Stolica
Przy wyciosanym z kamienia okrągłym stole zasiedli liderzy prawie szystkich gildii. Na samym środku stołu stała butelka wina otoczona przez srebrne kielichy, i jeden złoty.
Czas mijał w spokoju, drażniąc milczące zgromadzenie. Król Rubius w końcu podniósł się z tronu. Jego ruchy były delikatne, dyplomatyczne. -
Z racji nieobecności lidera gildii magów na obradach, opinia gildii magicznej zostanie po raz czwarty z rzędu zostanie zignorowana. - obwieścił wszem i wobec. -
Proszę teraz o rozpoczęcie obrad w sprawie podpisania umowy o sojusz z Membrą. Niech wyrazi się wpierw strona odwoławcza.
Dwumetrowa postać lidera gildii zbrojmistrzów, Eabios, powstała z miejsca, w chwili gdy Król ponownie zasiadał na swoje. Spojrzał na moment na swojego strażnika Ioana, po czym ponownie na zgromadzonych. -
Zakończenie wojny w której posiadamy tak ogromną przewagę wydaje się na ten moment poważną stratą. Jesteśmy w stanie osłabioną Membrę podbić. Gdyby tego było mało, gildia zbrojmistrzów nie zgadza się na podpis traktatu z uwagi na zyski majątkowe jakie niesie gospodarka wojenna. - wyrecytował. - [/i]Czy ktoś mnie popiera?[/i]
Rękę podniósł jegomość o bladej cerze i włosach oraz czerwonych oczach. Był ubrany w niezwykle wykwintny strój, na stole przed nim stał jego kapelusz, a w prawej ręce miał laskę zakończoną jakimś kamieniem szlachetnym. Uśmiechał się, a jego twarz zdawała się być niezwykle żywotna.
Mężczyzna ten był liderem gildii alchemików. Dość popularnej w kraju siostry gildii techników, dwóch wielkich gildii nauk.
Eabios skinął głową -
Oddaję głos, panie Arens Amans. - rzekł, siadając.
-
Gildia Alchemików również faworyzuje rynek wojenny. Oraz przede wszystkim rozwój technologii jaki wojna zapewnia. Mimo walki z tak niedorozwiniętym narodem jak Membra, każdego roku pojawia się coraz to więcej inwencji twórczych z rąk naszych techników i alchemików. Jeżeli możemy zdobyć pełne panowanie nad Membrą, nie widzę powodu aby się od tego odwołać. - oznajmił spokojnie, uśmiechając się w stronę Eabiosa.
-
To interesujący punkt widzenia.
Tym razem odezwała się przewodnicząca gildii Artystów. Lilia Lin była średniego wzrostu kobietą o różowych włosach. Jej szaty wydawały się lekko nietypowe. Artyści często wyróżniali się w tłumie. Jej ton był nieco ostry. Zwłaszcza, że Lilia była znana jako dość delikatna i wstydliwa osoba, chowająca twarz za wachlarzem.
-
Od kiedy to w oczach naszego królestwa, ważniejszy jest obrót gotówki, niż życie mieszkańców, a nawet osób innej rasy? - zapytała. -
Membra to dość unikatowa kultura, o którą powinniśmy zadbać.
Król pokiwał głową na boki. -
Proszę o spokój, panno Lilio. Jesteśmy tutaj w celu dyskusji, nie porwokacji strony durigej.
-
Ahh, polityka jest ciężka bez wsparcia. - mruknęła kobieta, na co odparł Arens, również bez swojego strażnika. -
Rozumiem ten ból.
Z miejsca powstała królewna, Rubia Cears, która jako jedyna przybyła na zebranie z aż dwoma pomocnikami. -
Z kolei gildia techników nie wspiera ekonomii, ani postępu badawczego jaki rzekomo ma dostarczać wojna. W przekonaniu techników gildii, postęp przychodzi z talentu i mądrości, nie zaś przelewania krwi.
Król przytaknął, a księżniczka usiadła. Dopiero wtedy Rubius podniósł głowę w stronę strażników, którym nie dane były nawet krzesła na obradach. -
Proszę królewską gwardię o wypowiedzenie się. - rzekł.
Pogranicze
-
I niby jak pokonałaś strażnika z Ferramentii od tak, w lesie?
-
Przechodził przez las z jedną chorągwią, sam na nas wpadł. Przypadkiem chyba. To ich zarżnęliśmy.
-
Nie wmówisz mi, że był taki słaby.
-
Nie był, nie był. Ale użył na swojej skórze jakiejś magii, więc mogłam użyć telekinezy. Wiesz, tak jak mi to z jajkiem tłumaczyłeś....Nie mogę pchnąć białka, ale mogę skorupę.
-
Tu chodzi o manę. Ludzka cię odpycha. Naturalna nie.
Sychea powoli otworzył oczy. Skóra go piekła, a głowa była obolała. Przez chwilę myślał, że stracił wzrok. Ale po prostu się ściemnia. Nie mógł się zbytnio ruszyć, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, poza tym nadgarstki obcierały się o jakąś linę. Mógłby ją rozplątać...trochę by to jednak zajęło.
-
Pa, ta suka wstaje. - śmiech Mystii odbijał się w jego głowie jak echo.
Gdy strażnik podniósł głowę, dostrzegł mury, za którym wcześniej sypiał. Na szczycie stali strzelcy, oraz Emea.
Spojrzał na boki, dostrzegł Mystię, i kogoś jeszcze.
Asmondes Auron. Wysoki mężczyzna w czarnym wojskowym płaszczu, obwieszony łańcuchami, z metalową maską na twarzy. "Rywal" Emeii, oraz najbardziej doświadczony generał wojska Membry.
Nie wydawał się specjalnie zainteresowany Sychea. Patrzył prosto na Emeę. -
Chłopak za kopalnie. - rzekł w prost.