Krasnoludy, pozostawiając swoich ludzkich sojuszników za sobą, pognały w krzaki. W ciemno, nie wiedząc co znajduje się po drugiej stronie, ani w jakiej liczbie. Ryk Drugi rozległ się echem po ruinach, powodując że z drzew zerwały się ptaki, kracząc i łopocząc skrzydłami. Krasnolud przebił się niczym taran przez zarośla, stając twarzą w twarz z trzema gigantycznymi odyńcami.
Dziki były co najmniej jego wzrostu, porośnięte ciemną szczeciną, z malutkimi oczkami i wielkimi, mającymi długość łokcia szablami. Olbrzymy podniosły zakrwawione pyski znad rozkładających się trupów koni, na których żerowały i zwróciły masywne łby w stronę szarżującego krasnoluda. Ten uderzył znad głowy w najbliższego odyńca, ale cios okazał się niezbyt silny. Bardziej rozwścieczył zwierzę niż spowodował jakieś szkody w jej zdrowiu. Za Drugą z krzaków wybiegł Balin, atakując drugiego z trzech dzików. Topór zawył w powietrzu, uderzając w czaszkę zwierzęcia. Skołtuniona, brudna i pokryta warstwą błota szczecina oraz niezwykle grube kości powstrzymały ostrze, które nie spowodowało niczego więcej nad upuszczenie krwi odyńcowi.
Gigantyczne dziki nie miały zamiaru uciekać. Rozwścieczone faktem, że przerwano im posiłek i zachęcone perspektywą spożycia świeżego mięsa, z kwikiem ruszyły na krasnoludy. Druga został zahaczony przez kieł dzika, ale jego solidna zbroja wytrzymała. Balinem, gdy odyniec z impetem wbił mu się głową w brzuch aż zarzuciło. Krasnoludzki duchowny jęknął i stracił oddech. Zgiął się w pół, walcząc z bólem i usiłując odzyskać kontrolę nad oddechem.
Czekający w napięciu ludzie słyszeli tylko dochodzące z zarośli odgłosy walki. Zarośla skutecznie odgradzały ich od pola bitwy i uniemożliwiały dostrzeżenie tego, co działo się z krasnoludami.