwniejsze rzeczy jakie tylko był w stanie odkryć, więc nic dziwnego iż wybrał sobie taką profesję. Z tego co wiedziała nie posiadał żadnych innych przyjaciół poza nią, jednakże nigdy nie wydawał się tym przejmować. Rzadko kiedy opuszczał swą pracownię, a Malie dobrze znała do niej drogę. Wolała więc nie zaczepiać żadnego z pozostałych alchemików, których spora część składała się z równie aspołecznych typów jak Luke.
Luke spojrzał na kobietę w drzwiach. Odwrócił się z powrotem do swojego stołu. Coś z czymś zmieszał, coś zapisał, i znów odwrócił. - Wejdź. Nic nie dotykaj. - podyktował dość mechanicznie. - Co się dzieje na królewskich dworach? - dopytał.
- Wiesz, to co zwykle. Wszyscy mówią o wojnie - odparła dziewczyna, wzruszając ramionami po tym jak weszła do środka i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. - Tym razem jednak o jej zakończeniu. Membra i Ferramentia zamierzają podzielić się swymi kopalniami. Ciekawe że przez tyle lat nikt nie wpadł na tak idiotycznie proste rozwiązanie, co nie?
- Nie chodziło o rozwiązanie, ale potrzebę. - stwierdził Luke. - Dla Membry wojna to sport narodowy. Bijemy się o kopalnie, ale poza tym, możesz do nich pojechać jako turysta. Nikt nie będzie sprawiał problemów. - zauważył, wertując w jakiejś księdze. - Ale wojna to drogi sport. Nie stać ich, więc się wycofują.
- A król Rubius zamiast wykorzystać naszą ewidentną przewagę, składa im propozycję zawieszenia broni - wtrąciła Malie, krzyżując ręce pod piersiami. Bynajmniej nie irytował ją pozorny brak uwagi ze strony rozmówcy. Dobrze wiedziała że był to dla niego typowy sposób prowadzenia konwersacji. - Nie wydaje ci się to podejrzane? Poza tym zawsze odnosiłam wrażenie że Membrańczycy prędzej wyślą na nas swą ostatnią chorągiew, niż zgodzą się zakopać topór wojenny.
- Nie nazywamy Membrańczyków barbarzyńcami, bo są żądni krwi. - sprzeczał się Luke - Nazywamy ich barbarzyńcami, bo są nieobliczalni. Nie byłbym pewny ani jednego, ani drugiego. - mężczyzna spojrzał na nią dość spokojnie. - Rubius się starzeje. Przez całe swoje panowanie prowadził wojny o kopalnie. Najpewniej stara się uniknąć bycia zapamiętanym jako "król wojny".
- Wciąż jednak wydaje się to niezgodne z ich charakterami - odparła Malie, dotykając jednym palcem policzka i przekrzywiając lekko głowę. - Gdybym była zwolenniczką teorii spiskowych, powiedziałabym że Membrańczycy znaleźli sposób na manipulowanie królem za pomocą swojej magii. No ale nie ma co wysnuwać tak naciąganych teorii. Wiesz już może jaka jest ostateczna opinia większości alchemików odnośnie tego całego kontraktu?
Luke...wzruszył ramionami. - Skrajnie niepewna. Ja bym chciał końca tej wojny. Ceny kamieni na rynku spadną drastycznie. Z drugiej strony, ciężej będzie znaleźć wymówki na eksperymenty, i zniknie popyt na środki lecznicze. Magowie zabiorą nam się za tyłek, jak nie będziemy mogli chować się za wojną. - było to wyjątkowo rozległe sprawozdanie jak na Luke'a. - Myślę, że ostatecznie jesteśmy przeciw. Ale nie mogę dać ci pewności.
- A król nigdy nie wyłoży funduszy na budowę armii golemów - westchnęła Malie lekko zawiedziona. - No ale jeśli rzeczywiście spadną ceny klejnotów, to będzie mnie stać na więcej własnych wynalazków. Coś za coś. Poza tym powiedziałam już księżniczce że poprę ją na obradach, więc przynajmniej jesteśmy po tej samej stronie barykady - dziewczyna już miała zamiar się pożegnać, gdy nagle sobie o czymś przypomniała. - A tak w ogóle, to udało ci się już odkryć coś co nadawałoby się na paliwo dla mechów? Może chociaż jakieś pogłoski? Przepisy ze starych manuskryptów? Cokolwiek?
- Nie powinnaś wspierać królewny. Musisz. - Luke nie do końca rozumiał frywolność Maxie, która ze wszystkich strażników, była chyba najbardziej zrelaksowaną. - Nic a nic. Chyba. Może. Nie jestem pewien. Ciągle coś znajduję, a potem nic z tego nie wychodzi. Póki nie odetną mi funduszu to może coś z tego wyjdzie. - osądził patrząc na diament na środku biurka. - Przydałaby mi się pomoc maga. Ale wtedy mogą na mnie wpaść kaznodzieje. Nie będę ryzykował. - zaśmiał się.
- Maga... - zastanowiła się na głos dziewczyna. - Cóż, z tym rzeczywiście może być ciężko. Małe na to szanse, ale jeśli znajdę jakiegoś zaufanego czarodzieja, to dam ci znać. Może jak powiem któremuś że chcemy opracować nowe paliwo po to żeby oszczędzać klejnoty, to uda się któregoś przekonać? Sama się tym zajmę. Nie ma powodu żebyś narażał swój tyłek, a królewskiej gwardzistce i tak nie podskoczą - stwierdziła z pewnym siebie uśmiechem. - W takim razie miłej pracy. Pójdę zobaczyć jeszcze co u Neda, więc do zobaczenia - pożegnała się, po czym szybkim ruchem otwarła na oścież drzwi i wyszła na korytarz.
 
Tropby jest offline