Oswald przysiadł się do Luisa.
– Z chęcią przyjmę zaproszenie i skosztuję wina. Powiedział moszcząc się i opierając o siodło.
– Z win preferuje młode i słodkie, ale nie wzgardzę i szlachetniejszym trunkiem. Choć po prawdzie to piwa bym się napił. Ciemnego jak noc i mocnego jak sam skurwysyn. Powiedział zaczepnie, jakby specjalnie na przekór słowom Luisa o manierach i pociągnął spory łyk uśmiechając się.
– Od wygód odwykłem już dawno, zwyklem na szlaku, w siodle i na ziemi, ale idzie przywyknąć. Życie w wygodach rozleniwia tylko człowieka, choć z pewnością jest przyjemne. Zamyślił się Oswald.
– Co do herbu to z pewnością o nim nie wspominałem, bom nie mówił wiele o przeszłości. Ale nie jest to żadna tajemnica. Tu wziął swój miecz i wysunął go nieznacznie z pochwy pokazując Luisowi herb znajdujący się parę cali nad jelcem.
W świetle ogniska widać było inkrustowaną, mosiężną tarczkę o jednolitym polu na której znajdują się trzy ptaki. Jeden siedzi u dołu, a dwa unoszą się w górnej części.
- Pole jest czerwone, a klejnot to ptasia głowa. Nosi nazwę Trzywron, a moje pełne nazwisko to Van Den Bosch. Nie używam go na co dzień jednak bo nie ma takiej potrzeby. Ułatwia mi to pracę i kontakty z ludźmi. Wyjaśnił Otto i odłożył broń na bok, opierając ją o siodło.
- Koniec końców czy szlachcic, czy chłop krwawi tak samo i każdy z nich umiera podobnie. We krwi i gównie, ot proza życia. Wzruszył ramionami.
- Co do heraldyki to można by i trzy noce rozprawiać ale nie będziemy teraz zamęczać takimi tematami innych. Przyjdzie czas i na takie rozmowy.
Gdy Luis wspomniał o wizycie u szlachcica któremu podlega pobliska wioska Oswald poparł go niemal natychmiast.
– Dobra myśl. Jeśli uznano by nas za intruzów czy banitów mogło by być to... problematyczne. Chwilę szukał odpowiedniego słowa.
– Jakubie, jak wygląda herb waszego szlachcica? Co na nim wymalowane jest? – Z tego co pomnę to czerwono zielony jest. W kratę. U góry dąb, a u dołu chyba wilka ma. Więcej nie pomnę Panie. Zamyślił się Jakub drapiąc po czuprynie.
– Akurat nic ten herb mi nie mówi. Widocznie pomniejszy szlachetka, albo ktoś zupełnie nieznany mi. Co też nie jest niczym niezwykłym. W pobliżu wielkich miast wielu takich. Zakończył Oswald.
Po chwili na słowa Karla odpowiedział:
– Nie sądze. Te bestie nie zakradają się po cichu żeby wykradać pacholęta. Jeśli przychodzą to wycinają wszystkich w pień i palą domostwa do gołej ziemi. A robią to szybko i brutalnie. Ci których wygubiliśmy parę dni drogi stąd wyglądali jak samotna grupka. Jeśli było by ich więcej w okolicy to połączyli by się pewno w stado i już dawno wysrali nasze resztki. Szczęścia dużo wtedy mieliśmy.
A co do tych zniknięć to w tym musi być jakiś cel. Ktoś z pewnością zadaje sobie dużo trudu z tym wszystkim. A co do szlachcica... Oswald spojrzał Karlowi w oczy.
– Możesz się mylić. To co powiedziałeś faktycznie zdarza się. Czasami. W większości jednak szlachcic dba o swoje ziemie i chłopów. Ma on obowiązki wobec nich, których musi przestrzegać. Gdyby większość była taka jak to opisałeś to całe to imperium zdechło by już dawno. Większość znich to gospodarze dbający o swoje ziemie. Im lepiej w ich dziedzinie się dzieje tym oni bogatsi przeca, a kto bogatszym nie chce być? Zakończył przydługą przemowę pytaniem lecz nie czekał odpowiedzi tylko zmienił temat.
- Miał bym prośbę. Obudź mnie przed końcem Twojej warty przed świtem jeśli sam nie zdołam wstać. ***
Warta z Hagromem mijała spokojnie. Nic niezwykłego, jak też przewidywał Oswald się nie działo. Las ciemny i spokojny, od czasu do czasu dało się słyszeć świerszcza który najprawdopodobniej zapomniał że już noc i nie czas na granie, a to w oddali zahuczała sowa.
Siedzieli poza kręgiem światła wyznaczanym przez tlące się ognisko. Żeby nie być widocznym z oddali, oczom dać chwilę na przyzwyczajenie się do ciemności i nie budzić innych rozmową.
Kiedy Hagrom zagadną go o cała sytuację i wspomniał skaveny Oswald zamyślił się na chwilę.
- Warto się temu przyjrzeć. Skoro lokalny szlachetka zajmuje się tą sprawą to pewnie można będzie liczyć na zapłatę w monecie w razie schwytania sprawcy. A co do skavenów to nie znam się na nich za dobrze. Słyszałem i czytałem o nich trochę swego czasu ale też nie walczyłem z nimi za dużo. Co najwyżej w mniejszych potyczkach. Ot tchórzliwe bestie wolące uciekać i kryć się po norach. Powiedział przyciszonym głosem, po czym dodał.
– No ale koniec tej gadaniny, trza nam się skupić na warcie. Dzięki za rozmowę Hagromie.