Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2014, 15:20   #20
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Noc minęła im spokojnie. Duża ilość wypitego alkoholu i pełne brzuchy zrobiły swoje, spali jak dzieci. Obudził ich o świcie rycerz Groubert. Ponieważ był dość ponurego usposobienia i w przeciwieństwie do śmiałków nie pił poprzedniego dnia alkoholu podszedł do kwestii wstawania bez zrozumienia. Brutalnie potrząsając i ściągając z nich nakrycia sprawił, że wszyscy wkrótce znaleźli się na nogach, choć bez entuzjazmu.

Po zejściu na dół zastali wyraźnie załamanego karczmarza.

- Takie nieszczęście, takie nieszczęście...-powtarzał w kółko do siebie.

Zapytany co się stało załamał ręce i prawie szlochając powiedział.

- Dzisiaj znalazłem w jednym z wolnych pokoi zwłoki jednego z gości. Tyle lat prowadzę tą karczmę i nigdy coś podobnego się nie zdarzyło aż do wczoraj. Musieliśmy posłać po kogoś od naszego pana Erica de Aragon żeby zdecydował co zrobić. Może będzie potrzebne śledztwo. Kompani tego zamordowanego zmyli się jeszcze w nocy. Takie nieszczęście...

Powtarzając te dwa słowa udał się na zaplecze. Przysłał jednak dziewki służebne, które przyniosły po kuflu piwa i misy ze strawą. Karczmarz był słowny, nie policzył za śniadanie ani grosza.

Po posiłku nie pozostało nic innego jak ruszyć w dalszą drogę. Rycerz Groubert naciskał na jak najszybsze wyruszenie. Widać misja, którą powierzył mu książę bardzo mu ciążyła. Nie przepadał za śmiałkami i wcale tego nie krył.

Pogoda na szczęście była piękna. Po wczorajszej burzy pozostały w koleinach na drodze kałuże. Powietrze pachniało wilgocią i wonią kwiatów. Jedynie Degnir narzekał na trudy konnej wędrówki. Telepanie się na końskim grzbiecie było dla nieprzyzwyczajonego do tego krasnoluda istną mordęgą.

Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi na horyzoncie zauważyli samotną wieżę.

- Wieża Auferica. Chwała Pani Jeziora! Jedziecie tak niezdarnie i wolno, że myślałem, że nigdy nie dotrzemy przed zmrokiem.


Te słowa Grouberta były jedynymi jakie wypowiedział od momentu wyruszenia.

Po około pół godzinie dotarli na miejsce. Wieża choć wiekowa była dobrze utrzymana. Widać było, że załoga posterunku dba o wszystko. Budowla stała na wzgórzu a jej szczytu widać było inne posterunki kordonu. Obok był niewielki garnizon dla oddziału chłopskich łuczników i kilku zbrojnych załogi. Na spotkanie podróżnych wyszedł rycerz Auferic od którego wieża miała swoją nazwę.


Sprawiał wrażenie sprawnego żołnierza i dobrego człowieka. Gdy drużyna zsiadła z koni ukłonił się nieznacznie i powiedział:

- Witajcie w mych skromnych progach. Dzisiaj już nie ma sensu jechać dalej. Do najbliższych osad po mousillońskiej stronie jest dzień marszu. Przenocujecie tutaj i rano ruszycie dalej.

Na znak Auferica żołnierze zabrali ich konie do stajni, sam rycerz zaś gestem zaprosił wędrowców do wejścia do środka.

Groubert skinął tylko głową Aufericowi, zawrócił konia i bez słowa pożegnania ruszył szybkim kłusem w drogę powrotną. Widać nie chciał nocować w bliskości Mousillon.

-Zapraszam, zapraszam w me skromne progi. To co dzisiaj zjecie i co wypijecie będzie ostatnim normalnym posiłkiem przed wyruszeniem do tego przeklętego księstwa. Tam ludzie żywią się tylko żabami i ślimakami, bo jedynie to można znaleźć na bagnach pokrywających Mousillon. Z powodu bagien też nie daję wam koni. Nie ma tam pastwisk na których mogły by się paść, zaś miejscowi ludzie tylko by patrzyli, żeby je ukraść i zjeść.

Cały czas mówiąc zaprowadził ich na piętro wieży do sporej komnaty. Tam posadził ich przy stole i uraczył kielichem zacnego wina. Czekając, aż pełniący służbę przy kuchni żołnierze doniosą jedzenie, Auferic zaczął snuć opowieść o Mosillon.

- Mosillon ponoć nie miało już szczęścia w czasach Laundina. Bez przerwy było nękane przez nieumarłych i choroby, jednak przynajmniej było częścią królestwa. Niestety po zdradzie Maldreda zwanego nikczemnym to się zmieniło. Maldred ostatni książę Mosillon, sprawował władzę na dworze, który zaraz po królewskim był najbogatszym w całej Bretonii. Przy boku władcy jaśniała uroda jego pani, zachwycającej Malfleur, damy o jasnej cerze i śmiałej w słowach. Była znana w całym kraju ze swej krasy, a mówiono także, iż książę polega na zdaniu niewiasty bardziej, niż to było przyjęte. Maldred stawiał marmury w miejsce ruder, ozłacał kaplice Pani i przywrócił chwałę Mussilon. W swym zamku zgromadził damy dworu o niezrównanej urodzie i każdy rycerz, którego zaprosił, mógł czuć się zaszczycony, jako że nikt nie uhonorował gościa bardziej wystawną ucztą ani piękniejszą pieśnią niż Maldred z Mousillon.

Pewnego dnia sama czarodziejka została zaproszona na dwór Maldreda. Raczyła uczynić mu ten zaszczyt i przybyć ze względu na liczne pomniki, jakie wystawił ku chwale Pani Jeziora. Wielu zuchwalców zastanawiało się wtedy na głos, czyja uroda - Malflour czy Czarodziejki - zabłyśnie mocniej na tym spotkaniu?

Ale niestety! Cóż za hańba! Nie było to szczere zaproszenie, ale podły podstęp, i nie pięknem przyszło się tam cieszyć, lecz potępić niegodziwość gospodarzy Mousillon. Potrawy na uczcie zostały zatrute jadem, który sprawił, że Czarodziejka zapadła w sen przypominający śmierć. Uwięziła ją straszna magia Malflour - ponieważ Czarna pani z Mosiilon była tak naprawdę niecną czarownicą. Tak wyszedł na jaw nikczemny plan Maldreda. Pragnął on tronu Bretonii i teraz rozgłaszał wszem i wobec, że Czarodziejka i cały leśny lud opuścili prawowitego króla. Kiedy nawet najbardziej niezłomni i wierni rycerze zaczęli podejrzewać, że łaska pani jeziora odwróciła się od władcy, Maldred wystąpił z żądaniem tak podłym, że nigdy wcześniej ani później nie splamił się czymś takim żaden rycerz. Stwierdził mianowicie, że posiada Graala wręczonego mu przez Panią i zażądał korony!

Kłamstwa Maldreda były tak bezwstydne, że żaden prawy rycerz nigdy nie dał im wiary. Nazwano Maldreda Szalonym, Nikczemnym, Zdrajcą Graala. Fałszywy kielich, który wyczarowała dla niego Malfleur i który niósł przed sobą jako prawdziwego Graala, nie uchronił go przed najazdem wojsk prawowitego króla. Maldred miał jednak poparcie szlachty z Mousillon, oszukawszy jednych, a przekupiwszy drugich. Poparło go także wielu rycerzy, którzy oddali swe serca złu, a pragnienie władzy i bogactwa przesłoniło im zasady rycerskiego kodeksu. Stolica księstwa została okrążona i rozpoczęło się straszliwe oblężenie. Królewscy zbrojni atakowali dzielnie, ale mury były mocne. I wtedy o najstraszliwsza z hańb! Klątwa z pełną mocą uderzyła w Mousillon, zabijając obrońców i atakujących pospołu. Plaga czerwonej ospy rozprzestrzeniła się w mieście z dużo szybkością i potworną siłą. Niektórzy mówią, że woda z Grismerie nigdy do końca nie zmyła smrodu, który podniósł się wtedy z gnijących ciał.

Maldred i Malfleur, podobni do siebie w podłości i szaleństwie, zamknęli się w książęcym pałacu i ucztowali z zapamiętaniem, w szale obżarstwa ostatecznie przestając być rycerzem i damą. Świętowali dniami i nocami, pili i tańczyli oraz słuchali sprośnych piosenek śpiewanych im przez starą rajfurkę nawet w chwili, gdy śmierć zawitała na ulice wokół zamku. Czerwona ospa, najstraszniejsza z chorób, zabiła każdego mężczyznę, każdą kobietę, każde dziecko i każdego psa w mieście, od tego czasu zwanego Miastem Przeklętych. Kiedy zaraza ustąpiła, królewskie siły weszły przez bramy, lecz znalazły tylko sterty trupów. A w książęcym pałacu, wciąż przystrojone w odświętne szaty, spoczywały zwłoki Maldreda i Malfleur i członków ich dworu, leżących tam, gdzie śmierć zaskoczyła ich podczas tańca. Ponoć na ich ciałach nie było śladu choroby, a tym, co ich naprawdę zabiło, była gorsza nawet od zarazy trucizna zdrady, pożerająca nie ciało, lecz duszę.

Tak odeszli Maldred zdrajca i Malfleur, Czarna Pani z Mousillon. Król był tak zasmucony, widząc upadek niegdyś wspaniałego domostwa Laundina, że przeklął tą ziemię i oświadczył, że światło Pani już nigdy więcej nad nią nie zaświeci. Uwolniona z więzienia przez dzielnego rycerza Czarodziejka poparła tę decyzję i ogłosiła, że nieszczęsne Mousillon nie będzie miało od tej pory księcia, a wszystkie pozostałe księstwa Bretonii przestaną uznawać te ziemie za należące do ich kraju. Przez długi czas Mousillon cierpiało niedolę w niełasce, a teraz ostatecznie popadło w ruinę, żaś jego obywatele stali się przeklętymi wyrzutkami, niechcianymi pod wspólnym sztandarem królestwa.

Ale klątwa trwa nadal. Obawiam się, że przetrwa dłużej niż my będziemy żyli, ponieważ jest zmazą na tym kraju, a Grismere stała się zbyt ospała i brudna, żeby ją zmyć. Grasują tam bandy nieumarłych i zwykłych rzezimieszków, rozprzestrzeniają się zarazy ciała i duszy.

To tyle historii.


Auferic uśmiechnął się do gości zdając sobie sprawę, że tak długi wywód mógł ich znudzić, sądził jednak, że był konieczny by zdawali sobie sprawę z tego co ich czeka. Tymczasem przyniesiono strawę. Była skromna, bo w końcu to nie gospoda tylko żołnierska stanica.

Jedząc, rycerz ciągnął swoją rozmowę o Mosillon dalej.

- Właśnie z tych powodów Mosillon otoczone jest sanitarnym kordonem ochronnym. Jeśli się tam wybieracie nie zapomnijcie o jakimś kociołku w którym będziecie gotować wodę. Picie nieprzegotowanej wody z bagna to pewna śmierć w męczarniach. Jeśli nie macie żadnego na wyposażeniu mogę wam jeden wypożyczyć. Ludzi z Mosillon łatwo poznać gdyż każdy niemal obdarzony jest jakimiś deformacjami. A to dodatkowe palce, a to błona pławna między palcami stóp. Sami się przekonacie. Musicie też wiedzieć, że w Mosillon rządzą zabobony. Jednym z nich jest na przykład wielka maciora z Grismerie. To legendarna wielka świnia, która ponoć nie tylko mówi, ale nawet czaruje i lata. - Rycerz zaśmiał się na głos- Tak, tak... bieda, zabobon i choroby panoszą się w utraconym księstwie. Droga, którą ruszycie w głąb Musillon zaprowadzi was do rozwidlenia. Tam się rozgałęzia i prowadzi do dwóch wiosek leżących po obu stronach bagna. Te wioski to Craecheur i Puanteuere. Jeśli Gduido le Beau ruszył do Mousillon to przez którąś musiał przejeżdżać. Ma nad wami sześć dni przewagi. To chyba wszystko. Jeśli macie do mnie jakieś pytania to śmiało mówcie, nie krępujcie się.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 05-07-2014 o 15:27.
Ulli jest offline